lasek buloński

to powiedz pani ze nie zaczyna sie zdania od no wiec :<
coby byla jakas roznorodnosc pomiedzy naszymi postami to heder biegla,xd,ale nie uciekala przez grabarzem pedofilem i nekrofilem, a zaledwie uprawiala tak zwany żoging, pojecie o zakresie szerokim ostatnio, ale nie praktykowanym przeze mnie juz wiecej, mam dosyc i basta. w kazdym razie miala sluchawki, ipoda nawet wlaczonego i tak dalej, ale i tak zobaczyla eda i bylo fajnie, bo podeszla i w sumie nie smierdziala ani nic xd?!?!! reksona
-eed, czesc!

więc skoro nie śmierdziała, to ed nie musiał nigdzie uciekać, czy chować się w krzakach. co mi przypomniało o tym filmiku o gadu gadu, co tam było o krzakach xd nieważne,w każdym razie ed wcale nie pomyślał, że 'o nie, to znowu ta heder....', ale raczej coś w stulu 'o mamo, jakie fajne wdzianko' i coś jeszcze pewnie o jej nogach, ale tylko trochę. w każdym razie posunął się i umiechnął. - cześć heder! biegasz? - nie, pływa w trawie

ten filmik o gg to mistrzostwo xd
zastanowila sie chwile aaaczkolwiek zrezygnowala z jakiejs mega blyskotliwej i jednoczesnie cietej i ironicznej odpowiedzi a przy tym bardzo zartobliwej [czyli np nie hehe, plywam w trawie!], na rzecz zwyklego:
-tak - odgarnela tez wlosy z czola, usmiechajac sie tak milo i jednokacikowo jak na silver przystalo i usiadla obok niego, a potem wstala rownie gwaltownie, jak oparzona, ale musisz wiedziec, ze nic jej nie oparzylo,x d - moge w ogole? mozesz na kogos czekac, nie?

zaśmiał się, ale nie jak pijany idiota albo zuzia wu, tylko tak jakoś fajnie, jak na filmach... okej, może nie jak na filmach, ale i tak fajnie. pokręcił głową, bo przecież na nikogo nie czekał, w zasadzie to chciało mu się siku i rozważał pójście do domu, ale jednak chyba za krótko się dotleniał. - co ty, tak tylko siedzę, możesz się dosiąść.. - chciał jeszcze powiedzieć coś o tym, że może powinna dalej biec, bo jak tak nagle przestała i w ogóle, to co potem z nią będzie.. ale się rozmyślił, i dobrze.

no dobrze, bo pewnie by sie obrazila. ja tez bym sie obrazila. usiadla wiec, oblizujac usta, ale wcale nie z jakiegos cukru pudru czy czegos, tylko po prostu tak, o matko, czy to juz znaczy ze mam downa. polozyla dlonie skromnie, na kolanach, przygladajac mu sie z zaciekawieniem i szukajac oznak jakiejs choroby, bo tak jakos malo mowil, a ona byla przyzwyczajona, ze wszyscy ciagle nawijaja.
-to milo z twojej strony. jak tam, co tam?

- nic. to znaczy, w zasadzie osstatnio chodziłem po sklepach i szukałem jakiegoś zwierzątka.. to były sklepy zoologiczne, ale w końcu nic nie kupiłem, za to wysypałem chyba pięć kilo karmy dla psów na podłogę któregoś ze sklepów, więc sprzedawca dopisał mnie do listy 'tych klientów nie przyjmujemy', ugh. a jak ta u ciebie, heder? - spytał, odchylając się trochę do tyłu, znaczy przesunął się bardziej do oparcia, o które wcześniej się nie opierał, a teraz już tak : d

to interesujace..xd
-zrobil ci zdjecie czy tylko zapamietal z wygladu? to ogromna roznica - stwierdzila, chociaz nikt nigdy nie wpisal ja na taka wipowska liste. raz tylko wpisali ja na liste fanow m jak milosc, z ktorych wybiora dwoch, ktorzy beda mogli spotkac sie z markiem mostowiakiem. nie wygrala. :c - po co ci zwierze? to znaczy ja polecam papugi. u mnie świetnie, naprawde, naprawde swietnie. - to fajnie masz.

- nie jestem pewien.. znaczy nie widziałem flesza, więc chyba zapamiętał z wyglądu, ale możliwe, że zarejestrowały nie kamery sklepowe.. ba, na pewno mnie zarejestrowały! a zwierze to nie wiem, w zasadzie mam za duże mieszkanie i myślałem, że jakieś zwierzę jakoś je yy ożywi.. czy cokolwiek - powiedział, gestykulując zywo, ale nie wiem w jaki sposób dokładniej. - czemu świetnie? odziedziczyłaś jakiś spadek?

-no wlasnie nie, a szkoda. to znajdz jakas fajna wspollokatorke, najlepiej brunetke, szczupla i ladna - nie dodala 'taka jak ja', bo juz sam powinien sie domyslic. a ona miala dosc mieszkania z mamom :c czy z kims.
w m jak milosc smaza placki

zjadłabym takie racuszki z twarożkiem :c kto smaży, basia?
- chcesz być moją współlokatorką? - spytał w zasadzie od niechcenia, bo nie sądził, by taka ona chciała mieszkać z takim onem, bo jak to tak. podrapał się po nosie.

no basia ale lucek mowi basia idz spac
-wydajesz sie niechetny, wiec powiedzmy, ze zartowalam - wyszczerzyla sie i zalozyla noge na noge, rece zakladajac na ramiona w gescie o kurde ale zimno. tak, mogl zauwazyc..

- o kurde ale zimno.. - zauważył. - to nie tak, że jestem niechętny. zresztą nieważne, chcesz się czegoś napić, albo coś? bo to jest jasne, że musimy isć gdzieś, gdzie temperatura przekracza zero stopni celcjusza.. . .

-naprawde ale super - zacytowala jakies glupie i zdalnione dziecko a'la maciek tylko wersja zenstka ktore wlasnie sie ucieszylo ze jedzie na basen. m jak milosc rowna sie wena tysiaclecia.. no, niezupelnie. wstala i podala mu dlon, bo on taki stary dziatek i trzeba mu pomoc przy wstawaniu.

xxxd lucek z niego taki... patrz, nawet podobny z twarzy jak tak patrzę. ... w ogóle jak widzę heather to czytam hajmon i tak myślę, kto do cholery nazywa posstać hajmon...xd - no nie? - powiedział i zacznij gdzie ci się tam zachce......

ja chichram zacznij ty!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11111111111xdddd

gauvain generalnie stał gdzieś przy wejściu do parku z dłońmi w kieszeniach kurtki i czekał, tak? no.

Przybyła więc odziana w ciepły płaszcz i coś jeszcze pod nim, z resztą po co zagłębiać się w co? Na jego widok uśmiechnęła się lekko i chwilę później stała obok - hej Gauvain - wymówiła dokładnie imię, nie tylko po to by je lepiej zapamiętać, ale również dlatego, że uważała to za całkiem niezłe.

obrocil sie, mimo ze troche sie przestraszyl, ze tak nagle przyszla, ale nie podskoczyl, i cale szczescie, bo ostatnie, czego teraz chcial, to wyjsc na idiote. ale mi duzo przecinkow wyszlo. odwzajemnil usmiech i po chwili pelnej jakze pieknego i niesmialego zastanawiania sie zdecydowal sie pocalowac ja w policzek, chociaz ogolnie niesmialym chlopcem nie byl, moze po prostu louane, jej uroda i wdziek go oniesmielaly. ale to romantyczne.
-czesc - odparl wiec, nadal sie szczerzac jak idiota. - jak dziecko, huh?

Nieco zdziwiona miłym przywitaniem zaczerwieniła się jak zwykle.
- Nakarmiłam, odziałam teraz zastanawiam się co powinnam. Ona chyba mi zaufała czy coś. - powiedziała cicho aczkolwiek pewnie i wyciągnęła dłonie z kieszeni. E tam, i tak dobrze wiedziała, że Gauvain zapytał o dziecko tylko z grzeczności.

alee on uznal, ze jej czerwienienie sie jest wyjatkowo urocze, patrz jak milo. zastanowil sie chwile, rozwazajac wszystkie za i przeciw. hm, zdecydowanie wiecej wyszlo mu przeciw, a tak prawde mowiac to zadnego za.. coz.
-rany, louane, wybacz, ledwie cie znam i nie powinienem sie wtracac - a szkoda, znaczy ze malo sie znaja - ale zdecydowanie to nie jest twoja sprawa i powinnas dac sobie z nia spokoj. co z jej rodzinami? czy tam jego? - skad mial wiedziec.

Głos rozsądku = głos Gauvaina. Wzruszyła ramionami - dobra, pójdę do tej opieki społecznej - mruknęła w duchu przyznając mu rację. Z resztą dziewczynka pochłaniała jej czas, pieniądze i energię. Póki co Louane nie jest gotowa na dziecko.

-hej, swoja droga.. ile masz w ogole lat? - no wlasnie, mogla sie okazac jakas zdesperowana emerytka, ktora nie moze miec dzieci i teraz ugania sie za innymi, co wcale nie mialo byc zlosliwe, po prostu sie zmartwil. swoja droga wcale nie wygladala na czterdziesci lat, cale szczescie. oblizal spieczone wargi, no co za pieprzona pogoda.

W zasadzie uznawała zasadę, że kobiet o wiek się nie pyta, ale chyba wiedziała co chodzi mu po głowie. Zaśmiała się pod nosem - 19 i wbrew pozorom nie chcę uprowadzić tego dziecka by było moje - wyszczerzyła się i ruszyła wgłąb parku ciągnąc za rąbek kurtki Gauvain'a.

-wcale tak nie pomyslalem - a moze jednak, niewazne. zbyl cala sprawa machnieciem reki i krotkim 'niewazne' i, biorac louane za jej mila i gladka dlon [i cant believe your skin is so smooth, ;d], pociagnal ja w kierunku wolnej lawki, na ktorej nawet nie odkladal sie zaden snieg i generalnie wygladala na sucha, bo powiedzmy, ze akurat dzisiaj tak sie zlozylo, ze caly dzien byla ladna pogoda. - wiec jak minal ci dzien? i na pewno nie wolalabys isc do jakiegos kina? - bo on nie, sorrrr.

- Dzień pewnie minąłby mi pod wielkim znakiem upijania się kawą przez niewyspanie, gdyby ni ten mały wypad do lasku - uśmiechnęła się siadając na ławce, w zasadzie dziwiąc się ładną pogodą. I nie, lou nie znosiła telewizji, filmów i kin. Kojarzyły jej się z oklepanymi randkami. Nie wiesz gdzie iść z dziewczyną? Weź ją do kina, nie trzeba rozmawiać a ukradkiem możesz patrzeć na jej, że się tak wyrażę, walory. - Wolę zostać tu - dodała pośpiesznie.

-w takim razie mi milo. a nawet jestem troche zaskoczony, zazwyczaj dziewczyny nie lubily, ee, nie lubia spacerow - poprawil sie, bo w sumie nie wypada na spotkaniu z dziewczyna, ktora aktualnie bardzo ci sie podoba, wspominac o bylych, mimo wszystko, 'ight? usiadl zaraz obok, zerkajac ukradkiem na jej walory, hahaha. - hej, jak powiem cos na ksztalt, ze jestes wyjatkowa, to bede kiczowaty? - znowu sie usmiechnal, odruchowo. to nawet mile, ze przy niej sie tak duzo usmiechal.

Zaśmiała się pod nosem. Nie zauważając ukradkowego spojrzenia na jej 'walory'. - Będziesz - wyszczerzyła się - ale mogę Ci wybaczyć - dodała szybko zakładając nogę na nogę w tych swoich obcisłych dżinsach. O jednak wspomniałam co miała pod płaszczem. Ona natomiast zbyt często wybaczała, i co więcej ... jej pech powoli zanikał.

-o, od razu lepiej. nie moglbym zyc z mysla, ze przeszkadza ci moja kiczowatosc.. potem zamknalbym sie w sobie i zaczal nosic te smieszne rozowe plaszcze przeciwdeszczowe i futrzaste parasolki. sluchaj, louane, moze jednak napilibysmy sie czegos? to znaczy, jezeli moge ci zaproponowac, to u mnie - ojej, chyba teraz to on sie zarumienil : o

Przyjrzała mu się z uwagą i z zaciekawioną miną. Dobra, był uroczy a ten rumieniec, ahh. Lou po prostu odpadła. Zwykle ludzie chcieli ją zabić, okraść lub po prostu śmiali się gdy wpadała np do grobowców. Dlaczego tym razem miało być inaczej? Nie wiem, a Louane chyba wiedziała więcej niż ja więc pokiwała głową i powiedziała - tak - dla dosadności swojej zgody.

-naprawde? - zapytal, nieco niedowierzajac, haha =d sierota, ale zaraz wstal zwawo i znowu podal jej dlon i w ogole - to znaczy to swietnie, chodzmyyy.

Teraz uznała, że chłopak coś mało wierzy w siebie. Złapała jego dłoń i poszli nje? Tylko nie wiem gdzie więc zaczniesz ^^

ostatnio oglądał wiadomości, jak zwykle plotli coś o lasku bulońskim, żeby tu nie przychodzić w wieczór w nocy, ale co z tego. dejwid był kolekcjonerem mocnych wrażeń i usiadł sobie na ławeczce paląc papierosa. nie długo zacznie kupować zioło na 70 złotych dwa gramy. ale okej. patrzył się teraz na krzaki, czy ktoś przypadkiem z nich nie wyskakuje i nawet miał ze sobą aparat, żeby uwiecznić jakąś wspaniałą chwilę albo i tragiczną. zobaczymy.

ona nie wyskoczyła z krazków, ale szła alejką. akurat miała ochotę zapalić a nie miała zapalniczki, podeszła więc do davida i zapytała - przepraszam, czy masz może zapalniczkę?

/ zapalniczka ! <333 nic nie mówię, przepraszam.

-tak!-podskoczył lekko, bo szczerze mówiąc się trochę wystraszył przez to, że się tak zapatrzył. ostatnio naprawdę całe życie toczyło się wokół zapalniczek.podał jej więc zapalniczkę z myszką miki, zawsze się ludzie z niej śmieli, ale co tam. dejwa to nie obchodziło. był tylko ciekawy czy ona jest jedną z nich, z tych co się tam zabawia w krzakach, czy tam drzewach. łotewer. każdy wiedział co się wieczorami tam wyrabia przecież-jak tam zabawa?-uniósł jedną brew do góry.

może w białym płaszczu i po ciemku wyglądała trochę jak duch. zapaliła więc i oddała mu z powrotem zaplniczkę. potem spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi - zabawa? co masz na myśli?

-nic-uśmiechnął się kącikiem ust-tak po prostu sobie mówię, rozmawiam z duchem-pokiwał głową. jeżeli nie wiedziała o co chodzi to wolał jej nie tłumaczyć-wiesz, że jest ciemno? i wiesz, że to jest las?-zmarszczył lekko czoło-tak, tak. dejw uważał, że dziewczyna nie powinny wychodzić wieczorem same z domu i to w dodatku w takie miejsce.

- wiem. mam na razie całkiem dobry wzrok. - ona miała dosyć przewrotne poglądy

-to dobrze, operacja oczu jest droga i uciążliwa-rzucił papierosa przed siebie wyprostowywując się na ławce. i szczerze powiedziawszy trochę mu się spać chciało i nawet sobie ziewnął raz czy dwa. i nawet przyjrzał się rosie, bo nigdy nie wiadomo kto chodzi po lesie po ciemku.

- nie jestem kryminalistką, nie martw się -zapewniła go - a tak w ogóle to mam na imię rosa

-nie mówię, że jesteś kryminalistką-zmarszczył czoło. chociaż coraz bardziej tak uważał. i coraz bardziej się bał. nie wspomniałam o tym, że dejwid był strasznym tchórzem w zasadzie.-dejw-sięgnął po kolejnego papierosa. pomidorowego. bo coś go jakoś naszło. znaczy na wiśniowego, ale on tam czuł pomidora. oszukaństwo ludzi i tyle. chyba rzuci te palenie, jak będą oszukiwać w smakach.-naprawdę jesteś tu sama?-rozejrzał się szybko-nie ma obok ciebie jakiegoś faceta, który chwyciłby moją nieuwagę i mnie okradł?

rozjerzała się teatralnie - ja tu żadnego nie widzę - powiedziała kpiąco - możesz być pewien, że jestem całkiem sama

-huh, to dobrze-pokręcił głową-wykluczyłem już chyba, że jesteś kryminalistką czy coś. albo, że zabijesz mnie krajalnicą do miensa-huh, sory, ale ostatnio mam zajeba na punkcie krajalnic do miensa. za dużo filmów.-w każdym bądź razie mogę siedzieć spokojnie, że mnie chyba nie zabijesz, albo zrobi to ktoś inny-nieważne. u dejwa znowu pojawiały się psychopatyczne wyobrażenia. może wreszcie powinien pójść do psychologa to wyleczyć. nieważne, znowu.-poczęstujesz się może pomidorowym papierosem?-wyciągnął w jej kierunku paczkę djarumów.

- pomidorowym? jeszcze takich nie próbowałam. chętnie - wyciągnęła jednego

a tak naprawdę to były zatrute, tak jak w sierotce marysi jabłka, czy jakoś tak. nie, no żartuję, zatrute nie było. choć może i były bo w końcu smakowały pomidorem a nie wiśnią. ale, okej. dał jej jednego patrząc jak ona go zapala. wypuścił dym z ust uśmiechając się do niej i czekając na jej reakcję. bo rzeczywiście papierosy były bardzo smaczne.

uśmiechnęła się lekko - nietypowy smak - stwierdziła - ale nawet ok

-właśnie-podniósł palec ku górze i uciekł ze strachu.

leżala na ławce, oczywiście na plecach, z nogami lekko ugiętymi w kolanach i cierpiała w samotności. bolało STRASZNIE, choć nie tak bardzo jak podczas samego tworzenia. słuchała jakichś uspakajających piosenek, ale nie wiem jakie to były.

zbawienie w postaci gowena przyszlo w sensie przyszedl a wlasciwie to przyjechal taksowka, bo daleko mial i wszedl do lasku i chwile sie rozgladal za wal kilmerem, ale w koncu znalazl, i wyrosl nad nia, rzucajac na nia cien. - jestes martwa, czy jeszcze nie?

nie przestraszyła się ani nic, otworzyła tylko powieki, słysząc jakieś oddalone głosy. oddalone, w sensie, że miała w uszach słuchawki. podrapała się po nosku i uśmiechnęła delikatnie, do czego już przywykła, ze względu na swoją szparkę, między jedynkami. po chwili, wyjęła nawet słuchawki, bo tak wypadało i gowen miał fajne oczy, w ciemności.
- hm, chyba żyję - odpowiedziała, podnosząc się do pozycji siedzącej, co było oczywiście bolesne, bo wtedy uwierał ją opatrunek - strasznie tutaj zimno, nawet nie zauważyłam.