samuela, renee i tatusia.

powiedziała mu dobranoc, pocałowała za uchem i zasnęła, hihi.

i on usł.

więc, powiedzmy, że obudzili się na owej kanapie, na której wczoraj zasnęli. to znaczy kris się obudził i spojrzał na swojego rolexa, na lewej ręce. było późno.

wymamrotała coś pod nosem, przewracając się na drugi bok, pozwalając przy okazji kocykowi na ucieczkę od niej. było jej w związku z tym trochę zimno, więc się obudziła i przetarła oczy.
- oo o.

- chyyyba zaspaliśmy na lekcję - poinformował ją, opierając łokieć na poduszce, a głowę na ręce. uśmiechnął się i pogłaskał ją wolną ręką po włosach.

- cholera - jęknęła, przytulając się do swojego ramienia. jasne, najlepiej zacząć opuszczać lekcje od samego początku. - więc już późno, tak? - no raczej.

- no raaaczej - powiedział przeciągle i zbliżył się do niej, by zaraz musnąć wargami jej nos, może nieco zadarty, ale bez garbów - jest po pierwszej.
chociaż w paryżu chyba jest godzinę do tyłu, jak w anglii, ale ten fakt pominiemy.

- więc trzeba coś zjeść! - zaśmiała się perliście, podnosząc się do pozycji siedzącej, tak że kocyk całkowicie odsłonił jej szczupłe, drobne ciało. zw.

krisio przyjrzał jej się, może trochę zbyt żarliwie, przypominając sobie poprzedni wieczór, do którego zaraz się uśmiechnął i podniósł się do pozycji siedzącej właśnie, naciągając bokserki, bo było mu zimno.

- lubię cię - mruknęła do jego pleców, łapiąc jego koszulkę, która szczęśliwym trafem znalazła się w okolicy, wciągnęła ją na siebie i ostrzegła, że pewnie mu jej nie odda, bo zbiera trofea i pamiątki, a on będzie mógł pożyczyć coś od sama. stanęła obok kanapy i przeciągnęła się.

- ajlajkjutu - bo przecież kris jest ze stanów, musi trochę poszpanować angielskim, a w zasadzie to tak mu się tylko powiedziało. wstał też za chwilę, strzelając swoją gumką od bokserek i ziewnął. podrapał się po nagim brzuchu i powiedział jej, że na razie nie potrzebuje koszulki, bo lubi chodzić bez.

- to w zasadzie bardzo dobrze - stwierdziła; ona natomiast lubiła chodzić bez majtek. obciągnęła koszulkę sięgającą jej prawie do połowy uda, zastukała palcami w kawowy stolik, z którego wzięła malinowy błyszczyk, którym potraktowała swoje usta. - na co masz ochotę? - chodziło głównie o jedzenie.

jemu też o jedzenie, bo był głodny, a to tylko facet </3 zastanowił się więc, przygarniając ją do siebie za chude ramionka, a jedno z nich, lewe, nawet zaraz pocałował, nasycając się jedynie zapachem renee.
- wszystko jedno, w zasadzie. umiem robić jajecznicę i tosty - pochwlił się, odgarniając jej włosy, swoim nosem.

- to cię wypróbujemy, okej? - spytała, mrużąc prawe oko. cmoknęła go w podbródek, stając na palcach, a zaraz złapała go za któryś z nadgarstków i zaciągnęła w stronę kuchni.

kris rozglądał się po mieszkaniu, bo wczoraj zdążył 'zwiedzić' tylko renee & jej salon, także niewiele widział. teraz powiedział, że łaaadne ma obrazy w domu i zapytał, czy mieszka z samem, bo chyba mają to samo nazwisko.
- masz patelnię? i jajka? i chleb tostowy? i jeszcze tylkooo opiekacz - powiedział fachowo, opierajac się o stół.

- sam to mój brat, mieszkamy razem z nim i tatą - machnęła w stronę szafek, siadając na stoliku. wcale nie miała na myśli tego, że mieszkając w tych wskazanych przez nią szafkach, ale raczej, żeby tam poszukał wszystkiego co mu potrzebne. - ja wiem tylko gdzie jest szkło, wolę nie wchodzić do kuchni.

nawet sobie poradził, w poszukaniu potrzebnych rzeczy. stwierdził też, że mógł się nie chwalić, bo nie chciało mu się robić, ale skoro już był taki wyrywny to musiał teraz cierpieć. poprawił bokserki i nawet zaczął robić ową jajecznicę.
- a gdzie twój tata? no wiesz, nie przyjdzie sobie teraz? - zapytał, tak dla pewności.

- no co ty. on tu prawie nie mieszka. teraz jest w belgii? holandii? gdzieś tam, nawet nie wiem - wzruszyła ramionami, wpatrując się na jego tyłek trochę zamyślona, stwierdzając, że jej rodzina naprawdę nie jest fajna, prawie jak rodzina dana i jenny :c. chociaż i tak ją kochamy.

- ja się cieszę, że nie mieszkam z rodzicami. czasami wydaje mi się, że są z innej planety, z tymi swoimi zasadami i tak daleeej - powiedział i rozbił jajka na patelnię, mieszając je zaraz. zapytał renee jaką woli jajecznicę.

- jakąkolwiek, nie znam się na jajecznicy. - bo nie jadała nienarodzonych kurczaków. o ile w ogóle jadała, to potem i tak spędzała dużo dużo czasu w łazience nad kiblem. - a rodzice i zasady.. moi już przestali się tym wszystkim przejmować, odkąd się rozwiedli.

- ile miałaś wtedy lat? - zapytał, mrużąc lekko powieki. nie z własnego, ale swojej byłej, doświadczenia wiedział, że rozwód rodziców to raczej dramat dla dzieci, pozdro d & m. podrapał sie po karczku, nakładając jej jajecznicy. postawił dwa talerze, z przygotowanymi tostami nawet na stole i sam usiadł na jednym z krzeseł.

- jedenaście? jeśli nie mniej. - hej, i sama sprawa nie była dla niej aż tak dotkliwa, bardziej przeszkadzało jej to, że koleżanki opowiadały o tych wszystkich wypadach rodzinnych na hawaje, czy jeszcze gdzieś indziej, kiedy ona jeździła wszędzie sama. - ładnie pachnie! - stwierdziła, przysuwając do siebie talerz.

- to raczej mało - stwierdził tylko, łapiąc widelec, nie chciał dalej drążyć i rozgrzebywać tematów rodzinnych państwa regnier. zabrał się za jedzenie, wcześniej, przysuwając krzesło do stołu.

ej i zjedli i nie wiem, spierdalando robimy, buzi.

przbyła więc, na szczęście uczesana i wyglądająca jak człowiek, chociaż na ogół wisiało jej to, czy przypomina wyglądem gargamela ze smerfów, nie miała kompleksów, zupełnie jak martin, to pewnie po ojcu. zapukała, głośno dosyć i obciągnęła spódniczkę, zdecydowanie za krótką, ale nic innego nie mogła znaleść w szafie, nie jej wina.

samuel lubił za krókie spódniczki, to też nie jego wina. zwlekł się z kanapy, wyłączył telewizor, bo oglądał nieładne programy, otworzył anne, łapiąc po drodze jakąś koszulkę, której i tak nie ubrał na siebie, to tylko tak dla picu, podciagnął dżinsy i przywitał ją szerokim uśmiechem.

- załóż, bo jeszcze się przeziębisz! - powiedziała, wchodząc do środka, nie czekała przecież na jakieś szczególne zaproszenie. zrzuciła buty z nóg, zostawiając je na środku korytarza i wspięła się na palce, żeby cmoknąć go w policzek. - ogoliłeś się wreszcie? - zapytała ze zdziwieniem.

- specjalnie dla ciebie - przewrócił oczyma, ale znów się uśmiechnął, zamknął drzwi nogą, pociągnął anne do salonu, wkładając po drodze koszulke. - i wiesz co, tak sobie myślę, że chciałbym być borsukiem!

- dlaczego? - roześmiała się głośno z ładnym wydźwiękiem i opadła na miękką, chyba już wysiedzianą przez tyłek sama, kanapę. założyła nogę na nogę i zamachała fajnie stopą, pomalowała paznokcie na czerwono.

- a nie wiem, mają fajne futerko. ładny kolor, znaczy - podrapał się, stając za kanapę, za miejscem, na którym siedziała anne, jeśli mam być dokładna. - więc, co byś chciała zjeść? się napić? nie mam kiślu, budynia też nie.

- możeeee maaasz, hmhm - zastanowiła się, co by chciała zjeść, choć nie była aż tak potwornie jak zazwyczaj głodna. największą ochotę miała na sama, ale nie była przecież kanibalem, sori. - lody? waniliowe? truskawkowe? jakieś? - odwróciła się bardziej w jego stronę, klęcząc na kolanach i oparła łokcie o oparcie kanapy, zadzierając głowę hen wysoko, żeby się mu przyjrzeć od dołu.

- ach lody! - podrapał się po głowie, niszcząc swoją już i tak zniszczoną fryzurę, zamyślił się, oblizując usta. - pewnie są jakieś, renee kiedyś zgrubnie od tych wszystkich czekoladowych lodów. - nie żeby mu to przeszkadzało, on i tak jej nie macał, więc mogła być nawet gruba jak słoń.

- są czekoladkowe? - ucieszyła się bardzo, dawno jadła czekoladowe, po czym z powrotem opadła na swój zacny tyłek i położyła się, wsadzając przedtem pod głowę poduszkę. - mogę cię wykorzystać? - zamachała do niego brwiami, wcale nie miała na myśli nic sprośnego. - przyniesiesz te lody? - zapytała, drapiąc się swobodnie po brzuchu i podciągając tym samym koszulkę do góry.

- przyniosę - westchnął, wymęczony niczym santiago od ryby. - ty i tak byś nie znalazła tych głupich lodów. a tak, pewnie czekoladowe, chyba że to co widziałem w zamrażalniku to było coś innego. - może krewetki, albo inne dziwne żyjątka, on nie rozróżniał jedzenia. ruszył do kuchni, żeby za chwilę wrócić do salonu w miłym fartuszku (z napisem 'perfect housewife'!), z opakowaniem lodów czekoladowych i dwoma łyżeczkami, jedną za każdym uchem. usiadł w nogach anne.

przesunęła stopą po jego udzie, ale zaraz stwierdziła, że na leżąco prędzej zadławi się tymi lodami, więc władowała mu się na kolanka, nie była aż tak ciężka. wyjęła łyżeczkę zza jego ucha, zastanawiała się, jak to zrobił, że mu stamtąd nie wypadła, po czym nabrała na nią dużą porcję i zamachała mu nią przed nosem.
- powiedz aaaam - rozkazała, przejeżdżając lodem po jego dolnej wardze. pomyślała sobie nawet, że zimne usta samłela będą o wiele bardziej podniecające.

- po co? - spytał, bo chyba nie załapał. przekrzywił głowę na prawy bok, uśmiechnął się do anne, przesuwając dłonią wzdłuż jej talii, rzeczywiście nie była ciężka, mogłaby mu cały czas siedzieć na kolankach, tak stwierdził. - ale nieważne, niech będzie; aaaaamm! - rozwarł paszczę, miał oddech jak z reklamy winterfresh.

wcelowała łyżeczką w jego krokodylą paszczę, chociaż nie do końca, bo zdążyła jeszcze uświnić mu całą brodę lodami czekoladowymi. roześmiała się cicho, wyglądał teraz jakby miał pół murzyna na brodzie, też nie wiem, o co chodzi.
- teraz jeszcze możesz powiedzieć, że nie zrobisz mi krzywdy tymi lodami!

- jak można zrobić komuś krzywdę lodamy! - parsknął i opluł ją trochę lodami, za co zaraz przeprosił i potarł kciukiem o jej policzek. uznał, że pewnie jest cały cholernie czysty, podziękował jej więc za karmienie, wyznał, że następnym razem poradzi sobie sam, nie chciało mu się jednak wycierać, zwłaszcza że miał ładną koszulkę.

- mooożna - pokiwała szybko głową, z przekonaniem, obracając łyżeczkę w palcach przez chwilę, by zaraz nabrać na nią trochę lodów i je wciamkać. - krzywdę psychiczną! przynajmniej ja potrafię, ale nieważne - powiedziała, po czym przejechała ustami po jego brodzie, by zjeść z niej lody. - dobre! - zachichotała w jego usta, odkładając pudełko z lodami gdzieś na bok i zajmując się wsadzaniem swoich rąk pod jego koszulkę.

- macasz mnie, anne? - spytał jej szyi, przesuwając po niej nosem, a opuszkami palców po jej kręgosłupie, ziewnął. - chodźmy spać zaraz, hm? jutro zjemy więcej lodów. - był trochę zmęczony, nie chciał mieć podkrążonych oczu. (poza tym ja chyba zaraz zasnę. )

- aha, pomacam cię przez sen - zgodziła się, też chciało jej się spać, mi teeeż. - uwaga, śpię, możesz mnie zanieść do łóżeczka - ostrzegła go, opierając brodę na jego ramieniu i zasnęła, nie chrapała aż tak głośno.

/ paputki, spadówam.

/ papusie

nie chciało mu się zanosić jej do pokoju, wszyscy i tak lubili ich kanapę, z dłonią pod jej bluzką zasnął, hihi.

samuel trafił do swojego, a moze nie do końca swojego, mieszkania, ciagnąc za sobą anne, mając nadzieję, że jej po drodze jej nie zgubi. nawet mu się to udało, zaprosił ją gestem do środka, ale i tak wszedł pierwszy, przepraszam za niego.

weszła za nim, trochę spochmurniała lub pochmurna, nvm i tradycyjnie zrzuciła buty z nóg, nie bardzo troszcząc się o to, gdzie je zostawi.
- lubisz dziewczynki z burdelu? - rzuciła, wchodząc do salonu. oklapła ciężko na kanapę, przeklinając przy okazji swój tyłek.

- żar to wa łem - mruknął, on nie musiał chodzić do burdelu. stwierdził, że dawno nie odbywał stosunku (<3) i podrapał się po brzuchu, zaraz siadając obok niej. - wolę normalne! - o ile dziewczyny pokroju jego 'koleżanek' ze szkoły można nazwać normalnymi.

- normalne dziewice? - zapytała, uśmiechając się rubasznie i ładując się na jego kolanka (kościste!) okrakiem. nie zapominajmy o tym, że miała spódniczkę, krótką w dodatku i dżinsową, więc wszystko było jej widać. poczochrała go po włosach lekko i przejechała palcem po jego nosie, doszukując się garbów.

- nigdy nie spałem z dziewicą - wyznał jej na ucho, którego płatek zaraz lekko przygryzł, wsuwając dłoń pod jej koszulkę, na plecach, chciał sprawdzić, jak się ma jej kręgosłup, czy jest bardzo krzywy.

- to masz okazję - mruknęła, rozpinając jego koszulę sprawnymi ruchami, bo ogólnie dobrze posługiwała się palcami. pocałowała go całkiem namiętnie w usta i z języczkiem, mamrocząc coś o tym, jaka to jest na niego napalona. boże, anne chyba się zaćpała!

może się trochę bał, no wiesz, tego całego rozdziewiczania i reszty, ale podniecenie przeważyło szalkę i odsuwając się od niej na tyle, żeby móc ściągnąć jej koszulkę, co zaraz zrobił, przesunął opuszkami palców pomiędzy jej piersiami, zw.

zrzuciła z niego koszulę, całkiem już zdeterminowana i na dobre rozochocona, po czym zajęła się całowaniem jego szyi, bardzo ładnie pachnącej. ułożyła dłonie na jego łopatkach, odstających, zauważając przy tym, że ma fajne i szerokie plecy, czyli całkiem seksy. nawet nie wstydziła się swojego stanika, chociaż był sportowy i wysoce nieatrakcyjny, bo po mózgu akutalnie obijały jej się myśli o zakrwawionych prześcieradłach i bólu traconego dziewictwa, ale zaraz jakoś tak odgoniła je od siebie.
- zwiedzimy twoje łóżko? - zapytała, uzmysławiając sobie, że nie podoba jej się pomysł rozdziewiczania jej samej na kanapie.