anne i martina

nucąc pod nosem będę brał cie w aucie, stanęła za nim i ułożyła ręce na jego ramionach, nie mogła się powstrzymać.
- nie ma go, a co? - zapytała, delikatnie masując owe jego ramionka i zauważając przy tym, że jest niesamowicie spięty. ona też była, właściwie sama nie wiedziała, co wyprawia i nie rozumiała siebie, to pewnie przez tą rozpacz.

-chodź na parking, przejdziemy przez zaplecze. będę brał cię w aucie - odwrócił się przez ramię, patrząc na nią pół żartem, pół serio. przesunął dłonią po jej przedramieniu - nic, tylko pytam.

- okej, a ja uderzę w puchara - zachichotała głupio, ogólnie wydało jej się, że zachowuje się jak jakaś struta dziwka, ale cóż, nie potrafiła się powstrzymać! - i w ogóle będę twoją seksi mami! - nie mogła tego nie powiedzieć, sori.

-zrobimy sobie zdjęcie nago w wannie - pociągnął ją na siebie i przez przypadek, przysięgam!, musnął ustami w szyję.

przeleciała przez oparcie na jego kolana, śmiejąc się głośno i czując jego usta na swojej szyi, mogłaby zaświadczyć przed całą polską, że były niesamowicie miękkie i podniecające.
- dobra suko, koniec żartu, przygotuj się do ostrego startu - usadowiła się wygodniej na jego kolankach, właściwie to siadła na nim okrakiem i ze śmiechu opluła mu twarz xd.

biedny, podzieliła się z nim swoimi pneumokokami, zaraz zrzuci ją z kolan i pobiegnie odkazić się spirytem do łazienki!
otarł twarz wierzchem dłoni i patrzył na nią chwilę, bo wyglądała w cholerę atrakcyjnie kiedy się śmiała, czy chociażby uśmiechała i zanim zdążył zastanowić się nad konsekwencjami już całował delikatnie jej usta, które smakowały kolowym czupaczupsem i były trochę lepkie. osobiście uwielbiam usta po czupaczupsie, xd. przejechał dłonią od czubka jej głowy, po miękkich włosach, na kark gdzie ją zostawił, smyrając kciukiem jej wystający kręg szyjny.

na początku chciała się od niego odsunąć i dać mu po twarzy, ale po kilku sekundach stwierdziła, że żerom ma miłe usta i miły język oraz miłe podniebienie, które to dokładnie zbadała, kciukiem gładząc go po policzku.
- o jezu - mruknęła w jego usta.

-przepraszam - zamrugał kilkakrotnie, patrząc na nią trochę zdziwiony, nie powiem że nie. przeczesał ciemne włosy palcami i wyszczerzył się żeromowo - cholera, wcale nie przepraszam. już dawno chciałem to zrobić.

oplotła rękoma jego szyję, złączając ręce na karku i uśmiechnęła się słabo, by zaraz znów musnąc ustami jego dolną wargę.
- to, kurwa, zabawne, ale ja też - wyszeptała, rozpinając górny guziczek jego polo z należytym skupieniem, trzęsły jej się trochę ręce.

nakrył jej dłoń swoją, patrząc w oczy. drugą rękę położył na jej policzku.
-jesteś pewna? wiesz.. nie musimy od razu. jeśli nie chcesz.. - czasami gadał więcej niż kobiety. no cóż, taki jego urok osobisty. bierzesz, albo nie czy tak czy nie. przygryzł płatek jej ucha.

- chyba żartujesz - pokręciła głową, unosząc jedną brew do góry. - dużo dziś o tobie myślałam, wiesz? - mówiąc to, rozpinała drugi guzik, a guziczków było trzy, hrhr. - i wymyśliłam sobie, że chcę cię zobaczyć bez tej polówki, okej? - jaka domina!

-nie wiem czy to w porządku, anne - rzucił zakłopotany i zeskoczył z kanapy, kierując się do wyjścia - pa!

mruknęła coś w rodzaju: aiheow;hgislwy!!!! i poszła się ciąć, papa.

samuel miał cholerne wyrzuty sumienia. może powinien był jej wczoraj wysłuchać? do diaska, może naprawdę ona nie miała nic wspólnego z tym pieprzonym martinem! oczywiście, jeśli nie liczyć tego, że byli rodzeństwem. sam nawet zmobilizował się do opuszczenia swojej oazy spokoju, którą było mieszkanie, w którym przez ostatni dzień siedział bez przerwy, żeby nie straszyć ludzi na ulicy.
hoho, to się nazywa poświęcenie, wyszedł specjalnie dla niej. zapisał sobie w głowie to do listy dobrych rzeczy, które zrobił dla anne. na pierwszym miejscu było oczywiście rozdziewiczenie.
ale jak wspomniałam to wyszedł z domu i podjechał taksówką, samochód ojciec mu zabrał, pod kamienicę? pewnie kamienicę, w której mieszkali anne i martin, wspiął się po schodach, ściągając z nosa ciemne okulary, którymi maskował te szpecące siniaki, a głównie podbite oko. zapukał, ale kiedy nikt mu nie odpowiadał to postał chwilę i nacisnął klamkę, a co się będzie, najwyżej wyjebie martinowi, jeśli ów będzie.
ale nie było! w mieszkaniu panowała śmiertelna cisza, jeśli nie liczyć kapania wody pewnie w kuchni. może anne myła truskawki?
poszedł jej szukać i znalazł ją w łazienę.
w kałuży krwi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
i zrobił ': O!', a okulary, które trzymal w dłoni upadły.
dziękuję ;d.

siedziała po turecku na zimnych kafelkach, plecami opierając się o ścianę i ze skupieniem przejeżdżając żyletką po bladej skórze i kontrastujących z nią ciemnym fioletem żyłach. trzęsącymi się rekoma próbowała jakoś tak konkretnie się ciąć, trafić w żyłę czy coś, a kiedy już jej się udało, stwierdziła, że wcale nie boli, że daje jej ponurą satysfakcję, sama tylko nie wiedziała, z czego owa satysfakcja płynie. może z tego, że po jej rękach i podłodze lała się niezbyt równomiernym strumieniem krew, może dlatego, że nienawidziła już siebie i swojego życia, może po prostu BO TAK?
i w tym momencie usłyszała jakby z oddali trzask upuszczonych okularów, spojrzała z wolna w tamtą stronę, wszystko przed oczami dziwnie zasnuwało się mgiełką. najpierw zauważyła okulary, potem buty, następnie uniosła wzrok o wiele wyżej, na twarz sama i zrobiła ";ccccc" czy coś w tym stylu, po czym zrobiła jeszcze "--," i odrzuciła żyletkę gdzieś na bok.

- kurwa, anne, co ty, na chuja pana, robisz?! - wkurwił się, delikatnie mówiąc i nachyliwszy się nad nią, złapał ją za ramię, którym lekko potrząsnął. a wraz z ramieniem potrząsnął nią całą, jeśli byś miała się pytać. - co ci odbiło, do cholery? - spytał, już trochę ciszej, otwierając szerzej oczy. adrenalina lepsza niż na haju.

- nie twoja sprawa, hę? - wymamrotała, usiłując się nieudolnie podnieść, co oczywiście jej nie wyszło, nie miała siły na takie rzeczy jak wstawanie, a musiała przyznać, że taka siła by jej się przydała. odepchnęła jego ręce i naprawdę nie potrafiła powstrzymać łez. - kurwa mać, jeszcze mi powiedz, że mnie pojebało...

- POJEBAŁO CIĘ, anne - mruknął i złapał ją pod ramiona, żeby podnieść, a zaraz oprzeć o pralkę, żeby się nie przewróciła jak jakiś pieprzony pinokio. rozejrzał się za telefonem, nie wziął komórki, a w łazience normalni ludzie zazwyczaj nie mają telefonów, chyba że seks telefony, różowe z futerkiem!

oparła głowę na jego ramieniu, przytulając policzek do jego szyi.
- nienawidzę cię, sam - szepnęła przez łzy, przejeżdżając lewą (tą krwawiącą!) po jego torsie, czego skutkiem pobrudziła mu jego świeżo wypraną koszulkę.

- na chwilę obecną ja ciebie też. kurwa, musimy cię zawieźć do szpitala - stwierdził, wzdychając. pieprzona lacosta, po co ma sobie kupować nowe koszulki, kiedy wszystkie i tak potem są całe we krwi? złapał ją w talii, mocno, żeby się nie wywaliła, i pociągnął ją do salonu, pytając jej włosów, gdzie ma telefon. - oho, albo pojedźmy taksówką ;x - bo na niego czekała na dole, sesese.

- nie, nie jedźmy, zostaw mnie w spokoju, chcę tutaj umrzeć, to wszystko, kurwa, przez ciebie, pieprzony idioto - mamrotała sobie pod nosem, co uważała za najprawdziwszą prawdę i ogólnie sądziła, że ma w tym rację. poza tym, że mówiła głupoty, nie próbowała nawet iść, nie miała na to siły przecież, niech se ją ciągnie. wtuliła się w niego, lgnąc do niego całym ciałem i mocząc mu koszulkę krwią&łzami.

- do kurwy (nie żebym za każdym razem pisała kruwy) nędzy, anne, przepraszam - jęknął, wcale nie sądził, zeby to była jego wina, bo niby jak. a teraz sam pudzian mode: on, wziął ją na ręce i zaniósł do taksówki, nie wyjebując się na schodach i zacznę!

przyszli. a on autentycznie się cieszył,że anne nie miała żadnych rzeczy ze sobą, bo musiałby je nosić!

miała nadzieję, że w łazience nie zostanie zaschniętej krwi na pralce ani podłodze, więc szybko poszła sprawdzić, ale wszędzie było czysto i w ogóle okej. oprócz tego marzyła o tym, aby samowi nie zeszło się nagle na opieprzanie jej za to pocięcie się, osobiście miała ochotę go przelecieć.

- napijmy się czegoś - mruknął, rozglądając się. stwierdził,że wszystko jest w porządku i nikt nie czycha za kanapą, poszedł więc do kuchni, przeszukać lodówkę, jego własna, jak wiedział, była pusta, ale może tu coś znajdzie.

- jeśli dobrze pamiętam, to w lodówce jest karotka, bo kupiłam nową! - stwierdziła, idąc za nim do kuchni i stwierdzając, że martina nie ma w domu. pewnie był gdzieś z kolegami albo na spacerze albo w filharmonii, wolała nie wiedzieć. oparła się tyłkiem o blat kuchenny, zrobiło jej się słabo.

- jednak nie chcę - stwierdził, stając przed nią, z dłońmi na jej talii, uśmiechnął się jednokącikowo,żeby zaraz pocałować ją w nos. chociaż, cholera, nie miał być miły, chyba jednak nie potrafił zachowywać się wobec niej całkowicie obojętnie.

- a czego chcesz? - zapytała, układając dłonie na ramionach i delikatnie je masując, wyczuwała, że był spięty. przytuliła się do niego bardzo ufnie, aktualnie w tej chwili stwierdzając, że chyba się schowa przed całym światem, jeśli znowu się pokłócą.

- nie wiem, anne - mruknął do jej szyi, po której zaraz przesunął nosem, uśmiechając się w duchu. była taka głupiutka i urocza, nie jak te wszystkie dziwki ze szkoły, które prześcigały się co do krótkości ich spódniczek. teraz wydały mu się one wszystkie idiotyczne. - ciebie - stwierdził po chwili, oho.

przeszedł po niej naprawdę gorrreący dreszcz, a fala ciepła rozlała się po jej plecach. pocałowała go w szyję, zaraz robiąc mu tam fajną malinkę, tak na pamiątkę dnia, w którym wyszła ze szpitala.
- to dobrze... - stwierdziła, przejeżdżając dłońmi po jego pleckach w dół, miał mocno zarysowane żebra, jak wyczuwała przez cienką koszulkę, pod którą za chwilę owe dłonie wsadziła.

- też tak mi się wydaje - mruknął, błądząc prawą dłonią gdzieś w okolicy jej prawego uda. pocałował ją raczej namiętnie, przyciągając ją trochę do siebie, bo nawet jesli miała pogniecione ciuchy śmierdzące szpitalem to i tak była wybitnie pociągające. przynajmniej dla niego.

odwzajemniła pocałunek, a kolana po prostu jej zmiękły, bo dawno się z nim nie całowała i naprawdę jej tego brakowało, ponieważ sam całował g e n i a l n i e, jak mogła stwierdzić, najgenialniej ze wszystkich, to pewnie przez doświadczenie, ale o owym doświadczeniu wolała nie myśleć. zaczęła podciągać jego koszulkę do góry, całkowicie już się na niego napalając.
- hej, też chcę ciebie - stwierdziła po krótkiej chwili namysłu, odrywając się od jego ust.

- wiem,anne. - nigdy nie należał do osób skromnych, ale przecież nie musiał. był przystojny, wystarczająco inteligentny, by dać sobie radę w życiu, bogaty.. i podobno niezły w łóżku,co już słyszał od kilku swoich kochanek. przesunął dłoń na jej płaski brzuch, zaraz pozbył się jej koszulki,mówiąc jej na ucho coś o tym,że podoba mu się jej bielizna, ale chyba niestety będzie zmuszony się jej pozbyć.

- ojej, nie przeżyję! - westchnęła w jego nagi tors, kiedy zdjęła już jego koszulkę, która wylądowała gdzieś w kuchennej szufladzie, ale o to pomartwią się później. - ale skoro musisz, to ściągaj... - powiedziała z boleścią w głosie, szperając przy zapięciu od jego paska, miał mocną klamrę, bo on nosił takie paski z klamrami, zacinającymi się w dodatku, więc trochę czasu jej zajęło odpięcie.

on w międzyczasie, lepiej nie dociekajmy jak mu się to udało, rozpiął jej stanik i rzucił ów gdzieś pod ich nogi, żeby to móc swobodnie obcałować jej drobne, acz przyjemne piersi, jednocześnie starajac się zsunąć z jej wąskich, ale nie przesadnie kościstych, bioder spodnie.

oparła się o balt całym ciężarem ciała, oddychając już płytko, podniecona tym wszystkim, co z nią robił! jakoś udało jej się zdjąć jego spodnie, nawet razem z bokserkami, całując przy okazji jego obojczyki. ręce jej się trzęsły i wciąż czuła się niedoświadczona, no ale co tam.

odsunął stopą swoje ciuchy na bok,żeby nie przeszkadzaly, pomagając anne wyskoczyć ze swoich spodni, a jej ładne majteczki koronkowe ściągnął zaraz sam, niestety nie zębami, bo nie chciało mu się schylać, no ale za to wsunął w nią dwa palce, całując jednocześnie jej szyję, hihi.

jęknęła z rozkoszy w jego ramię, starając się utrzymać jakoś na nogach. leniwie przejechała po jego biodrze ręką, by zjechać nią na jego pośladek.
- saaa aa m - wykrztusiła mu do ucha, tylko tyle była w stanie.

- taaak, anne? - uśmiechnął się do jej szyi, w którą to ją ukąsił. i zaraz wmanewrował zupełnie pewnie i mocno w nią.

a ona oplotła go nogami w pasie, zadrapując mu troszkę plecki.
- już nic - wystękała, dochodząąąąąąc. nie była w stanie myśleć normalnie, kiedy robili sobie dobrze.

- ohmm mm - stwierdził, sapiąc do jej prawego ucha, poseksili się coś zjedli i sam pewnie poszedł, a ja idę, paaa! ;*.

a ona poszła spać, bo się zmęczyła.

-puk, puk! kto tam? żerom! - prowadził monolog retoryczny, jak matka kochanowskiego w trenie dziewiętnastym. oparł się o drzwi i czekał aż anne otworzy. w ręku dzierżył butelkę don perignon i nerwowo mierzwił swoje ciemne włosy.

a anne, w długim rękawie i bluzie (swojej tym razem! xd) powędrowała do drzwi. słysząc głos żeroma, żołądek podskoczył jej do gardła, zamierzała udawać, że wszystko jest jak było, że są przyjaciółmi, przecież była z samem. ale z drugiej strony był niesamowicie pociągający. czyli, że dostawała rozdwojenia albo też roztrojenia jaźni.

-anne? - zaniepokoił się, czy nie mógł doczekać ponownego zetknięcia jej miękkich warg z jego? jedno i drugie. zdecydowanie. oparł się czołem o drzwi i co jakiś czas walił w nie pięścią. ale nie jak fred flinston, nieco subtelniej, prawda. w końcu był dobrze wychowanym chłopcem.

- hm, cześć! - powiedziała wesołym tonem, kiedy otworzyła już drzwi, udając, że wszystko jest okejokejokej. - nie spodziewałam się ciebie, jak zwykle zresztą, ale wchodź - zaprosiła go do środka gestem dłoni w dodatku, nie zamierzając się odsunąć od wejścia, chciała kontaktu dotykowego z nim, mru.

-nie mogłem.. - nie dokończył zdania, bo zrobił krok w jej stronę i ujmując twarz anne w dłonie, pocałował ją z początku delikatnie, potem coraz żarliwiej. czyżby w ten sposób chciał jej przekazać w jakim stopniu tęsknił?

na początku bardzo ją wcięło, odwzajemniła pocałunek jeszcze bardziej żarliwie, by zaraz położyć ręce na jego klatce piersiowej, bijącej żarem. mogła wyczuć przyspieszone bicie jego serca. odepchnęła go od siebie stanowczo.
- żerom, nie możemy.

-anne, cholera.. jakto? - zachłysnął się powietrzem i oparł o ścianę, przeczesując włosy - choleracholera.

- przepraszam, żerom - spuściła wzrok. - pogodziłam się z samem... - wyjaśniła mało treściwie, zamykając drzwi od mieszkania. odgarnęła włosy na plecy i starała się nie płakać.