eljotcze.

przyjechała taksówką, bo to jednak jest jakaś odległość a biorąc pod uwagę ostatnie opady to nikomu by się nie chciało łazić po kałużach, a co dopiero leniwej delilah. zapukała w każdym razie, bawiąc się guzikiem eee, czegoś tam, nie wiem jak to nazwać.

ejot właśnie w łazience próbował doprowadzić swoje włosy do jakiegoś ładu, co nie do końca mu wyszło, chociaż rozczochrany i nieuczesany wyglądał przecież niegorzej niż normalnie. poprawił kołnierzyk swojej koszulki i wyszczerzył się do lustra, by sprawdzić, czy nie ma na pewno żadnego szpinaku, czy czegokolwiek, w zębach, niby mył już zęby dwa razy od obiadu, ale kto to wie, różnie bywa, nie? poszedł i otworzył, witając ją z uśmiechem, jak w tych programach o nianiach i całej reszciee. - deeel.

niegorzej. - czeeeeść, ładnie pachniesz, już czuję - zaszpanowała, wyciągając w górę dłonie, żeby się doń przytulić, tj do elliota, nie do dloni. - no, teraz też. - swoją drogą w prawej dłoni miała klucze, ale go nie pokaleczyła, pocałowała tylko w lewy policzek jego, nie wiem, dlaczego tylko tak.

- dziękii, ty też ładnie pachniesz, ale pewnie wiesz, nie? chodź, pewnie ci zimno i tak dalej. - poprowadził ją więc do środka, bo na wejściu stanie przyjemne do końca nie jest, zwłaszcza, gdy klatka schodowa nie jest specjalnie ogrzewana.

klatka w bloku ;o - wiem, wiem... - usmiechnęła się nawet, gdyż delilah miała wyjątkowo dobry dzień. - ale mam cukierki, więc nie możesz powiedzieć, że ja tylko siedzę i pachnę. co tam? - właśnie, usiadła na kanapie, skromnie kładąc dłonie na kolaniach, ale po chwili przypomniała sobie o zozolachhhh które wyjęła z torebki i położyła na stole. hejka.

- hej, a co byś zrobiła, gdybym powiedział, że mam cukrzycę i nie mogę jeść cukierków? ach, świetnie, chociaż jest zimno i rutinoskorbin się skończyył. nie żebym brał codziennie, ale teraz jakoś czuję, że będę miał katar i tak dalej, no wiesz! a co u ciebie, deel? - spytał, sięgając po zozola, będzie miał potem podrażnione podniebienie, ja zawsze po zozo mam, papierek zostawił na stoliku, a cukierka włożył sobie do ust, a potem przysunął się do del i objął ja ramieniem, jak w simsach tak.

- to dalibysmy ci insuliny i musialbys zjesc cukierka - właśniee - jak będziesz miał katar, to będę ci robić herbatki i kupować chusteczki. hej, naprawdę kupiłeś garnitur? - zainteresowała się, bawiąc się brzegiem płaszczyka, bo nie zdjęła, ale własnie sobie przypomniała i to już czas pierwszy. maka paka.

jezu jaka dzika ta czcionka w podpisie twoim. ludożerka chce cukierka!
- nie, chociaż wiesz, w zasadzie to przydałby mi się jakiś garnitur, bo żadnego nie mam! - no faktycznie, bo nie przepadał specjalnie za garniturami, miał ze dwa, ale jakoś się pogubiły, albo pozostawały w stanach czy gdzieś tam. - to jakbym miał katar, to byś ze mną zamieszkała? czy przesyłałabyś pocztą te chusteczki i herbatki? :<

czemu dzika ;/ - naprawdę nie? och, kupimy tobie, nie martw się - błysnęła zębami w sensie smajl smejl, amejzing - przychodziłabym. nie wiem. mam zamieszkać? - zaśmiała się trochę, krejzolsko. - chyba wcale nie chodziłabym do szkoły.

taka dzika i już. - dobrze. a co byś robiła, skoro byś nie chodziła do szkoły, coo? - spytał, gładząc ją po udzie, no patrz jaki szalony. - jak byś chciała, to możesz zamieszkać, chociaz w zasadzie twoje mieszkanie jest, hmm, prawie nieużywane, nie? w sensie, że nowe. - no bo je dostała przecież na urodziny. też bym chciała dostać mieszkanie na urodziny, ale mama mówiła najpierw, że mi kupi aparat, jak jej poowiedziałam, że chce, a potem, że tę dziadoską skodę, co ją już rozwaliłam raz -.- ;rzal;

skoda w sensie samochód? - aach, opalała się na balkonie. szczególnie teraz - uniosła brwi i dłoń też, do jego twarzy i pogłaskala jego policzek. - czy coś. idziemy spać.

no, samochód. - będziesz czarnuchem. - jak apsi dejzi,xd. - no idźmy, ale do łóżka, tu się pognieciemy i kocyki są gdzieś dalekoo. - w sypialni czyli, wstał, całując po drodze del w prawy kącik ust i prawie wyjebał się o nogę od stołu, ten stół pewnie mu ją podstawił :<

zezarło mi posta, normalka.- elliot, ja rozumiem, że jestem megafajna i bardzo cię podniecam, ale myślałam, że już się przyzwyczaiłeś do mnie, ale nie powiem, bardzo mi to pochlebia, że tak na ciebie działam... - wyszczerzyła się i zdjęła po drodze KNITWEAR

te słówko mnie zawsze bawi, knitwear znaczy,xd. CZARNUCHUU. - to wszystko przez to, del, że jestem inwalidą! nie pochlebiaj sobie aż tak bardzo - pstryknął ją w nos przy okazji, kiedy do końca złapał równowagę i ją za rękę też, bo czuł się pewniej wtedy!:3

apsi dejzi ty tam - och, no wiesz, zlamałeś moją pewnośc siebie! musze pojechać po kablach, oooch - wzdychała strasznie ciężko, poprawiając z tyłu zapięcie stanika i zaraz rozpinała też rozporek, znaczy swój.

- przepraszam, już nie będę, hmm? masz czaderskie włosy. - stwierdził, chociaż chwilowo jej włosów nie widział, bo ściągał swoją koszulkę, która nie chciała się od niego odczepić, co za.

- a ty masz krzywe sutki, bardzo podniecające - własnie, bojd ma krzywe, podeszła bliżej więc i uszczypnęła go w jednego, powiedzmy lewego i chichotała też w tej swojej nieszczęsnej bieliźnie.

- krzywe to nieładne słowo, del :< - zamarudził i złapał ją za ramionko, za które przyciągnął ją do siebie i ugryzł w ucho, też ją, by potem wyskoczyć ze spodni, co nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać!!!

- więc będę mówiła niedorozwinięte. albo koślawe. albo albo coś, jeszcze sie zastanowię - potarła dłonią ucho i szczerzyła się jak idiotka. - jak chcesz?

- to chyba lepiej nie mów wcale, bo się obrażę i co wtedy - no właśnie. westchnął ciężko, podrapał się po brzuszku i wpełzł do łózka pod kołderkę w tygryski.

- koniec świata - zacmokała i wsunęła się obok niego, przytuliła się też do jego boku i oparła dłoń na jego klatce piersiowej, gladkiej jak pupa niemowlaka. - lubisz mnie, elliot?

- nooo, trochę - westchnął, zerkając na sufit, a potem na del, jej dłoń, potem włosy, które dziko rozsypały się dookoła, ale jednak wciąż trzymały się głowy, a na koniec, wielki finał, zmrużył prawe oko. - a ty mnie? :<

- tylko trochęę? - jęknęła i przekręciła się na plecy, bo jej bok obumierał. okej, nie. - ja bardzo. bardzo!

- co tyyy, tak tylko mówię. - żeby jej było przykro i nieprzyjemnie. nie noo. - ja cię też bardzo, założę się, że bardziej, niż ty mnie. sięgniesz do lampki?

- nie, ale jestem uczynna i.. - zwlokła się z łóżka, ale zupełnie lekko, w końcu ważyła te swoje jedenaście kilogramów i zgasiła lampkę - i zgaszę. no, zgasiłam. - wlazła znowu do łóżka i przycisnęła usta do jego skroni, no ale nie zostawiła śladów, to źlee?

- łał. kocham cię, nie potrafię spać z zapaloną - wyznał jej i ją podrapał na wysokości piątego kręgu od góry tam gdzieś z tyłu na plecach, chociaż nie orientuję się ile to ludzie mają kręgów i tak dalej, hmm, nieważne, w każdym razie podrapał i ziewnął.

-a z napaloną? to znaczy ze mną? - zamrugała i też ziewnęła, bo to zaraźliwe, w jego żebro ziewnęła mniej więcej.

- pewnie też nie! a jesteś napalona? - to z serii dialogi bardzo inteligentne chyba, xd.

-zawsze, moj drogi elliocie, nie wiedziałeś? nie chce mi się spać, ale jutro szkoła, więc... dobranoc? - chyba, przeciągnęła się i wyprężyła też, odgarniając włosy z twarzy i nachyliła się, żeby go pocałować.

- ach! w porządku, jutro przyjdę do ciebie na kawę, czy coś. dobranoc! - zacmokał, by potem ją pocałować na te nieszczęsne dobranoc i usnął,he.

uśmiechnęła się tylko i usła też,aah

siedział w książkach :c

miło z jego sytyrony
przyszla więc i zapukała, rozpięty płąszczyk już miała, bo na klatce było gorąco. to pewnie przez knocka i bjef.

elliot otworzył, wcześniej prawie wywalając stoliczek na bok, bo położył na nim jakiś słownik terminów medycznych ze zbyt dużym rozmachem, no ale nieważne, skoro otworzył i nikogo nie zabił po drodze. - cześć, del - uśmiechnął się dobrotliwie i przyciągnał ją do siebie za ten rozpięty płaszczyk i pocałował w usta seksy romantycznie!!!

i poszla bo przypomniala sobie cos taaam pa =.=

no pa, poszedł się uczyć znów.