jardin des tuileries

-jasne-uśmeichneła sie- wiesz... zwłaszcza na ciacha xP

zaśmiała się. - okeej. uśmiechnęła się. - to ja lecę. pocałowała ją w polika i powiedziała, że jeszcze się odezwie, pomachała jej na pożegnanie i poszła.

pomachałą za nią i sam też poszła.

zaspany jim leżał pod pomnikiem i aktualnie się przeciągał, dziękując bogu że nie zgarnęli go jacyś przesadnie uprzejmi policjanci. usiadł i podrapał się w kark.

a ona usiadła ileśtam metrów dalej, z papierosem i w malinowym berecie, nerwowo kopiąc czubkiem buta w żwirze i zamyślona zupełnie, czując w ustach metaliczny smak krwi, bo znowu, cholera, okropnie pogryzła wargi. i bolała ją głowa i wszystko.

-ej - mruknął, siadając obok kiedy w końcu ją zauważył. zmierzwił i tak potargane włosy i uśmiechnął się jakoś tak przepraszająco, czy coś. tak sobie teraz myślę, że miał szczęście iż nie zamarzł, w końcu chyba jeszcze jest zimna i te sprawy, ale jak już parokrotnie wspominałam to paryskaelita, tu wszystko się może zdarzyć. a może po prostu jim byl zbyt naćpany, żeby w ogóle zauważyć, że jest niemal siny? też możliwe.

spojrzała na niego i w zasadzie zwątpiła, ale jednak, hm, cieszyła się, że go widzi, uświadamiając sobie, że pewnie przespał tu pół nocy, i to z jej winy, w końcu w zasadzie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. naprawdę miała wyrzuty sumienia, chociaż może zasłużył, hm, ale to nie podła margo, miała chyba, koniec końców, zbyt dobre serce.
-żimi-jęknęła, przykładając wierzch dłoni do jego bladego policzka-jadłeś coś w ogóle? ; d<3.

-ee, nie. nie byłem głodny - wzruszył ramionami, czując się tak jabym wpadł w sidła matki. nie zaraz, jego matka chyba też już nie żyła. zresztą sam nie wiedział. oparł głowę na jej ramieniu i przymknął oczy, czując się w zasadzie dobrze. chyba po raz pierwszy od dłuższego okresu czasu.

-chodźmy do domu, co?-zrobiło jej się tak okropnie żal, jego, ich, całej tej chorej sytuacji,że przez moment zabrakło jej siły, żeby nawet go przytulić, ale w końcu jej potrzebował, tak? w końcu miała ta swoją wymarzoną rolę matki teresy pod ręką. otóż to, matka kurwa teresa. oblizała spierzchnięte usta-chodźmy do domu, żim.

-ja nie mam domu - mruknął pełnym goryczy tonem xd i uciekł rzucić się z wieży ajfla.