SALON

- Ale to tak, jakbym pracowała jako sprzedawca hotdogów, czy coś w ten deseń, a to nie jest fajnie, ty pachniesz pastą do zębów. To fajnie - stwierdziła, podnosząc trochę głowę, by mu się przyjrzeć, nie miał rozczochranych włosów.

Zastanawiając się co by tu zrobić ze sobą kręciła się to tu, to tam

No wbił sobie po cichu, elo. Nikogo za bardzo nie znał, ale co tam. O imprezie się dowiedział od, od, od... Oh, jak ona, do cholery, miała na imię? Coś na M. No nic, nigdy nie miał pamięci do imion, będzie po prostu improwizował. Może sobie przypomni, zaraz. Jak pomyśli, a zdarza mu się, nawet.

-Jasne, idź! Ja tu posiedzę, może przyjdzie do mnie jakaś miła pani, dawno z nikim nie spalem - wzruszył ramionami, nie widział problemu w zwierzaniu się Kłarel z łóżkowych problemów i usiadł na parapecie, naprawdę ktoś mógłby przyjść, cnie.

Wszedł niemal za Keary'm. Rozejrzał się, widząc tłumy nieznanych mu ludzi. Trochę się przeraził, podszedł więc do jedynej osoby jaką zna.
- Keary, znasz tu kogoś? - zaszeptał konspiracyjnie.

-Wolna. Warto dodać, że n i e s t e t y wolna. Co wcale nie znaczy, że pragnę stałych związków, czyy coś. Jezu, nieważne, plączę się, idę po drinka - pokręciła oczyma i poszła po tego drinka, do jakiegoś barku, a jak wracała, to zobaczyła Keary'ego, do którego zresztą pomachała.

-bo będę zazdrosna! - powiedziała na odchodne i stukając szpilkami ruszyła w kierunku grupki dziewczyn. "tss, niech se kurwa śpi nawet z połową paryża, wyjebane" powiedziała w myślach. okeej czuła się obrażona. chociaż nic ją nie łączyło z sidem, zabolało ją to.

podeszła do baru, rozglądając się po kolorowych butelka, nalała sobie pełny kieliszek jakiegoś wina na dobry początek, uśmiechnęła się do elvisa.
- usiądźmy sobie gdzieś, nie jestem przekonana gdzie - musnęła jego policzek.

- Ja też jestem n i e s t e t y wolna. Może po prostu nie trafiam na tego kogo trzeba wtedy kiedy trzeba

- Taa, dwie osoby. - Odmachał dziewczynie o imieniu na M, którego nie mógł sobie przypomnieć. No ale cóż, trzeba było improwizować, jak już postanowił wcześniej. Ruszył więc w głąb salonu, rozglądając się po ludziach.

Już miał, bo czuł się sztywno z ułożonymi, może to telepatia. - Chodź, idziemy usiąść, tańczymy jedyni, jak jacyś idioci - uśmiechnął się pociesznie bardzo i pociągnął ją na parapet, bo wszystkie miejsca siedzące były najwyraźniej zajęte.

i ona też poszła po drinka, bo chciała sie napić, tak jakby. przy okazji pouśmiechała się do Keary'ego i do Nathana. i wróciła z powrotem z martini, które od razu zaczeła pić.

- chcesz iść do zołi -uniósł pytając brwi, spoglądając na sweter, który karmen dzierżyła w dłoni- muszę się czegoś napić.

Popatrzył za tyłkiem Kłarel i siedział dalej na tym parapecie.

pewnym krokiem podeszła do martinique, scarlett i całej reszty, znała je z widzenia, ale chciała poznać bliżej. - cześć dziewczyny - uśmiechnęła się - jestem querelle - przywitała się i wzięła duży łyk swojego drinka.

- To ty chciałeś tańczyć, głupku. Możesz mi przynieść coś do picia, jak chcesz - stwierdziła łaskawie, opierając swój chudy tyłek o parapet, rozglądając się po nowo przybyłych ludziach.

No, a Madison oparła się o cokolwiek i czuła się nieco hm, dziwnie? No, i popijała drinka, w zasadzie to całkiem mocnego.

wstała w poszukiwaniu alkoholu, mając nadzieje, że w tym tłumie na nikogo nie wpadnie.

- Możemy spokojnie usiąść na ziemi! - Stwierdził, śmiejąc się do swojego Martini. Miał nadzieję, że Knock odkurza czasami w apartamencie. Okej, pewnie ma swoją sprzątaczkę, jak wszyscy.

- martinique. przedstawiła się i wypiła trochę martini. dziwne, martinik, piła martini.

- Cześć, miło Cię poznać Querelle. Ja jestem Scarlett - uśmiechnęła się do nowo przybyłej

-0oookej, to chwila! Zaraz wracam. - No właśnie, poszedł więc po tego drinka, po drodze potykając się o czyjes nogi. Nie wiem czyje, xd.

Okej, niech ktoś poderwie Sida. [xd].

- hmmm - odparła, hę, i rzuciła sweter gdzieś na parapet, nie to najważniejsze - chodź - pociągnęła blejsa za sobą gdzieś w strone barku i nalała sobie bliżej nieokreślony trunek, bo nie chce mi się wymyślać co.

Z braku laku, ruszył za Kearym, nadal się rozglądając.

okej, znalazła bar napiła się wódki i wzięła szklankę z martini. no i ruszyła w stronę tego chłopaka przy parapecie, a co.

Wziął sobie coś do picia, a dokładniej, co wódkę zmieszaną z czymśtam, oh yeah. Klasyka. W końcu westchnął i podszedł do Madison, opierając się o ścianę obok niej.
- Poznałaś już nowych ludzi, których tak bardzo chciałaś poznać? - Uśmiechnął się lekko, a, no i odwzajemnił uśmiech martinique, ofkors.

-miło poznać - uśmiechnęła się i odstawiła gdzieś, nie wiem gdzie, pustą już szklankę - co tam słychać? - czuła się nieswojo w tym towarzystwie, no ale co począć, nie wróci przecież teraz do sida! nie żeby cały czas o nim myślała, skąąądże.

przewróciła oczami składając usta w dzióbek - wymyśliłe - wypiła łyk martini, odgarniając włosy - to będziemy tak stać, czy ruszamy w poszukiwanie miejsca? - uniosła brwi.

napiła się trochę tego martini i spojrzała się na chłopaka, który właśnie stał obok madison. popatrzyła sie trochę ukradkiem na niego i nadal sączyła powoli martini. pozwoliła sobie nawet koło niego przejść, i stanęła gdzieś tuż obok parapetu.

Ona w międzyczasie ściągnęła buty, bo były niewygodne, a na boso uwielbiała chodzić!

-Tak jakby. To znaczy dwie osoby na jeden dzień to dużo, nie? - Uśmiechnęła się i popiła drinka raz jeszcze, hmm, nigdy nie przepadała za alkoholem w zasadzie, wiec jakoś wolno jej to szło. - A ty, hmm? Znalazłeś dziewczynę swojego życia, zaręczyłeś się, ożeniłeś, czy coś takiego? Wiesz, rozbudowane pytanie "co u ciebie".

A-ha, czyli do niego! Zerknął więc na Carmellę i posunął się jej na tym parapecie, rzucił nawet jakieś "cześć"!

no dobra, usiadła koło niego, popijając drinka.
- carmella jestem - powiedziała i uśmiechnęła się.

- Możemy iśc na powietrze! Musi tu być jakiś balkon, taras, albo coś, hm? Zapaliłbym. - Och tak, bo dzisiaj mało palił, chociaż to pewnie dobrze.

Dobrze, więc wrócił, dzierżąc drinka, którego zaraz jej wcisnął i westchnął. - Rozmnażają się, xd - stwierdził.

Nie chciał przeszkadzać koledze, więc stanął gdzieś pod oknem i gapił się na zewnątrz, myśląc, co ze sobą począć. Nie lubił być wrzucany w tłum, w którym nikogo nie znał, uch.

- Tak. I nabawiłem się ośmiu tysięcy dzieci. - Odparł, rozbudowując odpowiedź "Nic ciekawego". No i przy okazji wodził wzrokiem po ludziach, i zawiesił go na martinique na chwilę, bo tak.

- No, jak pieprzone króliki, zawsze możemy się przenieść na podwórko.. - Zauważyła, biorąc tego drinka, którego zaraz w połowie wypiła. - Chociaż chyba byśmy pozamarzali ;_;

mocno posmutniała i usiadła na kanapie - co ja sobie myślałam? - powiedziała pod nosem i zaczęła szukać telefonu w swojej kopertówce, poczym napisała esemeska i obserwowała innych, bo w sumie nie miała co robić.


/ sid ma esemeska.... ; )

-Sid. Carmella to ta, której facet wyjechał gdzieś tam z jakąś inną dziewczyną? - zainteresował się, bo czytał akurat potins niedawno.

oparła się o ścianę i przyglądała carmelli i sidowi. skończył jej się drink, więc sobie właśnie poszła wziąć teraz trochę wódki. albo tequili. nie wiem, czegoś tam. postanowiła więc podejść do Nathana, która stał sam. - cześć, sam jesteś zapytała.

Czuła się trochę niezręcznie bo nie miała do kogo ust otworzyć

-Jasne, wybacz, nie chcialam być niemiła. - No właśnie, skrzyżowała nogi w kostkach, a może w kolanach, nie wiem, ale już nie podpierała ściany, tylko bardziej stała.

Przyszła, bo trzeba się na wstępie poudzielać towarzysko. Wdrapała się najpierw po schodach, przez co jej stopy niemiłosiernie cierpiały, trzymała więc teraz swoje czerwone buty Chloe, miło kontrastujące z czarną sukienką od projektanta nieznanego, w dłoni, ocierając drugą czoło, zmęczyła się.

-Noo, pada śnieg! - zauważył chyba całkiem głośno, chociaż nie sądzę, żeby jego głos przebił się brzez dziką muzykę : d Popił też swojego drinka. - Ranyyyyy, jak fajnie.

pociągnęła go za dłoń, musnęła pośpiesznie wargami jego policzek.
- to chodźmy - spojrzała na niego błagająco, nie mogę poskładać myśli przez piłę tango w głośnikach, ale szczegół. zacznij *.*

- Taaaaa, niestety takie moje szczęście - posmutniała na chwile. - no więc, to twoja impreza, czy czyja?

- No... W sumie to sam. Tak jakby. Prawie. To znaczy - o boże, zaplątał się. Wziął głęboki oddech. - Przyszedłem sam. - Tak! Wybrnął.

nalał sobie od serca jakiegoś trunku po czym zaczął wpatrywać się w poszukiwaniu wolnego miejsca - trzeba było przyjść wcześniej - roześmiał się.