dejmona.

- matka, mówiłam ci, że ten rozwód. coś nie tak idzie, siedzi i jak ona to mówi 'potrzebuje szybko pomocy'. wcale nie chce tam jechać, ona jest straszna. kazała mi rzucić wszystko, jechać do niej. na dodatek powiedziała, że nie obchodzi ją co ja robię i jak sobie tutaj ułożyłam życie - to ją chyba najbardziej zabolało z tej całej cztero minutowej rozmowy. przytuliła się do niego mocno, podciągając jakoś nogi na kanapę. potrzebowała go teraz, chyba najbardziej ten bliskości. i wiedziała, że to będą najgorsze chwile jej życia, te co tygodniowe pożegnania.

- boiże, może pojadę z tobą, hm, co ? zaliczyłem już wszystko, a tak było by nam chyba łatwiej żyć, niż tak osobno i wydywać się tylko co tydzień. boże, na prawdę, nie chce teraz cię tracić, i nie widywać tak przez cały tydzień, wiesz ? uhhh. westchnął, gdzieś w jej szyję i tam potem ją pocałował. potrzebował jej coraz bardziej i bardziej. nawet się chyba w niej zakochał, i teraz nie chciał, w ogóle, żeby kiedykolwiek wyjeżdżała. to smutne i złe. i to będzie boleć. - będę musiał się chyba przyzwyczaić do telefonów i mejli i smsów. uh. westchnął znowu.

to było smutne, ale z drugiej strony nareszcie zaczęła odczuwać, że ma kogoś bardzo bliskiego, komu na niej zależy? hm. raczej? zawsze chciała być z kimś blisko, wiedzieć o nim wszystko i ciągle z nim obcować.
- nie, ja nie wytrzymam tych rozłąk, serio - nie popłakała się bo to by było już nawet trochę harekinołłłwate. chodź była temu bliska. spodobał jej się pomysł z tym wyjazdem - chcesz ze mną jechać, hm? - uśmiechnęła się nawet jednokącikowo jakoś, nawet ładnie to wyglądało na jej bladej twarzy, głaszcząc go lekko kciukiem po policzku.

- jasne, że chcę. uśmiechnął się do niej. - przynajmniej, bylibyśmy razem, a nie osobno i było by chyba lepiej, niż, takie widywanie się tylko przez weekend, jak uważasz ? mam nadzieję, że twoja mama by się nie obraziła, i nie wyrzuciłaby mnie przez okno, czy coś w tym sensie. uśmiechnął się znowu. praktycznie, to fajnie by awet było, gdzyby z nia pojechał. przynajmniej, może raz by mu się w związku udało. a nie chciał mieć kolejnej powtórki z rozrywki, no tak, tak.

trochę się przeraziła jak przypomniała sobie słowa jej matki znów. coś z stylu, że jej nie obchodzi, nawet jakby związała się z aniołem. zsunęła się lekko z jego kolan, patrząc na swoje dłonie. była cholernie rozdarta, cholernie. z jednej strony chciała pomóc matce, z drugiej się zemścić za to wszystko co jej powiedziała i zrobiła. teraz chyba chciała mu powiedzieć te dwa słowa, jednak się jakoś bała. po ostatnim, że wszystko się zwaliło, że chyba każdy się przestraszył jakieś odpowiedzialności.

spojrzał się na nią i objął ją ramieniem. - co jest carmen, coś nie tak ? hm ? twoja matka mnie nieznosi ? zapytał całkiem spokojnym głosem i pocałował ją w czubek głowy. jej włosy pachniało tak samo, jak wtedy kiedy się spotkali, czyli tak bardzo fajnie. tylko szkoda, że tym razem, się nie uśmiechali, nie mieli jabłek i wody. i wózków, zupełnie jak w supermarkecie. ciągle wspominał to ich spotkanie. niby banalne i proste, ale jednak. wiele znajomości można zawrzeć nawet w prostym sklepie.

- nie, nie, dobrze. właściwie, pojedź ze mną. jak coś będzie nie tak, nie zostane tam za żadne skarby - pokiwała jeszcze głową na potwierdzenie. nawet jakby jej matka wynajęła jakiegoś killera, albo nie wiem kogo wyjechałaby. matka może skorzystać z psychologa, ona nigdy nie chciała, cóż za egoizm. z drugiej strony dobry. położyła głowę na jego kolanach, dodam że również połozyła się na kanapie lekko. nie miała siły chyba już siedzieć i takie inne - zostać u cie...ciebie do środy? - właściwie trochę się za jąkała. albo zagubiła w swoich słowach.

- hm, właściwie, to tak. powiedział i musnął jej czoło, tak super i fajnie, wiadomo. i fajnie, zasnął, nie mam weny, dziękuję :c

no więc zadzwoniła do drzwi, próbując jednocześnie odplątać frędzelek szalika od guzika bo się zaplątał, w dość skomplikowany sposób jak dla niej. na około, dziwacznie. mniejsza o to. przestąpiła z nogi na nogę opierając się łokciem o framugę i słuchała jak jakiś pan na dole krzyczy, że urodził mu się syn i zaprasza wszystkich na wódkę. miło!

więc, on tym razem już wyglądał lepiej niż wczoraj, nie pił, tylko był trochę nawet zmęczony, po dzisiejszych wykładach, które były baaardzo ale to bardzo monotonne, i takie tam. poprawił jeszcze się przed lustrem, i oczywiście, no, otworzył jej drzwi, wciągając ją do środka, na zewnątrz, było pewnie i tak zimno, o. przyciągnął ją do siebie i nawet namiętnie pocałował na przywitanie i takie tam.

chyba w trakcie tego przywitania próbowała mu oznajmić, że nie będzie miał spokoju w nocy, bo jego sąsiad nie zamierza spać, ale po chwili chyba się mu poddała, to znaczy jego pocałunkowi. jemu też, no dobra. pogłaskała go lekko ciepłą dłonią po policzku, bo dziś nie zapomniała rękawiczek! brawa dla niej.
- lepiej się dziś już czujesz, huh? - przekręciła lekko głowę, w lewą stronę, i może nawet próbowała jakoś mu zmierzyć temperaturę całusem w czoło i powiekę.

- znacznie lepiej niż wczoraj, to pewne. uśmiechnął się do niej, i nawet pomógł jej zdjąć płaszcz, wiadomo, w domu było bardzo ciepło i miło i przytulnie i panowała atmosfera ogólnej rozkoszy i miłości. cóż, no tak. w tle leciała jakaś fajna relaksująca muzyka, może on akurat był w trakcie jakiś ćwiczeń odprężających, czy coś. nie ważne. zaprowadził carmen do kuchni. - chcesz coś do piicia, czy coś ? zapytał z uśmiechem. miał już chyba nawet bilety do londynu !

- hm, nie wiem, najprościej wodę - machnęła ręką usadawiając się na jakimś krześle i opierając łokciami o blat stołu. bo jakiś tam był na pewno! chyba nie chciała sprawiać problemów, co prawda miała ochotę na goracą kąpiel przy świeczkach i z winem, bo ona takie lubiła, ale raczej nie samotne. mniejsza o to, to pewnie z zapotrzebowania na ciepłą wodę i dejmona. i ćwiczenia odprężające by jej się przydały jakieś. - oddałam kota - złożyła usta w dzióbek rysując jakieś wzorki palcem na blacie. to dla niej smutne było, no bo wiadomo.

nalał jej do szklanki więc wody, wiadomo, no tak tak, takiej fajnej, pomarańczowej. bo przypuśćmy, że takowe posiadał. przytulił do siebie carmen, i pewnie opowiadał jej na ucho, jakieś fajne historyjki, nie wiem jakie. ale jakieś miłe i śmieszne. chciał, ją zapewne rozbawić. i c jakiś czas całował ją albo w usta, albo w szyję. - wiesz, że mam już bilety do londynu ? obwieścił jej to w końcu, już po kolejnym pocałunku w szyję, a między pocałunkiem w usta.

napiła się trochę tej wody, a potem odstawiła szklankę na blat.
- wyjedźmy i nie pokażemy się tam nikomu, o ile to będzie możliwe - pokiwała głową z lekkim uśmiechem wplatając palce w jego włosy. właściwie to zdanie wyszeptała mu jakoś miło do ucha, bo podobno ucho to jakaś jedna z najwrażliwszych na dotyk i takich innych część ciała, no to wiesz, wykorzystała to. możliwe, że odchyliła lekko szyję, no bo jej przyjemnie było i mogłaby się nie ruszać z tego miejsca przez wieki. hm, ciekawe.

zaśmiał się cicho. - hm, masz ochotę na jakąś przyjemną kąpiel, z szampanem, truskawkami, bitą śmietaną, malutkimi świeczkami, które pięknie pachną, i mną ? zapytał się jej, trochę chyba szepcząc jej to do ucha i muskając po każdym słowie jej wargi, tak, tak, przyjemnie im było razem. ogólnie, to mogli by być razem, na zawsze. taka wiesz, mała rodzina, i domek na wsi. tak mu się kiedyś marzyło. i wielki ogródek, uhuh. złapał ją teraz nawet za tyłek i przez chwilę go macał, o.

jej się marzyło, że będzie mieć właśnie domek na jakiejś łące, syna alexa i córkę którą nazwie andrea. i jednego rudego kota i dużego psa plus duży ganek obowiązkowo. takie jakieś jej marzenia, bardzo prawdopodobne że jej to się po prostu przyśniło i tak sobie zapamiętała swoją przyszłość. uśmiechnęła się jednokącikowo mówiąc 'pewnie' bo czuła się trochę jakby czytał jej w myślach.
sori za zapłon, moja matka się srała chemią.

okej.
no więc, on niewiele myśląc, zaprowadził ją do łazienki, gdzie napuścił wody do wanny, wiadomo i zrobił dość fajny nawet nastrój, no. i kazał jej poczekać przez chwilę, w tej łazience, żeby miała czas na przygotowanie się i takie tam, a on w tym czasie przygotuje te całe truskawki i bitą śmietanę, bo miał, jeszcze mu ze śniadania trochę zostało, i szampana też miał, zimnego, to tak na wypadek jakiś uroczystości i takich tam pierdół. więc, hm, teraz buszował w kuchni !

siedziała w tej łazience, machając nogami, ja zawsze lubiłam siedzieć na pralce. ale ona pewnie siedziała na jakimś parapecie. teraz naszło ją na jakaś refleksje, możliwe, że na temat tego wszystkiego co potoczyło się jednak bardzo szybko. ale to dobrze, w jej odczuciu. wiedziała, że to całe szczęście jest cholernie kruche i delikatne, można je szybko rozbić jednym ruchem. trochę było widać te jej zamyślenie, ale całkiem potrzebne i przyjemne. i patrzyła się na lecącą z kranu wodę.

a on przyszedł a truskawkami i bitą śmietaną, i kieliszkami i szampanem, no wiadomo, ale nie wiem, jak on się mógł z tym niby zabrać, nie ważne. postawił też gdzieś to wszystko na pralce, i potem, nachylił się nad carmen, i zachwiał się tak niebezpiecznie, że wpadł w ciuchach do tej wanny, wciągając pewnie ze sobą carmen, która teraz też była mokra. i on się zaczął śmiać, to wyglądało na prawdę komicznie. ona leżała na nim, i byli cali mokrzy, a woda nadal leciała. może i nawet, hm, wylali trochę tej wody na płytki w łazience, i łazienka też była mokra. o. - no i patrz, chciałaś to masz. wspólna kąpiel. zaśmiał się przyjemnie i pocałował ją w szyję.

dobrze, że to nie był jakiś basen, ona nie umiała nurkować ani pływać! dziwne w jej wieku, ale nie zależało jej na pływaniu w wieku czterech lat kiedy całe przedszkole pluskało się w basenie głębokości 1 metra. roześmiała się przyjemnie odgarniając mokrą grzywkę ze swojego czoła gdzieś za ucho. nawet przyjemnie wyglądali tak leżący wannie pełnej, pewnie, piany w ubraniach. aha.
- ale nie pasuje mi to, nie będziemy chyba tak leżeć, hm - pokiwała głową próbując się opanować od śmiechu. ale kiedy przyszło już do rozpinania jego mokrej koszuli w której wyglądał seksownie już była poważna. no bo teges.

pocałował ją dość nawet namiętnie, i ściągnął jej nawet tą koszulkę, która teraz wylądowała gdzieś na podłodze, pewnie. no tak tak. i nawet zdjął jej stanik, nie mógł się opanować, przepraszam. w końcu ona w tej całej wodzie, z pianą, wyglądała tak seksownie i takie tam. zaczął ją całować po szyi i po dekolcie, zostawiając małe pocałunki, małe i przyjemne. dobrze, że miał w miarę ciepłe usta, no tak tak. i teraz próbował dobrać się do jej spodni.

popieprzyli się, wyszli z wanny i poszli spać, o.

więęc, przyjechali do niego, a on pierwsze co zrobił, walizki położył gdzieś w swoim pokoju, i poszeł od razu do salonu, gdzie usiadł, właściwie, to klapnął na sofie i oparł się teraz o oparcie i zamknął na chwilę oczy. - jezu, jestem cholernie zmęczony. uhh. napijesz się czegos ? zapytał nie otwierając nawet oczu.

może z opóźnieniem dostał jakiejś mocy do dwóch red bullach wypitych na lotnisku.
- ja coś wezmę do picia, siedź - uśmiechnęła się i jakoś przechodząc obok kanapy zmierzwiła mu włosy. co prawda pewnie teraz była tylko woda do picia, bo nie obecności, ale radę trzeba sobie dać. czekając aż woda się zagotuję oparła się o blat i liczyła sobie jakieś kobiece sprawy, ała, już mnie brzuch boli..... nieważne. postawiła mu gdzieś na stole szklankę i nuciła sobie jakaś piosenkę, ja mam fazę na last shadow puppets więc ona też!

a teraz leci piosenka, przy której się rozklejam, więc, przepraszam, zrobiłam się ucziuciowa, bo to takie piękne, no nie ważne. położył się na sofie i juz mu się strasznie oczy zamykały, ale nie zasnął. - hm, carmen, jutro o której mam przyjść po te rzeczy i po ciebie oczywiście ? zapytał, no krzycząc trochę, bo aż tak nie miał dasleko do kuchni. raptem, przez hm, przejść przez cały salon. i czekał aż carmen przyjdzie.

może jego głos wyrwał ją z jakiegoś zamyślenia, dość dużego.
- eee, przyjść? to jakoś... może po 21? - zaproponowała, bo ja mam angielski o 20, nie wiem co za idiota mi grafik robił. poszła do salonu siadając gdzieś na brzegu kanapy i pocałowała go delikatnie w kącik ust - odpocznij, a ja idę się umyć - wskazała na drzwi od łazienki i chyba ruszyła wywalić swoją walizkę, znaczy jej zawartość na podłogę. w poszukiwaniu.

- okeej, to ja pójdę do drugiej łazienki, i wezmę prysznic. powiedział uśmiechem, bo tak, i poszedł do łazienki. - będę po 21, jak tylko, mi się uda wyrwac z jutrzejszych zajęć, mam jutro bardzo długo zajęcia, jezu. powiedział i po prostu poszedł.

powiedziała coś typu 'okej' i wróciła do dalszego grzebania w walizce, a potem triumfalnie poszła się umyć, nie śpiewała pod prysznicem, bo kobiety zazwyczaj nie śpiewają, tak czytałam nawet nie pamiętam gdzie. a potem poszła spać, tak sądzę, zajmując sobie lewą część łózka bo je faworyzowała! idę.

i on tez poszedł spać, dziękuję. xd

no więc, przyjechali, i się rozpakowali, właściwie, to polegało bardziej na tym, że on zaniósł jej wszystkie walizki do ich pokoju, bo to teraz ich mieszkanie, ich pokój, ich kuchnia i ich życie, wspólne. i zapewne będzie wiele nowych problemów, wiele radości, ale wiadomo, będą się zawsze trzymać razem, no tak tak. i teraz zapewne był w sypialni i się przebierał w coś wygodniejszego, hm.

mam nadzieję, że nie będzie się gubić w drodzę do domu, zanim się przyzwyczai trochę minie i będzie jeszcze jej musiał szukać po paryżu, bo orientacja w terenie była zerowa. prawdopodobnie kręciła się gdzieś na około kanapy, szukając sobie miejsca, zaraz je znajdzie. ale jak na razie przebrana w jakieś fajne podobne damskie bokserki, takie wiesz, do spania i koszulkę z beatlesami poszła do sypialni siadając na łóżku. i się tylko uśmiechała. co nie znaczy, że nie miała nic do powiedzenia!

spojrzal się na nią i usiadł obok niej i pocałował ją gdzieś w szyję. on miał na sobie jakieś wygodne dresowe spodnie i jakiś obszerny tshirt, tak lubił sypiać. - hm, idziemy spać, czy jeszcze coś chcesz mi powiedzieć ? zapytał, i położył swoją rękę na jej chudym kolanie, ale kolanko nie było aż takie kościste, nie była przecież anorektyczką, praawda.

poszli spać, tyyle.