lasek buloński.

w końcu zamknęła książkę i usiadła obok martina. nie żeby coś .
-zastanawiam się dlaczego boisz się dziewczyn - odparła nie patrząc na niego

Przewróciła się na brzuch i popatrzyła na martina i na Hilary. Słuchała co mówią.

- pf, boję się dziewczyn! - prychnął aż, doprawdy doprowadzony do wściekłości tym stwierdzeniem, bo on wolał utrzymywać opinię, że martin nigdy niczego się nie boi. - nie boję się dziewczyn, po prostu - jestem gejem...? nie, nie był gejem, spoczkoł, tylko nie mógł znaleść wyjaśnienia.

Usiadła na ławce.
- Hej wszystkim...- powiedziała uśmiechając się uroczo.,

-oh, zaufaj mi, to co przed chwilą odstawiłeś zupełnie przeczy temu co mówisz -odparła i przewróciła oczami - wiesz. my z reguły nie gryziemy -dodała po chwili

- boże, nie boję się dziewczyn! - mruknął, wcale nie miał wspomnień wiążących się z pogryzieniem go przez dziewczyny. nawet miał kilka, przeleciał więcej od tych kilku, problem w tym, że dość miał dziewczyn, tyle.

-jak wolisz - odparła i poparzyła na swoje buty

-Wiesz-zwróciła się do martini, bo była dość niedaleko i było ją słychać-sprawiasz takie wrażenie, jakbyś się nas bał. To jest-nie umiała znaleźć odpowiedniego słowa-dziwne. No, ale skoro uważasz, że się nie boisz to okej. -Wstała i otrzepała bluzkę i usiadła obok Hilary, bo było miejsce.-Cześć Hil-pomachała Hil.

nie mogła powstrzymać śmiechu, obserwując bitwę psychologiczną hilary i martina.
- hilcia, cześć! - pokiwała do tamtej, żeby nie czuła się zaniedbana.

a on wstał, stwierdzając przy tym na głos, że zaraz pewnie zacznie się apel. dodał przy tym małe kłamstewko, jakim było powiedzenie czegoś w rodzaju, że nie chce się spóźnić.

-głupek - odparła i wstała z ławki

wcale nie chciał wyzwać hil od idiotek, naprawdę, tylko tak wyszło.

-wiesz, że masz racje-poparła ją.-chyba pasowałoby już pójść. Lepiej się nie spóźnić.-odparła.

W końcu usiadła na ławce gdzie było miejsce i wpatrywała się w swój telefon komórkowy.

poszła, bo nie lubiła oglądać bójek!

i tak oto martin poszedł sobie, właściwie to pobiegł, byleby jak najdalej od dziewczyyyyn.

poszła sobie bo zaraz miało być rozpoczęcie

Ona również poszła, nie chciała się spóźnić.

I ona tez poszła .

Siedziała na jakiejś ławce, czytając Wojnę i pokój, bo może powiedzmy że to jej lektura była! Tak więc siedziała i czytała, przy okazji pobierając promienie słońca, padające jej na twarz.

/Niech się znają żeby zaoszczedzić nam zwrotów typu 'skąd jesteś'.

Maszerowała w rozległym granatowym kapeluszu na głowie i wysokim filtrem na twarzy żeby było więcej słońca dla Fleur. Trzasnęła się obok koleżaneczki, torebkę trzymając na kolanach niczym babcia w autobusie. - Bążurek.

-o, andrea- zaczęła jakże inteligentnie, podnosząć wzrok na koleżankę, z nad książki. Jak mniemam, chodziły ze sobą do szkoły, a wiek w profilu jest po prostu tak, żeby sobie był, czyli że a. nie ma 43 lat, prawda? xd

Chyba tak! Bo to mój wiek hyyhyyy. - O. (przerwa w postaci czterdziestu czech sekund) Fleur. Poświęcasz swój czas lekturze. W lasku bulońskim. - Rozejrzała się teatralnie za czymś w rodzaju kochanka ukrytego w krzakach. - A to niesłychane.

- lekturze w oryginalnym rosyjskim wydaniu!- westchnęła, kładąc teatralnie swą dłoń na czole -nich zgadnę, przyszłaś szukać potencjalnego kochanka!-wbiła jej palec w ramię, bo chyba ją znała dosyć dobrze? a lasek to idealne miejsce na miłosne uniesienia, niekoniecznie w krzakach.

Odłożyła torebkę obok i założyła nogę na nogę chwytając się za kolano. Dodałabym że nie miała rajtek ale to byłoby za długie zdanie. - Nie. W każdym razie znalazłam ciebie. - Przyjrzała się seksualnym predyspozycjom Fleur.

- fakt, raczej nie wyglądam na wysokiego bruneta, z chudym tyłkiem w rurkach od Armaniego - nie żeby nie miała chudego tyłka, aczkolwiek dziś miała na sobie szorty. W dodatku była blondynką, ale nie typową, bo typowe raczej nie czytają Wojny i pokoju w rosyjskim przekładzie, ale chyba zboczyłam z tematu! - co u ciebie słychać? - zmieniła temat, przeczesując dłonią długie włosy.

- Dobrze. Wszystko dobrze. - Spojrzała przed siebei na kwitnące, purpurowe róże. - Ostatnio nie przytrafiły mi się żadne rewelacje oprócz śmierci mojego kota. Ooh la la! Zapomniałam wołalki! - Przewróciła czy wykręciła oczami. - Niech spoczywa w pokoju, dlaczego w ogóle miałam czas zauważyć że zdechł. To okrutne. Nawet listonosz przynosi jedynie rachunki. - Podwinęła nogi i oparła nadąsany łeb o kolana (bez rajtek).

- oretyrany! to straszne - jęknęła, chodziło jej o śmierć kota. Nie chcę myśleć co by się stało gdyby jej Alfred zdechł, albo mój Stefan, to naprawdę okrutne! - biedny kociak -dodała jeszcze, bo kochała koty, serio.

Spojrzała na nią uważnie, bo co to za zwrot z przedmieścia 'oretyrany'. - Ty nie za dużo czytasz tego... co to jest? Mniejsza z tym, oczywiście że biedny, zakopałam go w ogrodzie i nikt nawet nie zwrócił uwagi, że sama musiałam wykopać dół.

przechodziła tędy tudzież owędy nie jestem do końca pewna, aczkolwiek wiem iż w jednej ręce trzymała czupaczupsa mango-cośtam nigdy nie mogę zapamiętać co, natomiast w drugiej nie miała nic. na nosie miała duże okulary w białych plastikowych oprawkach. zauważyła fler, więc podeszła do niej, machając lizakiem w jej stronę.
-no proszę, co za spotkanie.

Oretyrany to jej własny zwrot, używany w nagłych przypadkach, szczególnie traumatycznych. A śmierć kota jest dla niej wielką traumą, dlatego oretyrany!
- nie, wcale nie za dużo - rzekła, bo czytała książki, chyba kiedy jej się nudziły vołgi i cosmopolitany. albo po prostu książki umiały jej czas oczekiwania na te drugie, kto wie. - dlaczego mi nie powiedziałaś! pomogłabym ci, odprawiłybyśmy pogrzeb - powiedziała, zamykając Wojnę i pokój, bo kot Andrei w tym wypadku był ważniejszy.

-część gin- przywitała się z nią, lecz wybacz nie z uśmiechem, bo śmierć kota a. dogłębnie ja przygnębiła.

- Tak? To zawiadomię cię gdy zdechnie następnym razem... - Uśmiechnęła się i do Fleur i do Ginger i zdała dobie sprawę że musi zrobić siusiu. W tym celu wstała i poszła w krzaszki. Sisisisiiii
/bede za 30 min

to długo sikać będzie.
xd
dobra nie mam weny na ginger, wyminęła je i poszła dalej zasysając lizaczka.

- zawiadom koniecznie! - przytaknęła, chociaż to mało prawdopodobne żeby zdechł ponownie, ale nie rozważajmy tego problemu. W czasie kiedy ona poszła siusiu, fler poczęła czytać ponownie Tołstoja.

/ a sikać będzie naprawdę długo xd

Andrea wyrwała F. książkę, położyła na krawężniku na przeciwko i usadowila na niej swojego pupaska. Wyjęła z torebki oczywiście nawilżane czymś tam chustaczki i wytarła nimi dłonie. - No... to na czym skończyłyśmy?

- na organizowaniu pogrzebu twojego kota - odparła, zakładając serduszkowe okulary, które dotychczas miała wsunięte we włosy, na nos.

- A... - Machnęła ręką. - Nieważne, nadciąga tydzień mody. - Rzucila okiem na swoje paznokcie. - Mam ochotę na daktyle. I muszę kupić rękawiczki.

- hej, obgadamy to później- rozporządziła, bo jej sie przypomniało, ze zostawiła żelazko włączone! A tak naprawdę to ja idę, bo mnie wyciągają w plener. Pożegnała sie z andreą buziakiem w policzek i poszła do domu, mając nadzieję, że sie nie spalił jeszcze.

- Paa a aa. - Pomachała i westchnęła sobie. Poszła do domu sprawdzić czy nic więcej jej nie zdechło.

paletała sie chwile, aż zaszła tu i usiadła na ławce. Chciała się odprężyć.

bujał się tu i tam, jak to on, mam wrażenie, że on całe życie nie robi niczego innego poza spacerowaniem. teraz więc stał oparty o jakieś drzewo, z rękami w kieszeniach i papierosem w zębach.

Zastanawiała się, czy znów nie zapalić. Lubiła ten sport Zaczęła grzebać w torbie.
- Fuck!- zaklęła pod nosem, bo znów zostawiła gdzieś zapalniczkę. Zaczęła się rozglądać, pod drzewem stał jakiś koleś, znajomo wyglądał. Pomachała do niego, żeby podszedł. Ale on sobie poszedł. "no to nie zapalę" pomyślała i polazła do domu.

rufusiasty leżał pod jakimś drzewem, w czarnych ray banach na nosie, bo wszyscy je lubimy. ręce miał założone pod głowę i chyba leczył coś na kształt kaca moralnego, wywołanego wskutek wczorajszego pozbawienia dziewictwa ginger.

ojej, siedziała po drugiej stronie owego drzewa, a właściwie to nie wiem czy siedziała, tódzież leżała z pustą butelką danielsa, w ręku!

co za ładny avatar <3
on rozglądał się dookoła, tyle o ile, pozwał mu kark, bo wiadomo, że w pozycji, jakiej znajdował się rufus, czynności życiowe i ruchowe są nieco ograniczone. orany, xd. i fakt fakt, poczuł jakiś piżmowy perfum i danielsa.

wiem, <3
mruczała pod nosem jakąś piosenkę koksów, która właśnie przyszła jej do głowy, nie bełkotała, to sukces. bo powszechnie wiadomo po danielsie szandra ma odbicia i takie tam, - odżizasjapierdole. - zawyła, uświadamiając sobie iż znów wypiła za dużo.


xd

- odżizas. - przedrzeźnił ja. - tak od rana? - zapytał, zręcznie odwracając głowę i patrząc na ów blondynkę z chudymi ramionami i wystającymi obojczykami <3

przypomniało jej się znów że była rok kurwą na moskiewskim pigalaku, ale szybko potrząsnęła głową, by o tym zapomniec . oja . - od rana? - przygryzła dolną wargę, i spojrzała na butelkę, która po chwili wyrzuciła przed siebie.

butelka wylądowała tuż obok kostki rufusa.
- jest wpół do pierwszej. - stwierdził, patrząc na zegareczek, co na nadgarstku miał. - wszystko ok? nie rzygaj na mnie. - skrzywił się nieco, xd.

przeanalizowała dokładnie godzinę i stwierdziła po chwili, iż jest południe, a właściwie nawet po, ale to nic. nawet mu o tym powiedziała. - wszystko! - wymruczała, obciągając granatową sukienke w żółte grochy. by zasłonic posiniaczone kolana. aha, zapomniała dodac że jej sie nie chce rzygac.