petit journal montparnasse

poszła.

stanela w drzwiach, rozgladnela sie dookola i siadla przy barze

w ramach socjalizacji zjawił się tutaj kyle, bo taki miał chyba kaprys. i nudziło mu się, poza tym strasznie był aspołeczny ostatnio. trzeba to zmienić! wszedł do środka i nie zwracając specjalnej uwagi na tych wszystkich ludzi, usiadł przy barze zamawiając danielsa, niech żyje tradycja.

spojrzala na faceta, ktory siadl dwa krzesla od niej. później jej wzrok powędrował na danielsa stojącego przed nim. nastepnie znowu spojrzala na faceta. byla kompletnie splukana.
-postawisz?

oderwał dość znudzony wzrok od pana jacka i spojrzał na nią. w sumie, co mu zależało. nie wyglądała na jakąś głupią, kłapiącą szczęką 24/h panienkę, sprawiała raczej dobre wrażenie, a to już duży plus, bo on miał na takie uczulenie, poważnie! objawiało się wysypką. miejmy tylko nadzieję, że się nie przeliczył. kiwną na barmana i szklanka wylądowała przed joyce.
straszne z niego emo chyba dzisiaj.

wypila pol.
-joyce - nie podala mu reki, bo byla za ciezka.

w związku z tym on nie podał też.
- kyle - odpowiedział i przypomniała mu się któraś książka z serii o ani z zielonego wzgórza, bo tam była jakaś joyce. nie, żeby on to czytał, ale jego siostra się tym zachwycała x lat temu i mu się przypomniało. a potem opróżnił szklankę i poszet, bo nie wiem, taki kaprys.
sori, straciłam wenę na niego.

tez poszla