lasek buloński.

http://images.google.pl/images?q=Bois+de+Boulogne&um=1&hl=pl&lr=&sa=G&imgsz=

lorejn siedział na jakiejś ławce i palił papierosa, łokciami opierając się znudzony o kolana. prawdopodobnie po żulowsku, ale o gustach się w końcu nie dyskutuje, w każdym razie patrzył w nieokreślony punkt przed sobą.

Vi musiała sie przewietrzyć, poza tym jej mały nikotynowy raczek wołał o papu, a obiecała sobie, że nie będzie palić w mieszkaniu. Polazła więc do lasku, bo go zawsze lubiła xD. Było dość ciemno, a latarnie delikatnie rozświetlały alejki. Jak zwykle w lasku było mnóstwo szemranego towarzystwa, więc poszukała sobie kogoś, kto wyglądałby tak jak ona, samotnie i desperacko.
-Masz ogień?- spytała siadając obok jakiegoś zamyślonego kolesia.

obiecanki cacanki, z tym paleniem w mieszkaniu ;d nie z autopsji.
wyrwał się z zamyślenia i przyznam szczerze, że nie usłyszał pytania, więc potrząsnął głową, niezupełnie pewien o co chodzi, ale przyzwyczajony do różnych zaczepek, odruchowo się nie zgadzał. po chwili jednak stwierdził, że violett nie wygląda na burdelmamę, ani na cygańską żebraczkę, więc uśmiechnął się trochę.
-ee, słucham?
jakkolwiek głupio by to nie brzmiało!

- Zapalniczka? Zapałki? Cokolwiek? - powiedziała bardzo po woli najpierw po francusku, potem po angielsku i pokazała mu swoją fajkę. - Violett. - wyciągnęła do niego dłoń.

-ach, tak, przepraszam-uśmiechnął się przepraszająco właśnie i wstał, bo wydobywanie z przedniej kieszeni spodni zapalniczki może być bolesne, a co najmniej niewygodne i wygrzebał właśnie zwykłą, klasyczną, czarną zapalniczkę i jej podał-przepraszam, ee, zamyśliłem się, właściwie to powinienem stąd iść, robi się ciemno i tak dalej, a tyy, co tu robisz?
może i był wścibski, ale kogo to obchodzi.

- Palę- powiedziała dość rezolutnie wydmuchując pierwszy obłoczek dymu. - A tak naprawdę...- zawahała się - Przecież ja nawet nie wiem jak sie nazywasz..

-przecież nie jestem sycylijskim mafiozą, który ma zamiar zabić ciebie i twoja rodzinę-wsunął kciuki za szlufki spodni z przodu i po chwili dodał-zapalniczką.

Roześmiała się.
-Na wszelki wypadek Ci jej nie oddam - pokazała jej język. - No, chyba.. chyba, ze powiesz mi jak masz na imię. Czy to wiele?

-to zależy w jakim kontekście, ale powiedzmy, że nie, lorraine-podał jej dłoń, jak mniemam, nie był specjalnie usavoirvivrowany.

-W zamian powiem Ci sekret - powiedziała i pochyliła się do przodu pokazując troszkę za dużo dekoltu, no bo wyleciała w samej bluzie dresowej i koszulce na ramiączka, zaczęła coś pierdzielić o Lasku Bulońskim, o Lily, Trish, a skończyła na:- I wiesz, to ekscytujące przychodzić ciemną nocą do miejsca, gdzie tętni życie i gdzie nie jesteś pewien czy zaraz Cię nie zabiją albo nie zgwałcą, tylko po to żeby zapalić i spotkać kiedyś dawne "przyjaciółki".

-ulala-wydał z siebie taki oto dźwięk, równocześnie zagwizdał z wrażenia, chociaż to fizycznie niemożliwe, równocześnie, ale to tylko rpg ;d-ale, krótko mówiąc, kontakty już się urwały, dobrze rozumiem?

- S.. uciekły do stanów chyba. -powiedziała znad fajki i wzruszyła ramionami. - A co Ty tu robisz? Oprócz tego, ze palisz i myślisz, oczywiście. - uśmiechnęła pokazując nienagannie białe i równe ząbki.

-stany są przereklamowane, wybacz-paryż też chyba trochę, ale tego nie dodał, tylko pomyślał w duchu-oprócz tego to praktycznie nic, poza tym, że zabłądziłem. to znaczy w przenośni, bo wiem, jak trafić do domu, ale po prostu nie przyszedłem tutaj z własnej woli, jakaś siła wyższa-uśmiechnął się i on-jeżeli gadam od rzeczy to powiedz, zrozumiem.
: d.

Uśmiechnęła się.
- No wiesz? Jestem ze stanów, NYC, bracie.- zaciągnęła sie ostatnim machem - Szczerze, Paryżewo też schodzi na psy.

-nie znam się na akcentach, wybacz, jeżeli uraziłem twoją patriotyczność-przełknął ślinę, przyglądając się żarzącej końcówce jej papierosa, samą vi powoli przestawał widzieć, z racji nocy/wieczoru-dlaczego? to znaczy wiesz, chcę znać twoją opinię, nic osobistego.

- Jestem tu, hmmm.. półtora roku, czy jakoś tak. Jak przyjechałam można było sie pobawić było z kim pogadać, a teraz? Same obce twarze, same obce młodsze twarze. - roześmiała się- Nawet nikogo sobie tu nie znajdę -puściła mu oko - bo kto by chciał tak stara i grubą dupę jak ja, skoro są młodsze i bardzo chude? - rozbawiło ją to co powiedziała- Poza tym, to chyba tetryczeje.. - szepnęła ze smutkiem i złapała jakiś kijek,aby zacząć się nim bezmyślnie bawić.

-kobieta ma tyle lat, na ile się czuje. albo wygląda. nie pamiętam. a ja i tak nie przepadam za tymi gorącymi szesnastkami, moja droga vi-rozluźnil ramiona, bo to fajne jest i nie wiem, ja muszę iść, to poszedł sobie i dał jej swój numer też, aha, dobranoc!

/ dobrej nocy
- To mnie pocieszyłeś. - puściła mu strzałkę.- zadzwoń, jak kiedyś nie będziesz miał z kim zapalić. pa -krzyknęła za nim i poszła spać.

przyszła i siedziała na ławeczce.... . . czytała książkę ... i chyba nic .

biegała po lasku, cała uśmiechnięta z muzyką w uszach. (jask to moja pani od religii mówi z kablami w uszach.) w końcu się zatrzymała żeby złapać oddech

a on wyszedł na spacer, by zapalić papierosa po jedzeniu i przy okazji poobserwować spocone dziewczęta.

zaczeła biec dalej i... ups chyba na kogoś wpadła...

tym kimś okazał się on, powiedzmy. był facetem z refleksem, więc na wszelki wypadek złapał ją w pasie, żeby się nie przewróciła czy coś.
- nic ci nie jest? - zapytał, uśmiechając się.

o mały włos i by to zrobiła. Wyciądnęła kable z uszu xD i powiedziała : tak nic mi nie jest a Tobie? Bardzo cię przepraszam chciała powiedzieć coś jeszcze ale ugryzła się w język xD

- nie, w sumie to nic - mruknął, nadal ją obejmując, nawet przyciągnął ją bliżej. - musisz uważać, no wiesz, z tym w kogo wbiegniesz, bo czasem zdarzają się niemiłe typy - powiedział.

-a ty jesteś nie miłym typem? - zapytała. Wcale jej na takiego nie wyglądał. - Czy mozesz mnie ekhm (coś jej wpadło do gardła xD) puścić? Zapytała z niewinnym uśmieszkiem

- obawiam się, że mogę, ale wtedy się jeszcze przewrócisz. - odparł. - i chyba nie, nie jestem aż tak niemiły jak inni - dodał, owijając kosmyk jej włosów wokół swojego palca.

- nie, wątpie żebym się przewróciła. Najwyżej sobie obije tyłek. - Usmiechnęła się do niego - więc jak puścisz mnie?

- hm, jasne, że puszczę - powiedział w końcu z żalem, bo tak ładnie pachniała ;c. puścił ją i wyszczerzył do niej zęby. - biegasz często, czy tylko dzisiaj się wybrałaś?

troche odczuła brak jego dość ciepłego ciała :c - często, często. Codziennie bieagm tylko zawsze w inne miejsce i inną odległość. Ale czasami wracam do pewnych miejsc. Szczególnie tak urokliwych. Popatrzyła na niego uważnie i dalej z uśmiechem na ustach

- uważam, że ten lasek to fajna miejscówa - powiedział, zakładając okulary przeciwsłoneczne, choć słońce już zaszło. - nie jest ci zimno? no wiesz, robi się późno.

- troche jest mi zimno ale przeżyje musze jeszcze dobiec do domu. A troche mam daleko... :c

- mam lepszy pomysł - powiedział po krótkiej chwili namysłu. - mogę ci dać moją bluzę i zaprosić do miłej cukierni, która jest strasznie blisko. co ty na to?

-hmm ciekawa propozycja. - znów si.ę usmiechnęła co ona ma z tym uśmiechaniem chyba ma za dobry humor- a tobie nie będzie za zimno. - troche się zatrzęsła bo powiał wiatr

- daj spokój, nie będzie mi aż tak zimno. - w dowód tych słów zdjął swoją bluzę, sportową i w ogóle markową, cieszył się, że ma akurat tą i że ją wyprał, a nastepnie zarzucił ubranie na jej ramiona, całkiem kształtne, swoją drogą. - to chodźmy - mruknął, po czym złapał ją za rękę i pociągnął hm, w prawo?

i zacznę!

zawędrowała tutaj i czekała na saszkę.

no to przywędrowała i saszka. uśmiechnęła się na powitanie do ant i podeszła do niej, bo powiedzmy dalej była:
- cześć, dziecko wojny ;3

- cześć dziecko, hm, też wojny - nie miała weny wybaczcie jej. była jakaś w ogóle nierozgarnięta dzisiaj, chociaż wypiła tylko jednego dringa - co u ciebie?

- drugiej czy pierwszej?- ona też była może nieco roztargniona, nieważne. wyszczerzyła się do niej ładnie i spytała, czy chce z nią pobiegać nago, bo antoinette przecież wie, że saszi jest biseks, także nienowość.

- drugiej! - a ant byla nieco zażenowana, bo ona nigdy nago nie biegała - nie wiem, może chcę.

- chciej, ja już biegałam.- starała się ją namówić, fajna zabawa przecież. a jej wszystko jedno, bo już i tak razem się seksiły na imprezie u miczela, drugi raz nie zaszkodzi niczemu ;x

- no dopra, warto spróbować czegoś nowego. chyba - no czego się nie robi dla przyjaciół, cnie.

no właśnie, a ona tego bardzo chciała, jednak chwilę tak stała i gapiła się w nicość. znała ciało przyjaciółki pod wpływem alkoholu, tak na czystego, to raczej nie.
- rozbieraj się, xd

- ale ja się krępuję... - no co. była skrępowana, barco nawet, serio. znaczy nie tak barco, ale co tam - ty pierwsza.

- naprawdę się krępujesz?- uniosła brew wysoko, wysoko i bez wahania zaczęła ściągać koszulkę, a później stanik. kiedy była już półnaga, powiedziała, że to nic takiego i teraz jest kolej jej, by się rozebrała.

- naprawdę... - no a potem rozebrała się do połowy, zupełnie tak jak ona. miała ochotę sie parasolka okryć xd. bo ona miała parasol przy sobie przecież dzisiaj kupiła. no i tak stała rozebrana i było jej zimno.

- zimno ci?- spytała i podeszła do niej, po czym przytuliła, żeby jej zimno nie była, przynajmniej trochę zimo.

- mhm, trochę. dam sobie radę. możemy już biegać, rozgrzejemy się? - rzuciła parasolkę, która trzymała jeszcze w łapce na ziemię, bo jak ją saszi przytuliła to jej się ta rączka parasolki wbiła w miednicę, prawie.

to ona odkleiła się od niej, żeby ta parasolka nie wbijała się jej w miednicę, albo gdzieśtam, nieważne gdzie:
- może najpierw truchcikiem kilka kółek?- spytała, a ludzie gapili się na nie jak na parę ufosów, lesbijek i w ogóle.