apartament knocka w apartamentowcu nie knocka

+



rotwajler hiczkok ; )))

zapytal swojego portiera, czy wyprowadzil psa!!!!! ale wyprowadzil, cale szczescie, wiec gwizdzac pod nosem sweets crafta wlazl do windy, czekajac na nia tez nawet. mial ladna winde, pewnie ladniejsza niz caly moj dom xd.

/jaki fajny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

lubimy ładne windy, butterfly chciała nacisnąć kilka guziczków, ale chyba zostały wcześniej naciśnięte, czym była trochę rozczarowana, ale nie marudziła. - mieszkasz na samej górze? - spytała, opierając się tam tam gdzieś.

/ co nie!!!!!! mozesz mu go wyprowadzac, xd

- nie, na przedostatnim pietrze. - wzruszyl ramionami i winda sie zatrzymala, wiec wyszli jak sadze, wprost do jego mieszkania <3 lans. rzucil kurtke na kanapie, mial troche bajzel, bo pani wiesia przychodzila dopiero o szesnastej.

okej nie chce mi się szukać głupich butów ._.

w każdym razie pozwoliła się sobie rozgościć, co przejawiało się tym, że rozłożyła się na kanapie, z której wcześniej musiała zwalić sto tysięcy dziwnych rzeczy z zatyczkami i łyżeczką dla dzieci z danonków włącznie. - łał, ładnie - pokiwała głową z uznaniem, i tak wolała swój apartament.

- wiem. pojde sie przebrac. - poinformowal ja i poszedl do sypialni. i tak zostanie jeszcze chwile, bo sie przebiera nie.

a ona się bawiła pilotem od telewizora, włączała i wyłączała, opierając się prawym ramionkiem o poduszkę.

okej, przebral sie nawet lacznie ze wszystkimi czesciami garderoby i wrocil do niej na owa kanape, patrzac z uniesionymi brwiami na zrzucone z niej rzeczy.
- napijesz sie czegos? - zapytal jak kesi/jared.

- no, chętnie. masz sokowirówkę? - spytała, drapiąc się po kolanie, w zasadzie to było jej zimno w nogi, pewnie gdzieś knock miał otwarte okno albo balkon. ale chyba nie chciało jej się wstawać, by znaleźć te źródło zimna, bo jeszcze by się zgubiła, albo knock by ją okrzyczał.

- nie mam pojecia. mieszkam tu drugi tydzien, wiec.. sprawdz. - ale jej to troche uniemozliwil, kladac glowe na jej kolanach. pewnie juz jej nie zimno w nogi.

- sprawdzę kiedy indziej - pokiwała głową i nachyliła się do niego, pogładziła go po policzku wierzchem dłoni, fajnie. - robiłeś jakąś imprezę, że już masz taki bałagan? - tyryry pewnie parapetówę. ona taki bałagan miała co najmniej po miesiącu urzędowania.

- nie, ale moja gosposia byla chora. dzisiaj przychodzi, o szesnastej. - za dwadziescia minut, ach, ale ten czas leci, tak sobie wzdychnac pozwole, na niepotrzebnych dramatach... podrapal sie po policzku, aja niklym zarostem po udzie. - masz fajna sukienke. moze lepiej napijesz sie mleka, co.

- nie lubię mleka, ale jak tak ładnie prosisz to mogę się napić - uśmiechnęła się i poprawiła przy okazji rękawek swojej ładnej sukienki. - a ty masz ładną kanapę. i ładne włosy, ale chyba już o tym wspominałam? a jak nie, to teraz wspominam.

- wspominalas. - zastanowil sie, czy powinien isc do lazienki i schowac szampon... podniosl sie do pozycji siedzacej. - ja lubie mleko, mleko jest zdrowe! - a on gada jak frajer, smutne. poszedl wiec do kuchni, nawet dotarl przez jakies ubrania.

- ale lubię jogurty. jaki jest twój ulubiony smak? - spytała i taki psikus, bo poszła za nim, zostawiając buciki przy kanapie, bo wolała chodzić na boso, ale tylko po domu, bo na dworze bała się, że nadepnie na szkło i potem wda jej się jakieś zakażenie i będą musieli jej amputować nogę albo stanie się zombi jak w planet terror.

- to jest kuchnia. - poinformowal ja wiec, skoro juz przyszla i wlazl do lodowki, wyciagnal mleko laciate w kartoniku. - ale chyba musisz sobie umyc szklanke. - sori, lajf is brutal. - lubie owoce lesne i ewentualnie jagodowe, fajnie, nie. a ty.

/ to jak neil jak oprowadzał maxa po domu xd. this is a baby, these are the people, this is the ceilling <3

zajrzała do zlewu i wzięła jedną ze stojących tam szklanek, by potraktować ją wodą, złapała ścierkę w kratę, swojskie klimaty jak z klanu, by szklankę wytrzeć i podstawiła mu ją pod nos, by nalał. - jagodowy też lubię. albo truskawkowy. i te z czekoladą, straczjatela.

przeczytałam, że lubisz owce leśne i przez pięć minut zastanawiałam się co to za cholerstwo, xd.
w takim razie zapukała, stojąc oparta o ścianę obok drzwi, więc nie było jej widać w judaszu. sama nie wiedziała dlaczego przyszła, ale ja wiem. bo mi się nudziło.

- straczjatela to tylko serki homogenizowane. hej, dzisiaj sobota, chce ci sie tak bez sensu siedziec tutaj? - zapytal, bo mu na przyklad nie widzialo sie gnicie w domu. jak samer i nejt...

- nie wiem, ktoś puka - zauważyła, pijąc powoli mleko, chociaż i tak będzie miała wąsy...

/święty mikołaj! hoł joł hoł

- co? aa, to pewnie wiesia. - znaczy jego gosposia. wcisnął więc b.f. w dłoń karton mleka i poszedł do drzwi, nawet i tak nie patrzył w wizjer, otworzył tylko. btw on ma windę, ale okej, pewnie zwykłe wejście też, nie zdziwiłabym się. i trochę opadła mu kopara, ale nie otworzył ust, to była przenośnia. - yy, cześć ołreli.

wyszła z kuchni z tym mlekiem i ze szklanką, po drodze poprawiając włosy. stwierdziła, że w dzisiejszych czasach sprzątaczki są o wiele za ładne i za młode, wydęła usta i przywitała się. - dzień dobry, pani wiesiu.

-harlod - skinęła głową, bo zawsze rozczulało mnie takie oficjalne powitanie. nie weszła, czekała aż sam ją zaprosi, o ile w ogóle. przy okazji zastanawiała się coraz poważniej po co w ogóle tu przyszła. poprawiła torebkę na ramieniu i zajrzała do środka przez nokowe ramię.
edit
-jaka, kurwa wiesiu?! - trochę wytrąciła ją tym z równowagi. zabiła harolda spojrzeniem.

- ee, to jest aurelie. miała przyjść moja ee, gosposia - wyjaśnił ałrelce i zerknął na b.f. - a to jest butterfly, moja ee, znajoma. - zamknął drzwi, przynajmniej nie stął jak kołek.

-aha, miło mi się poznać - zmierzyła ją spojrzeniem i zadarłszy podbródek, wcisnęła torebkę w ręce noka - baterflaj.

chciałoby się rzec 'hał du ju du', ale B z tego zrezygnowała, zamiast tego uśmiechnęła się nieznacznie w stronę A. - chcesz mleka? - nie mogła wymyślić nic lepszego.

-rozgość...cie się! - wziął tę jej torebkę i położył na swojej jakiejś bluzie na którymś fotelu, sam wlazł na drugi. im zostala kanapa, chyba. - napijesz się czegoś, ałrel, xd?

-jeżeli nie jest podgrzane - spojrzała na b, uśmiechając się bynajmniej nie jakoś miło. lubię ją, to chyba jedyna moja postać, która nie jest rozsyłającym uśmiechy na prawo i lewo dzieckiem słońca - zupełnie zmienia smak. soku pomarańczowego. z trzeba kostkami lodu - zwróciła się do noka.

-nie mam pomarańczowego. - odparł, z tej swojej kanapy i patrzył na nie obie, bo tak. myślę, że bo tak jest dobrym argumentem. - może być jabłkowy? lodu chyba też nie mam. - trochę się skrępował. ja też bym się skrępowała, tak myślę.

-w takim razie dziękuję - machnęła ręką i opadła na kanapę, obok niego skoro się przesiadł, bo jeszcze post temu zajmował fotel. dodałam oreli ubranko! tak poza tym.

przez was się pogubiłam i zapomniałam co chciałam napisać ._.

usiadła również gdzieś, ale nie wiem gdzie, opierając łokcie o kolana. stwierdziła, że ma ładniejsze paznokcie od aurelie, z czego była raczej zadowolona.

w tym samym czasie aurelie kontemplowała włosy b, dochodząc do wniosku że nie widziała bardziej zniszczonych. westchnęła spoglądając na noka. dobrze, że nie zapytał jej po co przyszła, aczkolwiek kiedy już tu siedziała czuła dziwne i bynajmniej nie należące do najprzyjemniejszych ściskanie w żołądku.

- wiec, co cie tu sprowadza, aurelie? myslalem, ze nie przychodzisz do mieszkan takich frajerow, jak ja. - co sie bedzie cykal, co nie. to mi przypomina kontakty kris+trish+reszta, tylko nie wiem, ktora tu jest trish. popatrzyl na aurelie, potem na b.f. i zmarszczyl czolo, myslac nad czyms, ot.

-byłam w okolicy, więc postanowiłam sprawdzić czy na przykład nie utopiłeś się w wannie albo pod prysznicem - stwierdziła, odwracając wzrok od bf i zawieszając go na noku. wzrok. nic innego na nim nie wieszała, ani nie zarzucała lin. póki co. hej, smutna prawda, ale zawsze dwie kobiety siedzące w jednym pomieszczeniu obsmarowują się wzajemnie w myślach. zawsze zastawia mnie co myślą o mnie.

- nie utopił się - zauważyła wygładzając swoją sukienkę, kątem oka wciąż przyglądając się aurelie. założyła nogę na nogę i dupa z całego wygładzania. stwierdziła, że A pewnie jest jakąś trenerką jego psa, z którą knock ma romans, czy cokolwiek.

-zdążyłam zauważyć - odpowiedziała, lustrując wzrokiem sukienkę b. uznała, że pewnie wyciągnęła ją z lumpeksu albo wcześniej należała do jej babci. skrzyżowała nogi w kostkach i oparła dłonie na kolanach, bawiąc się delikatną bransoletką od tiffany'ego.

- och, więc jesteś taka spostrzegawcza? - wzniosła oczy ku sufitowi, starając się stłumić śmiech. cholera, zawsze miała ochotę się roześmiać w najmniej odpowiednich momentach.

właśnie, pies! spał, powiedzmy.
- hm, a pokazywałem już wam mojego psa? - xd. wszystko jest lepsze niż siedzenie w milczeniu, nie.

-jak widać - zmrużyła oczy i wstała, kierując się na balkon. powiedzmy, że zapaliła papierosa i delektowała się nim, bo to był pink elefant, wszyscy je kochamy. a ja idę kosić trawnik ;c

myślałam, że psa wyprowadzał ktoś tam ._.

- pokaż go - pokiwała głową, pocierając dłonią o swoje kolano i wstała, potrzebowała rozprostować nogi i pochwalić się, jakie ma długie, łaa.

-ona tak juz ma - wyjasnil cicho b.fce, gdy tylko aurelie wyszla na balkon. to znaczy nie byl typem obgadywacza, no ale wiecie, nie chcial, zeby bf sie obrazila!

- w porządku, to twoja babcia? - spytała na wszelki wypadek, przeglądając się w jakimś gustownym wazoniku stojącym na komodzie z wieloma szufladkami, która ważyła pewnie tyle co wszystkie jej buty.

sory, padl mi komputer.
- kto, ona? nie, cos ty. - zachichotal, bo wyobrazil sobie aurelke jako jego babcie. - znajoma. tak jakby.

- ahaa. dużo masz takich znajomych? jak ona albo ja? - spytała, przeglądając wszystkie drobiazgi na komódce, by zająć czymś swoje ręce.

- tak. to znaczy.. nie, bf, nie jestem jakims cholernym zigolo. - nie, wcale, tylko troche. patrzyl na jej ramie, bo sie odwrocila chyba do tej komodki i bylo mu glupio. nawet bardzo, i chyba wyszedl na dupka, nie?

- to chyba dobrze - stwierdziła, odwracając się w jego stronę, może nie zauważy, że wsunęła do swojej różowej torebki dżejkobsa tego malutkiego bursztynowego słonika, huhu.

kradziejka ;< podrapal sie po policzku i zmarszczyl czolo, przygladajac sie plecom aurelie. potem tak jakos odwrocil sie do bf. - czekaj, a takie znajome jak ty, to znaczy?

Więc Miuccia zapukała do drzwi, bo Knock to jej kumpel ze staszej klasy, gdy jeszcze do szkoły chodzili. Włosy zaożyła za uszko, a nie bo krótkie ma. Za to zdjęła balerinkę Marca Jacobsa ze skorki węża i wytrzepała z wewnątrz odrobinę żwiru, który zgarnęła idąc przez ogody Luwru.