nowe mjeszkanje del

będziemy miały 'dude' i 'sweet' xd. - w alpy raczej. - stwierdziła, zanim powiedział nie wiem nieważne, żeby nie było, że on ją cąłuje, a ona gada, bo to nieprawda, wręcz przeciwnie, bo nawet nie zwróciła uwagi, że niewygodnie jej tak z tą gumką do włosów i ułożyła dłoń na jego karku, a drugą dalej miała na jego plecach pod koszulką i smyrała po łopatkach.

Okej<3 xd. Niezmiernie się ucieszył, że w końcu ma Delilahę dla siebie, bo masturbowanie się przy jej zdjęciu z fotobloga, albo nawet ze strony jej szkoly, z jakiegoś apelu, czy innego gówna, mu się trochę znudziło. Ile można! Oderwał się od jej ust na moment, by mruknąć jakieś 'wiedziałem' i zaraz wrócić z powrotem do jej ust, ze zdwojoną siłą,xd.

wbił ją w kanapę. ['] zdjęła dłoń z jego karku, chyba rzeczywiście były zimne, i podciągnęła jego koszulkę, bo strasznie bardzo lubiła jego plecki tak więc teraz, gdy swobodnie mogła po nich krążyć łapkami, to była zupełnie zadowolona, i zaraz zasugerowała mu zdjęcie tej koszulki, no bo jednak trochę przeszkadzała, sori.

Faktycznie, koszulka była zbędna w danej stytuacji, więc się jej pozbył, chociaż najpierw zaplątał się w nią odrobinę, ale w końcu wyswobodził się i mógł normalnie oddychać. Chociaż to nie była jakaś cholernie obcisła, pedalska koszulka, albo golf, nie. Chociaż czuł się rano trochę przeziębiony, to chyba całe szczęście nie miał kataru, więc nie obsmarkał jej koszulki i włosów, które i tak przecież były związane w kucyka, za to wziął się za obcałowywanie jej obojczyków, co potem uznał za niemal niemożliwe przez koszulkę, za której brzeg pociągnął.

majtki z golfem xd. odepchała go na chwilę, żeby zdjąć i swoją koszulkę, a nawet i obie koszulki, no bo dwie ma przecież, o mało nie wyszarpała wszystkich guzików, no bo del jest raczej gwałtowna, ale szybko jej się udało całkiem! tylko zrobiło jej się zimno, gęsia skórka i te sprawy, ale zaraz go całowała znowu i nie było tak źle.

xdxd. Powiedziałabym nawet, że było zupełnie dobrze i fajnie, przynajmniej jego zdaniem, a jak jej się coś nie podobało to miała problem, podrapał ją po prawej łopatce, na której ułożył swoją łapkę pachnącą cynamonem, bo rozbił dzisiaj słoiczek cynamonu w kuchni, gdy robił porządki w szafkach i nie mógł znaleźć szmaty, to wytarł ręką, bogu dzięki cynamonu było tam mało, tylko trochę na dnie; nie pokaleczył się szkłem, brawka dla Eljota. Całowanie pewnie i jest fajne, ale on chciał więcej i więcej, więc rozpiął jej spodnie, nie męczył się długo nawet wyjątkowo.

to dobrze, byłoby mi przykro, gdyby musiał się męczyć, delilah pomogła mu i zaraz była ze spodni chociaż cała akcja zdejmowanie owych była nieco dłuższa niż powinna, bo delilah zaplątała się w nogawki i musiała siadać na brzegu kanapy, a teraz ona usiadła na eljocie, to znaczy w okolicach jego krocza i teraz ona całowała jego, smyrając go włosami które spływały kaskadami ahaha.

Bo pewnie zgubiła gumkę w akcji, da? Splótł dłonie nad jej tyłkiem, ale potem mu się to znudziło, to prawą wsunął w jej majtki na tylku, prawym pośladku dokładniej, by ów trochę pomacać i gdyby nie to, że go całowała, to pewnie by się uśmiechnął szerzej i westchnął mruczusiowo. A tak to skończyło się na przygryzaniu jej dolnej wargi, całe szczęście nie na odgryzaniu języka!

fujfuj. jak w tej książce co znaleźli u faceta w domu kanapkę z językiem. pewnie nie czytałaś........ zsunęła się nieco i teraz ona rozpinała jego rozporek i zero weny :c

:< Ja zaraz pewnie idę, bo rodzice wrócili i trzeba będzie iść spać...xd I wspólnymi siłami pozbyli się jego spodni, a bokserek tak przy okazji, czuł się taki nagi! A by nie był osamotniony, to ściągnął jej majty.

To weź, jak burza u ciebie to się seksili na kanapję i poszli spaaaać :<

okej tak sądzę że raczej rano się rozeszli, a teraz delilah siedziała w ksiązkach, ale wyszła zaraz też.

elliot koślawo nucąc samłer ołwer de rejnboł, bo dzisiaj chodziło mu to po głowie bo trafił na czarnoksiężnika z krainy oz na tisiemie gdy jadł śniadanie, wdrapywał się po schodach do mieszkania del, które było na parterze...xd okej, nie wiem, czy było na parterze czy gdzie, ale się wdrapał i zapukał.

hah, nie było na parterze xd w każdym razie, kocham w każdym razie, nie wiem co to za część mowy, pewnie jakiś związek frazeologiczny jak już, del była akurat w kuchni i piła kawę, bo niedawno wróciła ze skrzypiec i ledwie zdążyła się przebrać, no ale teraz otworzyła i wciągnęła go do środka - cześć! - przywitała go miło i musnęła kawowymi ustami jego policzek. aj dżast kent luk ic kilin mi ./'./'

w każdym razie to zapychacz albo łącznik....... xd nie lubię części mowy. - cześć, del! pachniesz kawą. - liczył na to, że się załapie na filiżankę gorącej kawy, bo w domu mu się skończyła, a po drodze do del nie chciał wpadać do żadnej kawiarni, bo był niecierpliwy szalenie, by ją zobaczyć i takie tam pierdoły. pocałował debilah w czoło, nie obśliniając zbytnio, a potem odsunął się od niej, by ściągnąć yyy chociaż nie, on chyba nic nie miał do ściągania, zresztą nie pamiętam.

a ja mam katar - aha, zrobiłam tylko sobie, ale tobie też mogę, chcesz? - właśnie, del jest uczynna, oparła się o ścianę, obserwując rozbierającego się elliota i oblizała wargi też, tak jakoś. wsunęła palce za szlufki rurek też. swoich!

- poproszę, muszę kupić dużo, dobrej kawy ziarnistej. jak tam w szkole, hmm? - spytał, i ściągnął też buty,przeciez nie może jej nanosić piachu i błota. podrapał się po prawej łopatce, mierząc del wzrokiem, nie jakimś specjalnie żarłocznym. nie jak rekin... aż mi się przypomniało, że kiedyś na któregoś rekina, czy tam rybę piłę, mówiłam ryba srubokręt<3.

lepiej być zuzią... pokiwała głową w odpowiedzi na jego zwierzenia na temat kawy ziarnistej i tak dalej i przeciągnęła się, żeby za chwilę wzruszyć ramionami. - normalnie. mogłyby już być ferie, chociaż prawdę mówiąc to nawet nie mam pojęcia, kiedy są. będą. nieważne. co na uczelni? byłeś w zasadzie? - bo skąd ona ma wiedzieć, uznała, że elliot jest już wystarczająco rozebrany i pociągnęła go do kuchni, gdzie nastawiła czajnik znowu i wyciągnęła kubek w groszki.

- ładny kubek. byłem, pewnie, że byłem, a wyglądam na takiego, co opuszcza zajęcia z byle powodu? :< - westchnął i usiadł na krześle,ale stwierdził, że na jego oparcu wisi jakiś delilahowy sweterek, a on nie chciał go pognieść, opierając się, więc przesiadł sie na krzesło obok, nie wiem ile ta tych krzeseł było... - to, hej, co z tymi górami? bo w przyszłym tygodniu są te imprezy, to pewnie nie chciałabyś ich opuścić. w zasadzie zastanawiałem się, czy może nie moglibyśmy jechać w ten łikend, hmm, ale sam nie wiem. co o tym myślisz?

zalała mu kawę i chwilę jeszcze stala w miejscu, obserwując jego poczynania i zabawę z krzesłami, hah, z panem mirosławem bawiliśmy się w takie przesiadywanie z krzesełka na krzesełko. postawiła kawę na stoliku i sama usiadła na tym krześle od sweterka, poprawiając przy okazji ten, który miała na sobieee.
- okej, więc jaki to by musiał być powód, żebyś opuścił zajęcia? ucieczka na arkę noego? pożar? plaga egipska? - uśmiechnęła się nieco złośliwie, ale i tak wszyscy ją kochamy, chociaz ja mam już powoli jej dość, ale cicho. - to chyba dobry pomysł, tak sądzę, zresztą to ty tutaj jesteś tym mądrzejszym - przypomniała mu, zastanawając się, gdzie postawiła swoją kawę.

czemu masz jej dość -.- elliot przewrócił oczyma, upijając przy okazji łyk kawy, która okazała się strasznie gorąca, ale nie machał językiem, czy tam uszami, w związku z tym. - nie wiem, deeel. to chyba w zasadzie możemy jechać? bo dzisiaj piątek, nie? to na przykład jutro rano i wrócilibyśmy w niedzielę, albo nawet w poniedziałek rano, czy jakoś tak. o, to byłby dobry powód, by nie iść na zajęcia, nie?

tak dla sportu, ale nie mam zamiaru kasowac. =D
- nawet bardzo. i w sumie cieszę się, ze jestem tym powodem. nawet jeżeli tak jakoś pośrednio. - uśmiechnęła się i zsunęła jakoś tak koślawo nogę z krzesełka, bo wcześniej opierała stopę zaraz koło swojego uda, no wiesz, zgięta noga i tak dalej, przyjrzała się jemu profilowi i pomyślała, że jest z nim strasznie fajnie jej, hej. rym roku. - w ogóle gdzie jedziemy?

- jak to gdzie, w alpy. - bo tak dokładniej to skąd on ma wiedzieć, w zasadzie to nie do końca wiedział, gdzie są alpy i czy to góry duże, czy małe, ale sądził, że raczej duże, skoro zaznaczone były na stronie najfajniejszych gór. tak, tak, najfajniejszegóry.pl... - hmm będziemy myśleć na miejscu, to znaczy możemy polecieć do jakiejś austrii, czy gdzieś i tam poszukać jakichś ładnych miejsc, czy coś. - westchnął, drapiąc się po policzku.

najfajniejszegory.pl <3
- w porządku. - powiedziała w tym samym czasie, kiedy pan w reklamie powiedział 'ahoj, przygodo!', w zupelności się z nim zgadzając. - masz dzisiaj fajny zarost. - nadużywamy tego słowa, cintio. muszę znaleźć jakiś fajny na synonimach. - nocujesz u mnie, hm? proszę?

już nie będziemy używać 'fajnie', chociaż to szalenie smutne. dzikie to dobry synonim.
- pewnie, bo jutro z rana wyruszamy na naszą górską przygodę, del! - przypomniał jej, bo może zapomniała, skleroza nie boli i tak dalej, nie mam pojecia co oni robia, ani gdzie są, ale obejdzie się bez tego, iprowizejszyn iz low. - szkoda, że się nie spakowałem wcześniej i tak dalej.. - bo on ogólnie był tym wybitnie zaabsorbowany, prawie jak homer, gdy jechali do lasu, a potem spadł im wóz kempingowy do dziury zwanej dołem i homer był wielką stopą koniec.

ja będę mówiła 'hah'. jesteś hah.
- trudno, kupimy tobie coś na miejscu. albo pożycze tobie coś swojego. mogę nawet zrobić ci, no wiesz, dobrze i też się nie pakować. albo lepiej nie, muszę przecież wziąć apteczkę i kosmetyczkę. - czyli pół walizki. odstawiła swój kubek już bez kawy, z samymi fusami tylko, na stół, bo to też się chyba nazywa fusy i pocałowała go w skroń.

to prawie jak 'kanapka z serem'.
- faktyccznie, musisz wziąć jakieś maści dla mnie, biednego inwalidy, bo znając życie się wywalę na śniegu, o ile śnieg tam będzie, hmm.. i leki przeciwbólowe - pewnie, przeciwdeszczowe -.-''' - i jakis ładny szlafroczek dla siebie! chociaż w zasadzie nie musisz, będziemy mogli wcale nie wychodzić, a po pokoju, czy tam czymś, chodzić nago. - no patrz, jaki z niego geniusz. wsparł prawą dłoń na jej talii, uśmiechając się, ale oczy mu nie błyszczały, za to oblizał usta, geez, jakoś mi dziko się pisze,xd.

o co cho z kanapką z serem. i czemu dziwnie. ach, tyle pytań.... a rzadnych odpowidzi... boże, dopomóż mi....
- tak, właśnie to miałam na myśli! - przytaknęła, opierając dłoń z kolei na jego kolanie i przebierając paluszkami po owym też, a palcami raczej, bo delilah raczej nie ma małych i tłustych paluszków, tylko smukłe i długie palce. przygryzła nieco dolną wargę, przyglądajac sie jego oczom, ale nie patrzyła mu w nie, tylko no wiesz, tak hah. - nie lubię chodzić nago. a ty?

nie pamiętam, to było kocham cię... i nie wiem czemu, jakoś tak...
- ja też nie. to znaczy, zazwyczaj nie chodzę nago, bo niby gdzie.. - przecież nie po swoim domu, ma wścibskich sąsiadów, takiego knocka na przykład!!!!, co mu przez okna zaglądają, a on jest trochę wstydzioszkiem, no i wiesz. w każdym razie się uśmiechnął i dmuchnął del w szyję, do której się schylił, by ją pocałować, bo jakoś tak się sama prosiła...

- nie mam pojęcia, u siebie w mieszkaniu na przykład. - no właśnie, zmrużyła oczy, zadowolona i wyprężyła się tak trochę w sensie kręgosłupowo i przesunęła dłoń z jego kolana/uda/biodra wyżej, tak w okolice kieszeni lewej, ona sama siedziała po jego prawej i to była lewa dłoń też. - chyba że tak naprawdę wcale tam nie mieszkasz, tylko u swojego sponsora. czy kogoś.

- taak, u mojego alfonsa, wiesz, ma czaderski - chicałoby się rzec 'fajny' - dom pod paryżem z dwoma basenami i pawiami w ogrodzie.. a to mieszkanie to tylko przykrywka, tak samo jak studia. no wiesz, tak naprawdę o medycynie nie mam pojęcia, a te wszystkie książki w mieszkaniu to atrapy z czystymi kartkami... - pewnie to takie ksiażki jak są w ikei na półkach, chociaż one tam mają literki, hmm. chwilowo się odsunął od jej szyi, ale tylko po to, by potrzeć swoim nosem o jej, noski-noski!

zaśmiała się cicho i bez zbędnego histerycznego chichotania tudzież wycia do księżyca i bez gwałtownych ruchów też. ułożyła tylko dłoń wygodniej, wsuwając pod jego sweterek i koszulę też, na jego cieplutkim brzuszku, ahhh
- ile ci płacą? - zapytala zupełnie powaznie, marszcząc nieco swój malutki nosek. ale nie tak malutki jak paris h, chociaż ona ma długi, noale.

- masz zimne dłonie. - jednak nie krzywił się i nie jęczał z tego powodu, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, by prawą dłonią przeczesać del włosy. - to tajemnica! jeśli bym ci powiedział, to musiałbym cię zabić - zaśmiał się złowrogo, prawie jak woldemort tudzież profesor snejp.

- na pewno dużo. chociaż jesteś inwalidą, to jednak jesteś całkiem niezły. swoją drogą to źle, jestem zazdrosna. - właśnei, teraz szczególnie, bo mimo ze nie wierzyla w historyjki o żigolawstwie [?!] elliota, to tak jakoś podświadomie się zastanawiała, jakby to było. [gdyby mnie nie było, aah jakby to było gdyby się nie wydarzyło etc]. - więc przepraszam. - to co do dłoni, zabrała, bo skad miała wiedzieć, że mu nie przeszkadza.

- nie powinnaś być zazdrosna, bo zazdrość niszczy wszystkie związki. - tak mówili w jakimś mądrym programie, na który natrafił wczoraj koło drugiej w nocy, gdy nie mógł spać, bezsenność zmorą studentów i tak dalej. - a i nie masz za co przepraszać, tak było przyjemnie, wiesz, kontrastowało z moim ciepłem, hmm..

- ha, wolalbyś żebym nie była ani trochę zazdrosna? obojętnośc jest dużo gorsza, elliotcie! - albo elliocie, ty jesteś od angielskiego, powiedz mi jak. - już nie mam ochoty. - kłaśc dłoni na jego brzuchu, ale to brzmiałoby zbyt głupio, uznała.

- a na co masz ochotę, del? - spytał, przekrzywiając głowę, którą zaraz pokręcił, że, hoho,prawie mu odpadła. - faktycznie, może zazrość jest faktycznie lepsza od obojętności. hmm, raczej na pewno, zresztą ja się na tym niespecjalnie znam. - zajrzał do kubka ze swoją kawą, która niestety ostygła i już nie była taka czaderska jak na początku.

- na awokado. nie wiem sama. - właśnie przypomniałam sobie, jak wygląda mieszkanie del, więc wstała ze stołka i podeszła do parapetu, na którym usiadła i oparła się o chłodną szybę, po drodze zdjęła też sweterek. - i lody, bo gorąco, skocz do sklepuu, albo nie, nie będe cię wykorzystywać, to nie byłoby miłe z mojej strony.

- lubię awokado. - chociaż miał wstręt do zielonego jedzenia, taka fobia, jak moja do rzeczy liściastych. zmarszczył nos, po którym się podrapał, ale nie rozdrapał. - nie masz żadnych lodów w lodówce? ja zawsze jakieś trzymam.. - i dlatego, że elliot sam nie przepada za jedzeniem lodów w domu, ma opakowanie lodów truskawkowych od półtora roku gdzieś pomiędzy mrożoną marchewką i groszkiem.

nienawidzę lodów truskawkowych bardzo, bardzo. dzisiaj jadłyśmy z mamą trzykolorowe to ona mi zjadła truskawkowe a ja jej czekoladowe ; ) lowe moja mama.
- nie, dlaczego mam trzymać lody w lodówce zimą? czy tam jesienią. latem może i trzymam. - wzruszyła ramionami i zaraz znudziło jej się siedzenie. - to co robimyyy?

truskawkowe są czasami paskudne, ale niektóre są dobreee.
- nie wiem. możemy cię spakować. albo iśc spać. albo możemy kochać się na kuchennej podłodze, chociaż pewnie jest hmm zimna? - jak ściana belli.. prawie ściana płaczu. - albo ty coś wymyśl, ja nie wiem.

twoje postacci sa troche niczule!!!!!!!!1
- spać - postanowiła - to znaczy mam ochotę na to wszystko naraz, ale chyba jestem za bardzo zmęczona. - zwlokła się z parapetu i uwiesiła na jego szyi w zasadzie i pocałowała, pocwałowała hahz, w usta.

- och, no w porządku, więc idźmy spać - przytaknął, bo faktycznie był niemniej zmęczony niż święty mikołaj po roznoszeniu prezentów, ale on nie leni się cały rok, tylko ciężko pracuje ;/ hm, może nie aż tak ciężko, no ale chodzi na zajęcia i tak dalej.. spkótł dłonie nad jej tyłkiem i pocałował ją, ale raczej przelotnie, w usta również.

uśmiechnęła się, gładzac go po policzku i pocałowała jeszcze jego zoło i poszła do sypialni, czy on też to już nie moja sprawa, ale jezeli poszedl to poszli spac a radio w sypialni gralo bongo bong bo to kocham. z zegarkiem. i budzkiem.

no!

przyszedł, ale jednak bez kaczuszki, bo owa zaginęła w akcji, ale za to miał śnieg we włosach i w swoim czaderskim płaszczu mógł robić za anastazję romanow gdyby tylko chciał. zapukał!

a nie wiem kto to jest. ale ma fajne inicjały bo ar to były zajebiste listy w cdaction. delilah była w trakcie wrzucania zawartości walizki do kosza z brudnymi ubraniami którego to zawartością zająć miała się swetłana, ta sama co służyła xd u cintii, ale delilah jest raczej czysta więc nie śmierdziało jak np od pauliny damieńskiej. zaraz znalazła się przy drzwiach potykając się po drodze o dywan i praktycznie i teoretycznie zawiesiła się eljotowi na szyi.
tak, otworzyła drzwi.

cdaction,xd.
żeby nie stać na korytarzu musiał ją trochę popchnąć, ale objął ją w talii raczej ciasno, by pocałować ją mokro fuj na dzień dobry, a raczej dobry wieczór, nogą drzwi zamykając, coby nie robić przeciągu, jednak trochę za mocno się zamachnął i trochę trzasnęło, ale o to problemy będę sąsiedzi robić jutro. yeah jak składnie.

kurwa masz cos do cda masz wpierdol
czemu mokro fuj?
-eljoooot!-przeciagnela zaraz gdy tylko się oderwała od jego -ah- ust, skoro już przy tym jesteśmy to jak zawsze przyjemnie wilgotnych i gorących w sensie jak najbardziej dosłownym i nadal z dłońmi splecionymi na jego karku. stanęła na palcach, przygarniajac się do niego, wtulając się jeszcze bardziej, ale z twarzą przed jego twarzą nadal, jakoś tak fikuśnie/filuternie przekrzywioną-ale się stęskniłam! powiedz, że jestem kretynką.

- jestes kretynką - powiedział, skoro mu kazała, a nauczono go, żeby wykonywać rozkazy silniejszych od siebie ;_; poklepał ją po prawym pośladku, przechylając trochę głowę na swoje lewe ramię, uśmiechając się jednokącikowo. - czemu? dlatego, że się stęskniłaś? ja się stęsniłem również, też jestem kretynem? - kretynką, pozdro xd. miał nadzieję, że nie jest, bo jeszcze by się dowiedzieli na sorbonie i by go wyjebali ze studiów!