parc monceau

przybiegła tutaj, bo chciała troszeczkę potrenować. w końcu od dawna już nie biegała a jej prywatny trener postanowił wyjechać. tak więc, maxime postanowiła się trochę poruszać i biegła słuchając swojego ajpoda.

kiedy już pobiegała, przeszła do kawiarni, potrzebowała czegoś do picia. natychmiast.

Siedziała nad brzegiem z podkurczonymi nogami i piła sok z mango przez jakąś kolorową słomkę, bo uznała że na kawę jest trochę za późno. Nie chciała potem snuć się przez resztę dnia po domu, nie mogąc zasnąć! Zresztą kto by chciał? Ja nie.

wyłonił się z wody i powiedział, ze spełni jej trzy zyczenia.
okej, nie. przyszeł tu, bo hilcia zdradzała go z robero na moście. miał minę ':c', ale już chyba nie było widać, ze płakał. rzucał kamyki do wody, bo to relaksuje i ochlapał przy tym tju.
-przepraszaaam! - powiedział i zarumienił sie, bo było mu głupio, ze bawi sie kamieniami...

Przyszła tutaj z trokadero, a właściwie przyjechała taksówką bo nie chciała wybrudzić białej gumy w nowych jeszcze tenisówkach. Usiadła obok tiiu wyciągając nogi przed siebie, czego szybko pożałowała bo miała krótkie szorty i kuła ją świeżo skoszona trawa - Cześć, co słychać. - Zapytała jednym tchem żeby darować sobie nużące wstępy.

-Nieważne - machnęła rękę i obejrzała się na niego przez ramię, albo mniej więcej tak. Bo nie wiem do końca w jaki sposób obydwoje siedzieli/stali/cokolwiek. W każdym razie uśmiechnęła się nawet, żeby nie pomyślał, że ma jakieś dziwne zapędy i zaraz rzuci się na niego z łopatą albo siekierą za to, że ochlapał jej bluzkę z haemu!!! Bo nie zawsze kupowała u projektantów, taka propaganda, prawda - Eee, płakałeś? - z wrażenia podrapała się po brwi. Lewej.

- nie, skądże. - skłamał, bo nie chciał jej opowiadac o swoim brutalnie złamanym przez hilcię sercu. cichaczem wyrzucił za plecy kolejnego kamyka, którego chciał wrzucić do wody. - to tylko alergia naa a a a a wierzbę.

siedziala na jakiejs laweczce i przygladala sie kazdemu po koleji jak to ona ....

-Aha - szczerze powiedziawszy nie bardzo ją w tym momencie teofilowe alergrie obchodziły, aczkolwiek odpowiedziała mu miłym uśmiechem, klepiąc miejsce obok siebie, żeby sobie usiadł, bo co będzie tak stał. Jeszcze zrobią mu się żylaki.

zjignorowalyscie mnie lyse pipy!!!!!!(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((

zerknela na MIUCCIA i siedziala dalej sama no. a potem na chlopaka tego drugiego a co.

usiadł więc, bez zamiaru opowiadania o swoich alergiach, chociaż bł uczulony jeszcze na pistacje. - theo. - przedstawił się kulturalnie, bo został wychowany na kulturalnego chłopca. a potem poprawił kołnierzyk swojego polo, bo był też chłopcem eleganckim i schludnym.

-Tiiu - odpowiedziała, popijając swój mango-sok i spoglądając na niego z nikłym uśmiechem. Wyprostowała nogi, bo zdrętwiały jej od czegoś tam i zagapiła się na swoje erforsy. Zielone.

- więc co tu robisz tju, nie powinnaś imprezować gdzieś z przyjaciółmi, albo oglądać feszyn tv? - zapytał i również zagapił sie na jej erforsy, oraz to co powyżej. wydawało mu się, ze znał ją z dzielni, ale powstrzymał się od zapytania czy nie mieszka przypadkiem na chomiczówce.

podeszla do nich ...

- siema , wiecie ktora godzina - zapytala sie zeby se pogadac

Ona z kolei kojarzyła go z ostatnich zakupów w Makro, kiedy to potrąciła kogoś swoim wózkiem wyładowanym arbuzami i kabaczkami. Nawet go zapytała, czy to nie był on. Zawiesiła na nim wyczekujące spojrzenie w między czasie odpowiadając, że wyjechali na wakacje wszyscy jej znajomi, a nie podopieczni taki psikus. A nie!! U nich jest wrzesień. Więc, patrząc na niego przekornie, mruknęła że jest pilną uczennicą i nie pija alkoholu w niedziele, bo to dzień święty i jutro jest szkoła!

-wpół do komina. - odpowiedział hilary, a potem wyjaśnił, że nie robi zakupów w makro od czasu kiedy miał sześć lat i nie wpuścili go, bo był za niski. taka trauma. skrzywił się słysząc o szkole, bo nigdy za nią nie przepadał. nie był też szczególnie religijny, wiec obce mu było unikanie alkoholu w niedzielę.

Roześmiała się, patrząc na Hilary bo wydała jej się wyjątkowo śmiechu warta.
-Hm, właściwie już skończyłam szkołę - sprostowała, żeby nie pomyślał sobie, że jest jakąś tam zwykłą licealistką - Wakacjuję się tu z sokiem z mango - uniosła go, dla dokonania pełnej prezentacji.

- aha , widocznie nie da sie z wami gadac - i poszla na swoja lawke

-zamierzasz na tym skończyć, czy uczyć się dalej? - zapytał, gdy już dowiedział się, że nie jest jakąś tam zwykłą licealistką, a najprawdopodobniej już prawie studentką. podparł się na łokciach, co było wprawdzie bardziej komfortowe, ale stracił widok na jej nogi na rzecz widoku na jej plecy i hilary w tle.

-Studiuję stosunki - mruknęła patrząc na niego z góry. Hej, nie mogła się powstrzymać i 'przeszła' palcami po jego miłym brzuchu - Międzynarodowe.

dzielnie udawał, ze nie ma łaskotek. - to dość ciekawe, też chciałem kiedyś studiować stosunki. międzynarodowe. - bo stosunki wydawały mu się właśnie wyjątkowo ciekawe. złapał ją za nadgarstek pod pretekstem obejrzenia jej bransoletki i pociągnął na siebie, zupełnie przypadkowo, nawet udał zakłopotanego całym wypadkiem.

ej nie mam weny. pa :*

ja też. xd

siedziala sobie samotnie na lawce zamyslona ...

wracała do domu nadal. to jakas dziwna trasa, ale pomińmy to. i nadal wymachiwała siatką z bukami i sałatą, bo niczego po drodze nie zgubiła. tym razem starała się na nikogo nie wpaść i niczego nie rozsypać ani nie zepsuć.

fontanne siedziała, na kocu, który przyniosła specjalnie z domu, popijając jeszcze ciepłą kawę ze starbucksa. zamieszała starbucksowym kubkiem i rozejrzała się za siebie, coby nie zgubić psa z zasięgu wzroku.
EDIT.
wzięła koc pod rękę i poszła, z psem na smyczy również.

spacerzyła sobie tutaj i była bardzo elo ziom, ponieważ w torebce ugniotła jakoś parasolkę, tak na wszelki wypadek! żuła gumę orbit z having a gum, ale wcale nie żuła jak krowa czy inne zwierzę z obory.

a susannah wracała z powiedzmy kawiarni, gdzie była na kawie ze znajomym. dostrzegła anne bez trudu i uśmiechając się pod nosem, ruszyła w jej stronę. było jej zupełnie wygodnie w niskich butach, poranne szpilki dawały o sobie znać.
- anne, już po szkole? - zapytała łagodnie, poprawiając na ramieniu torebkę, którą widzimy na załączonym obrazku, ruda lowe <3

- a jakże by inaczej - stwierdziła, bo o 17.37 raczej ciężko o to, żeby mogła być w szkole. no, chyba, że na jakichś zajęciach dodatkowych czy coś, ale dzisiaj z zajęć dodatkowych miała jedynie plastykę i takie tam, a z tego nie była dobra i nie chciała na to chodzić, nie miała smykałki do malowania ani takich dupereli. - tak poza tym, to cześć.

- no tak, cześć - odpowiedziała, wyciągając z torebki zestaw cieni do powiek, by przejrzeć się w lusterku - świetna dziś pogoda, co? poszłabym sobie na rower, rolki, cokolwiek, ale póki co nie mam praktycznie nic, tutaj w paryżu. a co u ciebie?

- u mnie, no cóż, świetnie. nawet nie mam jutro żadnych sprawdzianów ani nic, kartkówki też chyba żadnej. a pogoda jest kapitalna, jak chcesz, to pożycz rower od mojego brata i możemy gdzieś pojechać - zaproponowała, nie będąc do końca pewna, czy martin pożyczyłby ten rower, ale doszła do wniosku, że tak, w końcu su to dziewczyna.

- hej, to świetny pomysł, o ile twój brat nie będzie miał nic przeciwko - zabrała z nosa kolorowe okulary, by wsadzić je do torebki i teraz uważniej przyjrzeć się anne - zaraz, jutro środa, o ile dobrze słyszałam, to tutaj w środy nie chodzi się do szkoły?
a przynajmniej tak mówił jej dyrektor. dyrektor sandra ;d<3

tak sobie myślę, że w mikołajku było coś o tym, że nie chodzą w środy do szkoły.
- aha, nie chodzi się! - przytaknęła. - możemy więc umówić się na jutro, jestem pewna, ze martin pożyczy ci rower - była też pewna, że martinowi su się spodoba, byłaby doskonałym materiałem do zdradzenia z nią shopie, jakby tak myśleć przyszłościowo. oczywiście, to tylko moje myśli, anne to nawet nie przyszło do głowy.

lowe ;d.
- w porządku, masz mój numer? to znaczy nie wiem czy ci dawałam. póki co możemy skoczyć gdzieś na espresso. w zasadzie to dopiero piłam kawę, ale to już uzaleznienie od kofeiny, więc kolejna mi nie zaszkodzi - zamrugała szybko oczami, zastanawiając się nad tym, czy czasami nie zostawiła w domu swojego ajfona.

- mam, dawałaś mi wczoraj chyba albo przedwczoraj... nie wiem, tracę poczucie czasu - stwierdziła, bo rzeczywiście tak było, ku jej przerażeniu i wszystkich tutaj obecnych również zaiste. - w każdym razie, okay, zgadamy się jeszcze, a tymczasem, właśnie, chodźmy gdzieś do kawiarni czy coś, czuję braki kofeiny!

i zacznęęę.

uhu, brawo dla sebka, czekał na ławce w parku, paląc papierosa, by potem też wsadzić gumę orbit zieloną i miętową do ust. czekał i czekał, w obawie, że coś mogło się stać tiiu. w każdym razie miał za sobą ciężki dzień, musiał objechać pół paryża żeby znaleźć ładny prezencik dla tiiu, który teraz, swoją drogą trzymał w kieszeni kurtki! :c

poprawiwszy kołnierz swojej elo skórzanej kurtki, tiiu stanęła przed sebem i uśmiechnęła się przepraszająco w związku ze swoim modnym spóźnieniem. w ramach przeprosin jako takich nachyliła się i pocałowała go delikatnie w usta, które uwielbiam jak już zdążyłam zauważyć paręnaście postów wcześniej, no mniejsza.
-palenie zabija - wymruczała na wstępie, będąc w tym momencie jedną wielką sprzecznością. takie słowa wypowiedziane wręcz ponętnie? tylko w wykonaniu tiiu. bo powiem ci w tajemnicy, że ostatnio widziałam w jej wizytówce wzmiankę o tym, że nie pali. hihi.

- uhu, podczas seksu też można umrzeć, na przykład na serce albo zarazić się wenerykiem, co wtedy? nie korzystać z żadnych przyjemności życiowych? - zapytał, wciąż się uśmiechając, bo przepraszam bardzo, ale nie mógł się przy niej nie uśmiechać, tym bardziej teraz, kiedy przez jakieś piętnaście godzin się nie pokłócili. poprawił kołnierzyk swojego polo, bo wystawało, jeśli kurtkę miał rozpiętą, by zaraz pociągnąć tiiu na prawe kolano, delikatnie. siedział w pozycji typowo chłopskiej, czyli rozkraczonej.

tak więc tiiu momentalnie znalazła się między jego nogami, z głupawym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-ja tylko stwierdzam fakty. zabijasz się na własne życzenie. ale ty przecież nie boisz się śmierci, zapomniałam - przekomarzała się z nim, jednocześnie smyrając kciukiem po policzku - nie ogoliłeś się - dorzuciła na koniec, jakby jej to w jakiś minimalny chociaż sposób przeszkadzało. właściwie lubiła u facetów leciuteńki zarost. co tu dużo mówić, w sebastję uwielbiała wszystko.

- przeszkadza ci to? - zapytał, ale raczej go to nie zniechęciło, by ją ukąsić w szyję. będzie wiedział następnym razem, by zmotywować się do włączenia maszynki phillips, jakiej używa mój tata, to tak z serii ciekawostek. zignorował jej irioniczną, jak na tiiu przystało, uwagę o śmierci, by teraz w milczeniu obserwować jej profil. jego świeży, gumowy oddech prawdopodobnie docierał do tjumowego policzka, który był najbliżej.

oddech był cieplutki i miło łechtał gładki tiiumowy policzek. przysiadła na jednej nodze seba i objęła go za szyję, żeby nie spaść.
-nie. minimalnie podnieca, ale cii nie mów sebastjenowi bo mnie zgwałci w parku - wyszczerzyła się, ale nie głupawo tylko atrakcyjnie, bo to forum erpegie o elicie, więc głupawe uśmiechy w ogóle nie wchodzą w grę. wierciła się chwilę, nie mogąc wygodnie usadowić na jego długiej i chudej nodze, o.

długie nogi mi się kojarzą ze 'sto jeden dalmatyńczyków'. tam był ten, no, nochal! cicho, nieważne, to przez te dzisiejsze bajki.
- któż to ten sebastję, pewnie stary, niewyżyty zboczeniec? - no tak, przecież był starym, niewyżytym zboczeńcem. dwadzieścia dwa lata to już nie przelewki, był w zasadzie jedną nogą w grobie. wyznam ci, że sebek miał ochotę dzisiaj się napić z jakimś kolegą, ale czego się nie zrobi by wygrać bitwę daniel & sebastien. miał w sobie rządzę walki i zaświadczam, że łatwo nie odpuści. my nie odpuścimy, strzeż się magdaleno! wybacz, zaraz będę pisać mądrzejsze posty, ale 'a teraz idziemy na jednego' zupełnie mnie rozprasza.

a teraz idziemy wódkę pić! xd też tego ostatnio słuchałam, no nic.
-oh, dokładnie go opisałeś. znacie się? - przekrzywiła głowę i pocałowała go w policzek. no bo co. lubiła się z nim droczyć, co ja piszę uwielbiała to. wzdrygnęła się, bo pomimo kurtki było jej trochę zimno jedynie w szortach i leginsach, prawda. wiecie, rozumiecie - stary, niewyżyty dziad.

sebek może jej pożyczyć na przykład swoje spodnie.
- uhu, znam. a polubisz tego starego, niewyżytego dziada, jeśli powie, że ma dla ciebie prezent? - ale nie sam prezent powinien się dla niej liczyć, tylko to, że pół miasta przeszedł, PRZESZEDŁ (sebek jak mój tata nienawidził chodzić. ja też wolę jeździć) w poszukiwaniu jakiegoś prezentu dla niej, w końcu dotarłszy do svarowskiego by tam znaleźć bransoletkę 39729479347948395834karatową, która od razu wpadła mu w oko i przypasowała do tiiu. nie myślmy sobie jednak, że chciał ją przekupić prezencikami, to mogło być tylko miłym dodatkiem do uczucia, które wykazał teraz delikatnie, a jednak bardzo miło wsuwając jej język do ust.

-zapytaj tego starego, niewyżytego dziada czy zamierza mnie przekupić prezencikami w celu zgwałcenia i zostawienia samej w małżeńskim łóżku - powiedziała pół żartem, pół serio, kiedy odsunęła się od niego kawałeczek pozostając jednak wystarczająco blisko jego twarzy, żeby po zakończeniu swojej wypowiedzi spenetrować językiem jego podniebienie.

- stary, niewyżyty dziad mówi, że jeśli chciałoby mu się seksu, to mógłby przecież pójść pod mulę rusz i nikogo nie przekupywać - odpowiedział, wcześniej oczywiście się od niej odessał, bo z połączonymi w 'tańcu' językami, byłoby to trudne. wyjął z kieszeni wewnętrznej swoje kurtki małe pudełeczko, by podać je teraz tiiu. a że leci teraz bardzo pozytywna piosenka i muszę to napisać, to napiszę, że momentalni zbladł, haha!

-tylko nie mdlej - spojrzała na niego, bo faktycznie był teraz kredowobiały. dotknęła jego policzka i uśmiechnęła się cwaniasko - bo nie chcę wylądować tyłkiem na betonie.
spojrzała na małe pudełeczko, bo wywnioskowała, że to pudełeczko, opakowane ładnym papierem. zerwała go z gracją, wyuczoną na lekcjach etykiety i zajrzała do środka. powiem ci, że teraz i ona zbladła, patrząc na seba, chciałam napisać willa :3 zaszklonymi oczami - ale seb.. oh