parc des buttes-chaumont

dobrze, że nie dostał czerwonej kartki...

usiadła na ławce, jedynej wolnej warto dodać, gdyż inne zajmowały starsze pary, querelle dziwnie czuła się będąc tam jedyną osobą, która ma mniej niż 65 lat. ale cóż, nie przejmowała się tym. w końcu znalazła chwilę by poobcować z naturą. wyjęła nowy numer vogue i zaczęła go pobieżnie przeglądać, nie miała ochoty zgłębiać się w tych wszystkich modowych nowinkach i etcetera.

słyszał, że ostatnio przebywał tutaj rowerto we włąsnej osobie i przyszedł, może znajdzie jego buta czy coś. dobra, żartuję, z tego co pamiętam to sid bil sida,xd przyszedł więc i usiadł obok kłarel, nie bierz sobie do serca jego kapelusza w ubany w i siedział....xd.

spojrzała na sida i miała wrażenie że skądś go zna ale nie znała chyba! - hej, chłopcze, myślę, że nieeleganckim jest siadanie koło kogoś nieznajomego bez zapytania go o pozwolenie - zachichotała i przewróciła kartkę, jakby chciała udać, że była niezwykle zajęta lekturą, co nie.

-znam cię, chodzisz ze mną do klasy-xd pozdro sid-tylko nieczęsto tam bywam, jestem sidnej-wyciągnął do niej dłoń, nie wiedział, czy zauważyła spod firanki rzęs itp itd.

- a ja querelle. no cóż, ja równie nieczęsto, więc pewnie się mijamy. - uśmiechnęła się trochę głupkowato,xd - chcesz? - zapytała wyciągając paczkę gum miętowych w kierunku sidneja - rzucam palenie, a podobno gumy pomagają, tylko że chyba nie mnie. - zachichotała. - a co tam słychać u ciebie, hm?

-no patrz, mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do palenia, to znaczy kiedyś z chłopakami próbowaliśmy, ale oni wszyscy teraz wydają kupę forsy na te nikocośtam, a ja nie muszę!-pochwalił się, w sumie zawsze wolał dżojnty, i wziął jedną gumę-wielkie dzięki, wprawdzie to nie jest marzenie mojego życia, ale dzięki i tak-odwinął gumę miętową i wsunął do ust, bawiąc się papierkiem-zrobić ci wrózbę,xd?

- ja palenie mam chyba we krwi, od urodzenia żyję w środowisku pełnym dymu, pewnie już mam raka płuc albo coś tam. - uśmiechnęła się, przypominając sobie że już czas na badania, bo może rzeczywiście zostało jej na przykład pół roku życia? - możesz zrobić, chociaż zawsze myślałam, że chłopacy tudzież mężczyźni tego nie potrafią,xd.

-z gumy umiem. jak umrzesz, to zapisz mi w spadku perfumy, są ładne, a ja nie mam prezentu dla siostry na urodziny. kiedykolwiek by je miala mieć-wyszczerzył się, i porwał papierek po gumie na trzy kawałki tam gdzie był kosz, usta i taka koperta!!11 i zgiął je w trzy takie te i podsunął jej dłoń pod nos-pomyśl imię chłopca i losuj! xd.

(brooklyn ma urodziny w lutym............)

/o cintia nawet sie nie przywitalaxd

-hahaha. mogę ci po prostu je kupić dla twojej siostry, tak w ramach podziękowania za wróżbę. - zaśmiała się. - hmhmhm, tylko czyje by tu imię. - z braku laku pomyślała imię sida! xd - okej, już. - i wylosowała jeden z papierków, dajmy na to że ten gdzie były usta co nie,xd

(bo jeszcze nie mam ciuszków na dzisiaj, no jak to tak........)

-okej, znaczy że ten ktoś cię pocałuje, to głupie-roześmiał się i zgniótł papierki co miał w dłoni i wyrzucił do kosza, nie trafił, bo nie patrzył wcale na kosz xd-to stare, hej, kłarel, chodźmy stąd, zaczyna padać-sama pisalam to w pogodzie, pzodro dla mnie?!?!

-no, głupie. - zaśmiała się również! - ej ej ej, nie zaśmiecaj środowiska, chcesz żebyśmy zgnili w śmieciach? okej żartuję. no, nienawidzę jesieni, nienawidzę deszczu. tylko gdzie chcesz iść?!?!?! pozdro dla ciebie.

soreks że tak długo ale mam przygody z mamo-nie wiem, na kawę, ale do mnie, nie lubię tych frajerskich kaw w starbaksach etece itepe itede-wzruszył ramionami.

- przynajmniej dowiem się gdzie mieszkasz, lubię czyjeś mieszkania, wiesz? - zachichotała.

/ja muszę iść ale będę za nie wiem dwie godziny!!!!!!!!! to zagramy okej ?!?!?!?!!?!

/okej to ja sobie obejrze film w pomiedzyczasie miedzyczasie cześć.......................

usiadła na jakieś przemoczonej ławce, wyszeptała jedynie jakieś przekleństwo po czym rozpatrywała fakt, że jej buty są całkiem przemoczone. podwinęła nogi i oparła na nich głowę popijając kawę, zimną zresztą.

przyszła w końcu- hej przepraszam ze tak długo ale strałąm sięnei wpaść w jakąs kałuzę.

uniosła głowę i uśmiechnęła się po czym spojrzała na swoje buty.
- hm? mi raczej to się nie udało - podała kawę g. jej przynajmniej była ciepła, tak czułą przez zielony styropianowy kubek, przynajmniej, chociaż jej zdaniem bezcześcił smak kawy, a zresztą.
- co u Ciebie, a właściwie powinnam też zapytać jak tam Josh i jego nowe życiowe natchnienie? - zapytała spoglądając na swoje zziębnięte ręce, po czym owinęła je szalikiem.

usiadł na jakieś teoretycznie suchej, choć praktycznie niestety wilgotnej ławce, ściskał w dłoni papierosa z, którego uwalniał się powoli duszący tytoniowy zapach. rozłożył się na ławce wykrzywiając głowę w kierunku nieba. co do jasnej cholery robię w tym mieście, patrzę jak pada deszcz - zamyślił się po czym spojrzała na stojące, a zarówno i siedzące dziewczyny.

-dzięi- wzieła kawę do Z-u mnie ziomno,ale jestem przynajmniej sucha- spojrzałą ze współczuciem na Z- a u josha? bo ja wiem... wziął m o j e życiowe natchnienie na spacer. podejrzewam że nie poszedł sam- uśmiechneła sie, po chwili sobie przypomniałą o co chciałą ją spytać- czytałaś te nowe plotki?

/JAAA! twój znajomy nieznajomy osobnik ^^

- o tych małoletnich osiemnastkach i dziewiętnastkach z świty, tak czytałam - popatrzyła na chłopaka siedzącego w pobliżu, wydawał jej się znajomy, a zresztą, znowu jej się pewnie wydawało, bo w życiu większość rzeczy jej się zdawała.
/ ciii! *_*

-i w ogóle że jesteśmy w świcie gorszej elity należącej do Sary- właściwie nie wiedział co o tym sądzić tak cyz siak uśmeichnełą się- ale bardziej mi sie podobało o tym że to grupa nieletnich matek alkoholiczek i lesbijek czy jak to szło- usmiechneła się dochłopaka który siedział sobie na tej półmorkej łąwce niedaleko

- ogólnie nie zdawałam sobie sprawy, że swoim zachowaniem wyodrębniłyśmy siebie, jako elitę, a do tego gorszą - powiedziała przeciągle, nagle spojrzała na swojego psa nadciągającego z prawej strony - puściłam go na chwilę bo dookoła jest pusto w taką pogodę - spojrzała dookoła i zapięła psa na smycz - chyba wczorajsze urodziny nie wypaliły - westchnęła- żadna część elity się nie pokazała.

jego usta przedstawiły nikły grymas przypominający coś na wzór prawokącikowego czy też lewokącikowego uśmiechu. zaczynało mu się robić zimno, właściwie nie wiedział nawet, która godzina, nie był też pewny jaka jest pora dnia, może spowodowała ta ciągła pochmurna pogoda, nieważne.

spojrzała na chłopaka zmrużonymi oczami była śpiąca jak teletubisie po wieczornej emisji, w każdym razie odetchnęła, a całe jej płuca przepełniły się mroźnym wiatrem.
- co tam, pewnie nie długo pojawi się plotka, że chadzam nocami po parku złakniona kawy, czy coś w tym idiotycznie-niemoralnym stylu - stwierdziła poprawiając sweter.

spojrzałą an chopaka, wyjladał an jakeigoś takiego hmm... zkołowanegoo czy zagubionego ^^- wiesz mnie już za neidługo nic nie zdziwi no bo włąsciwie nie iedziałam ze tutaj jest jakiś wielki podiał na milion małych i większych elitek

wyciągnął z kieszeni telefon, pomijając fakt, że to cholernie groźne, mam na myśli promieniowanie, nie ważne i zaczął pisać jakiegoś przydługiego sms'a. Po czym podniósł się i podszedł do dziewczyn.
- wiecie może, gdzie jest Place de la Bastille - zapytała drapiąc się po głowie z niepewnym uśmiechem na twarzy, uprzedzonym chęciom zrobienia dobrego wrażenia. Może nie chciał wypaść jako seryjny parkowy gwałciciel, na którego widok wstaną i uciekną.

- nie jestem pewna co do szerokości geograficznej z długością raczej też będzie ciężko - spojrzała z g. - Georgina, może ty wiesz? - zapytała z przygłupią miną-jak zawsze.

-oczywiście ze wiemy- powiedziała szybciej niż pomyślała, po cyzm uświadomiłą sobie ze tak naprawde nei ma pojęciaa gdzie to i spojrzała wymownym wzrokiem na Z xD

hm? - zmieszała się nie co po czym stwierdziła, poczekaj chwilę, wyciągnęła z torby telefon, po czym otworzyła mapę Paryża - tak miała okolicę Paryża w telefonie, a nawet jego plan, co z tego inaczej nie trafiłaby nawet na przystanek znając jej wspaniałą orientację.
- proszę - odwróciła w jego stronę ekran telefonu.

wykrzywił nie co usta i uśmiechnął się pokazując idealnie proste białe zęby - nie mam pamięci fotograficznej, chociaż podam Ci mój numer, a ty najzwyczajniej w świecie mi ją prześlesz- zapytał zmieszany, podając jej swój numer.

ej wtrące się do was!
no przebiegała tutaj bo musiała na kawę! nałóg. kątem oka zobaczyła dwie znajome i jakiegoś chłopaka. ale ona jak to ona musi sobie otworzyć w myślach jakas głupią ksiąze adresową szczególnie jak nie piła kawy i byla 'piękna' pogoda. cofnęła się o kilka kroków i stanęła na jednej nodze przyglądając się zooey i georginie czy to napewno one xd o mało się nie wywaliła!
- czeee-śćć! omatko, co wy tu robicie w taką pogode?

wuala(voilà), mam nadzieje, że trafisz - wydobyła z siebie uśmiech pomimo ogólnego paraliżu wywołanego zimnem. - napisz czy trafiłeś, będę sie martwić, tak już mam współczucie w kierunku zagubionych.
- w skrócie? siedzimy. pijemy. uwalniam psa na wolność. chwilową. marznę. pomagam ... , właściwie mam na imię zooey- przedstawiła się blejsowi xP, geniusz zła ze mnie.

-Hej CA-przywitałą sie do neiej radośnie- umiałą byś wytłuczyć dokłądniej gdzi ejet Place de la Bastille?

- hęęę... - na jej twarzy pojawilo się lekkie zakłopotanie - tam prosto chybaaaaa, aleee lepiej nie polegać na moim gps w głowie.

- blaise - uśmiechnął się nikle spoglądając na psa siedzącego pod ławką - jest twój? wyjątkowy - miał nadzieje wypaść jak intelektualista z papierosem w ręce i telefonem w drugiej z wilgotnymi od deszczu włosami.
- w takim razie dziękuje - ukłonił się z dyskretnym uśmiechem mówiąc do z.

no tak, powiedziałabym, że nie ma sprawy, a jednak musiałam sięgnąć po telefon do torby, a wymaga to zużycia pewnych zasobów energii.

ale z ciebie Z zło wcielone,a koleżanek to sie jUż nie przedstawi? xP trudno sam abd musiała- ja jestem Georgina a to jest Carmen Anna-przedstawiła bo była dobrem wcielonym ^^
/ wiem wiem, za późno wyskakuje ztym postem, ps czy ty wąłsnei flirtujesz sama ze sobą? xD ale ciii

/ czy ja flirtuje, skoro co mam robić - mam powiedzieć to nie wiem, spadaj - good idea ;/
- a no tak to właśnie moje przyjaciółki - powiedziała - czy wy nie zauważyliście, że leje jak z cebra, a poza tym pies mi zwiał, a wy mi karzecie jeszcze się przedstawiać - rzekła z piskliwym dramatyzmem o ile tak owy istnieje.

uśmiechnęła się tylko bo nie chciała powtarzać dwa razy swojego imienia.
omatko, kocham tę (tą?) buźke!
spojrzała do góry i deszcz lał już solidnie więęc... odwróciła się za siebie, a tam latał pies zooey! chyba miał byc pod ławką. podlazła szybszym krokiem do psa o mało nie wywalając się o mokre liście i wzięła bestię!
- ejj, myślałam, że będzie mniejszy! - zaśmiała się.

stał przez chwilę w deszczu.
- macie moją kurtkę, z tej skomplikowanej jak na mój umysł mapy wypada, że mam do domu kilkanaście kroków - podał swoje 'odzienie' g.
- żegnam, bezzwrotne - rzekł po czym skierowała się biegnąc w stronę Place de la Bastille

- o niee! trzeba będzie zwrócić jeszcze kurtkę - spojrzała na g.
- dziękuje Ci Carmen za uratowanie mojego przedstawiciela psiej rasy - czyt. el cretino. - podeszła w stronę c. po czym poślizgnęła się o rozdeptane opakowanie po soku, ale nie upadła.
- zwariuje - powiedziała zakłopotana, ściskając przyjacielsko c.
- dzięki jeszcze raz za poświęcenie.

-dzięki- krzykneła za nim- i tak ja kiedyś zwrócę- stwirdziła- 'weszła' pod płaszcz- ej mam tutaj jeszcze miejsce powiedział zachęcająco

no nic, odprowadziła wzrokiem osobnika płci przeciwnej do póki nie znikł gdzieś za drzewami/budynkami/ i innymi takimi.
- uważaj! - chwyciła z za rękę kiedy się poślizgnęła. - może, pójdziemy gdzieś gdzie... nie pada?!

-zadaje ise ze proponujesz kawę-uśmeichenałsie do CA

/ geniusz zła ze mnie - really!
-kiedyś - uśmiechnęła się - pewnie wkrótce.
- gdzie idziemy, chyba że postoimy jeszcze na deszczu? - zapytała retorycznie.
- i znowu dziękuje, ha!- zrobiła idiotyczną minę po czym uśmiechnęła się wdzięcznie do c.

- może chodźmy do mojego domu, wysuszę psa i możemy gdzieś iść, poczęstuje was kawą - zaproponowała machając dłonią zachęcająco.