mieszkanie dżonego

na samej górze. z ogródkiem!

___

więc przyprowadził ołreli, trzesącą się z zimna. otworzył mieszkanie i wpuścił ją do środka, mówiąc, że ma usiąść na kanapie. na kocu, dodał, bo pomoczy mu jedyne miejsce do spania. zapytał czy się napije, ale uprzedził, że nie ma herbatek malinowych czy tych innych smakowych cudów, pijanych przez dziewczęta z towarzystwa.

pokręciła głową, nadal stojąc w przedpokoju, oparta o ścianę, albo lustro. nie patrzyła o co konkretnie.
-bez przesady. oddaj mi torebkę i spadam - mruknęła wyciskając zimną wodę z włosów na jego drewnianą podłogę. objęła się ramionami i starała nie szczękać zębami, żeby nie ujawnić jak cholernie jest jej zimno.

- to może chociaż aspiryny, żebyś nie miała pieprzonej rozedmy płuc i nie rozpowiadala, że zatrułem ciebie wąglikiem? - wkurzył się, bo wiedział, że unosi się honorem czy czymś równie, w jego pojęciu, idiotycznym. zaczął szukać torebki, cook.

-mam uczulenie na aspirynę - powiedziała idąc za nim. jej bose stopy wydawały taki przyjemny dźwięk na parkiecie. plask, plask? - i co niby masz na myśli, mówiąc o rozpowiadaniu, hym?

- bo przecież wygodniej jest zwalić na kogoś winę za swoją nieodpowiedzialność i dumę, nie? - odwrócił się, idąc spojrzał na nią i wcale nie poskutkowało to guzem na czole i zbiciem zabytkowej wazy z dynastii ming. wszedł do kuchni i bingo, torebka leżała na blacie.

-nie wiem - odpowiedziała zgodnie z tym co sobie pomyślała i wyciągnęła rękę po swoją własność - a zresztą - westchnęła i przeszła przez kuchnię, zabierając ją sama - dobranoc. już więcej nie będziesz musiał mnie oglądać. d ż a k - powiedziała wyjątkowo cicho i bynajmniej nie chłodno, ani niemiło i odwróciwszy się ruszyła do przed pokoju, po drodze zsuwając z ramion jego kurtkę.
kucnęła, siłując się z klamerkami swoich butów.

- nie mów do mnie dżak, tak na przyszłość. - podniósł swoją kurtkę i powiesił ją na haczyku. dmuchnął jej w kark, na złość!

-nie dmuchaj mi w kark, tak na przyszłość - odpowiedziała, wstając i podpierając się przy okazji o ramię dżonego, bo zakręciło jej się w główce - huh - zamrugała kilkakrotnie i pospiesznie puściła jego rękę, obciągając sukienkę na uda.

opierał się o ścianę, uśmiechając sie kpiąco.
- nie żebym się martwił, ale daleko to ty nie zajdziesz. - powiedział, patrząc jak się chwieje.

-zachowaj komentarze dla siebie - prychnęła i przerzuciła sobie pasek torebki przez ramię, kontemplując zamki w jego drzwiach.

- górny w lewo, dolny w prawo. - powiedział, obserwując ją bacznie. - hej, oreli, mogę cie przenocować czy coś. i spać na podłodze, z rączkami na kołderce. chyba, że dla ciebie byłoby bezpieczniej gdybym miał je pod, nie denerwuj się kotku.
specjalnie dodał 'kotku', sam nie znosił takich określeń, ale domyślał się, że to ją sprowokuje.

wciągnęła powietrze najprawdopodobniej, żeby sprzedać mu jakiś długi wywód na temat tego, że nie ma prawa zwracać się do niej w ten sposób, bo na brzmienie tegoż zdrobnienia, włoski na rękach stają jej dęba, ale zamiast tego wypuściła je tylko, opierając się plecami o drzwi. o, leje u mnie.
-yhm, chyba.. chyba to nie taki zły pomysł - podniosła na niego wzrok, uśmiechając się kącikiem ust - bez przesady z rączkami. aż taką cnotką nie jestem.

- cnotki zazwyczaj noszą bieliznę. - zauważył. - nie przegryź mi tylko aorty przez noc. - polazł gdzieś, szukająć poduszki! i zabrał się za rozkładanie kanapy, milcząc.

w tym czasie aurelie ruszyła na poszukiwania kuchni i kakao. znalazła, toteż chwilę później siedziała na blacie kuchennym popijając ciepłe kakao z dużego kubka z maj litl poni. też od marti? machała nogami, na których ostała się tylko jedna szpilka. druga leżała pod stołem.

po drodze wstąpił do łazienki i pojawił się w kuchni, w bokserek i białej bokserce do spania, hihi. i palił camela i życzył jej dobrej nocy? seksuniebedzie==

odpowiedziała mu to samo, kończąc pić kakao. następnie zsunęła się z blatu, wstawiając kubek do zmywarki i zamknęła się w łazience gdzie wzięła gorący prysznic. chwilę zastanawiała się co na siebie wciągnąć, aż znalazła jakieś bokserki w żuczki i przypadkową podkoszulkę dżonego, leżące na pralce czy czymś tam. umyła ząbki, jeśli nadal trzymamy się detali i wróciła do salonu gdzie dżoni walił konia. albo nie wiem, stawiał sobie tarota.

spał .

w takim razie wgramoliła się pod kołdrę i przytuliła do dżonego, bo po pierwsze ciągle było jej zimno, a po drugie poczuła taką wewnętrzną potrzebę przytulenia go. tak więc zasnęła i ona z twarzą przyciśniętą do jego karku. przyjemnie pachniał.

ooobudził się i poszedł siku. słowem, do łazienki.

głośno sikał, więc obudził i aurelie która swoją drogą nie bardzo wiedziała dlaczego jest w jakimś obcym zagraconym mieszkaniu. to znaczy w pierwszej chwili, bo stopniowo sobie wszystko przypominała. oprócz jednego szczegółu. podkurczyła nogi i nakryła się prześcieradłem pod samą szyję, chociaż miała na sobie koszulkę i gatki dżonego.
-nie przeleciałeś mnie, prawda? - zawołała, mając nadzieję, że usłyszy.

oparł się o drzwi łazienki, wycierając ręcę, które of korsik umył, w ręcznik.
- zapytaj sąsiadów. chyba słyszeli twoje jęki. - powiedział z tym takim oh uh ah uśmiechem.

-frajer! - odkrzyknęła, wstając i odrzucając prześcieradło na bok, bo nie była aż tak pijana żeby nie pamiętać wszystkich szczegółów, a dżony tylko udowodnił, że niczym nie różni się od tych idiotów których spotykała na każdym kroku. only sex - w dodatku kłamliwy .

- wiedziałam, że będziesz wdzięczna. - mruknął. nie miał siły się z nią kłócić, więc zszedł z jej drogi i ruszył do łazienki, nawilżyć przewód pokarmowy.

przewróciła oczami, bo zachowywał się jak bohater mody na sukces, czy innego mydlanego gówna, co mu skrzętnie przekazała, wchodząc do łazienki i łapiąc jego szczoteczkę, bo musiała umyć ząbki.

dobrze, że tego nie widział, bo rzuciłby uwagę, że hiv krąży. nalał sobie zimnej wody i wrzucił plasterek limonki. i wsadził mleko w kubeczku do mikrofali, bo miał ochotę na płatki. i hej, u nich jest 10 rano damy na to

nie jest, nie można tak ;cccc jest północ a oni są pojebani.
skierowała się jak mniemam do kuchni, bo napisałaś że dżony poszedł do łazienki i to mnie zmyliło i oparła się o blat kuchenny obok niego.
-dzięki - rzuciła, nie jakoś tam specjalnie 'dziękująco', bo z kolei wszystkie moje postaci są ciepłymi kluchami. a przynajmniej przesadnie w stylu ani z zielonego wzgórza, pozdro dla niej, bo to moja miłość ukryta.

okej, są.
- za co? - zbiła go z tropu! a on właśnie podgrzewał mleko.
jezu, nie mogę więcej napisać, jaram się alexem i edim w tym cholernym małym studiu, xd. orgazm.

no właśnie ja też, ale już robię ogarniando.
ediiiiiiiiiiiiiiiiiii
już, sori.
edi..
-słucham? - spojrzała na niego, udając że nie wie o co chodzi. nie była gotowa na jakieś uzewnętrznianie się przed nim. czy chociażby wypowiedzenie słów na kształt 'dzięki za przenocowanie mnie', jak bardzo banalne by się nie wydawały. zabębniła palcami w blat.

orgazm, chryste boże.
pozdrowienia z planu od alexa! <3 napisałam latexa, okej.
- nieważne. - mruknął, patrząc na jej stopy, których paznokcie były pomalowane na bordową czerwień. i stał oparty plecami o blat, ale się odwrócił, gdyż, zapikała mikrofalejszyn i otworzył ją, w celu wyjęcia kubeczka z ciepłym mlekiem. zapytał ją, jakby od niechcenia, czy lubi nesquiki <3

-o, podgrzałeś mi mleko - uśmiechnęła się kącikiem, podchodząc do dżonego i delikatnie wyjmując kubek z jego dłoni, po czym oddaliła się na drugi koniec kuchni, siadając przy stole. i hyc nóżka na nóżkę. nachała stopą, dmuchając w parujące mleczko. było za gorące! przekazała mu to.

odparł, rzucając nieco 'kurwami', że podgrzał je sobie, do płatków, ale 'rozgość się kurwa', warknął i poszedł na balkon zapalić, bo czuł że jej coś zrobi. poczulam się wkurzona solidarnie z dżonym :c

rym cym do rana
odpowiedziawszy, że 'a i owszem się rozgości' zajrzała do kubka, bo została jeszcze połowa mleka. chwilę myślała, patrząc się na nie jak na swego rodzaju wyrocznię, aż w końcu dopiła je z zadowolonym uśmiechem na ustach. zostawiwszy kubek na stole zaczęła szukać czegoś do jedzenia.

siedział na balkonie i bardzo bardzo bardzo wkurwiony palił złamanego , na dodatek , papierosa.

poczuła się odrobinę nieswojo, tak więc wyciągnęła z lodówki mleko, nalała do miski, podgrzała i nasypała neskłików, które sama podjadała na sucho. wyszła na balkon, odchrząkując cicho.

- czegoś jaśnie pani brakuje? - mruknął, nawet się nie odwracając. opierał ręcę o barierkę i palił nieszczęsnego papierosa, patrząc na panoramę Paryża.

podsunęła mu miskę z płatkami i załączoną łyżeczką gratis, szturchając go nią w plecy.
-chyba niczego - i stała tak jak ten skrzat świętego mikołaja, czekając aż weźmie płatki, albo wyleje jej na głowę.

- yy, smacznego. - powiedział, patrząc na miską i strzepując popiół pewnie na sąsiadka osiłka, który ma kota mordercę. - nie mam w domu ani sushi, ani szampana ani kurwa trufli. - powiedział.

-ee, to dla ciebie - mruknęła, patrząc gdzieś w bok. udawała zniecierpliwienie, poprzez tupanie bosą stopą o zimną podłogę balkonu. kichnęła, tak a propos wczoraj.

wziął miskę, więc.
- arszenik? - zapytał. - w sensie, czy dodałaś. nieważne. - mruknął. - nie mam siły się z tobą kłócić.
biedaczek nie mógł w nocy spać.

bo była do niego przytulona, xd?
-nie. ciepłe mleko z płatkami - przewróciła oczami i wróciła do mieszkania, zatrzaskując drzwi balkonowe i tym samym dżonego na zewnątrz.

zapewne.
przeklnął coś przed nosem, ale chociaż ma jedzenie. ciepłe mleko i nesquiki. najwyżej skoczy i się zabije, pomyslał.

jako że nie miała pojęcia o zatrzaśniętych drzwiach, wyszła z kuchni do innego pokoju, szukając komputera z którego mogłaby dodać zdjęcie dżonego na swojego fotolożka, hihi. taka jestem dokładna i regulaminowa.

nie wiem, on odmrażal sobie tyłek i jadł płatki

po jakimś tam czasie bliżej nieokreślonym postanowiła sprawdzić co robi dżony, bo było stanowczo za cicho. nie to, żeby tęskniła za jego docinkami pod jej adresem. tak więc wróciła do kuchni i zerknęła na balkon, na którym jak się okazało ciągle był, huhu. więc wzruszyła ramionami i ponownie zakopała się w pościeli na jego kanapie, bo zrobiło jej się zimno.
edit
a rano sobie poszła.