parc monceau

przewrócił oczami, bo nawet akt agresji w wykonaniu szarlot był według niego zabawny. kucnął jednak przed nią i oparł dłoń tuż nad jej tyłkiem właśnie. zaraz dostanie za to w twarz, biedny.
-no dobra, jesteś ee cała?

jej podświadomosć ucieczyła się z tego kontaktu dotykowego, natomiast jej świadomość wcale nie była taka szczęśliwa, wiedząc, że podświadomość się cieszy. pokręciłam, ale sokrates był gorszy, więc co tam!
- nie - odparła w końcu, by przeturlać się na plecy i usiąść. - weź ode mnie tego.. tego psa. pomiot szatański.

uniósł brew i naprawdę starał się nie roześmiać, ale nie dał rady. szarlot była tak absurdalna we wszystkim co mówiła i robiła, że trist tracił nad sobą panowanie. podniósł się i podciągnał spodnie, które pomimo paska zjechały mu z tyłka odsłaniając bokserki tomiego, bo kocham.
-no to cieszę się, że nic. bóg z tobą łahaha - wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie gotowy do odejścia. zerknął na masochistę, który wesoło merdał ogonem.

wstała i otrzepała spodnie ze śniegu, cały tyłek miała mokry i była zmarznięta, w dodatku czuła się upokorzona i niemiło potraktowana, biedna szarlot! westchnęła ciężko, spoglądając na tristana.
- masz coś do mnie? - wyrwało jej się w końcu, zmrużyła nawet oczka. smieszna jest.

odwrócił się przez ramię i zacisnąwszy wargi spojrzał na nią rozbawiony. w końcu zdecydował się stanąć do niej przodem i przechylił głowę.
-nie? - odpowiedział zgodnie z prawdą - jedynie mnie bawisz, kobieto. to wszystko - zasalutował jej i ponownie odwrócił się gotowy odejsć w swoją stronę z masochistą u nogi.

- aha, no tak, bo to bardzo śmieszne, jak czyjś pies rzuca się na ludzi i się z tego cieszy. widocznie ma coś z właściciela - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach, które nie były duże, ale miały pewnie mnóstwo innych atutów. zwilżyła wargi, nie zamierzając sobie odpuścić tej dyskusji, bo ją irytował.

przyglądał jej się z głupim uśmiechem na twarzy i rękami wciśniętymi w kieszenie levisów.
-skończyłaś? - tristan zerknął na zegarek i zakrył usta dłonią - bo oh nie! zaraz zacznie się wieczorna msza, chyba nie możesz się spóźnić?

przewróciła oczyma, bo naturalnie, że wiedziała, że ta msza się zaczęła już dawno, dawno temu, ale przecież się na nią nie wybierała!
- no i wal się na ryj, mój drogi - uśmiechnęła się jednokącikowo, z jednej strony rozdarta tym, że tak brzydko powtarza po kolegach ze studiów, a z drugiej dumna z siebie.

-cóż za wulgarne dziewczę - powiedział siląc się na patetyczny ton i niecodzienny dobór słownictwa, po czym spojrzał w niebo i złożył ręce - czy twój bóg wybaczy ci tak karygodne zachowanie, o niewierna? - ponownie na nią spojrzał z twarzą wykrzywioną niezbyt sympatycznym uśmiechem. tymczasem masochista przyniósł pod nogi szarlot martwą kaczkę xd.

- no i widzisz, to też ma po tobie - roześmiała się ironicznie, wskazując na martwą kaczkę, od której to dyskretnie się odsunęła, tym samym odsuwając się od masochisty. - poza tym... poza tym... - chciała powiedzieć, że popełnia grzech nabijając się z jej wiary, ale wolała sobie darować, dlatego też umilkła.

-poza tym co? - zapytał, bo był ciekawy co jeszcze wymyśliła sobie w tej pobożnej główce. wyciągnął z tylnej kieszeni spodni pomiętą paczkę davidoffów i podsunął jej również, bardziej dla żartu, nie sądził bowiem żeby w ogóle wiedziała co to jest papieros i do czego służy. jeszcze wsadziłaby go sobie w tyłek? zapalił i zaciągnął się.

pokręciła głową. w tym momencie marzyła jedynie o tym, by otworzyła się pod nią jakaś magiczna klapka, żeby w spokoju mogła zapaść się pod ziemię i tam przeczekać całą noc w ciszy i samotni, pisząc jakieś chore wiersze o wieczności życia i uczuciach, których nigdy nie przeżyła, takie tam pierdoły.
- nic już. jesteś niemiły ;c.

wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko.
-tak już bywa w tym oookropnym świecie. nie każdy jest chodzącymi cnotami wyciętymi żywcem z pisma świętego - odpowiedział właściwie mądrze, jakby się nad tym zastanowić, bo tristan jednak czego by o nim nie mówić miał swoją głęboką głębię. odchrząknął teraz więc i i nic.

- próbujesz mi powiedzieć, że jestem chodzącą cnotą wyciętą żywcem z pisma świętego? - uniosła jedną brew do góry, naprawdę już urażona. ja to bym dawno na jej miejscu dała mu z liścia, ale to tylko szarlot, mająca swoje zasady życiowe, głęboką wiarę i kulturę osobistą. w dzieciństwie matka nawet ją zaprowadziła kilka razy na lekcje etykiety.

-próbuję dać ci to do zrozumienia. jesteś nią, szarlot - nie pamiętam czy się sobie przedstawiali. jeśli nie, powiedzmy że miała na żakiecie plakietkę z imieniem, której zapomniała zdjąć wracając z zajęć z oazą czy innym kościelnym cudem.

przedstawiali się sobie, [skl]erotyczko!!!!!!!!!!!!!!!!!11111111111one
- a ty jesteś strasznie zarozumiały, powiedział ci to ktoś kiedyś? - odfuknęła niemiło, odrzucając dumnie włosy na plecy dość gwałotwnym ruchem. ściągnęła usta w wąską linię, wpatrując się w niego ze zrezygnowaniem.

-hm, no tak. codziennie przynajmniej jedna osoba mi to mówi. także dziękuję, bo już zaczynałem się bać że może coś się zmieniło. uf - udał wielką ulgę ocierając czoło wierzchem dłoni.

- a że jesteś chamski też ci mówią? czy może poprzestają tylko na zadufanym w sobie głupcu? - spytała, szczerze zaciekawiona, przestępując z nogi na nogę, bo było jej zimno w stopy i resztę przemarzniętego ciała.

-też. masz jeszcze jakieś epitety których chcesz użyć względem mnie, czy mogę odprowadzić cię do domu zanim zamarzniesz? - zapytał całkiem normalnie, przyglądając się jej drżącej brodzie.

- mam burbona! - powiedziała z nutką dumy w głosie, bo dziś poprosiła kolegę na uczelni, żeby jej kupił, jak będzie w monopolowym. sama oczywiście nie zamierzała pić, o nie nie nie, nawet wąchać nie zamierzała, tylko po prostu kupiła na okazję.

i odprowadził ją i ament.

przyszła do parku pospacerować, denerwował ja J. który jakimś cudem zdobył jej nowy fhhhhhranssssuski numer i adres mejl. pogoda była znośna, jak na tę porę roku. dookoła kręciło się pełno par, zakochanych. o dziwo Bruk nie czuła się wśród nich samotnie, podobało jej się to. i spacerowała dalej sobie.

Szła sobie jakąś ładną alejką. W ręku trzymała papierowy kubek ze starbaksa. Patrzyła na swoje botki, i przypadkiem wpadła na brooke rozlewajac kawę na chodniku. - przepraszam - powiedziała zbierając włosy za ucho - nia zauwa... Brooke!? - otworzyła szeroko oczy - To ty? Co ty tutaj robisz?

- Shanna?! To raczej ja powinnam zapytac co Ty tutaj robisz - spojrzała na dziewczyne, i przetarła oczy ze zdziwienia, bo nie mogła uwierzyć, że to naprawdę ona. - no..eee mieszkam, a właściwie uciekłam, sama wiesz przed czym. - powiedziała. - ale to niesamowite, świat jest tak wielki, a my i tak się spotkałysmy - dodała z uśmiechem i uściskała Shanne.

- z tej kawy chyba i tak nic nie będzie - westchnęła - ale dał ci spokój? - spytała podnosząc wzrok na Brooke - Chyba nie chodzi za tobą krok w krok czy coś w tym rodzaju? - zmarszczyła czoło - Cieszę się, ze Cię widzę!

- no nie chodzi, bo nie wie gdzie jestem, ale pewnie do czasu znając jego, nigdy chyba nie da mi spokoju, bosz - stwierdziła. - właśnie dziś zaczął do mnie pisać sms'y, jak zwykle grożąc - dodała ze skrzywioną miną. - ale co Ty tutaj robisz S.? - zapytała, bardzo się cieszyła, że ją widzi, w liceum spędzały ze sobą dużo czasu. imprezy i te sprawy no.

-Mieszkam, studiujęęęę, Brooke - powiedziała śmiejąc się. - A ty? Opowiadaj, no. Co się z tobą działoooo? - spytała zabawnie kręcąc oczami - Studiujesz? Pracujesz? Ćpasz? Gadaj! - krzyknęła, płosząc gołębie i małe dziewice. Miały być dzieci xd ale dziewice też spłoszyła.

bo, że małe to nie koniecznie znaczy dziewice, to dodała, ze małe dziewice heeee
- no studiuje, a raczej mam taki zamiar, narazie nic mi się nie chce, czyli nic się ze mną nie zmieniło, leniwa jak zawsze - zaśmiała się. - za pracą muszę się rozejrzeć, ale musiałabym znaleźć coś co mnie zainteresuje wieeeesz... moda i te sprawy no - powiedziała. - i zaczynam życie od nowa i przede wszystkim to jest mój główny cel na teraz - dodała z uśmiechem. - ale jak widać nie do końca da się wsio wymazać, bo dokądkolwiek się nie udasz i tak spotkasz kogoś znajomego - uściskała Szanę, ot tak w akcie uniesienia

- Może u foresteróóów! - rzuciła, bo to było pierwsze co wpadło jej do głowy - Brooke. Znasz tu kogoś? - spytała dosyć podejżliwie robiąc takie O.o W między czasie odpisując maksim - A ja tylko nauka, nauka, nauka!!!!!! - westchnęła - te wszystkie żołądki śnią mi się po nocach! To jest męczące,i to bradzo. Mam nadzieję, że wybierzesz mniej uążlwy kierunek?

- Wiesz, że w moim przypadku będzie ciężko dostać pracę nawet u ekhm foresterów, bo ja tu jeszcze nie znam zbyt wielu osob - westchnęła. - są 2-3 życzliwe mi osoby i tyle, na tym kończy się moja piekna i jakże długa lista znajomości, to nie to samo co w liceum i zdaje sobie sprawę, ze tak nie będzie - powiedziała. - e tam będziesz najlpeszą panią doktor jaką znam! w dodatku wyobrażam już sobie Ciebie.. w kusym fartuszku jak badasz.. młodego, przystojnego, dobrze zbudowanego, opalonego i w dodatku bruneta! ochhh - pisknęła uśmiechając się. - kurde S. może jednak wybiorę się na medycynę, Ci młodzi pacjenci przemawiają zdecydowanie na tak - zaśmiała się. - a poważnie to wchodzę w tę modę i z niej nie mam zamiaru rezygnować, bo kto inny jak nie ja będzie Ci szył najpiękniejsze kreacje, jakich nikt nie będzie miał, hę? no kto - szturchnęła ją, śmiejąc się.

Uszyjesz mi fartuszek! - pisneła - taki seksi ma być. Do badania brunetów! - uśmiechnęła się - Oj. Brooke. Tez zaczynałam od tych 2-3 osób. Z resztą. Sądzę iż pani projektant nie będize narzekała na brak chetnych do uszycia garnituru - zamrugała oczami. hihi. - Ostatnio mało nie zabiłam staruszki na pasach. Samochody są wredne - dodała tłumiąc śmiech - mogłabym prowadzić formułę jeden. - dodała.

- współczuje staruszce.. ale Twojemu samochodowi jeszcze bardziej! pewnie rozbijesz go na pierwszym lepszym zakręcie - zaśmiała się. - pamiętasz jak wracałyśmy kiedyś w liceum z imprezy i jechaliśmy w aucie w 9 osób? I jak Jake spał w bagażniku? - śmiała się. - byliśmy chyba 5 km od domu, kiedy złapaliśmy gumę, nikt nie chciał nam pomóc i szlismy pieszo.. w szpilkach, przez las, w środku nocy, pijani.. brrr co to były za czasy - dodała. - wiesz stwierdzam, że życie w Ameryce jest całkiem inne niż tutaj, w Europie - powiedziała.

- Tutaj pada śnieg...! - zaśmiała się - Pamiętam.... że on tam nie umarł z braku tlenu. A my nie wylądowałyśmy w rowie! Pamiętam te moje szpilki. Ubłocone z połamanymi obcasami! - pisnęła - Były od Vittone'a. Aż żal ich było wyrzucić - Zapaliła slima - Nadal imprezujesz, tak jak wtedy? - spytała.

- Taaaaak! One były śliczne, czerwone - westchnęła. - Pamiętam jak po tej imprezie przyrzekałyśmy, że koniec z imprezami, a na drugi dzień wylądowałyśmy na domówce - zaśmiała się.
- Nie... - nagle spoważniała. - Nie chcę powtórzyć żadnego błędu, jaki popełniłam.. A wiesz, że największym był ślub po pijaku z J. i wiesz jak to się skończyło - posmutniała.

Wiem - Spuściła głowę - myślałam, że przynajmniej próbujesz o tym zapomnieć - powiedziała dosyć poważnie, jak na nią to był wysiłek. wielki.

- Jak mam zapomnieć? - spytała podając jej telefon, w którym ciągle rozbrzmiewał dźwięk nadchodzącego sms'a, a wszystkie były od J. - no sama zobacz. - skrzywiła się.

Skąd w ogóle ma twój numer? - spytała unosząc wzrok z nad komórki, następnie podając ją Brooke. - On nigdy nie da Ci spokoju? - skrzywiła się.

- I oto jest pytanie, skąd on ma numer tel, mejla i w ogóle. - powiedziała. - Wiesz, że zawsze zdobywał coś, jeśli tylko chciał. Nikomu nie dawałam nr poza paroma osobami, chyba, że dostał go od nich. - dodała. - No chyba nie da, on myśli nadal, że jestem jego własnością. Żal.. - skrzywiła się.

- Nie wiem. On od początku był jakiś ..... eee... dziwny. - powiedziała - przecież to chore! - przekręciła oczami

- dajmy spokój, nie warto poświęcać mu zbyt wiele czasu - powiedziała. - nie wart tego - dodała. - a Ty Kochanie, spotykasz sie z kimś? - zapytała z błyskiem w oku

Nie wiem czy akurat "spotykam" - uniosła ręce - ale jest... fajny - zaśmiała się.

- fajny w sensie, że? - zapytała z ciekawskim uśmiechem.

Eeee. bardzo, bardzo fajny - spojżała na zegarek - przepraszam, musze lecieć - posmutniała. dała jej numer telefonu i poszła.

- do zobaczenia - posłała jej w powietrzu buziaka. także wyszła z parku. poszła gdzieś na drinka.