la vilette

- ooo, perkusja! - ucieszyła się, radowała, ha! - chciałam grać kiedyś! dobra, śpiewałam trochę w barze, nie na karaoke. ale lubiłam narzucać swój sposób i wywalili mnie. ouć, ale już z palcem wszystko okej mam nadzieję? - spytała z troską - pobileś go czy coś takiego?

- w sumie mogłem ukrócić go o głowę lub inną część ciała - ciągnął swoją wypowiedź - trenuje szermierkę, takie tam, ale przez przypadek kilkakrotnie upuściłem mu encyklopedię na nogę, jako dziecko byłem rządny wiedzy - zawiązywał sznurówkę swojego buta, która pierwotnie była biała.
- jak mogli Cię wyrzucić, ja z chęciom bym Cię posłuchał.

- a ja chętnie bym posłuchała jak grasz! muszę lecieć już niestety... to jak, spotkamy się jeszcze by wysłuchać swoich talentów? - to tak pretekst! uśmiechnęła się i podała mi karteczkę z numerem telefonu. ona jego miała telefon, ale on przecież o tym nie wiedział xd - too... do zobaczenia! - wstała i ulotniła się.

dał jej swój numer.
- na razie - odpowiedział po czym powstał i pobiegł w stronę domu. mamy nadzieję, że trafi.

sebek, z wózkiem, w którym spał jego syn daren, spacerował po la vilette, bo jas pewnie była w szkole. usiadł nawet na jednej z ławek, by smsem poinformować nique, gdzie jest.

nique chyba też powinna być w takim bądź razie w szkole, ale newermajnd. strasznie podoba mi się jej sexik :c hałewa, z oddali zauważyła sebastiena, napisalam darena, i uśmiechnęła się sama do siebie, rozbawiona widokiem swojego koleżki ganstera pchającego wózek.
- cześć tatusiu. - zakpiła poniekąd i pochyliła się nad wózkiem, żeby zobaczyć małego. potem cmoknęła sebka w policzek.
nie mam podejścia do dzieci niestetyy. zawsze się boję, że coś im złamię xd

sexik sexi!
- cześć ciociu. dlaczego czujesz się stara? możemy powiedzieć darenowi, żeby mówił ci po imieniu, skoro ciocia brzmi ci staro - powiedział, poniekąd ze śmiechem, bo poniekąd to mądre słówko i poklepał miejsce obok siebie, by dominique usiadła - co słychać? ale dzisiaj kurewski wiatr, jezu. jeszcze wkurwiła mnie jakaś kretynka w banku, musiałem zrobić kilka przelewów, a ona coś tam pierdoli.
i prawdopodobnie nie powinien przeklinać przy d, który swoją drogą właśnie się obudził.

- nie przeklinaj, nie chcesz mieć dziecka gangstera chyba. - powiedziała, siadając obok niego. chociaż sebek pewnie chciał mieć i daren będzie miał super przebranie kowboja i plastikowy pistolet! :d - w sumie jak on będzie miał 17 lat, ja 34, więc ciocia nie będzie brzmiała fajnie. będę go brać. - w aucie, xd. - na imprezy. wiesz, będziemy razem wciągać kokę i inne bajery. - uśmiechnęła się szeroko.

- nie, nie, nie mój syn będzie porządny, nie będzie opuszczał lekcji, będzie dobrze się uczył i tak dalej - odpowiedział szybko, po chwili namysłu dodając - cholera, ale to frajersko brzmi. tak nique, będziesz zabierała darena na imprezy. i chyba wolałbym mieć syna gangstera niż jakiegoś pierdolonego konfidenta, czy kujona. jezu - to 'jezu', tyczyło się tego, że daren właśnie się obudził.

- co? - zapytała nieco zdezorientowana, a potem podążyła za wzrokiem przerażonego sebka, który wpatrywał się w wózek. czy też jego 'zawartość'. spojrzała na darena, właściwie widziała jedynie jego zaciśnięte piąstki, którymi machał. chyba odezwał się w niej instynkt macierzyński, bo wstała, pochyliła się nad małymi i uwaga, objęła go ramionami. w sensie, że wyjęła z wózka. brawa dla tej pani, ja bym w życiu tego nie zrobiła.

podniecam się generalnie jej sexikiem, sebek też się podniecał, ale bardziej jej nogami, bo to facet, junoł, a skoro miała sukienkę, to nie trudno było mu je obserwować. uśmiechnął się, bo dominique zupełnie przyjemnie prezentowała się z darenem.
- musisz go pobujać tak trochę, eee, bo on jest przyzwyczajony do tego, że ja i jas ciągle go nosimy na rękach i bujamy właśnie - poinstruował ją, nadal się uśmiechając, przestał, dopiero gdy zdał sobie sprawę, że to głupie z jego strony, że się tak szczerzy.

- okej okej. - powiedziała chyba tak dla zasady, bo jakoś sama wpadła, że musi się pobujać. pomruczała coś do darena, że sebek jest jakiś niedouczony, czy coś takiego, a mały chwycił jej palec. nique się uśmiechnęła, ojacię, zadowolona.

sebek wstał i wsadził małemu smoczka do buzi, bo chwycił palec nique z zamiarem brutalnego pogryzienia go dziąsłami bez zębów. pogłaskał syna po głowie, spoglądając kątem oka na nique. stwierdził, że ma zupełnie przyjemny pieprzyk na ee lewej skroni, powiedzmy, a zwierzę ci się, że sebek miał fetysz pieprzyków!
- nique? - zagadnął, chyba bezcelowo, by coś po prostu powiedzieć i nie czuć się dziwnie, że była TAK blisko, a on bał się coś zrobić w związku z tym. przez jego myśli przefrunął cały film minionych zdarzeń, kiedy uprawiali dziki seks, na jego kanapie, HAHA, xd.

obitej w lamparci materiał, lovli!
- hm? - odwróciła głowę w stronę sebka, ale tylko na chwilę, bo potem wsadził darena, który chyba zaczął 'odpływać'! musiałam to napisać, xd. - hej, jest uroczy. - dodała, wpatrując się przez chwilę w małego. - pewnie za tobą, seb. - spojrzała na niego i pstryknęła go w nos, z zadziornym uśmiechem.

uśmiechnął się, bo jak już wspominałam, sebek ostatnio czuł się zaniedbany i to ze strony dominique zupełnie miłe. że jej słowa. wziął nawet jej mniejszą w dłoń, w swoją większą, by teraz bawić się dominikowymi, smukłymi palcami.
- wiedziałem, że jest do mnie podobny - odpowiedział w końcu, uśmiechając się triumfalnie i postanowił powiedzieć dziś o tym jasmine!

bez słowa się uśmiechnęła, patrząc jak obraca jej dłoń. chyba też przeleciał jej przed oczami jakiś film o seksie na kanapie, zywy!

sebastien poczuł się rozdarty, bo z jednej strony była jasmine, którą prawdopodobnie kochał, o ile znał takie uczucie, a z drugiej strony dominique, którą znał od dwóch lat, powiedzmy, która straciła z nim dziewictwo i to w sumie trochę się dla niego liczyło. jas też straciła z nim dziewictwo plus mieli razem dziecko, to też się dla niego liczyło. stwierdził, że musi zabrać sidney'a na jakieś wakacje, może nawet z dziećmi, w związku z tym opadł z powrotem na ławce i wyciągnął komórkę.

- jezu, seb, jesteś ojcem. - powiedziała, siadając obok niego. w sumie, bycie ojcem dużo zmieniało. a przynajmniej powinno. nie była przerażona, ale raczej cholernie zdumiona, że właśnie ten bastję jest ojcem. czuła się z tymi dziwnie, biorąc pod uwagę ich dawne relacje. - nie chcecie wziąc ślubu? - zapytała, zdając sobie sprawę z abstrakcyjności tej kwestii.

- póki co chyba nie. jas ma dopiero siedemnaście lat, nie wiem jak to będzie dalej. jeszcze dużo może jej się odmienić, to znaczy nie sugeruję, że jest głupia ze względu na wiek - spojrzał na nią przepraszająco, bo nique przecież była w tym samym wieku co jego jas - ale jest hm, mało poważna. mam nadzieję, że nie zamierza zabrać darena i z nim gdzieś uciec.
no jasne, zdążył się już przyzwyczaić do faktu, że był ojcem. jezu, jak ja dawno nikim nie uprawiałam seksu na forum :ddddddd.

/ ja też!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (nic nie sugeruję xd)

yy, ja chyba tylko rufusem i to było dawno xdd
- i tak się przed tobą nie schowa. - mruknęła, przecież bastję miał od grona kontaktów w półświatku itepe, więc i tak by ją znalazł. - prawdę mówiąc, nie wiadomo, czy za 10 lat będziecie razem. ale nie odpuszczaj, nie wkurwiaj się łatwo, bo w końcu jest daren.
spojrzała we wnętrze? wózka, mały spał w każdym bądź razie.

- no cóz, ostatnie dni były pojebane, ciągle się z jas mijaliśmy i tak dalej, ale wczoraj sobie to mniej więcej wyjaśniliśmy. zamierzam ją dzisiaj gdzieś zabrać, ale nie wiem czy skończyła lekcje, co się z nią dzieje, pewnie znów gdzieś poszła z koleżankami - a sebek nie lubił rozchichotanych koleżanek jasmine, bo były rozchichotane i zachowywały się jak dzieci, w przeciwieństwie do takiej dominique na przykład. nie pomijając faktu, że pewnie cholernie samej jas zazdrościły, kiedy sebek przyjeżdżał po nią do szkoły.

- to się da jakoś wszystko pogodzić. wiesz, opiekę nad dzieckiem, jej szkołę, twoją ..pracę. moi rodzice jakoś dali radę. nieważne, że częściej widywałam niańkę niż ich, ale okej. - to chyba było z serii 'moje-dzieciństwo-tylko-wydaje-się-być-szczęśliwe-i-okej'. miała ochotę podkurczyć nogi, lubiła tak siedzieć na ławkach, ale biorąc pod uwagę jej sukienkę, to chyba nie był najlepszy pomysł. wygładziła ją na kolanach, spoglądając w stronę bastję.

- no właśnie. jas w przyszłym roku będzie musiałą uczyć się do egazminów, a dziecku trzeba poświęcać czas. chyba będę musiał oddać trochę spraw sidowi, chociaż on, do chuja też ma jakiegoś dzieciaka na głowie, którego ponoć zrobił w wieku piętnastu lat - wzruszył swoimi szerokimi ramionami, ale nie był napakowany, spokkkkkko, tylko miał męsko szerokie ramiona.

- cooooooooooo? - spojrzała na niego, wytrzeszczając oczy. - co ty chrzanisz. - zatkało ją poniekąd, chociaż z tych Twoich wcześniejszych kalkulacji wynika, że nique też straciła dziewictwo w wieku 15 lat ;d. - coś chyba nie macie szczęścia do prezerwatyw, xd. - dominik się zaśmiała, aha. może to było trochę wredne.

- powiem ci, że z jas wcale nie używałem prezerwatyw, bo przede wszystkim wyglądała na starszą, która stosuje tabletki - podrapał się z głupią miną za uchem i to tyle, bo zdrętwiał mi tyłek i muszę wstać.

- to chyba średnio rozsądne. nie każda 17latka używa tabletek. - dominik does, ale mniejsza z tym. wstała i poprawiła czapkę<3. - będę lecieć seb, szukać jakiś frajerów z wygodnym łóżkiem. - w imię nostalgii i tego, że daren nie patrzył, pocałowała go w górną wargę.

- w porządku, w porządku, odezwij się czasami do swojego wujka sebka, rajt? - spojrzał na nią z uśmiechem, wstając i nawet złapał rączkę wózka, nachylając się by poprawić darenowi czapkę.

szła sobie tędy, w sobie tylko znanym kierunku i rozmyślała o sprawach ważnych i mniej ważnych, na przykład czy w polsce można dostać limonkową kole lajt, którą właśnie popijałą sobie z puszeczki, ale to byłoby zbyt piękne, gdyby można ją było dostać w polsce. o-kej. tak naprawdę nie rozmyślała o problemie dostepnych w polsce wariantów coli. nie wiem o czym rozmyślała, starciłam koncepcję.

dawno nie wychodziła w miasto, miała może depresję czy coś, no ale nieważne. usiadła na trawniku, uprzednio rozłożywszy tam kocyk i obserwowała przechodniów. - gdzie to ja miałam te papierosy.. - powiedziała pod nosem sama do siebie, poczym zaczęła szukać czegoś w swojej torbie. po paru minutach znalazła ukochane marlboro i przy okazji jakiś stary numer vogue, którego chyba jeszcze nie przeczytała, a więc do dzieła hehs, znaczy jedną ręką przeglądała magazyn, a w drugiej dzierżyła papierosa i czekała na nie wiem zbawienie.


/ : d siku tak dawno nie grałam, że nie umiem już!1

[ciesz się, że trafiłaś na mnie, bo zuzia powiedzialaby, że woga się nie czyta]

w każdym razie sid szedł i szedł i kopał jakieś hm, grudki śniegu xd, nie no, żartuje, kamienie kopał, skoro śniegu nie ma już oficjalnie, i ziewnąwszy uprzednio w rozwartą dłoń, przysiadł się do kłarel, bez pytania, bo i po co. - czeeeść - powiedział, jakby nigdy nic, xd. - ładny kocyk.

/ no bo sory, tak średnio tam coś do czytania..........

- o, cześć. - powiedziała nieco zaskoczona - jeśli już spotykam kogoś na mieście, to na ogół jesteś to ty, ciekawe no nie? - zachichotała gasząc papierosa o trawnik.

/ cintia a potpisy pot obraskami czy coś...........

-widzisz, to na pewno przeznaczenie nas do siebie pcha - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wziął jednego, a paczkę podsunął dla niej, co z tego, że jednego własnie zgasiła - ..albo coś. albo to ja cię śledzę, jak myslisz?

-nie dziękuję. - odsunęła delikatnie ręką paczkę papierosów, tak, dając do zrozumienia że na pewno nie chce! - hm, może to przeznaczenie, może mnie śledzisz.. nie wiem, nie chcę wiedzieć. - uśmiechnęła się. - co tam słychać u ciebie, co? - oblizała delikatnie górną wargę, bo nie była pewna czy pomalowała dziś usta, czy coś.

pomyślał "ale z niej odlotowa szesnastka" jak popatrzył na jej usta, ładne swoją drogą. schował papierosy do kieszeni, za to wyjął z niej zapalniczkę zippo za sto miliardów plnów. - nie chcesz wiedzieć, więc nie powiem ci, że to najwyraźnej jednak przeznaczenie. - zachichrał,xd. - hmm, w porządku! całkiem, to znaczy chyba tuluz ze mną zerwała, w każdym razie to już przeszłość, a jak u ciebie... - nachylił się nieznacznie, bez papierosa w ustach, bo jeszcze nawet nie zapalił go - .. w tych sprawach? -zapytał jak hm ginekolog,xd

-a więc ja ci nie odpowiem, że w takim razie chyba zacznę w nie wierzyć. - zaśmiała się (ale nie tak: "hehehehehehheheheheheheheheheheehhahahahahha jaki luzer" tylko "hehs"......) - jak to chyba? zresztą nieważne, współczuję - pogłaskała sida po głowie, a w sumie bardziej lekko poczochrała, tak jak robi się małym pieskom (xd), na pocieszenie. - hm, nie licząc tego, że nie spałam z nikim już jakoś długo, i że w sumie mój światopogląd staje się nieco femistyczny to jest okej, i to bardzo.

-O, to będziesz teraz płacić sama rachunki w restauracjach, nei pozwalała przepuszczać się przez drzwi i takie tam? - zastanowił się chwilę, cz zna jakąś rasową feministkę i zmarszczył czoło aż, z tego myślenia, oblizał wargi teraz on, wracając do poprzedniej pozycji obok niej, już nie nad nią, bo zapalał papierosa właśnie, nawet nie podpalił sobie palców. Mi się dzisiaj śniło, że mi obcięli trzy, to wiesz, mała obsesja. - Czemu nie spałaś, to źle...

-pewnie tak. - uśmiechnęła się z lekkim przekąsem - czemu? no nie wiem, wypadłam z gry, czy jak to się mówi.. heh, tłumaczę się już trochę jak stara panna, albo rozwódka. masakra.

-A ile ty masz w zasadzie lat? Wybacz, niespecjalnie wiem. - Własnie, a jezeli ma czternaście, to on sobie idzie, hmm. W suime nigdy nic nie wiadomo, nie? Podrapał się po szyi i zaciągnnął jeszcze raz papierosem, którego jednak zaraz zgasił, dopalonego w połowie. Czy tam wypalonego. Nigdy nie wypalił całego papierosa.

-jakby tak policzyć to już 18 i prawie 7 miesięcy, duża ze mnie dziewczynka - zachichotała. - a ty, jeśli już tak pytamy o różne rzeczy. ;d

- Dziewiętnaście i zawsze byłem hm.. DUŻYM chłopcem - xd, no właśnie. Wstał i podał jej rękę. - Chodź, idziemy się upić. Do mnie. Herbatą. Z rumem!

-no to jestem tylko niewiele młodsza! i wiesz co jeszcze jest zabawne? że seks z nami jest legalny, hah - zaśmiała się głupkowato, poczym złapała rękę sida i wstała zabierając wszystkie swoje rzeczy. - no okej, to ruszajmy!



..........................izacznij,xd.

Pierruś siedział sobie nad samym brzegiem wody i rzucał do niej kamyczki próbując zrobić kaczki. Niestety nie udawało mu się to nad czym ubolewał już od wczesnego dzieciństwa, które to chłopczyna miał nie bardzo szczęśliwe. Tak więc siedział i było mu zimno w tyłek,bo trawa była mokra.

nie wiem, co mogła tu robić, w każdym bądź razie nasza kochana yvonne była pijana i to bardzo pijana. razem ze swoją piersiówką, która, szczerze mówiąc, wcale nie była jej, zatoczyła się nad sam brzeg. tak jej się zakręciło w głowie, że usiadła, w błocie bodajże, chichocząc pod nosem jak opętana na wspomnienie uroczego kelnera, serwującego jej martini na koszt firmy za urodę.

chichotanie go irytowało i to bardzo dlatego zezłoszczony odwrócił się w stronę yvonne, chociaż wcale nie wiedział, że ma ona tak na imię, bo jej przecież nie znał, cnie. dostrzegł iż owa dziewoja jest urżnięta w trzy dupy, albo i w cztery, toteż zażenowany odwrócił głowę i starał się wrócić myślami do swojego wyimaginowanego świata, w którym takie złe i niedobre rzeczy jak alkohol nie istniały. joł.

prześlizgnęła się teraz z błota na trawę, gdzieś obok niego. było jej zajebiście zimno, tyłek miała w ziemi, a konkretniej to super krótką spódniczkę i generalnia czuła się prześwietnie w tym stanie z brudną dupą i w ogóle, toteż chichotała nadal, gdzieś obok niego.
- co się patrzysz? - zapytała, wlepiając w niego oczy, ładne, zaznaczę oczy, by wybuchnąć znowu śmiechem.

z przerażeniem stwierdził,że to chichoczące bez przerwy stworzenie znalazło się jakimś dziwnym sposobem bliżej niego i w dodatku, o matko bosko, coś do niego mówiło swoim bełkotliwym po alkoholu, ale wciąż głębokim i takim wiecie, seksownym głosem. tak bardzo się zamyślił,że nie zrozumiał co powiedziała, więc się zawstydził i zniżył swą głowę,że miał ją prawie przy ziemi,żeby nie zobaczyła,że się czerwieni,ale ona pewnie i tak by nie zobaczyła, bo była pijana, nieprawdaż. -mówiłaś coś? -spytał więc po chwili.

- pytałam, co się patrzysz!!!!! - wydarła się niemal na całe la vilette, aż wszyscy przechodnie się obejrzeli, co wzbudziło w niej kolejny atak śmiechu, opanowała się jednak i przysunęła się jeszcze bliżej, by położyć zadbaną dłoń na jego kolanie i uśmiechnąć się do niego przyjemnie, ukazując klawiaturę białych zębów.

-ja się wcale nie patrzę- powiedział takim swoim nieśmiałym i cholernie uroczym sposobem. bo on taki słodziusi był właśnie. odwrócił głowę w drugą stronę i już miał się przesunąć kiedy to poczuł jej dłoń na swoim kolanie i wcale nie poczuł się ucieszony, bo przecież on wcale tego chyba nie lubił, chociaż jak się głębiej zastanowił to doszedł do wniosku,że to nie jest wcale takie złe tak więc nic nie zrobił tylko sobie siedział i zastanawiał się co będzie dalej.