dziwny temat cintii i samer, na który nie zwracajcie uwagi, bo cin jako admin, najwyraźniej, nie umie robić nowych for, takich jak 'szpital', pozdrawiam ;d

bo ej, nie ma chyba, xd.
przyjechali i było krejzi niespecjalnie, bo cintii kazali kisić się w poczekalni.

no to ten, powiedzmy, że już się obudziła i patrzyła niepewnie na gruby tyłek pielęgiarki.

nie wygląda jak małpa.
wcisnęła pielęgniarkom garść próbek perfum diora, które zawsze miała w torebce i pozwolili jej wejść do summer, heee. - jezu - westchnęła, siadając obok jej łóżka. przygryzła wargę, przyglądając się poszkodowanej, xd.

- no, jezu. mooooja głowa, powiedz im żeby mi coś dali, przecież nawet na kacu nie boli tak głowaaaaaa aaaa - jęknęła, wtulając się bardziej w poduszkę, czuła się nieelo, niech cintia jej powie, że nie jest w ciąży! xd albo daj nejta i niech nejtowi tak lekarze powiedzo.

- hm, oni mnie nie lubią i nie posłuchają. zadzwoniłam do nejtaaa, zaraz będzie, okeeeej? - podrapała się za uchem. wciąż jej tu wypominali, że przemyciła kota do szpitala ;_;.

- a ja nie lubię ich, obooooooooże, chcę do domu, albo umrzeć - schowała się pod kołdrą - hej w zasadzie co się stało? - spytała, wychylając się, ale tylko trochę spod korduy.

- nie mam pojęcia. - podrapała się po nosie, odwracając do okna. nie znosiła rozmawiać z lekarzami, kiedy rzucali tysiącami jakichś dziwnych nazw. na moim wyniku badań histopatalogicznych rozumiałam tylko co piąte słowo, o ile w ogóle jakieś, xd. - to znaczy.. hm, summer, już nie jesteś w ciąży, poroniłaś........- wyznała jej, trochę tak nietentegesss, no wiesz. - przykro mi :<

- oboże - znów schowała się pod kołrdę, aż zakręciło jej się w głowie - to wszystko moja wina, oboże, bo jestem zazdrosną kretynką i zabiłam dzieckoooooooooooooo o. ja żartowałam z tym, że ma wypieprzać, tylko żartowałam, jezuuuu, oboże, przecież chciałam urodzić.

- wiem, summer. nate cię zrozumie. to nie twoja wina, kochanie :< - łza zakręciła się jej w oku i wstała. bo nate przyszedł, cintia powiedziała, że zostawi ich samych i zaraz wejdę w nejta, tylko skończę dla ciebie seksy pw, heeeeeee.

no okejko, summer płakała w kordue, bo było jej całkiem niefajnie, a to tylko summer.

nejt stał chwilę w pewnej odległości od łóżka, nienawidzę łóżek szpitalnych, dosyć blady i niewyraźny, rozczochrany też, ale zaraz szybko podszedł do łóżka summer i usiadł na brzegu łóżka, odchylił rąbek kołdry, żeby pogłaskać ją. summer, nie kołdrę. nic nie mówiąc ;x

ona też nic nie mówiła przez chwilę, bo było jej naprawdę głupio&źle.
- przepraszam - mruknęła ochryple, zamykając oczy - nie chciałam.

on czuł się wcale nie lepiej, bo zaczął oglądać już łóżeczka dla dzieci z bobem budowniczym i kucykami pony.
- przecież wiem - mruknął, a wcal nie chciał brzmieć niemiło, ale może tak właśnie brzmiał. spuścił wzrok na swoje kolana. - to nie twoja wina.

- własnie, że moja byłam naprawdę głupia. gadałam jakieś głupie rzeczy, a potem zobaczyłam blair i to naprawdę moja - przekręciła się na bok i syknęła z bólu, głowy.

wolał już nie zaprzeczać, nie widział takiej potrzeby. nachylił się i pocałował summer w czoło. i to na tyle.

summer poczuła się jeszcze gorzej i po prostu leżała, mając wszystkiego dość. próbowała wyrwać kroplówkę, bezskutecznie.

fuuuuuuuuuuuuuj.
- summer, nie możesz się obwiniać. zaawsze możemy się postarać o dziecko ;c - zauważył, chociaż to wybitnie głupie trochę.

- nie chcę dzieci, nie będę miała dzieci, nie będę miała nic, podpalę redakcję, a potem pójdę się zabić, serio - mówiła, raczej do okna, bo teraz ptrzyła w okno. bolała ją głowa i było średnio hot.

- nie mów tak, summer - popatrzył za siebie, czy nie ma w pobliżu jakiejś pielęgniarki, bedzie trzeba poszukać psychologa.

- będę tak mówić. nie mam już po co żyć. nawet moja własna matka bardziej wierzy dziwce, z którą zdradził mnie mój chłopak, niż mi - pokręciła głową, przygądając się kosmykom swoich włosów.

nachylił się do jej ucha, odgarniając za owe jej włosy, zakurzoneee, xxd. - pojedziemy na jakieś wyspy, będziemy lenić się z drinkami z palemkami i palić cygara w jakimś hiltonie czy ritzu, potem wrócimy i wszyscy będą ci zazdrościć opalenizny i uśmiechu na twarzy, rozumiesz? będzie dobrze.
zw.

- nie umiem się uśmiechać, nawet latisha powiedziała, że wychodzi strasznie sztucznie - znów zrobiło jej się słabo, to pewnie przez bliskośc nate'a, bo dawno nie był tak blisko, oky.

Przywieźli Eruinę. Była nieprzytomna. Położyli ją na łóżku, coś robili przy niej i wyszli. Na tle pościeli jej twarz była trupio blada.

ejj jak poroniła to teraz będzie miała problemy z zajściem potem, czyli dobrze się ułożyło! bo moja sąsiadka poroniła raz i potem zachodziła i poroniłą jeszcze cztery razy, była w psychiatryku i teraz ma trzydzieści pięć albo siedem i jest w ciąży. taka historia!

- to zrobimy ci operacyjnie uśmiech i cały czas będziesz uśmiechniętaaaaa ;d - zaproponował, omatko. podrapał się po kolanie.

Eruina obudziła się. Rozejrzała się po sali. Nawet nie miała siły usiąśc. Fatalnie się czuła. Deprecha, papierosy i drinki zrobiły swoje. Film się urwała i wylądowała tu.

- w porządku, mi to wszystko jedno - wzruszyła ramionami - kiedy mogę wyjść? boli mnie głowa, powiedz im, że chcę tabletkę, bo umrę.

nie chciał pouczać summer, że przeczy sama sobie, bo wiedział,że mogłoby to ją trochę dobić. - nie wiem, nie sądzę żeby musieli się dłuuuugo trzymać. a tabletki.. zaraz coś załatwimy - kiwnął na pielęgniarkę?

- to ja chcę już dziś, nienawidze szpitala - powiedziała, biorąc od owej pielęgniarki tabletki. usiłowała się nawet podnieść, na łokcie, ale jej się nie udało.

- hmm, postaram się to załatwić, ale wiesz.. obserwacja i cała reszta - no właśnie, nie sądzil, żeby ją tak łatwo wypuścili.

- to jest niepotrzebne, zupełnie niepotrzebne. poza tym jutro muszę być w redakcji - w końcu usiadła i połknęła tabletki, wcale zła, wcale w złym humorze, załóżmy już tych nowych, bo mi się nudzi xd

...xd dobra, ale muszę wymyślić imię, a wymyślanie imienia jest trudne.
- na pewno nie będziesz jutro szła do redacji, sam - teraz chciał jej powyrzucać, że chyba jest jakaś głupia, summer, ur insane! ;d ale się powstrzymał, co nie. - jutro, o ile uda nam się cię wypisać, bęęęęędziesz leżała w łóżku. cały dzień.
za karę :3

za karę xd no ja też muszę, oboże, to trudne bardzo.
- okej, ale musisz za mnie pojechać do redakcji, zatwierdzić wszystkie artykuły, potem do wszystkim możliwych drukarni podpisać zgodę na wydanie czerwcowego numeru, hm? - podniosła się już całkowicie i nogami dotknęła zimnej posadzki, ale z drugiej strony, nie tej co siedział nate, przecież go nie zrzuci, czy coś.

Weszła pielęgniarka. Podeszła do Eruiny i podała jej szklankę z wodą oraz tabletki. Eruina podniosła szklankę drżącą ręką, zażyła tabletki i popiła. Potem opadła na poduszkę. Jean niszczył ją i jej życie

thinkbabynames.com jest najukochańsze chyba jeśli chodzi o imionka ;x
- jasne, pojadę.. - wciśnie dwieście, czy pięćset euro jakiejś summerowej pracownicy, niewolnicy, czy komuś tam, żeby to pozałatwiał. przecież nate się na tym nie zna!!!!!!!

zaras poszukam, na razie ubolewam nad żałosnością patricii ;x
- jasne, nate przecież się na tym nie znasz - spojrzała na niego, unosząc obie brwi i wstała. zachwiała się nawet lekko.

- no to załatwię, żeby ktoś to zrobił za mnie. uważaj summer, bo się wywrócisz ;c - aż też wstał i wziął ją za rękę, czy też przytrzymał ją w talii.

- nieee, serio nate dam sobie radę z tym wszystkim, nie ufam moim pracownikom - pokręciła głową i ścisnęła mocno nate'a nadgarstek, by zaraz podejść do okna i je otworzyć.

- nie sądzę,żebyś mogła tak od razu wracać do pracy - westchnął. i tak wiedział, że jak samer się uprze to on nic nie będzie w stanie wskórać :c - ale jak uważasz.

ej, nate faktycznie jest mało eee eeee e męski xd bo jak ja byłam z matełuszem i byłam chora, lekarka kazała mi siedzieć w domu trzy dni przynajmniej, a chciałam wyjść, to on siedział cały czas ze mną i pilnował mnie żebym nie wychodziła xd
- właśnie tak uważam - skinęła powoli głową - daj mi papierosy, dawno nie paliłam, potrzebuję nikotyny. a moje to nie wiem gdzie są, w ogóle gdzie są moje rzeczy, chciałabym się ubrać?

wiem, nie lubię go ;d.
- summer, nie wiesz, że nie można palić w szpitalu? - spytał, patrząc na nią z politowaniem. - rzeczy, nie mam pojęcia. pielęgniarki po nich żerująąąąąa.

- to przynieś mi je i powiedz im, że ja wychodzę - powiedziała bez większego jednak przekonania i oparła tyłek na parapecie.

- okej, a potem zadzwonię po twoją matkę, żeby przyjechała się tobą opiekować - zaproponował, uśmiechając się krzywo.

- zwariowałeś?! - spojrzała na niego głupio, wm pełnej gotowości rzucenia się z pazurami.

renée, nanette czy lucille?
- najwidoczniej. - chociaż sądził, że to ona zwariowała, lecz wolał jej tym nie denerwować, bo jeszcze wypadnie przez okno. albo on, albo ona.

nanette.
- aha, tak. przynieś mi chociaż moją komórkę. proszę? - opadła z powrotem na łóżko, machając nogami.

też tak myślałam, od nanet można ładne zdrobniona wykombinować :3
- jasne, poczekaj chwilę - powiedział i zaraz poszedł i wrócił z summerową komórką w garści. przejrzał przy okazji jej skrzynkę nadawczą...xd

- czytałeś smsy - powiedziała od razu, ale uśmiechała się nadal, bo było jej przecież wszystko jedno. tylko sama już nie pamiętała, o czym pisała do olka.

- nie, skąd, to pewnie pielęgniarki - machnął ręką. cholera, i tak wiedział, że nie potrafi wcale kłamać. ale nie robił się cały czerwony, jak moja kole, na przykład.

- nie lubię jak kłamiesz - mruknęła wracając pod kołrdę. napisała smsa do latishy. tak dla ścisłości xd