lasek buloński.

- Jak juz wiesz jestem piosenkarką, ale nie wiesz, że jestem tez aktorką... Jestem z Los Angles. Przyjechałam do paryża kontynułować swoja karierę...wystarczy tyle czy jesszcze coś?- spytała patrząc na niego.

- na początek znajomości wystarczy. a teraz moja chyba kolej, taak ? więc jestem damon black, mam siostrę i brata i rodziców też. pracuję w butiku. mam kasy od cholery. a jeszcze by tego brakowało pracuję z byłą dziewczyną taaak, bo akurat tego najbardziej żałował. oczywiście, że najchętniej to by się z nią nie rozstawał. - vaan, a ty, masz chłopaka ? zapytał uśmiechając się zawadiacko.

- Nie...- odparła smutno, bo po tym co przezyła wczoraj myslałą, że nie odezwie sie do żadnego chłopaka ale jesdnak nie dała rady.

zobaczył że posmutniała. objął ja ramieniem. tak, żeby jej dodać otuchy, czy coś. a poza tym to był miły gest. a co mu tam. pocałował ją w czubek głowy. - van, nie martw się. na pewno, gdzies tam, jest taki który czeka na Ciebie. specjalnie dla Ciebie. powiedział to, nie wypuszczając jej ze swoich objęć.

- Powiedzmy, że nie chodzi o to...- odparła..

- oj van, van. a co się stało ? zapytał z troską. bo jednak ją trochę polubił.

- Nie chcę o tym mówić...- powiedziała, bo nie chciała do tego wracać.

skoro nie chciała mówić, to nie naciskał. przemilczał. - a czym się zajmujesz, oprócz aktorstwa i śpiewania ? zapytał patrząc w niebo, które było przepiękne.

- Bardzo lubię...zajmować się zwierzętami i kocham mode...- odparła.
- A ty?- spytała

- też kocham zwierzęta. uśmiechnął się. zauwazyłaś że cały czas idą objęci ? xd - i poza tym, zajmuję się firmą i studiuję. wiem, że nie wygladam na studenta. ale jednak. i to jaki sobie beznadziejny kierunek wybrałem. powiedział śmiejąc się.

// zauważyłam //

- A co studiujesz?- spytała przyspieszając kroku tak ze jego reka zsuneła sie z niej no.

on tez przyspieszył i zaczął iść z nią. - prawo międzynarodowe. wiesz, rodzice są adwokatami. i mnie zmusili. to ostatnie wyszeptał do jej ucha, bo chciał zobaczyć jak pachnie. a pachniała przepięknie. taak, szczególnie dla niego.

- Moi rodzice nie zyja...mieli wypadek. lecieli na mój koncert do Berlina i samolot wpadł do oceanu...- odparła ze łzami w oczach patrząc na niebo.

dejmon to napaleniec!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! xd

on widział że płacze więc podszedł do niej i ja przytulił. tak przyjacielsko. niech wie, że można na nim polegać. - współczuję Ci. tyle zdołał z siebie wydukać, bo było mu przykro.

-Wiesz co... musze już lecieć...- odparła patrząc na niego i powoli sie oddalajac.

odsunął się od niej. - mhm, jasne. uśmiechnął się. - miłego wieczoru. i poszedł w daaaaal.

przyszli tutaj z williem, bo lubiła go tak nazywać, na piknik. w nocy bo w nocy, ale przyszli. maxime, że była przezorna, rozłożyła koc i położyła na nim kosz. a potem sobie usiadła.

a on usiadł obok niej, nawet ją objął, rozmyślając właśnie nad tym, jaka to ona jest słodka, drobna i urocza i aż, w przerwie między rozpakowywaniem bagietki a rozkładaniem obok nich sera musiał pocałować ją w czubek głowy i powiedzieć, że ją uwielbia. nie jej głowę, całą maxime.

uśmiechnęła się pod nosem. ona tez mu powiedziała że go uwielbia. bardzo go uwielbia. - masz ochotę na truskawki z bitą śmietaną ? szef kuchni poleca. puściła mu oczko.

-jaaasne-rozłożył się na kocu, czując zapach jesiennej, ale ciągle jeszcze zielonej trawy. splótł ręce za głową, mierząc uważnym wzrokiem wielki wóz, widoczny tuż nad jego głową.

wyjęła truskawki i bitą śmietanę. oczywiście truskawki były już bez szypułek, no. włożyła jedną truskawkę willowi do ust i nałożyła trochę bitej śmietany, pochylając się nad nim. pochyliła się za bardzo i przez to śmietana wylądowała też na jej ustach.

rrromantycznie. xdddd.
zmrużył oczy i aż ją pocałował, tymi swoimi truskawkowymi ustami. tak naprawdę, to tylko chciał jej ukraść bitą śmietanę, ale ćśśś, ćśśś, nie wydajmy go przypadkiem.

pochyliła się już nad nim zupełnie. oddała mu pocałunek. było faajnie. wzięła drugą truskawkę i włożyła tym razem ją do swoich ust i nachyliła się znowu nad nim, tak aby on mógł ją ugryźć. truskawkę, znaczy się.

xdd.
nie mógł odpędzić wrażenia, że wygląda jak pewna gwiazda porno, które zapamiętał jeszcze z dzieciństwa, oglądali je z kolegami na komputerze jednego z nich, to był wtedy przebój. ale pozytywna gwiazda porno.
-maxime!

zjadła truskawkę i się uśmiechnęła. - taaak ? zapytała się sięgając po bagietkę i wino.

-wydaje mi się, że wygladasz jak simone de beauvoir. to znaczy masz jej uśmiech.-mogła to potraktować śmiało jako najwyższy komplement, bo on uważał de beauvoir za ikonę francuskiego piękna, szczególnie, kiedy była młoda.

skubnęła trochę bagietki. zaskoczyło ją to co, przed chwilą powiedział will. nie wiedziała co powiedzieć, więc pocałowała go w usta i powiedziała : - dziękuję. to miłe. uśmiechnęła się. - chce trochę wina ? zapytała sama pijąc łyk. ah, jak ona miała ochotę rzucić się na willa.

wtedy posypał truskawki arszenikiem i zaśmiał się złowieszczo: hyeyeyeyeeeekrhrhrh!e!
nie, dobra. ale musiałam to napisać, ćśśś.
-mhm. wino pite z plastikowych kubeczków to moja miłość-uradował się niczym autystyczne dziecko, ale całkiem urocze za to autystyczne dziecko, po czym przekręcił się na bok, przeglądając sery-raaany, ależ one śmierdzą!

( )

[perin,lowe ]

podała mu wino i sama wypiła trochę. wzięła tez trochę sera. taki piknik nocą był przyjemny. - mhm, wino pite w taki sposób to dopiero marzenie. uśmiechnęła się i położyła się obok niego, tak, ażeby by mu mogła patrzeć w oczy. - willie, powiedz mi, jakie jest twoje największe marzenie ? zapytała, bo chciała wiedzieć, a może to wcześniej wypite whisky mieszało jej w głowie ? nie wiem, z resztą.

-nie powiem ci. bo co, jak się nie spełni?-może lepiej by było, gdyby wypowiedział je wspak, albo myląc literki. taki sposób na oszukanie losu wydawał się kuszący, ale chyba wolał nie ryzykować.

oblizała usta po winie. - jak tylko chcesz. puściła mu oczko. jej ręka powędrowała gdzieś w okolice jego biodra i tam też została. a ona sama zbliżyła się do niego bardziej i go namiętnie pocałowała.

-a twoje?-spytał jej usta, praktycznie w jej usta, opierając dłoń na jej ramieniu. ojej, chyba się udusi szalikiem zaraz!

odwiązała mu ten szalik, bo po co mu on teraz, jeszcze się biedak udusi. - moje ? moje niech też pozostanie tajemnicą. a na razie, moim życzeniem jesteś Ty, na ten wieczór. i znowu go pocałowała, kładąc rękę na jego plecach.

-ol aj łont for krismes [pozdro dla krisa] iz ju!-zaśpiewał jej do ucha, ale nie za głośno, żeby jej tylko bębenki nie poszły ;c zagarnął sera na bagietkę i ukroił kawałek papryki scyzorykiem, który przezornie ze sobą wziął!

my kiedyś na francuskim mieliśmy przygotować żarcie i zakupiłam quiche, ale nie mieliśmy jak go pokroić i jeden kumpel wyciągnął mega wielki scyzoryk ;cc a na wycieczce pochwalił się, że - cytuję - zrobił kupę xdddddddddd
to z serii dygresji.

uśmiechnęła się pod nosem i wzięła sobie tych truskawek i bitej śmietany. - willie, powiedz mi, co ty robiłeś przez te ostatnie dni ? zapytała pijąc to wino. nie powinna go pić, ale cśśś.

-prawie przeleciałem jakąś dziewczynę-rzekł, a potem ugryzl się w język, spłonął rumieńcem, ale nie mogła tego widzieć i roześmiał się na wpół uroczo, a na wpół nerwowo-żartuję.
ahaaa.

wypiła łyk wina. williego było na wszystko stać, taaak. no, ale maxime, że nie była taka głupia, podejrzewała że willie kłamie. tak samo robił jej były, kiedy tłumaczył się gdzie ostatnio był i co robił. - willie, oj willie. to co z tym pozowaniem ? zapytała, kończąc swój kubek wina. i powiedziała że więcej nie wypije, no chyba że willie jej naleje.

a on na to, że nie naleje, bo chce mieć ją trzeźwą, a tyle procentów ile już posiada we krwi na pewno wystarczająco ożywia jej testosteron, za to wyciągnął butelkę czy coś tam z lemoniadą robioną wg przepisu babci ;x i nalał im do kubeczków!

ahhh, maxime uwielbia lemoniadę. więc wzięła ten kubeczek od niego i wypiła trochę. - pycha. uśmiechnęła się do niego. a potem położyła się na plecach, obserwując gwiazdy i przy okazji też williemu. - willie, chodź, znajdziemy naszą gwiazdę. ona będzie tylko nasza. damy jej jakąś nazwę i będzie nasza. co ty na to willie ? zapytała przyciągając go do siebie.

uśmiechnąl się szeroko, to było całkiem romantyczne. mógłby napisać o tym wiersz.
-maxime! no właśnie! napiszę o tym wiersz-ucałował jej czoło, obejmując ją ramieniem-nazwijmy ją, nazwijmy ją valerie.

wbiła i zamrugała

ucieszyła się z tego, że willie nareszcie będzie miał o czym pisać. - valerie. nasza gwiazda valerie. nasza i nikogo innego. uśmiechnęła się, patrząc na gwiazdy. i nagle znalazła odpowiednia gwiazdę i wtuliła się w williego pokazując mu palcem, którą wybrała. - to ta, taka migocząca. widzisz ? to będzie nasza valerie. (jezu, brzmi jakby wybierali imię dla ich córki xd a poza tym, śnił mi się ślub willa i maxime xdd)

cwany smejl

NIE MOGĘĘĘĘĘĘ xdddddddddddddd
o boże, to chore z tym ślubem xd.
-to tak, jakbyśmy nazywali dziecko-parsknął śmiechem-przerażasz mnie czasem, maxime.
ale chyba nie tak bardzo, skoro zaraz wpił się w jej usta, ciągle trzęsąc portkami przed chwałcicielem z krzaków.!

spadła maxime na głowę

ona zarzuciła swoje ręce na jego szyję i pocałowała go bardzo namiętnie. - może przejdziemy w wygodniejsze miejsce ? zapytała się, mówiąc mu w usta.