blejsowe

jabłko z drzewa, co ty pleciesz? ;3
uśmiechnął się nieznacznie odgarniając jej włosy z twarzy, a wtedy peruka spadła na ziemię i uciekła przez okno, dobra wcale nie miała peruki.
- nie chcesz? - wystawił jej język trącając jej nos, swoim nie dodam, że jak eskimosi bo to już przereklamowane.

bo na dworzu siedzę xdd pod jabłonką. ale już idę do domu, bo wszyscy się zmywają, bo ojciec ma urodziny to świetują wszyscy dookoła.
jak pingiwny!
- niee, no chceeeee - przeciągneła uśmiechając się i pocałowała go, namiętnie, niech będzie, mają coś z życia. i podciągneła mu delikatnie koszulke. czy koszule. czy polo. nieważne.

=p milczę.
ściągnął sprawnym ruchem jej koszulkę błądząc dłońmi po jej plecach, uśmiechnął się.
- mówisz, że chcesz - ściągnął swoją koszulkę wystawiając jej język.

- wątpisz? - uniosła brwi zabierając się za jego pasek który nie stawiał oporu lub coś z tych rzeczy i rozpieła mu spodnie.
obsypała jego ramiona pocałunkami, fajnie jest, jabłko mnie znów atakuje, aha.
zaraz idę bo cholernie mnie zatoki bolą.

to wejdź może do domu. hum. =p
ściągnął jej spodnie, uśmiechając się nieznacznie, wodził dłońmi po jej brzuchu, który wydawał mu się okropnie seksowny.
- niekoniecznie - przejechał nosem po jej szyji.

już nie powinno mnie nic atakować xd
ściągneła mu spodnie razem z bokserkami, bonus. przejechała lekko dłonią po jego podbrzuszu (dzikie!) całując go lekko w usta. przysunęła się bliżej, bo niezbyt fajnie by było gdyby zleciała z kanapy/fotela, prawda?

rozpiął jej stanik, bo robił to codziennie, nie robił?, ale założmy miał wprawę, ale rzucił go w jakiś odległy kąt co nie było już takie fajne, ściągnął pośpiesznie jej majtki, czy co tam miała, może nic, spodziewal się bielizny z jakimś przesłaniem, ale się roczarował, hum. biedny. Przejechał łagodnie dłońmi po jej piersiach, uśmiechając się nieznacznie, trochę się z nią droczył.

nie powinien czepiać się jej bielizny, miała ładną, koronkową, kolor jaki chcesz, ale nie chce mi się już robić secika. i szuukać tego wszystkiego. uśmiechnęła się, mogła wypalić 'wyczerpał się limit czasu wywołania usługi', ale to brzmi jakby była dziwką, a nią nie była, prawda. zmierzwiła lekko jego włosy, w nieładzie są fajne, i przejechała dłonią po linii jego kręgosłupa, bo przecież bezkręgowcem nie był, chyba, że to jakiś kosmita w co wątpie.

zabrzmiało by tak, więc raczej trafnym wyborem było darowanie sobie tej uwagi, więc popchnął ją delikatnie na fotel, mierzwiąc dłonią przy okazji jej włosy, zmierzwienie dało efekt lwiej grzywy, ale nie ważne, przejechał dłonią po jej ramieniu wszedł w nią poruszając się z początku łagodnie, bo miły był, ot, co.

ciekawe jak potem to rozczesze jak jej się włosy plączą. trudno. ach i och, jęknęła (kolejne dzikie słowo, dużo dziś ich odkryłyśmy) ale nie aż tak, żeby sasiadki jutro miały co plotkować o grzeczym i ułożonym sąsiedzie, chodź i może. nie, raczej nie. darowała sobie wszelkiego typu drapanie bo to nie jest fajne i ogólnie. objęła go nogami, i muszę iść. bajossss.

jako, że wszystko zakończyło się satysfakcjonująco, och i nawet karmen rozczesała swój busz włosów, kiedyś, a sąsiadki nie wleciały przez okno jak superman, bądź batman, który nie lata, ale to nieistotne, więc zasnęli pewnie, nasuwa mi się objęci wpół z jakieś piosenki, ale mniejsza z tym.
idę również. branoc.

cholera, nie miała parasola, mniejsza o to czytałam, że pada. ale naszczęście miała jaki wynalazek jakim jest kaptur. to się wdrapała na góre, mieszka za wysoko. zapukała czy też zadzwoniła kilka razy jak kto woli. puk puk, dryń dryń.

otworzył drzwi z niemrawą miną, bo nawet nie kwapił się już by odpisać na sms'a, miał minę w rodzaju "co TY TU robisz?", ale raczej było to jedynie zaskoczenie, a nie wyrzut.
- wchodź - pociągnął ją przytulając się do niej pomimo, że była mokra, a właściwie to on ją objął.

- eee, no, przeszkadzam? - zmarszczyła brwi opierając się o jakaś szafke, nie zdejmowała płaszcza pomimo tego, że był mokry. bo jakby miała uciekać to nie chce jej się zakładać go od nowa. i przy tym podrapała się z zakłopotaniem po głowie. - bo jak coś to ja mogę... iść - wskazała lekko kciukiem drzwi. czuła się jak... intruz?

pocałował ją w czubek głowy, a jego twarz złagodniała, bo zdał sobie sprawę, że wyszedł na palanta, a pielęgnacja drzewek tak go wciągnęła, że zapomniał o spotkaniu, nerwowo podrapał swoją brodę spoglądając na nią głupio, odchrząknął.
- przecież wiesz, że nie, wchodź bez gadania, co chcesz to picia? - spojrzał na nią, mimo, że była przemoczona i tak wydawała mu się śliczna, jak zawsze.

zdjęła ten przemoczony płaszcz w ulgą i powiesiła gdzieś z daleka od innych rzeczy. bo wiadomo, jak jedno i to wszystkie zaraz mokre. poszła do salonu gdzie usiadła na wygodnym i ciepłym już fotelu.
- herbaty, bo zmarzłam - pokiwała głową w góre i w dół, nie będzie wchodzić z szczegóły chyba co jej zmarzło najbardziej bo to oczywiste jak siedziała na zimnej posadce - chyba musze ci kupić jakieś tabletki na pamięć, ale one podobno nic nie dają, jak wszystkie leki - pokręciła nadgarskiem, aż jej coś strzyknęło. niezbyt przyjemny jest ten dzwięk.

- możliwe, że przejawiam jakieś objawy sklerozy, ale wnioskuje, że to przez przemęczenie, przepraszam, przepraszam, przepraszam - po każdym dźwięcznym słowie przeprosin całował ją w policzek, po czym uśmiechnął się do niej, poprawiając spodnie, które spadały z jego chudego tyłka.
- jakiej chcesz herbaty - wstawił wodę krzycząc z kuchni szperał w jakiś szafkach w poszukiwaniu kubka, a właściwie to czystego kubka.

- wybaczam, ale i tak porzebna tutaj jest superniania - superniania najbardziej przydałaby się do wnuka sąsiadki czy jej psa, jej największy nocny horror.
- hmm. malinową - odkrzyknęła właściwie, ale nie tak, że popękały szyby czy też pojawiły się jakieś dziwnie napisy na ścianach, jak to jest w tych niskobudrzetowych filmach akcji. i podreptała do kuchni, siadając na blacie czy coś takiego, może na jakimś krześle które tam było i patrzyła się na blejsa, prawda. machała nogą też, ale nie pokopała.

- superniania? kazałaby mi się siedzieć dziewiętnaście lat na karnej biedronce, czy czymś równie nienormalnym - roześmiał się podając jej szklankę z parującą herbatą, usiadł na krześle opierając brodę na jego oparciu, patrzał na nią chwilę w milczeniu, po czym sięgnął po jakaś czekoladę, którą wyłożył na środek stolika.
- jeszcze łyżeczka - mruknął podając jej łyżeczkę z uśmiechem trochę kelnerskim, ale sympatycznym xd.

powiedziała 'dziękuję' całując go lekko gdzieś w szyję przy okazji naćpała się trochę (tak mi jakoś przyszło do głowy xd) jego zapachem, który działał na nią kojąco/uspakajająco i inne takie bajery.
- nie wyobrażam sobie ciebie na karnej biedronce, nie - pokiwała głową przecząco i roześmiała się mieszając herbate, ale nie wylała. napiła się przy okazji łyka bez żadnych obrażeń. i przypomniała, że ją bolą plecy, aha!

rozsiadł się ponownie w takiej samej pozycji, tylko, że w dłoni trzymał szklankę z wodą mineralną, bo jakoś odeszła mu ochota na kolejny raz wstawianie wody.
- a może to byłby karny motyl - spojrzał na nią tłumiąc śmiech - biedne dzieci zresztą są w tym programie, mają nienormlanych rodziców jak te całe biedronki - pokiwał głową.

- tak, dziwne jak te wszystkie owady, ale biedronki są fajne, ej! - stanęła w obronie biedronek, bo chyba tylko to lubiła z latających, ale jak nie szczypały. bo są ładne i można policzyć im kropki jak ktoś się nudzi. wypiła kolejne łyki herbaty, ale stwierdziła na głos, że dalej jej zimno, to tylko karmę. wzięła kawałek czekolady sobie i włożyła przy okazji jeszcze jeden kawałek blejsowi do buzi, nasuwa mi się tutaj z dzieciństwa 'samolocik, mniam' xd

- nie twierdzę, że biedronki nie są fajne, chociaż nie są, ale dywany w formie biedronek są przerażające - prywatnie lubię nawet biedronki, biedroneczko leć do nieba przynieś mi kawałek chleba xd, wypił łyk wody sprawnie odstawiając szklankę na bok.
- zimno Ci, dać Ci jakiś mój sweter, albo bluzę - zmarszczył brwi gładząc jej policzek.

- wole biedronki niż ślimaki - aż ją ciarki przeszły na słowo 'ślimak', bo ślimaków nie lubie strasznie, szczególnie po deszczu jak jest ich wszędzie pełno i zaraz mają wyskoczyć z kibla. fuj - jak ludzie mogą to jeść? tak samo żaby - zrobiła głupią mine, ale zaraz się poprawiła i nie będzie już dalej wchodziła w ten temat bo zrobi jej się niedobrze.
- bluzę, kołdre, koc, obojętne - przytuliła się do niego bo stwierdziła, że to będzie najprzyjemniejszy grzejnik, aha.

- nie lubię ślimaków, zważając na fakt, kiedy nie mają czasem muszli i pełzną powoli pozostawiając po sobie śluz, super - podrapał się za prawym uchem znikając na chwilę za drzwiami, nie omieszkał zahaczyć łokciem o komode, ale przyniósł jej koc oraz swój sweter.
- potem mogę Cię zanieść do łóżka jak już zaśniesz z nadmiaru ciepła - uśmiechnął się przytulając ją do siebie szczelnie okrył ją kocykiem, nie wiem jak to zrobil, ale zrobił. magia.

stwierdziła, że chyba w tych wszystkich rzeczach będzie jej za gorąco więc pozostała tylko przy kocyku.
- ej, to mogę już po woli tutaj zagracać ci powieszchnie mieszkalną, czy jak to się profesionalnie określa, swoimi pudłami? chyba, że już odwołujesz swoją propozycje, bo masz skleroze i zapomniałeś - roześmiała się mierzwiąc mu włosy, gorzej jak stał przed lustrem trzy godziny prostujac włosy jak jakiś z bojsbendu :c wtedy będzie źle, uuu. dostanie prostownicą po łbie i ślimaka do zjedzenia.

jednego ślimaka? od razu jak w nieustraszonych dwadzieścia cztery ślimaki, oraz krowie serce na dokładkę xd.- możesz, właśnie stwierdziłaś, że jestem równie nie poczytalny w składaniu obietnic, albo propozycji - uśmiechnął się przesuwając dłonią po swoich włosach, może nie był jak jakiś danny, czy ktoś tam, może richie, ale obstawiał na artystyczny nieład.

i to wszystko zmiksowane. ojezuuuuuu
- hmm, tak? - przekrzywiła głowę w prawą czy w lewą strone, nie wiem w którą, ale w dwie na raz się nie da, raczej w prawą - jeśli cię uraziłam czy coś takiego to przepraszam i ogólnie wiesz - uśmiechnęła się i pocałowała go w kącik ust bo miała taki kaprys.
- nie pamiętam czy mówilam, nauczyłam się robić na drutach! - pochwaliła i roześmiała się. bo dla niej te roboty ręczne są czarna magią.

- w takim razie mogę Cię wykorzystywać do robienia tych trylionów grubych wełnianych, a w dodatku czerwonych szalików w renifery, ale nie wiem czy umiesz wydziergać? czy co tam jak to się mówi renifery - podrapał się po karku wypijając kolejny łyk wody, zmrużył prawe oko, a potem lewe spoglądając na nią - nie, nie uraziłaś myśląc, że mam głęboką lukę w pamięci wielkości politycznych premii.

przepraszam za czas reakcji, ale musiałam zresetować komputer.
- nie, nie jestem na tyle zdolna, żeby wydziergać renifera, który wygląda jak powinien - najwyżej renifer zamieni się w białą plame i bedzie robić za śnieżynkę. chodź nie wiem jak by to wyglądalo, pewnie niezbyt estetycznie.
- ej, nic takiego nie powiedziałam - udała obrażoną i dopiła swoją herbate bo już chyba po woli robiła się zimna. nikt nie lubi zimnej herbaty malinowej. ale jak już kiedyś mówiłam/pisałam, ona nie umie być obrażona i nawet udawać obrażonej.

- w sumie możemy wmówić, że to jakiś indiański symbol, albo lepiej grenlandzki, który zapewnia ochronę przed ciemnymi mocami, pamiętam jak jakiś sprzedawca na pchlim targu wmawiał mi, że sprzeda urnę z duszami zmarłych mongolskich wojowników - przewrócił oczami gładząc swoją koszulkę - może i nie powiedziałaś - wzruszył ramionami wypijając łyk herbaty.

- taaak, szkoda że bonusowo nie dorzucał prochów wszystkich nie żyjących ludzi który byli w kosmosie - pokiwała głową odkrywając się z kocyka bo po herbatce malinowej zrobiło jej się cieplej i rzecz biorąc nawet gorąco i wpakowała się blejsowi na kolana, jeśli na nich nie siedziała i tak oto zasnęła wczesną porą wtulona w niego, żeby było fajniej, bo musze już isc. tatus ma potrzebe siedzenia na allegro, a ja spać w końcu się przyzwyczaić do szkolego trybu życia.

zaniósł ją potykając się o pierwszy lepszy próg, po czym upadł na ziemię i umarł, wcale nie, bo zgrabnie, zwinnie oraz jak tam chcecie dotarł do łóżka gdzie nad wyraz łagodnie położył karmen, a nawet całkiem troskliwie ściągnął jedynie jej spodnie, po czym owinął ją szczelnie kołdrą, a sam pomaszerował pod prysznic, po czym pewnie wskoczył do łóżka i zasnął.

nie obudził się, bo już trzynasta, a wstał pewnie około jedynastej, krzątał się bezcelu po kuchni chodząc w kółko zastanawiał się gdzie zapodział tekste z kopią badań morfologicznych, które miał poddać analizie, ale jakoś po dłuższych staraniach nie doszedł do tego, więc wymyślił, że herbata odpowie mu na to pytanie, a może chciał to wywróżyć z fusów.

z fusów niczym wróżka hermenegilda, która przepowie ci wszystko!
a ona wstała o trzynastej, obudzić ją trzeba. bo ile można spać. zaliczyła podłogę przewracając się na lewo i na prawo i było słuchać pewnie tylko huk i 'ała'. i poszła do kuchni może w celu wygrzebania troche lodu z zamrażarki masując swoje udo, ktore bylo obite.
- cześśćć - powiedziala radośnie calujac go gdzies w czolo, prawda, siadajac gdzies na krześle, bo nie mam pomyslu gdzie. i glowa ja bolała.

pocałował ją w czoło stawiając przed nią kubek aromatycznej kawy, udało mu sie wydać z siebie niemrawe "miałem Cię obudzić", ale skupił się na drapaniu swojej brody i nerwowym rozglądaniu się dookoła.
- nic Ci nie jest, czy to ktoś rozpoczął bombardowanie? - zmarszczył brwi zdobywając się na uśmiech nawet - zgubiłem teczkę - wyparował pomiędzy mieszaniem swojej kawy.

- tak, ja na twoja podłoge - przewróciła oczami przymykając jedno bo jeszcze się nie wyspała. jeśli się śpi do niewiadomoktorej godziny dobrze popołudniowej to tak jest - teczkę? - przekrzywiła głowę szukając wzrokiem gdzieś teczki na szawce, pod szawką i innymi bajerami w kuchni, aż wreszcie spojrzała pod stół, właściwie pod niego weszła, bo ona tam zawsze ma teczki - biała z napisem 'badania morfologiczne'. huuuh? - spytała patrząc na jakiś obiekt wyglądający niewątpliwie jak teczka.

pogłaskał troskliwie jej głowę, a przynajmniej starał się by wyszło to całkiem łagodnie, bo ostatnio nie miał czucia, kiedyś nawet udało mu się zagłaskać kaczuszkę ;c.
- teczkę - powtórzył drapiąc się po prawej łydce, spojrzał na nią, udało mu się wydobyc z siebie przeciągłe 'tak', oraz otępiały powtarzał, że dziękuje, rzucił się pod stół, ale nie uderzył się w główke i wyciągnął teczkę, wziął na ręcę całując jej usta, uśmiechnął się kącikowo.
- prawie jakbyś uratowała mi życie - wystawił jej czubek język stawiając na ziemi.

w takim razie chyba trzeba zaprowadzić go do jakiegoś lekarza od czucia, chodź wątpie, że taki istnieje :c albo do jakiegoś innego żeby wyrzucic traume z dzieciństwa czy też nie.
- taaak, tak, poproszę jakiąś pokojową nagrode nobla za uratowanie życia obywatela francji - zachichotała, chodź chichot kojarzy mi się z jakimiś gremlisami, ale tak mi się napisało, i pocałowała go w srodek ust - wykłady masz, hm? - spytała i postanowiła, że poszuka lodu, żeby przyłożyć do rozbitego miejsca, nie chce mieć siniaka.
sori za zapłon, musiałam zadzwonić.

przeczytałam rozbitego mięsa, gdzie moje krople do oczu!
- możesz dostać taki medal z czekolady sama wiesz, nawet zamówię w cukierni z czekolady z twoją podobizną, albo lepiej nie, bo wtedy byś musiała zjeść swoją twarz - roześmiał się pocierając zewnętrzne ścianki szklanki.- dzisiaj nie, ale powininem w najbliższym czasie, tak zwane kiedyś zanalizować te wszystkie wyniki badań.

- zjeść swoją twarz, niezbyt fajnie brzmi, ale czekolada już milej - usmiechnęła się całkiem szeroko, ale nie wyszczerzyła, poprostu hm, suszyła zęby jak mówią niektórzy.
- że chce ci się babrać w tych wynikach, ja bym już dawno uciekła na jakieś wyspy honsiu czy coś w tym stylu - pokiwała głową przykładając kawałek lodu do biora/uda nie pamiętam, a wiadomo jak ona reaguje na zimne, więc wykrzywiła twarz w grymas.

- pożyczyć od sąsiadki maść na obtuczenia, ona jest indywidualnym człowiekiem, który posiada wszystkie możliwe leki dostępne w aptece, powiem Ci nawet, że również te na recepty - pokiwał głową spoglądając na jej udo-biodro, bo ja również nie wiem co to było.- rzecz jasna, że nie, ale jakoś się pozbieram, co zajmie mi dużo czasu, a potem psychicznie nastawię się do robienia tego, to następny długi czas, a potem już będzie z górki jak to się mówi - pocałował jej policzek wypijając ostatni łyk kawy, który pozostawił gdzieś w zlewie,

- mini apteka w domu, ciekawe, powinna zrobić w drzwiach takie okienko i sprzedawać po niżej cenie z racji tego, że już otworzone i używane. chodź to nie będzie dobry pomysł, tak myśle - myśli, brawo. bo ja też nie chciałabym kupić otworzonego już leku, ale kto wie, może by zaklejała je taśmą. spojrzała przy okazji na zegarek, nie wiem skąd się wziął na jej ręce, może spała z zegarkiem na ręce, nie wiem, nie wnikam - zaraz będę musiała iść, bo musze jeszcze na chwile skoczyć do domu, a za dziesięć minut umówiłam się z zołi - i poszła gdzieś odszukać swoich spodni, które potem włożyla, bo jak wyjdzie na ulice. poszła znów do kuchni powiedzieć mu, że idzie już sobie, że napisze wieczorem, pocałowała go w usta i sobie poszła, bajubaj :c

blejs rozpoczął studiowanie tych całych wyników, oraz rzucił tęskne spojrzenie za karmen xd.

przez wspinaczke po schodach w całym zimowym umudnurowaniu zrobiła jej się chyba cieplej niż kiedykolwiek. zapukała kilka razy do drzwi, z nadzieją, że tym razem zostanie wpuszczona od razu, a nie po 87576463 godzinach i próbowała rozpltątać się z szalika. i miała taki fajny czerwony nos.

to wcale nie było, aż tyle czasu, właściwie to nawet nie moja wina, że blaise nie usłyszał dzwonka, bo miał słuchawki na uszach, po czym ściągnął je niepewnie, zastanawiając się właściwie czy zdawało mu się, że to dźwięk jego telefonu spojrzał na wyświetlacz, drapiąc się po policzku, po czym powoli podszedł do drzwi otwierając je, z niezgrabnych uśmiechem spojrzał na nią poprawiając swoją koszulkę.
- czeeeść - uśmiechnął się już całkiem zgrabnie, ładnie i tak dalej.

a ona zdąrzyła przejść już pierwszy poziom gry w kręgle na swojej komórce więc trzasnęła lekko jej klapką i wrzuciła ją do jednej z wielu kieszeni które miała wszędzie. w zasadzie to co za dużo to nie zdrowo, ale ona lubiła kieszenie.
- cześć - odpowiedziała pozwalając wejść sobie do środka i opierając się o szafke, spojrzała na blejsa dość pytającym wzrokiem, coś typu co teraz robił, albo coś w ten deseń. przy okazji próbowała rozgrzać swoje ręcę, które nigdy nie są ciepłe.

ujął jej dłonie w swoje całkiem ciepłe, co prawdopodbnie zawdzięczał niczemu innemu, jęzeli nie rozgrzanemu zielonemu kubkowi z owcą wypełnionego kawą, pozwolił sobie zabrać od niej jej odzienie kurtkę, płaszcz bądź kaftan bezpieczeństwa. Spojrzał odruchowo na słuchawki, które wepchnał sobie niedbale do kieszeni.
- no tak właściwie to nie słyszałem jak dzwoniłaś, chyba, że pukałaś? - zmarszczył nos gładząc kciukiem jej dłoń.

- pukałam, nieważne, następnym razem będę detonować bombe pod oknem może usłyszysz - tym razem spojrzała na niego z rozbawieniem, ale obawiam się, że chyba miała napięcie przedmiesiączkowe jak ja dziś cały dzień. to się wytnie. zaczęła bawić się kablem wystającym z jego kieszeni - a tak właściwie to co u ciebie? ej, co chcesz na gwiazdke? bo nie chce ci kupić coś co rzucisz w kąt i nie będzie ci do niczego potrzebne - jeśli dobrze pamiętam, dalej siedzi na szafce, chyba na stałe na niej zagości.

- wolałbym nie, może to spowodować, że zrobisz sobie krzywdę - nie dodał, że mogła równie dobrze obudzić sąsiadki, ale machnał tylko ręką z rozbawieniem, cmoknał ją w środek czoła pociągając w stronę salonu, podrapał się po brodzie siadając na kanapie, posadził ją na swoich kolanach, albo nie obok siebie, bo przecież jeszcze kolana mogły się zarwać, no dobrze nie mogły, ale wolał nie ryzykować. - nie jestem pewien, na tle tych wszystkich kolorowych czerwono zielonych rzeczy i grających reniferów, albo zajączków, a nie zajączki to nie teraz, to chyba nie wiem, a ty? - uniósł lewą brew.