karmę

ładny, duży uhu. zdecydowanie obsesja na pukcie światła więc dużo lamp i świeczek.
od tatusia. dużo zdjęć również.

no i gdzie ma się podziać? chyba najwyższy czas zobaczyć miejsce gdzie będzie spała jak mi wiadomo chyba ;x znalazła klucze i pchnęła drzi które dawały lekki trud w tym bo pudzianem zdecyowanie nie była! rzuciła trobę w kąt tak samo jak parasol i inne takie. włączyła komputer i podkradła połączenie do internetu sąsiadowi ;x polazła do lodówki z poszukiwaniu jedzenia i znalazła.. tararda! pierogi z karteczką 'żebyś nie umarła z głodu- babcia an!' łoho. polazła przeprowadzić pewnie wielogodzinną konwersację z łączem internetowym i klawiaturą.

stanął pod drzwiami jej domu wciąż trzymając ją za rękę.
- właściwie to chyba niestety już twoje drzwi - spojrzał na napis widniejące na drzwiach.

- taak, niestety... - otworzyła sprytnie drzwi, ale wcale jej się wracać nie chciało. zdecydowanie. - chesz wejść na górę? napić się czegoś?

nie jest już za późno na przyjmowanie gości - uśmiechnął się lewokącikowo - ale z przyjemnościom wejdę i czegoś się napije, o ile będzie ciepłe najlepiej jeśli nie kawowe

- okej - uśmiechnęła się i pociągnęla go za sobą. otworzyła drzwi od mieszkania.
- rozgość się. - powiedziała rzucając płaszcz na fotel w przedpokoju. nie ma to jak dbanie o porządek. - może nie jest zbytnio. hęę... uporządkowane, ale wybacz, przeprowadzka...

- w moim domu w takim razie przeprowadzka trwa wiecznie - rozsiadł się na jakimś fotelu czy kanapie spoglądając na wnętrze - całkiem tu przyjemnie - mówił spoglądając na carmen.

- muszę kiedyś wreszcie rozpakować te pudła - wskazała na pudła stojące pod oknem z jakimiś zdjęciami w drodze do kuchni o mało nie wywalajac się o płyty. to się wytnie. - a więęęc... mam do zaproponowania... jeśli kawy nie to herbatę lub czekoladę. - oparła się łokciami o blat i sprawdzała co ma w szufladzie.

- w takim razie niech będzie herbata - praktycznie krzyczał bo była w drugim pokoju - solidarnie, mogę Ci pomóc rozpakować te pudła, a ty pomożesz mi, o ile nie przetrzymujesz w nich jakiś szczątków zabitych kochanków, lub króliczych łapek - na samą myśl przeszedł go zimny dreszcz.

nastawiła wodę, i przygotowała dwie filiżanki. i gotowe. żeby było szybciej bo zaraz muszę iść.
- czy wyglądam na jakaś czarownicę? - zaśmiała się i wystawiła głowe z kuchni. nie miała nic takiego w tych pudłach, chyba, że ktoś jej podrzucił, żeby nie mieć sprawy o morderstwo. - okkeej, chętnie przyjmę twoją pomoc - uśmiechnęła się, prawokącikowo tym razem.

-dzięki - wziął filiżankę z rąk c. i w dość szybkim czasie pochłonął swoją herbatę.
spojrzał nerwowo na zegarek.
- będę musiał za chwilę wracać, jeśli mam zamiar zdążyć na autobus - standardowo drapiąc się zakłopotany po głowie, właściwie nie miał zamiaru nigdzie iść, więc tylko spuścił wzrok wypijając ostatni łyk herbaty.
- w takim razie pomogę z równie wielką chęciom, i po męsku będę przenosić ciężkie przedmioty - powiedział w uśmiechu pokazując swoje białe, nie będę dodawał, że idealne zęby.

- okkej, too jak będę miała zamiar rozpakować te pudła, a to chyba będzie niedługo to dam znać obowiązkowo. i ty też jak będziesz chciał się pozbyć zawartości z nich. - uśmiechnęła się i wypiła do połowy swoją herbatę. prześladowały ją konfitury! odstawiła filiżankę na stół obok. - nie chcę cie zatrzymywać skoro się śpieszysz... - no nic, pocałowała go w policzek, a potem na trochę dłuższą chwilę położyła mu głowę na ramiono. - to odezwę się jakoś jutro. - uśmiechnęła się po raz kolejny.

/ idęę, dobranoc jutro mnie nie będzie bo siostra nocuję -,-

musnął ciepłą od filiżanki dłonią jej policzek i delikatnie przejechał ręką po jej włosach.
- w takim razie z bólem serca, stwierdzam, że odchodzę, napiszę do Ciebie pojutrze, miłych snów słońce - uśmiechnął się na pożegnanie, całując ją w policzek i ze schodów jeszcze krzyknął - mam dwie minuty na dotarcie na przystanek, na każde twe skinienie przybędę mam na myśli rozpakowywanie i nie tylko.

/dobranoc, w takim razie do... wtorku!

zostawił pod drzwiami zapakowane w fluorescencyjny papier z ogromną żółtą kokardą prezent.
było to drzewko bonsai.

wychodziła z domu, dobra, była już spóźniona jak zwykle. zobaczyła prezent i podniosła go. wlazła jeszcze raz do mieszkania i rozpakowała go. zobaczyła drzewko i uśmiechnęła się. od ucha do ucha! i zarumieniła się również.

przyszedł pod jej dom rozglądając się po czym wszedł na górę, po chwili zorientował się, że jest za wcześnie, usiadł pod drzwiami przyglądając się ogłoszeniom

wbiegła na górę i zobaczyła blejsa.
- czeeeść - ucałowała go na przywitanie - ojejku, długo czekasz? sorry, że ja zawsze musze się spóźniać! - otworzyła szybko drzwi.

- nie raczej przyszedłem trochę za wcześnie - uśmiechnął się - to idziemy do mnie? czy zostajemy u Ciebie? - zapytał wstając z ziemii

rzuciła trobę gdzieś w kąt.
- hmmm, nie wiem sama. gdzie wolisz? - nie była zbyt dobra w decyzjach - możemy iść do ciebie. iii dziękuję za prezent - uśmiechnęła się. najładniej jak umiała tak poza tym. taka kobieta intuicja! a wiecie, że ona nigdy nie zawodzi.

- no to zostańmy tutaj - uśmiechnął się siadając na jakimś fotelu - prezent, co masz na myśli - droczył się z nią

- hmmm, no jak to? a te bilety? - roześmiała się. nie warto się z nią droczyć ;c - nie no żartuje. napijesz się czegoś?

kupiłem bilety do kina, ale zawsze mogę zwrócić - uśmiechnął się całując ją w policzek

- ooo niie, nic nie będziesz zwracał - uśmiechnęła się - aaaa tak poza tym, jak już wspominałam chyba będę musiała rozpakować pudła. to twoja propozycja pomocy dalej jest aktualna?

- pewnie , ze pomogę
/ sorry, muszę trochę ogarnąć swój pokój.

- okej - uśmiechnęła się - mam jeszcze to żarcie, znaczy wiesz, konfitury i te inne. nawet nie wiesz ile tego przywiozłam! - no tak, jak cały czas się stoluje w restauracjach to wreszcie trzeba przywieść coś domowego. lub nauczyć się gotować co było raczej niemożliwe w jej przypadku. może kieeedyś.

/ okejjj. mnie wyganiają z psem, za 10 min będe.

- no więc ja przyniosłem karmelki - podniósł je triumfalnie w górę - w takim razie możemy zabrać się za rozpakowywanie

- okej - uśmiechnęła się i owinęła w sweter - matko, chyba zapominają, że tutaj mieszkają ludzie i potrzebują ciepła - zaśmiała się i wzięła nieszczęste pierwsze pudło w którym zaplątały się zdjęcia jak była mała i miała ze czternaście lat. zabrała je i chciała schować głęboko pod ziemie bo były strasznie głupie xd szczególnie te na których zafarbowała włosy na niebiesko.

złapał ją delikatnie za rękę i zabrał jej zdjęcia - to ty? - zapytał unosząc w górę brwi .

- yhm, no tak niestety. możesz się śmiać - sama się z nich śmiała. ale nie jak miała zly humor bo wtedy był jeszcze gorszy.

- jak na czternastolatkę wyglądałaś całkiem uroczo - uśmiechnął się obejmując ją łagodnie i przeglądając resztę zdjęć

- dziękuję, ale nie wiem czy te włosy były urocze - przysunęła się do niego i chciała wyrwać zdjęcia bo dalej były jeszcze głupsze ale się nie udało. zły refleksss. - dobra, nieważne - zaśmiała się.

oglądał dalej gładząc jej policzek wolną ręką.
- nie próbuj nawet - roześmiał się - to jest fajne - wskazał zdjęcie miesięcznej c. i uśmiechnął się chytrze po czym wpakował do jej ust karmelka.

uśmiechnęła się.
- taak, bo tutaj nie miałam co farbować - i też wpakowała mu do ust karmelka. położyła mu głowę na ramieniu. - dobrze, że więcej zdjęć nie wzięłam.

- no jasne, może powiesz mi, że miałaś na nich żółte afro?- zmrużył oczy pytająco.

- nie przypominam sobie, ale chyyyyba nie - pokiwała przecząco głową i próbowała wygrzebać coś ciekawego z pudła, ale się nie dało. mało konkretych rzeczy, pełno bzdur jak zwykle. wzięła jeszcze jednego karmelka - a jak notatki, huum? - nie, nie mówiła z pelną buzią. tego przestrzegała.

- właściwie to średnio napisałem dwie trzecie, a to na jutro, no i chyba będę musiał zarwać noc, żeby to dokończyć - oparł głowę o tył fotela przeglądając zdjęcia - nie długo wyjeżdżam na parę dni do rodziny, na imieniny - powiedział spuszczając głowę - wcale nie mam ochoty.

- ouh współczuję... - teraz będzie się martwić, ze będzie usypiał na wykładach, albo inne takie - ja chyba będę musiała wyjechać jakoś w sobotę na tydzień. uparli się, żebym spędziła wreszcie czas z rodziną! tak, bardzo chętnie, jak nie będą na każdym kroku prawić mi wykładów i nie będzie to dom stylizowany jak z horrorów - na samą myśl o tym zrobiło jej się zimno i niedobrze. - a jak kolacja ta rodzinna?

dobrze, nałożyłem sobie mało na talerz twierdząc, ze to druga porcja - uśmiechnął się - porozmawiałem z kuzynami, nic ciekawego.

- ja pewnie znów na rodzinnym spotkaniu udam, że się źle czuje i pójdę spaać. to chyba najlepsze wyjście - zamknęła na chwilę oczy i westchnęła bo było jej strasznie zimno, a nagle się zrobiło ciepło, czarymary.

przytulił ją spoglądając na zegarek - za chwilę lecę - powiedział zasmucony.

- okej... - powiedziała ze smutkiem w głosie biorąc jeszcze jednego karmelka, chyba brakowało jej cukru czy coś takiego - to ten... jak już będziesz w domu to daj znać bo się martwić będę - uśmiechnęła się.

- wcale nie mam ochoty iść - westchnął

/idę po ktoś cały czas coś od mnie chcę wrrr.

- a ja nie chce, żebyś szedł, no ale, obowiązki... zaczekaj! - pobiegła do kuchni i wcisnęła mu duży słoik konfitur xd - proszęęę - uśmiechnęła się.

/ ja idę psa myć, hęę.

pocałował ją pośpiesznie w usta po czym zbiegł ze schodów, zostawiając przez przypadek swój telefon.

/miłych snów, miłego mycia psa również XP

cieszyła się bo sąsiad zmył się ze swoim towarzystwem, najwidoczniej się pobili lub coś takiego. nie jej sprawa. rzuciła mokre rzeczy gdzieś w kąt, wzięła kołdre, idiotyczne notatki, usiadła na parapecie i usiłowa się uczyć. miała ochotę zamknąć się w domu do końca życia i z niego nie wchodzić, chyba jesienny zły humor.

stanął przed drzwiami pukając coś na wzór, puk puk, w każdym razie oparł się o ścianę, czekając, aż karmen otworzy, miał zamiar oprzeć sie o drzwi, ale mółby wtedy zdrowo oberwać.

wtedy byłoby wejście smoka! wyskoczyła z wanny biorąc pierwszy lepszy ręcznik owijając się nim. po drodze kopnęła pod łóżko/szafę buste puszki po napojach energetycznych, nie po piwie. związała mokre włosy, trudno będą dłużej schły. no i tadaaa, otworzyla drzwi.
- czeeśśćć! - pocałowała go przytrzymując ręcznik przy okazji bo spadał chyba.

przejechał nosem po jej szyi, pachniała jakimś płynem, uśmiechnął się kącikowo.
- hej - uniósł brwi, spoglądając na nią, po czym stwierdził, że postępuje trochę nie taktownie, nie ładnie się przypatrywać ludziom, ale właściwie nie mógł się powstrzymac, zmrużył nos i wszedł do środka.
- nienawidzę moich sąsiadów - powiedział rozgoryczony.

- możemy zaplanować zbrodnie doskonałą czy coś podobnego. niczym w jakimś filmie kryminalnym. tylko co podamy jako powód zbrodni, huh? - uśmiechnęła się i poszła do kuchni, szczęście, że miała salon połączony z nią czy coś takiego. nieważne.
- napijesz się czegoś? - spytała opierając się łokciami o blat kuchenny.

podszedł do niej, kciukiem nieznacznie odsłaniając jej ręcznik w okolicach jej piersi, właściwie uśmiechnął się na jej propozycję morderstwa, podrapał się po skroni.
- nie jestem pewien, może fakt, że mnie molestują psychicznie, napije się, może wody - zaproponował unosząc brwi.