marjetki

-boo.. - urwał na chwilę, ale nie jakąś przerażająco długą i zmierzwił swoje potargane i śmierdzące alkoholem włosy, nie żeby pijąc przyjaciela danielsa oblewał się nim jak wodą z prysznica, no dobra nikomu o tym nie mów, okej? - bo mam umówione spotkanie w sprawie pracy! - wybełkotał w końcu, opuszczając rękę. uśmiechnął się do mariette i dał kolejny krok do tyłu, wpadając na ścianę. poczuł się osaczony, ale na szczęście obok niego był pomocny guzik windy, który to pospiesznie wcisnął.

parsknęła śmiechem, ale wcale nie żadnym wesołym, raczej wypełnionym po brzegi goryczą.
- ralf, nie idź - porpsoiła w końcu, podchodząc właśnie o krok do przodu, jednak był to krok bardzo długi, także znalazła się blisko niego, nawet bliżej niż sama planowała. - poza tym, dzisiaj jest niedziela, a ty jesteś ujebany w trzy dupy...
lowe.

-wcale nie! jest sobota - podrapał się nad brwią i zastanowił chwilę. cholera, była niedziela? no to za je biś cie. zmarszczył brwi i obejrzał się przez ramię na windę, która jak na złość wciąż tkwiła dwa piętra wyżej. zapewne jakaś staruszka pakowała się do niej ze swoim nierozgarniętym jamniczkiem w sweterku burberry.

uśmiechnęła się słabo, prawym kącikiem ust. wydwało jej się, że nic nie zdziała, także cofnęła się, spuściła głowę, podrapała się trochę po karku i usiłowała przewidzieć, co ralf zrobi albo co też ma w planach. wiedziała już chyba co: ucieczkę.
- nie idź, proszę cię - jęknęła prawie aż, biedna, skołowana marjet.

stał tak jak ostatnia sierota, majac za plecami otwarte już drzwi windy i zirytowaną staruszkę oraz jej pieska w środku.
-co pan wyprawia! windę blokuje, szczeniak nieumyty! - no bo nie ma to jak wyrafinowany i wyszukany język starszych kobiet. pozdro dla nich wszystkich, oraz pana z tramwaju, który wisiał nade mną dopóki mu nie ustąpiłam, chociaż wokół pełno było wolnych miejsc -,-. ralph jednak nie ruszył się z miejsca, dodając do siebie części tej zawikłanej już porządnie sytuacji. skoro tu przyszedł i prawdopodobnie wszystko mariette powiedział, co pamiętał jednakże jak przez mgłę, powinien zostać i wycofać się dopiero jutro. niech się dziewczyna nacieszy. i on też. nie zapominajmy o nim. podszedł więc do niej i objął stanowczo, przypierając do przeciwległej ściany. zignorował marudzenie babci i pocałował ją namiętnie, zapewniając, że skoro jest niedziela to może jeszcze zostać.

zaskoczył ją tym ruchem, ale to tak raczej bardzo pozytywnie, jeśli miałaby być szczera. otoczyła jego szyję ramionami, przylegając do niego całym ciałem i szepcąc mu teraz prosto w usta, że ona też go kocha. gdzieś w głębi niej siedziały oczywiście obawy, że ralf zostaje jedynie po to, by ją przelecieć, ale zaraz oddaliła je od siebie. przecież mówił, że ją kocha, a to już coś, naprawdę coś, zwłaszcza, że "coś" w wykonaniu ralfa.

zesztywniał w pierwszej chwili, kiedy usłyszał z jej ust te słowa, na które w głębi duszy czekał z utęsknieniem jak kiedyś na świętego mikołaja, pozdro moje barwne porównania. tak mi się twarożek przypomniał. no nic. w każdym razie rozumiesz obawy ralfa, łączące się z tym jakże słodkim wyznaniem. nie odpowiedział więc nic, tylko masował chłodne plecy mariette i wciągnął ją z powrotem do mieszkania. chciał ją poznać, do cholery jak na razie jedyne co mógł o niej powiedzieć to jakie są jej ulubione pozycje z kamasutry i nic poza tym. no proszę, ralf okazał się być głębokim facetem.

postarała się pominąc ten fakt, że ralf daje alkoholem na wszystkie strony świata i nawet jej się to udało, kiedy tylko przejechała nosem po jego szyi, od razu poczuła jego perfumy pomieszane też z jego męskim potem, co wywołało w niej niemalże tsunami xd ciepła. wsunęła dłonie pod jego kurtkę + koszulkę, by teraz opuszkami palców badać skrawek po skrawku mięśnie jego brzucha, które w tym momencie chyba były wyjątkowo napięte.

ale nie na tyle, żeby wypuścił gazy xdd
no dobra skoro byli już w mieszkaniu, zresztą nawet gdyby nie byli zrobiłby to samo, wyciągnął ręce mariette spod swojej koszulki. nie żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie czuł się z tym kurewsko dobrze i właściwie to było problemem.
-wstrzymajmy się mariette - zaraz, nie zraz do cholery będzie zbierała szczękę z podłogi? wstrzemięźliwy ralph? dobre sobie?

to ją w ogóle zbiło z tropu, ale okej, akceptowała to, mogła nawet przyznać, że to miła odmiana, aczkolwiek rozczarowująca. zaraz jednak przyszło jej do głowy, że może ralf po prostu chce jej bliskości, że chce porozmawiać, poraz pierwszy w życiu, rozluźniła się więc i teraz tylko wtuliła się w jego tors.
- och, w porządku. chcesz wziąć prysznic, żeby wytrzeźwieć? - zapytała cicho, delikatnie głaszcząc go teraz po lewym ramieniu i wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do tego, że może się po prostu do niego przytulać, a on nie oczekuje nic więcej.

-ee, śmierdzę? - zapytał, uśmiechając się szeroko i smyrając ją po nerkach. widząc wyraz jej twarzy doszedł do wniosku, że chyba tak toteż wyswobodził ją ze swych męskich objęć i udał się do łazienki, po drodze prosząc ją o jakiś ręcznik. trochę nie odpowiadał mu fakt, że będzie po tym prysznicu pachniał jak baba, ale zawsze mógł wyjaśnić to seksem z mariette i przejęciem jej zapachu, czy czymś w tym rodzaju.

przeszła do sypialni, by przez moment siedzieć w szafie i grzebać za ręcznikiem, jakimś dużym, miękkim i ogólnie jej ulubionym. ciągle i wciąż i wciąż nie potrafiła przyjąc do wiadomości, że ralf wreszcie zachowuje się jak człowiek i to normalny, w dodatku z uczuciami. wparowała do łazienki, by rzucić mu ręcznik i zapytać się jeszcze czy zrobić mu kawy, bo będzie sobie robiła.

zamrugał, bo był kompletnie nagi i odruchowo naprężył mięśnie, no wiesz taki dżolero jak to mówi moja babcia, po czym złapał ręcznik i mruknął coś na temat tego, że kawa może zaczekać, natomiast jej włosy potrzebują natychmiastowego umycia. błysnął zębami w cwaniackim uśmiechu, bo jednak nie da się ot tak jak za sprawą magicznej różdżki pozbyć wszystkich nawyków, które praktykowało się przez całe swoje samodzielne życie, no wiesz.

przez chwilę nie zakapowała i poczuła się urażona, bo myła włosy dzisiaj rano, a one się tak szybko przecież nie przetłuszczały i chciała już mu mówić coś o tym, żeby się od nich owalił, gdy wnet zrozumiała. podeszła do niego blisko, pożerając go wręcz wzrokiem!
- a było coś o tym, żebyśmy się wstrzymali? - zapytała, drażniąc się już z nim teraz ewidentnie, wbrew temu, że właśnie zrzuciła z siebie koszulkę, która wylądowała na jego stopach.

-tylko ci się wydaje - odparł jak gdyby nigdy nic i wciągnął ją pod prysznic z którego leciała cieplutka woda, parująca na ich chłodnych ciałach. ralf przylgnął do mariette i zaczął całować jej szyję i obojczyki, odczuwając w tym jakąś nową, nieznaną sobie przyjemność. całował kobietę którą kochał, zaraz to się nazywa miłość? to jest to porządnie? zdecydowanie było to coś przyjemniejszego od zwykłego seksu, który zwykł uprawiać - przepraszam mariette, przepraszam za to wszystko - nie bardzo wiedział za co konkretnie. przepraszał za całokształt.

w zasadzie miała gdzieś to, że ma na sobie ubrania, które są ewidentnie mokre i jej zajebiście ciążą, nie tylko dlatego, że są mokre, odepchnęła go więc na chwilę, by wyrzucić swoje dżinsy gdzieś poza kabinę i zasunąc oczywiście drzwi, żeby nie nachlapali i w ogóle. nie było tu za dużo miejsca, co jej w sumie pasowało, bo mogła utrzymywać z nim kontakt dotykowy, czego by nie zrobiła. a aktualnie ułożyła dłonie na jego ramionach i całowała jego jabłko adama, miał teraz taką wilgotną skórę, że było to znacznie przyjemniejsze niż zazwyczaj. w dodatku dochodzi też fakt, że wszystko, co teraz robili ze sobą, przepełnione było uczuciem, nie był to już tylko seks, lecz coś o wiele piękniejszego...
- nie przepraszaj - powiedziała, bo uważała, że przecież miał prawo zachowywać się tak, jak się zachowywał po tym, co przeszedł. - naprawdę cię rozumiem, ralf, nie... nie miałeeś wyjścia-a-a-a - powiedziała, coraz bardziej się już teraz rozkupiając, bo właśnie poprowadziła jego dłoń do pod swoje przemoknięte stringi.

-yhm - odmruknął jedynie w odpowiedzi i zsunął jej stringi, następnie niewielki top który teoretycznie powinna mieć na sobie. ku jego zadowoleniu pod spodem nie zastał stanika, toteż od razu zabrał się za całowanie jej piersi, przy okazji masując po całych plecach obiema rękami. przygwoździł ją do ściany kabiny, która jeszcze była zimna chociaż już osiadała na niej para z gorącej wody lejącej się na jego plecy. powoli rozluźniały mu się wszystkie mięśnie, aczkolwiek wzrastało ciśnienie obiegu krwi co doprowadziło samy wiemy do czego, tak więc ralf nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka najdelikatniej jak tylko potrafił, a zbliżając się całował coraz wyższe partie jej ciała, aż doszedł do ust.
-mariette - wymruczał zadowolony.

gładziła go delikatnie po plecach, opierając głowę na jego ramieniu, dopóki się oczywiście nie rozkręciła do tego stopnia, by nie opleść go w biodrach nogami i teraz jęczeć mu cicho prosto do ucha. dostała orgazmu, pierwszy raz w życiu powodowanego czyjąś bliskością plus seksem, a nie samym seksem, co sprawiło, że było jeszcze przyjemniej niż zazwyczaj.
- ooch, ralf - wyszeptała, a może raczej wysapała mu do ucha, wplatając palce w jego włosy i może trochę go za nie szarpiąc, ale niegroźnie.

podtrzymywał ją za tyłek, żeby nie spadła na kafelki i nie rozbiła sobie o nie głowy, bo to nie byłby zbyt przyjemny widok, a ralf z miejsca załadowałby sobie po czymś takim kulkę w łeb. nadal nieznacznie przypierał ją do ściany i poruszał się rytnicznie, niezbyt szybko. o dziwo nie miał dzisiaj nastroju na ostry seks, raczej coś wyrażającego to co czuł do mariette. w końcu! to liam tak na mnie wpływa, mówię ci.

czuła się po prostu kochana, w związku z tym towarzyszyło jej uczucie spełnienia, spowodowane w dodatku orgazmem, już trzecim, ralf pobijał rekordy w tym momencie, to znaczy, rekordy w dawaniu marjet orgazmów. nie obyło się bez sapania, pojękiwania i takich tam, ale w końcu, ile można się pieprzyć, o przepraszam, w tym przypadku, kochać. toteż w końcu siłą rzeczy, a może raczej brakiem owej siły. marjet zeskoczyła z ralfa, w tym momencie nie lubię tego słowa. oparła się o zimne kafelki, dysząc ciężko i przymykając oczy. było jej dobrze, o czym go poinformowała.

zaparł się na rękach o ile to poprawne gramatycznie opierając ręce po obu stronach jej głowy, swoją zwieszając całkiem luźno. starał się doprowadzić swój oddech do porządku. w końcu przyciągnął mariette do siebie i pocałował namiętnie i słodko, co w jego wykonaniu było chyba debiutem, więc może tylko wydawało mu się że ten pocałunek był słodki.

dla niej to było słodkie, nawet jeśli w tym momencie zrobiłby to brutalnie i tak byłoby słodko, tak więc odwzajemniła pocałunek z całym uczuciem, które posiadała w sobie, marząc, żeby już tak między nimi było zawsze. aha, żeby nie było zbyt bajkowo, to właśnie nistąd ni zowąd zaczęła lecieć zimna, lodowata wręcz woda, więc marjet czym prędzej wyswobodziła się z jego objęć i wybiegła wręcz spod prysznica, potykając się przez przypadek, by zatoczyć się lekko i końcowo potknąć o własną nogę, by wylądować na posadzce. ujoj?

no i tylko smerfy i sędzina anna wiedzieli co się stało bo, ralph podkulił ogon i rano, kiedy tylko obudził się będąc ciągle pod prysznicem, pospiesznie wciągnął na siebie ubrania, delikatnie żeby jej nie budzić pocałował mariette w usta i wymknął się z mieszkania. teletubisie mówią: papa!

okej, więc diego, swoim maybachem, boże kocham ten samochód, jak już będę sławna, to sobie kupię właśnie maybacha, zaparkowal pod kamienicą mariette. dopił jeszcze kawę, starbucks roks i wyszedł, by poprawić spodnie od garnituru gucciego właśnie, wyrzucić kubek i wspiąć się schodami w górę. nie mógłby mieszkać w paryskich kamienicach, były stanowczo za małe jak na jego wymagania :c. sori? zapukał w każdym razie, mierzwiąc włosy, bo to był taki nawey a la james potter.

ty też miałaś opko o lili i dżejmsie oraz ich wielkiej miłości? ;>
otworzyła nie natychmiast, ale po jakimś czasie, bo kiedy usłyszała pukanie, była w trakcie zwalania swojej torby podróżnej z szafy, która z tego wszystkiego spadła jej na głowę, ale spoko oko, nic jej się nie stało, poprawiła tylko fryzurę przed lustrem, by teraz otworzyć, chwycić go za poły kurtki, pocałować prosto w usta i wciągnąć do środka.

nie!!!! ja pisałam tylko o jakichś kuzynkach, siostrach, córkach syriusza, sevcia i tak dalej, no wiesz. dawno i nieprawda.
takie powitanie, było nawet milsze niż się spodziewał. okej, to wszystko było inne, niż się spodziewał, nigdy nie zaprosił żadnej dziewczyny dalej, niż do hotelu w lloret de mar, a jak wszyscy wiedzą, to niezbyt daleko od samej w sobie barcelony. odwzajemnił jednak pocałunek marietty, chwytając ją mocno za karczek, by potem jednak odsunąć się dwa kroki w tył.
- gotowa? - mial nadzieję, że nie jest jak te jego kuzynki, które swoje siedem walizek pakowały na tydzień przed wyjazdem : /

- dałeś mi zaledwie dziesięć minut na pakowanie, no, ale tak, przecież i tak nie będą mi potrzebne ubrania, prawda? - puściła mu oczko, uśmiechając się uśmiechem z gatunku niebezpiecznych, ona najchętniej zrobiłaby to jeszcze na wycieraczce pod drzwiami, ale to tylko taki żart jest, jakby co. zawędrowała więc do swojej sypialni, by wrócić z walizką, która nie była taka ciężka, ale i tak wcisnęła mu ją w ręce, bo było dla niej naturalną rzeczą, że mężczyźni będą ją wyręczać zawsze i wszędzie.

a on był przyzwyczajony, że za niego robi wszystko służba, ale nołłoriz, uczęszczał na lekcje etykiety i tak dalej, więc chwycił jej walizkę i wyprowadził ją sama z mieszkania. grzecznie czekał aż zamknie, póki co tylko co chwilę podszczypując w zgrabny tyłek, który miał ochotę przelecieć, ale to później, to później. nie wiedział o czym ma mówić, bo przecież oni się wcale nie znali..............

- hm, hm - mruknęła, zamykając drzwi od swojego mieszkania i zastanawiając się przy tym, co by tu ciekawego powiedzieć. - udalo ci się w końcu załatwić mieszkanie? - zapytała, wrzucając klucze do torebki i chyba poszli, pojechali, polecieli, ich weiss es nicht!!!!!!!!

no więc tak, diego na pewno nie chciałby mieć marjety na sumieniu, więc ją podwiózł, a ona go zaciągnęła jeszcze do swojego mieszkania na kawę, bo oboje byli przecież zmęczeni po locie, a kawa, którą im podwali w samolocie, smakowała jak siki kota i nie było w niej w ogóle kofeiny. także teraz marjet otworzyła drzwi, weszła do środka i zsunęła butki z nóg.

kawa w samolocie saks. w każdym razie, diego zsunął ze stóp buty, na pewno jakeś eleganckie lakerki, junoł i wcale nie śmierdziały mu stopy. odłożył klucze od samochodu na szafkę, razem z marynarką, by przejść do kuchni mariette. miała małe mieszkanko, ale jakoś niespecjalnie mu to przeszkadzało.
- jezu, jak mi się chce spać - mruknął, siadając i pocierając oczy dłońmi.

zaniosła swoją torbę do sypialni, by rzucić ją na podłogę, gdzieś pod ścianę, obiecając sobie w duchu, że później ją rozpakuje i nawet zrobi pranie, bo już by się jej przydało. następnie poszła za nim do kuchni, obcięła go wzrokiem, zauważając, że się garbił, bo ona o takie rzeczy dba, no wiesz, imidż i te sprawy. nawet się nie zapytała czy zrobić mu kawy, tylko po prostu wyjęła dwa kubki i nastawiła wody na kawę, by chwilę później wpakować mu się na kolana.
- to możemy pójść się położyć - zaproponowała, czochrając go po włosach, które na szczęście nie były przetłuszczone.

no sori, śmiesz w to wątpić? nieważne. diego musiał przysunąć jedno kolano, do drugiego, coby mariette nie spadła i się nie potłukła. przytrzymał ją też w talii, jak mniemam szczupłej talii.
- co? nieee, ja chyba powinienem sie rozpakować i tak dalej, możesz pojechać ze mną - a tak serio to zdążył już polubić łóżka w meridien.

- protestuję - powiedziała jak na jakimś szczególnym posiedzeniu, obejmując go za szyję i drapiąc go też po karku swoimi długimi, przyjemnymi paznokciami w kolorze ciemnoróżowym. - nie musisz się rozpakowywać, a ja stęskniłam się za moim łóżkiem - oświadczyła, ale kompletnie bez żadnej aluzji czy też podtekstu, po prostu lubiła swoje niezbyt duże, ale przytulne mieszkanie, w którym ostatnio zdecydowanie zbyt mało czasu spędzała.

róż na paznokciach w sumie jest frajerski.
diego westchnął ciężko. najchętniej to w ogóle by się napił dobrego łyski, ze swoim bratem i poopowiadał mu trochę o mariette. z drugiej strony miał ochotę na seks, a kiedy on nie ma..........
- w porządku, możemy zostać - pokiwał w końcu głową, bo to nie sebek i on nie chciał żeby zawsze wychodziło na jego. podrapał się za uchem.

ale taki ciemny, ciemny róż z drobinami brokatu jest naprawdę miły!
- hm, więc woda się zagotowała - stwierdziła bardzo inteligentnie, po czym zsunęła się z jego kolan, by zrobić coś z tym faktem i zalać im kawę, którą zaraz postawiła przed nim i usiadła tym razem obok niego, a nie na jego kolaniątkach, bo nie chciała, żeby mu zdrętwiały czy coś. aczkolwiek ułożyła wolną dłoń, czyli tą, w której nie trzymała kubka z kawą, na jego udzie, a raczej wewnętrznej jego części, uśmiechając się zupełnie niewinnie.

on chyba niespecjalnie lubił jak ktoś się tak z nim bawił. nie, inaczej. gra wstępna była miła, prawie jak sam orgazm, ale nienawidził kiedy ktoś się z nim drażnił. mimo wsystko dłon mariette pomiędzy jego nogami, w czułych okolicach, była bardziej niż przyjemna, toteż uśmiechnął się do niej, mówiąc coś o to, że ładnie pachnie.

wdzięcznym ruchem odrzuciła blond włosy na plecy, a zaraz potem jej dłoń znalazła się na jego kroczu, by teraz przesuwać się tam miarowo, podczas gdy ona sama uniosła kubek do ust, obdarzając go uważnym spojrzeniem swoich nieco przekrowionych z niewyspania oczu. napiła się, po czym odstawiła kubek na stół, oblizując wargi, co pewnie musiało wyglądać jak jedno wielkie kuszenie, ale nie na pustyni ;q.

jak mniemam, to coś się w nim ruszyło, to coś może nawet ruszyło się w górę, ale nie aż tak bardzo. bardziej stwardniało. jezu jakie głupoty ja piszę. w każdym razie, diego stanął na wysokości zadania i odstawiwszy kubek z kawą na stół, w obawie, że go wyleje, wziął mariette na ręce i zaniósł do sypialni. trafił bez problemu, bo jak wspomniałaś to nie bylo duże mieszkanie.

zachichotała, ale nie tak pogłupawo jak zwykle, więc był to raczej taki ochrypły z podniecenia chichot. w czasie, gdy ją niósł, zaczęła konkretnymi ruchami rozpinać guziczki jego koszuli i nawet jej się udało rozpiąć dość szybką tę część z nich, do której miała w tej pozycji dostęp. wsunęła więc ciepłą dłoń pod jego koszulę, badając teraz opuszkami palców jego przezajebistą klatkę piersiową.
- i widzisz, lepiej było zostać - wyszeptała mu do ucha, którego płatek zaraz przygryzła.

uśmniechnął się do mariette, zastanawiając się, dlaczego to ona jeszcze nie robiła mu loda, ale w porę się opamiętał, zanim palnął jakąś głupotę. zimnym czubkiem nosa, przesunął po pachnącej szyi m, rozkoszując się jej kojącym zapachem. ułożył ją delikatnie na łóżku, by samemu zawisnąć gdzieś ponad, z rękami po obu stronach głowy m.
- no lepiej, nie przeczę - wychrypiał, delikatnie unosząc mariette do góry, by zdjąć jej bluzkę, dziś powoli, hehe.

nie robiła mu loda dlatego, że jakoś nigdy nie miała sposobności, a i tak nie lubiła robić loda, tak więc w najbliższym czasie z jej dobrej woli nie mógł się tej przyjemności życiowej spodziewać. i właśnie, nie spieszyła się, więc powoli rozpięła resztę guzików od jego koszulki, by zsunąć mu ją teraz z ramion i uśmiechnąć się, ale już nie tak niewinnie jak wcześniej.
- masz fantastyczne ramiona - powiedziała, całując go w jedne z nich, chyba prawe.

no jasne, że ma. grywało się w końcu przez lata w polo i tak dalej. tenisa też. właśnie to wymyśliłam.
- mhm, ty cała jesteś fantastyczna - uśmiechnął się, odessawszy od szyi mariette. znów uniósł ją do góry i pozbył się stanika, z łatwością, bo mariette nie należała do najcięższych. kiedy już nic nie stało na przeszkodzie, wysunął język, by przesunąć nim od szyi m, aż po sam pępek, w którym to teraz błądził. miejmy nadzieję, że go myła.

- kłociłabym się o to, ale chyba nie mam siły - szepnęła i nie wiem, co mogła robić, kiedy był tak nisko, pewnie jedynie smyrała go po karku tymi ruzofffymi paznokciami, przeczesując co jakiś czas jego miękkie włosy. stwierdziła, że chyba nie wytrzyma w tej bezczynności, więc po chwili już pociągnęła go zupełnie na siebie, nie bojąc się nawet że ją zgniecie czy coś, odważna.

więc skoro już był na poziomie ust mariette, bezkarnie mógł je pocałować. i to nie był taki zwykły pocałunek, bo namiętny i żarliwy. pamiętał więc, by dbać o jej potrzeby, brawo diego. prawą rękę zsunął w dół, by unieść do góry miednicę i rozpiąć rozporek spodni m. zaraz też, zsunął je, z jej zgrabnego tyłka.

no, nie wiem czy tak bezkarnie, bo musiał liczyć się z tym, że ona ten pocałunek odwzajemni, zupełnie ustatysfakcjonowana oczywiście grą wstępną, którą, jej zdaniem, prowadził po mistrzosku, w ramach rewanżu, szybkimi ruchami rozpięła jego rozporek razem z guzikiem i paskiem od spodni, ale nie na raz, by wsunąć dłoń w jego bokserki i zrobić mu dooobrze, och, zupełnie dobrze, przy czym koniuszkiem języka przejechała po jego dolnej wardze.
i w tym momencie zadzowniła komórka marjet, a dzwoniła dość natarczywie i okazało się, że to raaalf. drama!

ahaaaa i zwiała mu do łazienki, a diego teraz wkurwiony bardziej niż bardzo, stał w przedpokoju, już całkiem ubrany, zamierzając jej tylko powiedzieć, że wychodzi, coby nie miala zonka.

wyszła z łazienki przemarznięta, zasmarkana i zapłakana za razem, nie kontrolując za bardzo sytuacji, aczkolwiek zakumała, że łóżko jest puste, więc diega w nim na pewno nie ma, także nawet nie dbając o to, by narzucić na siebie cokolwiek, poszła w samych stringach do przepokoju.
- idziesz? - zapytała, ocierając mokre policzki wierzchem dłoni. nie wymagała od niego, by ją przytulał czy coś.

- co....co się stało? - zapytał niezbyt przytomnie, mierzwiąc swoje włosy. był raczej zdenerwowany, no bo cóż, ona tu mu robi dobrze, a potem znika na dwie godziny. zdążył się nawet przespać.

- nic - pokręciła głową, wznosząc oczy do góry i przygryzając dolną wargę, byle tylko nie płakać znów. - naprawdę nic - powtórzyła, jakby przekonywała o tym samą siebie. - przepraszam, że tak nagle poszłam - powiedziała, opierając się plecami o ścianę. muszę powiedzieć, że z czerwonym nosem plus czerwonymi oczami nie wyglądała najatrakcyjniej, ale to chyba nie było w tym momencie takie ważne.