karmę

ja też nie dostałam nigdy kwiatka, chyba, a nie, czekaj, dostałam, okej, mniejsza z tym, xd.
uśmiechnął się do niej i pocałował na początek w sam środek ust, pewnie trochę zlizując ten błyszczyk, czy co ona tam miała, nie wiem, nie mam pojęcia, i się do niej ładnie szczerząc. podał jej różę, z ładnym przybraniem jakimś, zapewne. - to dla ciebie, carmen. powiedział i wszedł bardziej do środka.

ja dostałam wczoraj tulipana, za to, że dotrzymałam tajemnicy miłości, haha!11! wcale nie, ale cicho.
może trochę nawet potarła lekko kciukiem po jego dolej wardze, bo teraz on raczej miał błyszczyk malinowy, a nie ona :c złodziej. i przy okazji, wcale nie sratata, pogłaskała go lekko po policzku. nie miała zimnej ręki dzięki bogu. podziękowała jak na istotę myślącą przystało i wsadziła ją do jakiegoś ładnego wazoniku, ihaiha. miała już duużo!
- a wiec, gdzie mnie zabierasz? - uśmiechnęła się jednokącikowo, fajnie bardzo. chciała na powietrze!

podążył za ją i objął gdzieś ją tak od tyłu w pasie i pocałował gdzieś w szyję. jakoś tak mu to wyszło, wiadomo, teraz już dejmon nie musiał się jakoś zbytnio przejmować tą znajomą, i tak im nie wyszło. skoro teraz miał karmę, mógł wykorzystać sytuację, ok, był facetem i miał swoje potrzeby i ogólnie potrzebował jakiejś dziewczyny na jego poziomie ! a, zaznaczmy, że to była carmen. - zabieram cię pod wieżę eiffla. co ty na to, hm ? zapytał uśmiechając się do siebie.

ojezu, może to było tylko kilka miesięcy/tygodni, ale karmę jakoś brakowało faceta, jakiegoś porządnego, który będzie potrafił się nią zaopiekować i spełnić jakoś jej potrzeby. może trochę egoistyczne. ale ona też by była dobra i w ogóle. odwróciła się, musiała trochę stanąć na palcach, żeby pocałować go w środek ust bo pewnie był od niej trochę wyższy. zawsze tak jest, inaczej to dziwnie wygląda jak dla mnie.
- bardzo chętnie - musnęła lekko jego dolną wargę i już miała pewnie gdzieś, że została zapewne zwyzywana przez jego znajomą od dziwek i takich innych :c

a jemu brakowały kobiety, właśnie takiej jak ona. i teraz hm, pocałował ją w szyję ale tak zupełnie zmysłowo, i włożył ręce o jej kieszeni spodni. i tak sobie na razie stali. coś czuł, że coś miedzy nimi może kiedyś być, lub coś na pewno ich łączy. no, tak, tak, on miał zawsze dobre przeczucia moi państwo. w końcu jego matka nauczyła go jak traktować kobiety. uśmiechnął się do niej tak ładnie i seksownie. - hm, a potem zabiorę cię na kolację, co ty na to ? zapytał, z nienagannym uśmiechem,

przyjemnie jej było, nie powiem. mogłaby nawet zostać z nim w domu! jak już propozycję złożone to nie będzie z nich rezygnować. i jak już wstała w łóżka, z jej ostatnim humorem lenia i częstym marudzeniem do kota i książek od psychologii.
- pewnie - uśmiechnęła się całkiem miło, co będę mówić, cały czas się uśmiechała, bo jej serio dobrze i super było tak jak sobie stali. tylko nie wiedziała czy dejmon też ucieknie bez słowa..... oby nie.

nie, tym razem nie ucieknie, hm, nie zrobił by tego, jej, szczególnie. a graciella to po prostu inna bajka dla niego była, cóż, już takie życie. wiadomo, był dla niej wszystkim, ale między nim a nią, nie było żadnej, w ogóle, żadnej chemii, niestety. liczyło się chyba tylko to, że ona go kocha i tyle. reszta dla niego była po prostu chyba na razie zbędna. cóż, typowy facet. - to idziemy, co ? zapytał, i nawet nie ruszył się z miejsca, tylko dalej macał jej tyłek.

- idzieemy, ale coś ci się chyba nie chce - wyszeptała mu praktycznie do ucha, opierając się o jakaś ścianę, czy coś. nie wiem co miała najbliżej. z racji tego, że on obmacywał jej tyłek, nie protestowała, bo nie był żadnym 8434 letnim plejbojem, postanowiła zmacać jego kark, albo konkretnie jakoś przyjemnie i delikatnie po nim podrapać. coś czuje, ze już się do niego przywiązała! znaczy wiesz.

- no to chyba nigdzie nie pójdziemy. wyszeptał jej to do ucha i pocałował ją przyjemnie zupełnie w kark, a potem jeszcze w ramionko. i wsunął jej ręce pod koszulkę, ale miał ciepłe ręce, nie zimne, takie jak inni faceci, albo ja, najzimniejsze w klasie, uh, i przejechał teraz delikatnie opuszkami palców po jej gładkiej skórze, zaznaczając linię jej kręgosłupa. nawet zahaczył o jej zapięcie stanika, no chyba, że go nie miała, to wtedy nie. ale i tak było miło.

odgięła się lekko, może to z powodu jego dotyku, brakowało jej takiego, tak sądzę. nawet na pewno. i przyjemnie, że nie miał zimnych rąk, chyba nikt tego nie lubi. rozpięła lekko kilka guzików jego koszuli, chyba, że miał jakiś tiszert, ale nie wiem. chyba akurat jakoś na wysokości swojej głowy miała jego szyję więc lekko przejechała po niej wargami rozpinając mu koszule do końca, lekko dotykając jego klatki, uhu. ładnie tak wyglądał, myślę sobie.

uśmiechnął się do siebie i właśnie próbował się dobrać do jej koszulki i ją nawet teraz zdjął, ale że mu tutaj o tą ścianę opierając się, nie było mu zbyt wygodnie, więc przeniósł carmen na łóżko, miała nawet przecież wygodne, i teraz całował jej dekolt i bawił się zapięciem od tego jej stanika, cóż. nawet go potem rozpiął i zabrał się za całowanie jej brzucha, miała taki fajni szczuplutki i płaski, oho. i mu się bardzo bardzo podobał.

sori za zapłon. telefono!
może trochę się obawiała, że się cieszy bo zaciągnął ją do łózka czy coś takiego, jednak z drugiej strony sama chciała. jest kobietą, a ona też potrzebuje niektórych rzeczy! lekko zmierzwiła mu włosy, ładne miał, ogólnie cały był fajny. zjechała lekko dłońmi po jego brzuchu do guzika jego spodni, i chyba wiadomo co z nim zrobiła! taada, odpięła. pocałowała go namiętnie, bardzo powiedziałabym.

okeej.
nachylił się nad nią, i ściągnął jej teraz spodnie, i jakoś seksownie nawet tak z bielizną. o i teraz tak jakoś dziwnie, on był w spodniach, a on jakoś tak w spodniach. nie ważne. najważniejsze jest to, że okej, niby się nawet cieszył, że się z nią prześpi, ale nie zamierzał jej wcale rzucać, prawda ? prawda. on do tego typu facetów nie należy. więc, teraz głaskał ją po wewnętrznej stronie uda i całował dość namiętnie.

sprawiało jej to dużą przyjemność, więc może przysunęła go do siebie trochę bliżej, lekko za kark. zdjęła mu te spodnie nawet udało jej się do końca, pomagała sobie stopami. nie wyglądało to komicznie, dementuje to wszystko. przy okazji skoro już tam majstrowała to pozbyła go jego bokserek, bo innej męskiej bielizny nie uznaję ani ona ani ja! wiec wyboru nie miał. błądziła dłońmi po jego plecach, fajnych. uśmiechała się do siebie, w duszy bardziej. i już miała lekko przyspieszony oddech, ojezu, więc oddawała płytkie pocałunki na jego szyi.

pocałował ją gdzieś w ramię, takie fajne chudziutkie, ale nie kościste, o nie. bo chyba nie była taką bardzo chudziutką dziewczyną, nie ? o ile on widział, no to nie. a poza tym, ostatnio i tak dość często razem ze sobą przebywali, to już nawet wiedział czy jej ramionko jest chude czy nie, i jaki ma nawet kolor oczu, też wiedział, o proszę. wszechstronność. więc teraz, bez ogródek wszedł w nią, chciał delikatnie i wiesz, ale chyba mu nie wyszło :c

aż tak chudą nie, ale nie była jakaś mega wielką babą bo ani to, ani to nie jest estetyczne :c była w sam raz, bez narzekania. właśnie przez jej całe ciało przeszedł jakiś przyjemne ciepło, więc odchyliła lekko głowę do tyłu, na jakaś przyjemną, ale na pewno mniej od tego co teraz czuła, poduszkę i cicho jęknęła/westchnęła, drzeć się nie będzie jak idiota bo to wiadomo... :cc pogłaskała go lekko opuszkami palców po policzku i przygryzła jego dolą wargę. delikatna była! to, że nie uprawiała seksu 87546 miesięcy, nie znaczy, że ma się od razu rzucać, to by było niezbyt przyjemnie.

przyspieszył trochę tępo, i teraz całował ją raz po raz w to ramionko i usta, i to tak zupełnie zmysłowo i bardzo ciekawie i takie tam. co jakiś czas też głaskał ją po głowie, bądź, też nawet i po udzie, żeby wzmocnić jakieś wrażenia. kiedy już skończył, opadł obok niej na poduszkach, i nawet nie dyszał, nic z tych rzeczy, nawet jego oddech był tylko delikatnie przyspieszony. ale objął ją w pasie, i pocałował nawet w usta, o.

wiedział jak spełnić kobietę, ojejku, ale chyba tego już go mama nie uczyła. przysunęła się do niego bardzo blisko, przytulając się praktycznie całym ciałem, dokładnie! bo chciała być jak najbliżej i dawać i dostawać coś z tej bliskości. nawet nie chciała się przykrywać, nie wstydziła się siebie, nie ma takiej potrzeby, bo wszystko było w należytym porządku. chyba na spacer pójdą innego dnia? yhym. przez pewien czas serce jej biło całkiem mocno, ale już chyba to jakoś opanowała i co i raz całowała go gdzieś z klatkę, bo nie napiszę dekold.... xdd

xddd pozdrawiam swój internet, o taaak -_-
teraz już był kompletnie spełniony i szczęśliwy, miał dziewczynę, którą, hm, lubił, nie wiedział, może i lubił, ale w porządku była. i ogólnie w jego guście, ale to już chyba mówiłam. podobała mu się strasznie. pocałował ją tak czule i fajnie i jeszcze potem w czoło. - hm, caarmen, mam zostać ? zapytał, trochę retorycznie ?

a teraz pozdro moja mama, bo się drze.
- zostać, zostać, zostać - uśmiechnęła się przyjemnie i chyba tak zasnęła przytulając się do niego. i ja musze iść, bo matka mi do pokoju wpadła, bajos!

i on też zasnął, pewnie, paaa.

przyszedł spóźniony, ale przyszedł. uh, w ręku miał nawet bukiet słoneczników, nie wiedział, czy akurat lubi słoneczniki, czy nie, ale nie ważne. zadzwonił do drzwi i czekał. aż mu otworzy, o.

słoneczniki lubiła, są jakieś takie wesołe według niej. ciekawa teza i podejście do kwiatków.
szczerze mówiąc była trochę w proszku, biegała po domu w ręczniku nie mogąc się ogarnąć. nawet trochę miała jakieś senne oczy po niezbyt dobrze przespanej nocy na podłodze, bo spadła i jej się wchodzić z powrotem nie chciało. no nic, otworzyła czy chyba od razu dostała jakiejś gęsiej skórki bo różnica temperatur.
- ccc, c, cześć - uśmiechnęła się wciągając go do środka wprost! i pocałowała go w środek ust, dość długo powiem wam.

- czeeść. objął ją w pasie i oddał pocałunek, jeszcze bardziej namiętniej niż ona to zrobiła. w końcu, miał prawo ją całować. kiedy sobie chciał. taaak. kiedy się trochę od niej odsunął wręczył jej wiadomo, bukiet słoneczników, przysłali mu skądś tam, nie wiem skąd, ale wiadomo, przez internet zamówił i ma. - proszę, dla ciebie. bo się spóźniłem. miałem być wcześniej, ale jakoś tak wyszło, wiesz. uśmiechnął się do niej.

- możesz mi dawać takie nawet jak się nie spóźniasz - uśmiechnęła się gdzieś pod nosem, idąc do salonu i wsadzając je gdzieś do wazonu! ładnie się komponowały. ogólnie jak on tam stał jeszcze w tym przedpokoju, to ona poprzeszkadzała mu kiedy zdejmował buty np. albo i nie. w każdym razie wskoczyła mu na plecy nogami obejmując go gdzieś w pasie, a rękami o szyję całując go lekko w kark. trochę jej dziwnie było, że nie wyszykowana jest, a mieli gdzieś iść i ogólnie zaraz się zbierze w sobie.

roześmiał się całkiem przyjemnie. - wiesz, nawet jesteś leciutka. bardzo leciutka. i poszedł tak z nią do salonu, gdzie pochodził trochę w kółko a potem ją zrzucił z siebie, właściwie, zdjął, i położył ją na kanapie. i się nad nią nachylił i namiętnie pocałował. ich znajomość widocznie rozwijała się w kierunku najwyraźniej jakiegoś poważnego związku i takie tam. uśmiechnął się do niej i potem hm, usiadł na kanapie. - gdzie idziemy ? może na pizzę ? zapytał.

- możemy, zabierz mnie gdzie chcesz, możemy na spacer, dużo tego - uśmiechnęła się lekko i już właściwie wstała z tej kanapy chodź jej się dobrze leżało! i chyba podreptała do garderoby, co prawda może jakoś w połowie drogi zrzuciła ręcznik, mniejsza o to. nie wstydziła się, przed nim nie, zresztą nie miała czego. i teraz zaczyna się jej codzienny dylemat! hm, no nic. stała tak w tej garderobie szamocząc się z spodniami :c na jednej nodze podskakiwała.

- wszystko w porządku, carmę ? czy ci pomóc w czymkolwiek ? zapytał, i wstał z tej kanapy, żeby teraz pójść do garderoby, gdzie była carmen. i tak się oparł o framugę i patrzył, jak się szamocze z tymi spodniami. trochę się nawet śmiał. - chyba będę musiał ci pomóc, jednak, na prawdę. roześmiał się i podszedł do niej i pocałował gdzieś w szyję. nawet tak fajnie i zmysłowo.

- dekoncentrujesz mnie - roześmiała się, głaszcząc go po policzku. właściwie co to za dekoncentracja przy zapinaniu spodni z którymi już sobie poradziła i chyba wkładała teraz bluzkę. cieszyła się gdzieś tam w sobie, że ma dejmona blisko siebie i spędzają ze sobą dużo czasu, bo to jednak dużo. i to przyjemnie jest, dla niej - gotowa jestem - kiwnęła głową całując go lekko w dolną wargę. i wyszła z tej garderoby bo się bała trochę, ze się na niego tak rzuci, hyhmyhm. ; >

- okeej, to zabieram cie na pizzę, dawno nie byłem na pizzy, ale co tam, że to nie zdrowe, ale pyszne, praawda ? zaśmiał się przyjemnie i objął ją gdzieś w pasie. i pocałował znowu w szyję. - idziemy ? zapytał, prowadząc ją zapewne gdzieś do przedpokoju i hm, sam się chyba ubrął, carmen sobie chyba poradzi, praawda ? no, chyba nie będzie jej ubierał, było by to dziwne. i zastanowił się przez chwilę, czy zgodziłaby się, żeby byli razem, czy coś w ten deseń.

właściwie karmę też się nad tym trochę zastanawiała, pewnie wtedy kiedy spadła z łózka i nie chciało jej się wgramalać. szczególnie jak była pół śpiąca. ale po pewnym czasie głupio by brzmiało pytanie 'ej, my jesteśmy razem?'. więc chyba będzie musiała to jakoś inaczej sformułować albo się nie spyta. trudno, hm. ona czasem była strachliwa, możliwe, że dlatego bo miała też w sobie jeszcze trochę dziecka. ale nie ujawniała tego non stop.
- idziemy - uśmiechnęła się lekko i zacznijjj! xd

i przyjechał po nią, elo ! xdd i zazdwonil do drzwi i czekał !

właściwie to może z początku nie usłyszała dzwonka bo siedziała z nogami opartymi o parapet, a głową gdzieś daleko, to znaczy niewiemgdzie. ale chyba po chwili się połapała i wstała, może z lekkim oporem na rękach, bo nie miała super silnych! i z uśmiechem jakimś nawet przyjemnym otworzyła mu drzwi, o dziwo, było ciepło nawet, albo jej się zdawało.

- czeeść. uśmiechnął się do niej pogodnie i wszedł do środka, całując ją uprzednio w czoło. rozejrzał się wokoło, w poszukiwaniu jakiejkolwiek walizki, czy porozrzucanych ciuchów, ale nie znalazł. więc pomyślał, że albo nie jedzie, albo się pakuje, albo spakowała. - spakowana już ? zapytał i pocałował ją w policzek i próbował teraz rozgrzać swe dłonie, bo nie miał rękawiczek, a zimno mu było w ręce.

prawdziwy sajgon rozpętał się w garderobie i łazience gdzie nastąpiła detonacja pudru! znaczy się wysypał kiedy nagle jej szczoteczka do zębów upadła, ugh, nieważne.
- spakowana, tak przynajmniej myśle - pokiwała głową zastanawiając się czy wzięła swoj ulubiony sweterek, bo akurat pewnie będzie jej potrzebny. ale chyba najbardziej bała sięę... - moja matka zaprosiła nas na kolację, ale boje się, że to się skończy jakimś czymś niezbyt dobrym bo zaprasza swojego nowego alfonsa i nie za miło zareaguję - hm no tak pewnie będzie, więc dla odwrócenia uwagi od jej niezbyt zadowolonej miny z tej wiadomości, którą dziś otrzymała, próbowała też rozgrzać jego ręce.

podrapał się po głowie.- oh, no cóż, okej, jakoś to przeżyjemy oboje, prawda ? zapytał z uśmiechem. i przytulił ją do siebie w geście otuchy, wiadomo, on też się bał, reakcji jej matki. chyba go niezbyt lubiła i nie polubi cóż, to złe. ale przeżyją, muszą przeżyć. najwyżej będzie napięta atmosfera i wszyscy się upiją, wiadomo, ale potem znowu może być źle. - więc, carmen, idziemy już ? niedługo chyba mamy samolot z tego co się sam orientuję, hm. oparł się o ścianę i położyl zimną rękę na swoim karku, i trochę się zgarbił. ale to i tak było seksowne.

najwyżej będzie miał scenę jak zabija człowieka, uhu. szczęście, że matka nie chciała mieszkać obok nich w hotelu, bo zmuszeni będą właśnie tam, bo ona pozbyła się swojego mieszkania myśląc, że nigdy tam nie wróci, bo nie lubiła tej okolicy. karmę, tak sobie myślę, się raczej nie upije. ale kto wie?
- no iddziemy, idzziemy - chyba właściwie poszła do garderoby wypychając z niej walizkę, wcale nie pękającą z nadmiaru, nie wiem skąd teki stereotyp i ona też nie wiedziała. mniejsza o to, ona chyba na razie połowy rzeczy nie wiedziała/nie doznala, co nie znaczy, ze jest jakimś matłem, wręcz przeciwnie nawet!

no to ona wziął tą walizkę, ne byla aż taka ciężka, aż mu się wydawało, być może dlatego,że był facetem, i ciągle chodził na siłownię i ćwiczył, cóż. nie wiadomo. w on może się upić, jeżeli już na prawdę nie wytrzyma, ale to się dość rzadko zdarza. na szczęście. dobrze, że nie jest alkoholikiem, byłoby źle. cmoknął jeszcze carmen w czoło, i zapewne poszedł zanieść walizkę do samochodu, a potem jeszcze wrócił na górę, do carmen, się jej coś spytać. - caarmen, masz bilety i takie tam ? zapytał, strzeżonego pan bóg strzeże, czy coś tam, xd.

- ty masz bilety - wskazała na niego palcami wskazującymi, których miała dwa, no proszę. no bo on jej mówił, że ma bilety i w ogóle... najwyżej będzie fajnie jak się okaże, że żadne z nich nie ma. no to będzie inaczej, mniejsza o to. wyprostowała się przestając pokazywać już na niego, może konkretnie na jego kieszenie, bo ona tam zazwyczaj nosi bilety, ale kto wie gdzie on nosi! - tak mi się przynajmniej zdaje... - popatrzyła chwilę gdzieś na sufit starając przypomnieć sobie bieg wydarzeń i po chwili wróciła do bardzo zajmującej czynności jaką jest wiązanie butów i kiedy już temu podołała podeszła do dejmona przytulając się gdzieś do jego pleców. zimnych :c znaczy płaszcz miał zimny.

pogrzebal w kieszeniach, na szczęście miał bilety więc odetchnął z ulgą. i zaraz o tym powiedzial carmen, że bilety posiada, i że martwić się nie musi. bo nie było by miło, gdyby nigdzie nie polecieli, a jej matka zaczęła by ją ścigać po paryżu czy coś tam. może i taka była, skąd miał przecież to wiedzieć, biedaczek. kiedy tak się do niego przytuliła, uśmiechnął się mimowolnie do siebie, nie wiem, może dlatego, że to było nawet miłe uczucie. - okej, słoneczko, to idziemy, niee ? zapytał, i odwróił się do niej.

- idziemy - pocałowała go w podróbek, bo akurat miała na wysokości swojej głowy, a potem lekko musnęła jego dolną wargę, kilka razy, bonusowo. dobra, ona jak zacznie to już koniec, zapomina gdzie mieli jechać i takie inne. wsadziła ręce pod jego płaszcz jak miał rozpięty obejmując na wysokości nerek. ale po chwili takiego zapomnienia powiedziała jakieś szybkie 'a'! i zarzuciła na siebie swój czarny płaszczyk, bo innych nie uznawała. no, może jeszcze beżowe. i zacznij gdzieśś!

przyszedł jak obiecał jej wczoraj, miał jej pomóc, chociaż wątpił w to, że będzie spakowana, no chyba, że jej się chciało pakować. no jemu by się nie chciało. był już po 3 wykładach, i to długich, nie ważne, ale cóż, życie studenta prawa międzynarodowego,jest cholernie trudne. przeczesał ręką włosy, i zadzwonił do drzwi i czekał aż mu otworzy, jeee.

była, do połowy. podbiegła do drzwi, dodajmy, że po całkowicie zimnej posadzce na bosaka. ała, już mi zimno w stopy, ktoś włączył klimatyzacje, zamiast ogrzwanieeee! otworzyła szybko drzwi, całując go przelotnie w usta i uciekła na jakiś dywanik, który czaił się za rogiem korytarza. a kapci nie było, miała takie fajne puchate jak ja lubię.
- wykończony? - spojrzała na niego i chyba było trochę widać, że jest po milionach nudnych i trudnych wykładów, bo ona też to miała dziś za sobą w czego rezultacie ma tyle samo stron notatek i nagrań z dyktafonu.

- bardzo. miałem jakieś dzisiaj 3 wykłady, i to praktycznie o tym samym, i gówno się w końcu dowiedziałem. powiedział, wchodząc do domu, nie chciał jej przeciągu robić, no tak. - a ty spakowana ? zapytał, stojąc w przedpokoju obecnie i zdejmując płaszcz, na pewno sobie trochę poczeka, tego był pewien i to bardzo, nawet po stanie jej własnie domu. - hm, no to paakuj się pakuj, dziewczyno, ja sobie zrobię herbaty, jak mogę. uśmiechnął się do niej, i poszedł do kuchni.

nie miała dużego bałaganu. mogła też go zagonić do roboty, ostatnio widziała w jakieś superniani czy też supermama na supermedal zabawę 'podnieś ciuch, który upadnie'. w zasadzie to wszystkie leżały, ale nie karze mu zbierać pół swojej garderoby.
- zrób, zrób - machnęła ręką, że oczywiście może, bo to jest jasne! i chyba zginęła gdzieś za ścianą, ale nie jak duch. i było tylko słychać jak gada! - hm, wiesz co? stwierdziłam, że wszystko jest głupie. znaczy wieszz - zaczyna się gadanie jakoś bardziej o niczym, bo podobno można rozmawiać o nicości! nie próbowałam, ona spróbuję - no, że wybrałam sobie głupi kierunek i teraz będę musiała się męczyć z psycholami - stwierdziła to szukając swoich wełnianych rajstopek pod jakaś szafką w łazience.

- to zmień kierunek, jeżeli po prostu czujesz, że sobie nie dajesz z tym rady, serio. powiedział idąc do salonu już z herbatką, jakąś pewnie miętową, pewnie miała, skoro sobie zrobił, musiała mieć. i teraz ją sobie pił, czekając aż w końcu carmen po prostu się spakuje, może jeszcze będzie chciała się pożegnać z mieszkaniem, czy coś, on się nigdy nigdzie nie musiał wyprowadzać, bynajmniej nie ze swojego mieszkania, a od rodziców to zupełnie inna bajka, wtedy się cieszył, no a jak. - caarmen, też chcesz herbaty ? zapytał upijając łyk swojej.

ona nie lubiła tego mieszkania. po pierwsze jej się nie podobało, po drugie wcisnęli jej to na siłę i po trzecie jakoś niezbyt jej się kojarzy, chodź powinno dobrze. ona zawsze przypisywała jakieś cechy czemuś gdzie nie powinna. np. mieszkaniu. i przywiązywała się do rzeczy materialnych to co dopiero do ludzi.
- niie, dziękuję - uśmiechnęła się jakoś, może bardziej triumfalnie do siebie. chciała zadać pytanie czy się cieszy, ale stwierdziła, że to jakieś wymuszanie komplementu. i czytała na jakiejś idiotycznej stronie, pewnie kiedy czuła się beznadziejnie i nie miała co ze sobą zrobić, że to wkurza, strasznie wkurzają takie pytania. więc się powstrzymała siadając na jakimś pudle, bo właściwie miała już od dawna spakowane. niektóre nawet nie były ruszane od przeprowadzki do paryża.

- hm, i jak idzie pakowanie ? zapytał patrzac się gdzies na ścianę, akurat może jakiś fajny obraz wisiał, nie wiem, może i wisiał i sie pewnie zaiteresował, kto go namalował, bo widać, że jakiegoś van goga, czy coś. nie znał się na sztuce, on to nie jego była maksim, która studiuje teraz hm, no, malarstwo o ile wiedział. i o ile się kiedyś tym interesował. - spakuj się. powiedział z uśmiechem, i napił się znowu herbaty, dobra była, a jakże. i zastanawiał się, czy ma dość dużą szafę, na wszystkie jej ubrania, dobrze, że nie miał zbyt dużo ubrań, było by źle.

- już się spakowałam - powiedziała zgodnie z prawdą, unosząc brwi. przedreptała znów na bosaka do miejsca gdzie on był, wzięła od niego tą filiżankę i odstawiła na komodę, której nie lubiła, ona chyba mało rzeczy lubiła jak tak sobie patrze na ostatnie posty. jakoś niezbyt dobrze nastawiona. nie licząc takich innych bajerów. wracając do bieżącej sytuacji stanęła lekko na palcach, żeby cmoknąć go delikatnie w usta. i tak mu się przypatrywała. nie wiedziała skąd skąd stereotyp, że kobieta musi być niższa od faceta. no fakt, to głupio wygląda. jak są jednakowego wzrostu to też. ale jak jest niższa to zaczyna się czuć jak jakaś mała kiedy wszystko jest większe od niej. nie powiem, to daje poczucie bezpieczeństwa.

- to jedzemy, praawda ? usmiechnął się do niej, ale nie powiem, pocałował ją w czubek nosa i pewnie teraz jakoś tak dopił herbatęi wziął jej wszystkie walizki, i zniósł do samochodu, na szczęście się wszystko zmieściło, no, to chyba dobrze. przyszedł z powrotem, tym razem po carmen. - idziemy ? zapytał, i pocałował ją w czoło, swoimi fajnymi miętowymi ustami, i zapewne, hm, był jakoś tak fajnie do niej schylony ! i to wyglądało bardzo bardzo seksownie.