lasek buloński

odchrząknęła i zaciągnęła się papierosem. pozdro pidżama porno, piękna piosenka a propos. - byłam, tak, widzisz, ja jednak miałam kiedyś faceta a jednak. ale nie warto o tym wspominać. powiedziała i machnęła ręką. nie chciała mówić o tej całej sytuacji. cóż.

-to karygodne, maksim! nie możemy więcej rozmawiać - jęknął, łapiąc się za głowę - a teraz wybacz, ale muszę iść na teraz albo nigdy. bo wiesz, nie wiem czy michał da się wrobić - i uciekł.

pomachała mu i poszła, roześmiana, myśląc, że czarli to całkowity wariat. no tak.

jak się okazało, kiedy dean dotarł do bulońskiego, fantine jeszcze nie było, toteż oparł się o jakiś pobliski murek i przymknął oczy, które niesamowicie go piekły, zapewne od soczewek, których nie nosił, czy coś takiego.

jak sie okazalo fantine przyszla niezbyt dlugo po nim az jakies cale trzy minuty rzeknijmy sobie i zaraz znalazla go, skoro juz umowili sie przy wejsciu. - nie bede mowila znowu czesc.. ale czesc- przywitala sie niekoniecznie inteligentnie, ale kto powiedzial, ze fan zawsze musi blyszczec. nie calowala go, bo byl na murku, a sama nie usiadla, bo miala spodnice.

skoro miała spodnicę, to dean najpierw zwrócił uwagę na jej nogi, a dopiero potem na twarz, bo to nawet normalna kolejność rzeczy, jeśli chodzi o chłopców.
- cześć, cześć. dopiero wracasz ze szkoły, czy co? - bo zdążył już zapomnieć i tu wcale nie chodziło o to, że jej nie słuchał przez telefon, tylko może jakoś specjalnie nie umiał się skupić kiedy była niedaleko. zszedł z murka i pocałował fantinę w nosek, tak wyszło.

siedziała na ławce w opustoszałym lasku, czytając w świetle latarnii i księżyca (jak romantycznie...) tomik francuskiej poezji jana brzechwy xd. była nim bardzo zaciekawiona, założyła nogę na nogę. co do kwestii jej ubioru, to nie wyglądało to za ciekawie, bo miała na sobie obrzydliwą, żółtą kurtkę i szerokie dzwony, bo mama jej powiedziała, że teraz są na topie.

spojrzał na harlot przypadkiem, ale chyba średnio przyjaźnie to jego las........

odspojrzała się na deana i skuliła w sobie, bo coś jej podpowiadało, że to jego las.

i poszła, bo to las deana, buzi.

całe szczęście, że poszła bo to jego las i fantine, którą to teraz dean objął w talii, uśmiechając się jak dziecko, trochę.

ona nie patrzyla sie na charlot, bo nie mogla oderwac oczu od deana haha to prawie romantyczne kurde no. - niee, mialam dzisiaj malo lekcji - wzruszyla ramionami - bylam u znajomej - zaprzyjaznijmy ktores nasze postaci; d objela i jego jakos tak krzywo, no bo co. przynajmniej cieplej.

okej, to zaraz napiszę ci na padu kogo mam i sobie wybierzesz :d. ustawie sobie jasia i zdjęcie na tapetę. to znaczy zdjęcie jasia. dean natomiast miarowo przesuwał dolną wargą po czole fantine, rozkoszując się zapachem jej włosów.
- masz ładny szampon - stwierdził i chwilę bawił się kosmykiem włosów, który opadał luźno gdzieś w okolicach skroni fantine - i co robiłyście? - to tylko takie luźne pytanie, wcale jej nie sprawdzał!!!

ktore zdjecie? xd - no dzieki, ee, nic takiego, obgadywalysmy pare osob i takie tam, boze, co mialysmy robic? - w sumie to sie usmiechala robiac tak zwany dziubek troche odruchowo, arczi mi mowil ze lubi jak robie dziubek, xd w ogole smiesznie jest jak ludzie mi mowia, co lubia we mnie tak spontanicznie, np brunon stwierdzil ze lubi jak mowie zamiast boze to takie bozie, xd bo ja seplenie conie. - a jak TY spedziles swoj dzien? hej, to bedzie moj autorski pieciominutowy przerywnik od poniedzialku do piatku na tiwi trwam.

tamto krejzi :d.
- hm, wstałem o piętnastej i wyszedłem na miasto, trochę się tam pokręciłem i pomyślałem sobie, ze może miałabyś ochotę się spotkać. bo ja trochę o tobie wieczorem myślałem, jak juz sobie poszłaś - opowiedział jej trochę, przekręcając się tak, że teraz to fantine oparta była o murek, a on ze spokojem mógł penetrować nosem jej prawą skroń, choć wolałby szyję - kogo obgadywałyście?

przyszli tutaj, on i szana, na spacer, no tak, i to aż dziwne, że się po drodze nie wypieprzył, ale potykał tylko o swoje sznurówki trampek, też czarnych. ogólnie wyglądał jak jakiś złodziej, chodzący wiadomo, po nocy, żeby okraść ludzi, ale nie, niestety, to tylko emo. włożył swoje ręce do kieszeni rurek i hm, szli tak w kompletnej ciemności ?

starała sie nie wyjebać nigdzie - seth, chyba nie znajdziesz dziewicy...! - powiedziała emosethowi. xd. - chyba nie będzie kultuuu. - posmutniała, bo nie wiedziała jak to się robi a może seth by jej pokazał.

- nosz cholera, widzisz, a może jakąś znajdę ? chociaż, wiem, że ty to dziewicą na pewno nie jesteś. powiedział całkiem szczerze, to nie moja wina, że ja tak mym chciała komuś powiedzieć, a nie mogę, seth nadrabia, xdddd wyszczerzyć się teraz tak fajnie i poprawił swój szalik, i szedł dalej !

- a może być coś innego? - spytała. - może nie być dziewica? - zawsze w ofierze można złożyć wiewiórkę. chyba. - może być jechowy? bo ja znam jednego - zrobiła minę jakby powiedziała coś mądrego.

- raczej dziewice o ile mi wiadomo, były składane na ofiarę, a nie wiewiórki czy jechowy. a znasz jakąś jechowę dziewicę ? bo wtedy biorę, nawet nie na ofiarę. zaśmiał się i poprawił swój szalik, zaczął go chyba lekko dusić. no tak, a potem zapalił papierosa.

- bzykasz jechowe??????? - szturchnęła go w ramię - jechowi są straszni. nie lubie ich. - klaunów też nie lubiła. zapaliła slima, przy tym podrzucając zapalniczkę ze stalinem.

- zajebistaaa zapalniczka, skąd masz ? zapytał zabierając ta zapalniczkę i podrzucając ją w ręku. - podoba mi się, ja mam taką z nirvaną i z che guevarą, to moi idole, z resztą chyba widzisz. zaśmiał sie i podrzucił jeszcze raz tą zapalniczkę. - bzykałem jechowe, no, a jak. pochwalił się przed nią, ale nie miał czym, taa.

- dostałam. na komisarjacie. - wsadziła lewą rękę do kieszeni - wstydź się, jechowe? pojebało cieee? - spytała zaciągając się papierosem.

- mnie tam na prawdę wszystko jedno. powiedział ze słodkim uśmiechem i pocałował ją w środek ust, tak, żeby było zajebiście i miło i fajnie zupełnie, i włożył ręce z powrotem do płaszcza. dzisiaj było zimno. no tak mniemał.

- jaki ty mało wymagającyyyy - westchnęła i zgasiła papierosa na chodniku - to prawie jak bzykać michała wiśniewskiego! chociarz teraz to i ja mam z nim wiele wspólnego - uśmiechnęła sie sama do siebie.

- wiesz, po mojej byłej, sophie, na prawdę już obniżyłem swoje standardy mniemania. moja elokwencja mnie czasami zabije, wiesz ? zapytał,tak jakoś patrząc się na nią, może trochą wzrokiem już mętnym, albo i on widział nawet trochę podwójnie, cóż. oparł się teraz o jakąś ławkę i patrzył na zegarek. i chyba zaraz sobie pójdzie.

- Dobra muszę iśśśśśśśśśść - powiedziała dosyć marnie - dobranoc panie jechowy - pocałowała go jeszcze w przelocie, w policzek i zniknęła.

i on zaraz za nią podążył, do domu.

wprawdzie nadal nie wiem ale okej xd - to calkiem mile. nie ciebie, przykro mi, jezeli czujesz sie zaniedbany. - usmiechnela sie ladnie tak zwane blyskanie zebami w ciemnosci i oparla dlonie na jego ramionach, bo tak wyszlo, rownoczesnie stanela na palcach i w sumie to go pocalowala, bo kiedys trzeba. i to tyle.

chodź spisgamy setha i szanę, :d to strasznie podniecające wyrażenie. dean wcale nie płakał z powodu zaniedbania, prawdę mówiąc, cieszył się, że go nie obgadywały, bo wtedy byłby ciekaw co mówiły, a pewnie fantine by mu nie powiedziała. teraz jednak, bardziej był zajęty penetrowaniem językiem jej jamy ustnej, jakie paskudne określenie. pachniała różową gumą orbit, na szczęście nie papierosami, bo to w zasadzie trochę obrzydliwe, podczas pocałunku. objął ją mocno w talii, tym razem jedną ręką, seksy do siebie przyciągając.

- bzykasz jechowe???????

penetrował jej jamę... xd jezu. fantine stanela na palcach tak bardziej, zeby swobodnie objac go rekoma w okolicach karku i zaszalala nawet i prawa dlon wplotla w jego wlosy, a moze i nawet palce wplotla i w sumie to czula sie calkiem fajnie, a przynajmniej lepiej niz wczorajszego wieczoru kiedy to zastanawiala sie czy jej ojciec bzyka jehowych.

biedna fantine. dean nie miewał takich myśli, miał całkiem normalną rodzinę, jesli nie liczyć ciotki i jej trzynastu kotów. nie ugryzł jej jednak w język, jak sopel mordę : D, uniósł za to lekko do góry i usadził na murku, uznając, ze tak będzie dużo wygodniej. sam stanął gdzieś pomiędzy jej nogami i rozplątał szaliczek, by teraz zająć się obcałowywaniem jej szyi, intensywnie pachnącej, ale nie wiedział co to za perfum, on zwykle używał kenzo, bo kenzo ma ładne, męskie zapchy.

z tego co widzialam, to szana chciala zostac rodzina dina. szana montana : D to byl dobry psikus. jajaja, fantine uznala, ze w sumie to wcale nie jest tak zimno, jak jej sie wydawalo, kiedy tu szla, czy tam cos, bo wtedy to prawie odmarzla jej twarz, a teraz z kolei szlo jej calkiem dobrze w sensie klimatycznym, bo nic nie sinialo i nie wygladalo na to, ze mialo odpasc. moja siostra zaraz jedzie do poznania, bo wygrali jakas wycieczke, ale fajnie ;d i generalnie to skrzyzowala nogi w kostkach tam nad jego tylkiem. i fajnie.

łał, a czego ty nie wygrałaś....szana montana : D dean zapomniał jeszcze o siostrze-psychicznej evan, ale teraz jakoś bardziej skupiał się na myśleniu o fantine wlaśnie, a nie o jakiejś tam głupiej siostrze, która w dodatku go wkurwiała zbyt często. fantine jeszcze nie miała okazji, ale możemy uznać, ze to punkt dla niej. było mu przyjemnie, chowac twarz w fałdkach płaszcza i szaliczka fantine, bo tam było ciepło, choć najcieplejsze chyba zawsze są pjersi, ale nie byl aż taki odważny i bezczelny wręcz!!! poza tym nie chciał jej zaziębić, potem jeszcze musiałby gotować jej rosołek i co. wsunął zizizizizizizizmną dłoń pod materiał płaszcza i koszulki, toteż głaskał ją teraz po delikatnych plecach, na ktorych momentalnie wyczuł gęsią skórkę.

znaczy jej klasa, nie wiem.. xd nie bralismy udzialu, bo jestesmy troche chorzy psychicznie.. lubie strasznie dziewczyny z mojej klasy <3 ale swinia, nie chce jej gotowac rosolku ;d fantine wymruczala cos niezrozumialego, a przynajmniej sama nie zrozumiala, to chyba tylko taki pomruk przyjemnosci i gesia skorke miala, napisalam mniala<3, tez i ulozyla podbrodek na takim uroczym dolku pomiedzy jego szyja a ramieniem i wdychala jego zapach, chociaz w sumie w takiej pozycji byla wychylona mega do przodu i gdyby na przyklad teraz przyszloby mu do glowy zeby uciec to by na pewno sie spierdolila. koniec zwierzen. albo ewentualnie dodam tez ze nic nie mowila, bo to jest taka chwila w ktorej sie nic nie mowi. chyba xd

jezu, majka mnie rozprasza jakąś fakin chemią na padu -,- dean nie umiał przede wszystkim gotować rosołu, prędzej pomidorówkę, a przecież nie chcemy żeby fantine umarła na zatrucie, czy coś!!! zabrał rękę z pleców fantine, uprzednio doprowadzajac całe jej ubranie do porządku, to jest przygładził materiał bluzki, bo to fantine to nie buczek ode mnie z klasy i nie nosi koszulek w spodniach, hehe. uśmiechnął się błogo, do jej ucha, które akurat było w pobliżu i odchylił, ale delikatnie, bo nie chciał zeby spadła serjo. trzymał ją nawet jakoś tak za pośladki, gładząc je kciukami.
- hm - mruknął, uśmiechając się i pocałował ją raz jeszcze, tyle, że płycej. i jeszcze jeden i jeszcze raz, to też śpiewali na tej imprezie :dd.

koszulki w spodniach. <3 u nas spiewalismy ciagle ich troje i stare piosenki 'hiphopowe' typu suczki i tak dalej<3 ale fajny był łikend. ostatnio w ogóle żyję tak od łikendu do łikendu i w ogóle. w kazdym razie fantine westchnela, poprawiajac jeszcze swoja spodnice, bo naprawde czula sie conajmniej nieprzyzwoicie. wstawilabym kolejne serduszko ale jednak nie bedzie wygladalo to estetycznie, wiec zrezygnuje. - odprowadzisz mnie? - zapytala, w sumie to wychrypiala mu w ucho.

ja też, ale tylko po to, żeby sie w koncu wyspać ;d. nie no teraz odliczam dni do londą, bo gejowy robi swoje wielkie uro i tak dalej, wiec bedzie hat. suczki lowe<3 dean pokiwał głową, stwierdzając w duchu, że zachrypnięta fantine, równa się podniecająca fantine. to znaczy i bez tego go podniecała, a już szczególnie jej dłuuu uu u u ugie nogi, najprawdopodobniej do samej szyi, kiedys był taki tekscior w kartach flirta, co gralismy na przerwach w podstawówce.
- jasne, że odprowadzę - i objąl ją w talii, by znieść na ziemię, ewentualnie sprowadzić. znów była niższa, a dean za to pozytywnie naenergetyzowany to jest miał inspiracje na nową piosenkę, kiedy już wydadzą prawdziwą płyte, na pewno będzie z dedykacją własnie dla niej.

w sumie w ten łikend duzo nie spalam, w ten teraz tez nie bede, ale to tez przekonujacy fakt. chociaz w dni powszednie w dzien tez mi sie zdarza spac, ale rzadko, bo potem chujowo sie czuje w gruncie rzeczy. uwielbialam flirta<3 xd - yhym, dzieki. nie zimno ci? - stanela jeszcze raz na palcach, jak ta typiara z titanika tam stawiala, co mi agata meredyk kazala ogladac na jutubie xd i poprawila mu szaliczek, usmiechajac sie.

ja muszę się zastanowić co to w ogóle za łykend i tak dalej to chyba jakies świeto cmentarza to znaczy ze trzeba isc na cmentarz wiec jesli jush to sobota, ale nie wiem co chcialabym robic. dean za to wiedział; chciało mu się spać, choć prawdę mówiąc, czułby się lepiej gdyby fantine zasnęła obok!
- nie, nie jest okej - odpowiedział i pocałował ją w czółko, a to tylko dlatego, że już niżej nie chciało mu się schylać. teraz, objął ją ramieniem, a wolną dłoń wsadził do kieszeni kurtki, czy co tam miał na sobie. był rozgrzany i rozochocony bardzo.

rozochocony ! w sumie to mysle ze szli, ale fantine sie zatrzymala i przyjrzala mu sie przez ulamek sekundy, marszczac czolo. wreszcie jakos tak sie rozjasnila i usmiechnela tez. - nocuj u mnie, co? dzisiaj pelnia ksiezyca, wychodza wilkolaki, bede sie bala. - wyszczerzyla sieu!

wyszczerzył sie również, choć pewnie bal się trochę wilołaków po obejrzeniu harego i więzien azkabanu, ale nic na ten temat nie mówił, bo nie był jakimś danielem ciotą, czy inną głupią postacią.
- okej, będę cię bronił przed wilkołakami i innymi dzikimi stworzeniami - obiecał, kiwając przy tym głową, a że jakos tak cholernie się ucieszył z propozycji fantine, pocałował ją w nos, to taka oznaka radości, hehe - masz ładne piegi, mówiłem to już? jeśli nie to mówię, w ogóle podoba mi się twój nos. i ty też mi się podobasz.

-mowiles. ale dziekuje. - podziekowala i pociagnela go do siebie, jeje, zacznij ; d

spacerowała sobie sama, po lesie, ot tak, może ktoś się zjawi - myslała

i zaczęło padać i biedna nie wiedziała co zrobić, więc schowała się pod drzewem.

stanął gdzieś pod drzewem, hm, i zapalił już kolejnego papierosa i nawet może słuchał jakiejś piosenki. w swoim ajpodzie.
poszedł.

preston siedział na ławeczce, z dala od wszelakich latarni i roześmianych dzieci, ganiających za sobą (nie zdziwiłby się, gdyby co najmniej jedno skręciło sobie kark na zamarzniętych ścieżkach) i wygrzebał z kieszeni swojego ciemnego płaszcza rodem z matriksa, chociaż może ów płaszcz nie był aż tak długi, skręcika, którego zapalił.

przyszła do lasu, bo postanowiła jednak wrócić do starego dobrego paryża, z pragi, czy z niemiec, nie pamiętam, ale wróciła. siedziała teraz na ławce i paliła papierosa, popijając kawą ze starbaksa. i rozglądała się za małymi dziećmi, które biegały gdzieś z mamami i psami.
i poszła.