champs-elysées

szła aleją, pijąc jakieś dziwne smoothies, słuchając z ajpoda the academy is. ubrana była w jakąś czarną sukienkę i miała fajne czerwone podkolanówki.

czerwone podkolanówki capri przyciągnęły jego uwagę, aczkolwiek z odległości jaka ich dzieliła nie miał pojęcia że to ona. w zasadzie nigdy by tak nie pomyślał, capri była raczej fanką ugrzecznionych komplecików. a w każdym razie stonowanych kolorów.
co do stroju miles'a, były to ciemne zsunięte nisko rurki i koszula w drobne biało-niebieskie paski. miał także skórzany pasek bossa z dużą klamrą. i szedł z rękami w kieszeniach, podśpiewując pod nosem girl, beatlesów.

teraz słuchała belle and sebastian 'i'm a cuckoo', ssąc napój przez słomeczkę. spowodowało to zassanie policzków do wewnątrz (?) i nieśmiały uśmiech, gdy wychwyciła zainteresowanie jakiegoś mijanego chłopaczka.

-capri? - zakrztusił się jej imieniem, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało i stanął jak wryty, aczkolwiek jeszcze mu nie stanął - huh, nie poznałem cię! - dodał po chwili, przeczesując włosy palcami i kładąc rękę na karku.

- majls? - odwróciła głowę, zauważając przyjaciela. - dobry wieczór. - powiedziała z uśmiechem i podeszła do niego, żeby pocałować go w policzek. - mieliśmy dzisiaj iść do babci. - dodała z wyrzutem. i podarowała sobie 'twojej', bo jakoś niechcący jego babcia stała się poniekąd babcią capri. mentalnie, rzecz jasna.

-tak? - zapytał, patrząc na nią nieobecnym spojrzeniem. zmarszczył brwi i zastanowił się nad tym co powiedziała - faktycznie! mieliśmy, zapomniałem. przepraszam, capri. innym razem - i w tym momencie wymyśliłam iż majls będzie roztrzepany jak tu są kropki, bo doczytałam się że ich też nie można używać majls.

- hm, aha. - odpowiedziała, dopijając smoothies i opierając się o słup, ten taki okrągły, z reklamami. patrzyła uważnie na majlsa, zastanawiając się w głębi, dlaczego zapomniał. hyc hyc, a to ci niespodzianka, chyba się domyślala, że niewinność capri nie pozwoliła jej tego powiedzieć.

już drugi raz była przekonana, że uprawiał dziki i namiętny seks na swojej kanapie w salonie. a wcale nie, bo miles pisał jakąś ważną pracę na zaliczenie z historii, więc zarywał noce i teraz miał wory pod oczami co jednak nie umniejszało jego seksowności. potarł kciukiem o czubek nosa i spojrzał na nią przepraszająco, bo naprawdę było mu głupio. bo był wyjątkowo człowieczym człowiekiem. można tak powiedzieć? hm
-capri - złapał ją za ramiona, ale nie potrząsnął - obicuję, że pójdziemy. byłem zajęty..

- no okej. - wzruszyła ramionami, obojętnie patrząc na majlsa i zassysając resztę smoothies. - hej, majls, przecież jakaś cnotliwa 16latka nie będzie ciebie w żaden sposób ograniczać. - wysiliła się na uśmiech. - bylam dzisiaj u niej. - w domyśle u babci, jakbyś zgubiła wątek. - oddalam książkę. - wyrzuciła do kosza plastikowy kubek.

-o - był tylko zaszokowanym facetem, wybaczcie mu brak motywacji na spłodzenie jakiejś bardziej elokwentnej wypowiedzi. czy ten bełkot intelektualny jest godny elity? iks de - huhu - potarł dłońmi kark i stanął w rozkroku - nie musiałaś, naprawdę. przecież jutro.. - urwał i spojrzał na nią, marszcząc brwi - coś nie tak, capri? - nigdy nie robiła mu wyrzutów ze względu na wiek i swoją cnotliwość, którą uwielbiał.

- nie. - powiedziała i na potwierdzenie swoich słów pokiwała głową. - majls. - dodała poważnie, marszcząc nos. - albo już nic. - zawahala się. - robimy coś dzisiaj? - zapytała, zmieniając temat. hej, sama nie wiedziała do konca o co chodzi, ale czula się nieco frajersko z tą swoją naiwnością.

uśmiechnął się, bo z tego co zdążyłam zauważyć w przyrodzie, faceci zbyt długo nie przejmują się rozterkami wewnętrznymi. tak więc miles uśmiechnął się i cmoknąwszy capri w czółko stwierdził, że nie ma pojęcia. xd! nie mogłam się powstrzymać.

przytuliła się do majlsa, obejmując go gdzieś na wysokości jego nerek i kładąc głowę płasko, czyli bokiem, na jego wątłej klatce piersiowej, typowej dla skinny boja. zapytała, czy jest w stanie dzisiaj ją przenocować na kanapie.

odpowiedział, że jeśli będzie chciała może przenocować ją nawet w swoim łóżku. szybko dodał, że jest duże i spokojnie zmieszczą się oboje, a martha może donieść jej drugą kołdrę. tak jak zwykli robić. o. przy okazji gładził, nie głowił nie wiem dlaczego tak napisałam jej miękkie włosy. nie wiem jakiego używała szamponu, ale był niezły.

powiedziała, że chyba dadzą radę z jedną, chociaż ona nie cierpi spać odkryta i nawet jeśli jest gorąco, to otwiera wszystkie okna i przykrywa się chociażby prześcieradłem. zresztą, wiedział to. przypomniała mu, co zresztą pewnie przeoczył, a jej powiedziała wiecznie martwiąca się babcia, że martha wyjechała dzisiaj rano do wnuków na wieś. uśmiechnęła się rozbawiona, opierając podbródek na jego w/w klatce piersiowej i patrzyła w górę, co oznaczało poniekąd, że widziała jego twarz od dołu. i wdychała zapach jego koszuli, która pachniała jej ulubionym proszkiem do prania i jakimś majlsowatym perfumem.

kontemplowała jego włosy w nosie?
-yy, tak? - naprawdę nie zauważył. ah, więc to to mówiła dzisiaj rano martha, kiedy jadł kanapkę z tuńczykiem i świeżym ogórkiem. potarł rękami łopatki capri, może trochę niżej ale nie tyłek bo był za dobrze wychowany, a poza tym nie chciał żeby capri umarła przedwcześnie na zawał. albo inne paskudztwo - więc będziemy mogli...obejrzeć film. śniadane u tiffany'ego? zabawną buzię?
to ona lubiła filmy z odri?

nie wiem. teraz wszyscy lubią filmy z odri, co mnie strasznie irytuje. tak samo jak wszyscy lubią warhola i pop art. i ogólnie sztukę, jezu.
kwestię włosów pomińmy.
- śniadanie. i mam ochotę na szampana i maliny. i tak, to mówi capri. - pstryknęła go w nos i się roześmiała. przecież w szampanie nie ma nic rozpustnego. a majls zawsze miał maliny, odkąd tylko zaczynał się na nie sezon. - to chodźmy. - odkleiła się od niego, krzyżując nogi i stojąc tuż przed nim.

spacerowała od jednego butiku do drugiego, obwieszona niezliczonymi ilościami papierowych toreb, każde z logo znanego projektanta, ogromnymi okularami gucciego na nosie i znakomitym humorem, bo nie ma to jak zakupy!.

wychodził akurat z ralpha laurenta, z dużą papierową torbą, w której chyba mieściło się z pięć par wszelakiego rodzaju polo. no bo cóż, był inny, ale nie do tego stopnia, żeby mijać obojętnie koszulki owego projektanta. tak więc zadowolony minął aurelie, ocierając się o jej niezliczoną ilość toreb.

-uważaj trochę! - prychnęła, odwracając się za nim i właściwie zwracając się do jego chudego tyłka. zsunęła z nosa okulary, trzymając je w dłoni wraz z torbami - mogły mi wypaść!
mała awanturnica się znalazła..

odwrócił się, coby mógł zobaczyć jej twarz, miłą w zasadzie, więc nawet się uśmiechnął, bo spodziewał się co najmniej pomarszczonej i awanturującej się staruszki. chciał rzucić coś w stylu nie tak szeroko, bo cię zwężę, ale to zupełnie do niego nie pasowało. - ty też mogłabyś uważać, huh? - powiedział, jednak.

speszyła się i spuściła wzrok na ułamek sekundy, żeby ponownie podnieść go na dżimjego. podeszła do niego, stając tuż przed. był wyższy i właściwie jej się to podobało. no dobra, wysoki wzrost to podstawa.
-być może. ale tym razem to ty na mnie wpadłeś - zaznaczyła miękko - na co dzień nie jestem taka kłótliwa - dodała z subtelniejszym uśmiechem - aurelie. wybacz, ale nie podam ci dłoni - wzniosła torby.

- okej, wierzę - wzruszył ramionami, poprawiając swój krawat pod bezrękawnikiem w romby. - w każdym bądź razie przepraszam i może ci pomogę, huh? - schylił się za zabranie co najmniej połowy z papierowych toreb i roześmiał się. - bym zapomniał! jimmy, miło cię poznać aurelie.

-mi również - poczęstowała go jednym z tych uśmiechów, które rozmiękczały serca facetów - więc, jimmy - spojrzała na jego profil, kiedy szli wzdłuż szązelize w kierunku łuku tryumfalnego - wybierasz się na dzisiejszą imprezę?

spojrzał na nią też, spod swojej czapki, która była wyjątkowo śmieszna, ale idealnie pasowała do jimmy'ego właśnie. - a wybierzesz się ze mną, aurelie? - spytał, jednym z tych medialnych uśmiechów i spojrzał na swojego rolexa. - chyba jesteśmy spóźnieni.

-z takim partnerem, spóźnienie nie ma znaczenia - zaśmiała się seksownie, o ile to w ogóle możliwe i pociągnęła go w stronę swojego mieszkania nieopodal szązelize, gdzie przebrała się w swoją miłą sukienkę i udali się na gódszit, żeby nie tracić czasu. i zaczniesz.

leżał na ławce, z nogami zgiętymi w kolanach, obserwując niebo. to było takie jego nowe hobby, w przypływie nudy. a właśnie teraz mu się nudziło. miał na sobie błękitne polo i czarne rurki. hat.

wychodziła akurat ze sklepów, obwieszona wszelkimi możliwymi papierowymi torbami znanych projektantów i zapalając pośpiesznie papierosa, usiadła na ławce obok.

nie zauważył jej, bo jak już wspomniałam obserwował niebo. w związku z tym, wyjął też papierosa z kieszeni i zaciągał się, wydmuchując dym, który w jego oczach mieszał się z chmurami.

zauważyła go więc ona i łapiąc wszystkie swoje torby, jak już wspomniałam, usiadła obok niego, a właściwie to koło jego stóp. - seb, geju.

podniósł głowę, leniwie. gejowy do mnie mówił patrycja, geju, to potem został gejowym :c okej, ale to nie gejowy, tylko sebastien. uśmiechnął się do fontanne, usiłując przypomnieć jej imię. okej, miała ładne nogi.
- fontanne, nie jestem gejem i chętnie ci to udowodnię - wyszczerzył zęby w uśmiechu, siadając - co tam kupiłaś?

roześmiała się, kładąc ręce za siebie tak, by mogła trochę się rozluźnić, właśnie. - okej, udowodnij, już się nie mogę doczekać - spojrzała na niego z papierosem w ustach. - buty, buty, buty, buty i coś tam jeszcze, jakieś bluzki, torebkę - wyliczała, kładąc torby na jego brzuch i męskość, jakoś.

- ojezu - przeraził się - chodź, pomogę ci to zanieść do domu, a w ramach edukacji, ci udowodnię, okej? - jego edukacja bynajmniej nie polegała na czytaniu książek, soriiii to tylko seb. poza tym był napalony, bo fon to jedna z niewielu pełnoletnich dziewczyn ostatnio, które spotykał - mam nadzieję, że masz wygodne łóżko, bo noc spędziłem na policji.

- hm, zależy jaka edukacja, ale jeśli masz mi służyć jako bagażowy to jasne, chodźmy - wstała, biorąc z niego jedną torbę, pozostałe zostawiła, obkręcając się w koło. - jezu, czemu na policji? przerażasz mnie seb, geju.

- bo jakaś wariatka, która ma na imię natalie kopnęła mnie w krocze. kazali mi iść do szpitala na badania, bo mogę być bezpłodny. pójdź ze mną, fon - poprosił, wstając. złapał jej zakupy i ją, ale nie złapał, tylko objął ramieniem. zaciągnął się też zapachem jej włosów. miał fetysz na punkcie zapachu kobiecych włosów. tych łonowych niestety nie, nie lubił owłosionych dziewcząt w tamtym miejscu ;d

poszedł.

Przyszła, złakniona wielkomiejskiego zgiełku, hałasu, i urywanych strzępów rozmów, przechodzących ludzi. Przyglądała się im ukradkiem, a jakże, dalej samotnie maszerując.
W końcu przysiadła na schodkach, niedalekiego domu, i patrzała na otaczającą rzeczywistość z tej... odmiennej - yhy - perspektywy.

chodziła sobie spokojnie, a deszcz lubiła więc nic jej to nie robiło. szkoda jej było tylko aparatu który gdzieś zostawiła i albo jest do wywalenia lub ktoś go sobie zabrał. zapaliła papierosa, a to było troszkę trudne trzymając jednocześnie parasol.

była zupełnie samotna, siedząc owinięta szalikiem i popijając zieloną herbatę z papierowego kubka, którą zakupiła chwilę przed zamknięciem w jakiejś miłe kawiarni. i pomyślała, że wypadałoby wrócić do domu. ale cóż, pfffr, nogi jej zamarzły chyba;c.

Miyo właśnie wyszła z domu. Zanudziła się tam prawie na śmierć. Przechadzała się tu i tam... Nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. W dodatku wychodząc z domu nie chciało jej się nawet przebrać i teraz chodziła po mieście w czerwonej spódnicy przed kolana i zielonym sweterku. na szyi miała granatową apaszkę.
Usiadła na ławce i popatrzyła w niebo.
- W takim razie teraz ponudzę się tutaj...- pomyślała. Zaczęła obserwować chmury.

szła powoli zaabsorbowana popijaniem - porannej kawy? - no tak bo pierwszej dzisiaj z starbucks'a. Znudzona usiadła na jakieś ławce spoglądając przed siebie i uśmiechając się do Miyoshi.

chodziła z małym celem znalezienia swojego aparatu który może gdzieś tutaj przez przypadek zostawiła. wgniotła tlący się niedopałek papierosa w ziemię i zobaczyła zooey.
- czeeść! - powiedziała podchodząc do niej.

na jej twarzy zabłysnął nikły uśmiech.
-hej,właśnie miałam do Ciebie napisać - stwierdziła trzymając telefon w dłoni i wymachując nim w te i wewte.

uhuhu! miało wiać więc wieje i zaczyna lekko deszcz padać. siedziała w okularach korekcyjnych (wcale nie, miała tylko bo jej się oprawki podobały a szkła były zerowe) żeby nic jej do oka nie wpadło bo wpadnie i umrze.
- oo. - uśmiechnęła sie i usiadła obok. - ostatnio jakoś pogoda nie chce nam dopisać...

spojrzała na zachmurzone niebo
- można jedynie liczyć na to, że wkrótce się poprawi - westchnęła - a właściwie jak się tu znalazłaś, poranny spacer ? - zapytała przyjaźnie.

- poranny spacer i nie mogłam wytrzymać w domu z porannymi wiadomościami i jakimiś głupimi serialami bez żadnej płęty. - właśnie, moda na sukces ma płęte? chyba w ostatnim odcinku który będzie za 5957 milionów lat! - ty też? jakoś mam wrażenie, że nie pasuje do tego miasta... hęę. - strzepnęła z kolana liść

- to tak jak ja - odpowiedziała - a wracając do rześkiego powietrza - spojrzała na przejeżdżające po ulicy auta i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Jeśli moda na sukces kiedykolwiek się zakończy zapiszą tą datę w kalendarzu i będziemy obchodzić ją jako święto.
Dopiła łyk gorzkiej kawy o nie co cierpkim posmaku.
- lubię przebywać na świeżym powietrzu, jednak w taką pogodę może zaowocować nagłym przeziębieniem.

- tak, powietrze tu jest bardzo... hęę. zdrowe? - skrzywiła się lekko wiedząc, że jak będzie żyła w centrum miasta nigdy nie dożyje żeby mieć dzieci, a co dopiero wnuki. nieważne. pewnie i tak nie będzie mieć dzieci, za młoda była. szkoda się rozciągać na jakieś niewdzięczne bachory które wyrosną na takie jak ja xd - to co, może żeby uniknąć chorób pójdziemy gdzieś w ciepłe miejsce na kawę? - uśmiechnęła się, trochę zaspana była

- chodźmy więc - wyrzuciła styropianowy kubek do pobliskiego śmietnika - pijąc codziennie hektolitry kawy wzbogacone o wdychanie tytoniu, a no i właśnie ogólne zanieczyszczenia powietrza moje życie plasuje się na bardzo długie.
- a do jakiej kawiarni konkretnie?