le pavillon elysée lenôtre (kawiarnia)

TUTAJ.

tam jest też jakaś szkoła, jak chcecie się nauczyć robić ciasteczka to proszę bardzo;

: )

Stukając swoimi butami o chodnik i całą resztę, przyszła na kawę, bo ten lokal był akurat niedaleko. Płaszcz zostawiła na wieszaku, znalazła przyjemny stolik przy oknie i zamówiła duże kapuczino i szarlotkę z bitą śmietaną. Pieprzyć kalorie, i tak nie tyła.

Przyszedł tutaj, zmęczony nocą z Tiu, okej, wcale nie aż tak zmęczony. Miał pod pachą jakąś torbę z bliżej niewyjaśnionymi rzeczami i usiadł przy stoliku koło Brooke, nie zauważając jej bo był zajęty pisaniem smsów.

Odchrząknęła, spoglądając na niego znad kawy, w której piciu jej przerwał. Nie, żeby miała zamiar go za to pozwać, czy cokolwiek, zwłaszcza, że był ładnym chłopcem. Uśmiechnęła się więc i rzuciła w jego stronę zwyczajne, ale jakże uniwersalne 'cześć'.

/ kogo masz na nio? bo ja znam ten ryj.

Spojrzał na nią, ciężko wzdychając, zamówił sobie nawet kawę, u kelnera, który przyszedł do stolika i zamrugał leniwie powiekami.
- Cześć? - odpowiedział, luźno, wyciągając nogi przed siebie, tak, że przez przypadek ją kopnął - Sorry, powinienem w ogóle zapytać, czy mogę usiąśc. Mogę?

/ devynne scilingo.

- Pytanie się po fakcie o takie rzeczy jest głupie, acz urocze. Możesz, możesz - pokiwała głową, unosząc prawy kącik ust, wcale nie oczu, jak to napisałam. Skrzyżowała nogi pod stolikiem, bo przecież nie na i zajęła się przyglądaniem Sebastienowi, chociaż może winna była zapytać się o pozwolenie.

Uśmiechnął się do niej, w sposób fajny, aczkolwiek żaden wyjątkowy, poprawiając się na krześle. Upił łyk kawy zamykając oczy.
- Aha, to dobrze - powiedział w końcu, kiedy odstawił filiżankę na stół - jestem Sebastję.
I doprawdy nie miał dziś ochoty na żaden flirt, seks, a to dziwne, po prostu Tiu rozjechała jego ambicje.

- Brooke. Miło mi. Była taka bajka, Sebastien i Belle, nigdy za nią nie przepadałam. - Zmarszczyła czoło. Nie znaczyło to oczywiście, że i Sebastiena nie może polubić, póki co zrobił na niej zupełnie dobre wrażenie, fajnie.

- Nie oglądałem bajek, raczej - powiedział, ochrypłym głosem, bo miał generalnie ochrypły. Upił kolejny łyk kawy - Brooke. To jak z Mody na Sukces, moja babka oglądała.
Okej, wcale nie wspominał seansów Mody na Sukces z babcią najlepiej, ale to nie znaczyło, że nie lubił Brooke właśnie, miała zupełnie przyjemną twarz, nawet się do niej uśmiechnął, stukając opuszkami palców w stolik.

- To zdrobnienie od Brooklyn. O ile można to nazwać zdrobnieniem. Mama nigdy nie oglądała mody na sukces, więc nie sądzę, by to stąd wzięło się moje imię - zaśmiała się, mieszając kawę, bo dosypała jeszcze jedną łyżeczkę cukru, co jej szkodziło. - A skąd twoje imię, po jakimś dziadku, pradziadku? Ojcu? - Królu jakiegos dziwnego kraju?

Pokręcił głową, wlepiając wzrok w jej ładne nogi pod stołem. Były długie i zgrabne, co jak najbardziej mu się podobało, nawet się trochę z tej okazji rozkręcił.
- Nie mam pojęcia i nieszczególnie mnie to interesuje. Powiedz mi tylko, dlaczego twoja matka nazwała się podrzędną dzielnicą? Już lepiej taki Manhattan, hę? - on osobiście by wolał być Manhattanem niż Brooklynem - Poza tym Brooklyn brzmi męsko, będę na ciebie mówił Brooke w związku z tym.

- Wszyscy mówią na mnie Brooke. I nie wiem czemu Brooklyn, jakoś tak wyszło, a Manhattan brzmiałoby trochę, hm, dziwniej. - Podrapała się po skroni i zerkając na zegarek, dopiła kawę. - W każdym razie.. Czas na mnie, masz, jak będziesz chciał się czegoś napić, a wszystkie znajome dziewczyny dadzą plamę - wcisnęła mu swoją wizytóweczkę i wstała. - Pa, Sebastien. - I poszłaaaaa.

I on poszedł, w sumie to trochę by mu się nudziło samemu.

siedziała tu, pewnie chowając się przed pogodą, bo pogoda sotatnio cały czas jest brzydka. i pijąc swoją kawę obserwowała tego pana z obraska jak piekł ciastka z niespodzianką.

deszcz zagonił gabriela do tutaj, poza tym, widział zachęcającą reklamę w gazecie, jakaś promocja, kup jedną kawę, drugą dostaniesz gratis, czy coś w ten deseń, ale może to było w makdonaldzie. w każdym razie wbił i luk na wszystkich, rosie ma dwadzieścia lat, to nie jest w liceum, co xd?

jest w pierwszej klasie bo troche nie przeszła... albo nie jest... w makdonaldzie jak kupisz sześć dużych kaw to dostajesz siódmą!
czyli nie znali się z licełka, ale rołzi zapytała go czy na zewnątrz jeszcze pada, bo niestety nie miała stolika z widokiem na okno, a z widokiem na pana od ciasteczek. poza tym czekała az przestanie padac milion lat i miała nadzieję, że jednak już przestało i nie będzie musiała zamawiać kolejnej kawy. bo to byłaby jej szósta dziś.

i pan z obraska tylko czekał, aż rołzi pęknie pęcherz... jak dżoli... spojrzał na zegarek, ale potem stwierdził, że to nie o godzinę się ona go pytała, lecz o deszcz, a dokładniej o to, czy wciąż pada, więc musiał się zastanowić i w międzyczasie strzepnąć ze swojej kurtki przeciwdeszczowej, nie z heloł kiti :c, krople deszczu. taka podpowiedź. - leje jak z cebra! i wszyscy się chowają w kawiarniach, cholerne tłumy. - tak, bo najpierw zahaczył o starbaksa, ale nie zdołał znaleźć miejsca dla swojego chudego tyłka, więc musiał szukać dalej :c dosiadł się do rołzi, pozbywając się kurtki, nie oddał jej dla biednych.

biedni czekali za drzwiami i skandowali 'kurtka! kurtka!' :c
- w klubie piekło podobno jest całkiem pusto! - poinformowała go, grzebiąc łyżeczką w kawie, bo może wyłowi z niej zaginiony skarb katowic. a potem spojrzała na ten tłum, który przyszedł za gabrielem archaniołem do tejże kawiarni i składał się z członków gangu schwarz i rozchichotanych zakonnic.

- czemuż to, czyżby lokal tamten miał jakąś zepsutą reputację? wieszają tam ludzi? - pstryknął palcami na kelnerkę i zamówił ymmmymmmymm ciastko z niespodzianką, bo kawy nie chciał, chciało mu sie za to siku, a bał się kibli publicznych. oparł się więc łokciami o stoliczek i westchnął. - nigdy nie byłem w klubie piekło... - mruknął, głupio mu było się przyznawać..

i poszedł sobie, bo roksi zjadł pies.

znaczy rołzi, nie roksi, xd.

Po stopniowym utraceniu słuchu na jednej z cięższych pod tym względem ulic Paryża, udała się do kawiarni, w której dotąd jeszcze nie była. Rozłożyła się z laptopem, i książkami na całej możliwej powierzchni stolika, i z miną: 'Nie przeszkadzać', zaczęła pisać notkę na fotobloga. No, i czekać na kakao.
A później się jej przypomniało, że przecież impreza jest. I się zmyła.

Weszła wraz z c. do kawiarni. Rozsiadła się przy jednym z stolików, po czym kelnerka stanęła słuchając zamówienia.
- W takim razie - krążyła palcem po menu - wybieram firmowe karmelowe latte , a ty carmen co zamawiasz ? - zapytała.

- latte z cynamonem. - zamówiła zamykając menu. - aha, i jagodziankę do tego. - uśmiechnęła się lekko bo ostatnio wzięło ją na owoce leśne xd - ostatnio sama próbowałam zrobić jakieś super latte, ale nawet kawy nie umiem zrobić... - zaśmiała się.

- ja właściwie mam nijak to nazwać hm. - dwie lewe ręce do gotowania, moje umiejętności gastronomiczne zakańczają się na dodaniu przyprawy, najlepiej jeśli to pieprz i sól - stwierdziła z rozbawieniem - choć wodę też umiem zagotować - uniosła brwi zamawiając jeszcze ciastka korzenne.

- ja nawet herbatę potrawię przesłodzić... - ale z niej sieortę zrobiłam xd - gdyby nie było kawiarni, restauracji i innych tym podobnych to prawdopodobnie by mnie już tu nie było. - zawiało zgrozą jak w dramatach! - chyba trzeba sie wbrać na jakiś kurs gotowania, hęę.

- właśnie - moja postać wyszła lekko na nie do rozwiniętą - no cóż .
- ja przypadkiem kiedyś przesoliłam herbatę - stwierdziła z udawaną powagę - całkowicie przypadkiem.

- ja dałam do naleśników kechup i się na mnie patrzyli jak na idiotę. - zaśmiała się i kelnerka przyniosla zamówienie. ta już nie próbowała na nią wylać zawartości filiżanek. - i jak z tą nauka? - przypomniała jej się wczorajsza rozmowa o szkole.

- właściwie jestem jeszcze w stanie naukowej hibernacji , ale na razie wcale nie mam ochoty na wielki powrót do szkoły - zamyśliła się na chwilę - a właściwie ty na jakie studia się wybierasz - zapytała zaciekawiona

- sama nie wiem. rodzice pewnie chcą żeby ich córka była wybitnym prawnikiem, ale jak mnie z domu wygonili to pewnie aż tak bardzo się nie martwią. - powiedziała i upiła łyk gorącej kawy. nie, nie poparzyła się. - ale mnie zawsze jakoś psychologia kręciła... ale nie jestem na razie do tego przekonana!

- psychologia, naprawdę fajny kierunek -westchnęła z uznaniem, pomyślała, że czeka ją jeszcze jeden rok nauki w szkolę - pomagałabyś ludziom, których nęka bezsenność, miłość czy choroba psychiczna lub fobia na punkcie mody na sukces - stwierdziła z uśmiechem- prawnik - zamyśliła się popijając kawę przegryzaną ciastkiem [prawie jak magda m. xP]

- podobno na psychologię idą ludzie którzy mają sami problemy. - pokiwała głową pozbawiając jagodzianki kruszonki (matko, mam ochotę na kruszonkę!) - z drugiej strony prawnik też niezbyt fajny zawód. musisz uważać, żeby psychol którego zamknęłaś nie wziąl lewej przepustki i cię nie zabił. - znów zgroza!
musze chyba lecieć do mój komputer bawi się w krejzola jak mariolka.

- to w takim razie kto chodzi na psychiatrię - spojrzała z zakłopotaniem odgarniając grzywkę -
nie martw się najpierw swoją frustrację skupi na sędzi - uśmiechnęła się po czym jej telefon wydał zduszony dźwięk sms.
- muszę lecieć - sprawa dotycząca publikacji mojej twórczość, spotkamy się może wieczorem, a raczej w nocy - uśmiechnęła się po czym objęła przyjaźnie c. i wyszła płacąc rachunek.
[ok. ja zresztą też za chwilę ;/ będę wieczorem raczej]

poszedł na kawe

weszły do kawiarni, stanęła przed drzwiami czekając na decyzję, który stolik zajmą.

Przepchnęła się nieco naprzód, i zerknęła na przytulny, oświetlony lampą stoliczek pod ścianą. - Może tam?

-z chęcią- wpadła do środka bo zrobiło jej się strasznie zimno i zajeła jedno miejsce- chyba musze kupić jakiś ciepły płąszcz- czytać sterte nowych uroczych płaszczy

- ja chyba też, jeśli pogoda się nie zmieni - westchnęła po czym usiadła na krześle pod ścianą ogrzewając ręce przy świeczce.
- co zamawiamy drogie panie?

-dla mnie latte karmelowe, duze i ciepłe- rozsiadła sie w fotelu

- Ja kakao! - Machnęła ręką na kelnera, i od razu zamówiła. Nie miała zbyt wiele czasu. - A co do płaszczy to możemy się razem wybrać.

-bardzo chętnie- klasneła zadowlona- mówiłąm ze mam do nich słabość? a i jeszcze do biżuterii Tiffanyiego i chanel i do kosmetyków DKNY i do...- heh kapneła się jak przytko to zabrzmiało- sztuki nauki i polityki??

uśmiechnęła się potwierdzająco.
- ja poproszę latte z syropem wiśniowym - powiedziała oddając menu kelnerowi.

poszedł do kolejki do kasy zapłacić za kawe i zamówić jeszcze jedną, po czym zobaczył grupkę roześmianych dziewczyn, jedna wydawała mu sie znajoma ale siedziała tyłem wiec nie miał pewności.

- właściwie znając życie po wyprawie po płaszczy skończy się na dwóch płaszczach co najmniej, mnóstwa biżuterii i stosów innych ciuchów do jeszcze większego zapchania szafy.

- Ja mam słabość do czekolady, o. - Chwyciła za podane kakao, od razu wypijając połowę gorącego napoju. - A firm ubraniowych lepiej nie wymieniam, bo nazw nie potrafię wymawiać. - Zaśmiała się, i posłała uśmiech temu ładnemu chłopcu. A co! - Ja pewno nakupuję sobie mnóstwo niepotrzebnych dodatków.

nie dodałaś ładny uśmiech, ładnemu chłopcu xP.
spojrzała się na niego, chociaż wydawał jej się znajomy, jednak pewnie pomyliła go z kimś z Toronto. Także uśmiechnęła się przyjacielsko.

zobaczył ze jedna z tych-ładnych-dziewczyn uśmiechnęła sie do niego, zapłacił za kawę i podzszedł do ich stolika. a kiedy doszedł zobaczył dwie ładne dziewczyny i... swoją przyrodnią siostrę Georgie- georgina? (wiecie jak głupio sie robi przypadkowe spotkanie z sama sobą?)

usłysząła znajomy głos za sobą- josh?- podniosła isę i rzuciła mu na szyję- co tu robisz? dziewczyny to jest mój przyrodni brat Josh a to zooey i sara

[xP]
- cześć jestem Zooey - powiedziała bez ogródek podając mu rękę.
[: ) to miało być przed przedstawieniem ich sobie xP]

- Nie wspominałaś nam, że masz takiego brata, no wiesz! - Fuknęła żartobliwie, i zmierzyła go spojrzeniem. - Miło mi Cię poznać. - I również podała rękę.