wieża eiffla

-tak, to znaczy chyba tak, nie pamiętam jak się urodziłem-ale udany dżołk, aż mi się siku chce xd

- ja też nie pamiętam... - no popacz, coś ich łączy ;3.

-doprawdy?-roześmiał się, weri bardzo xd miło i krejzi, aha-nie wierzę!-okej zBeCzYł JoM-hej, ant-chyba ant, ale nic nie mówiła, to pewnie i ant-nie zimno ci? ;c

- trochę... - tak, bo było jej zimno, barco nawet.

zołi kwitła gdzieś w tych okolicach gdyż jak już wspominałam bodajże antoninie, nabijamy pościki na wieży, a jej kwitniecie polegało na sterczeniu przy jakimś okropnie grubym facecie, który wiązał sznurówki i obserwowaniu jego wysiłków. i chyba bolała ją głowa, że od słońca, ale to jeszcze nie udar. aha, warto wspomnieć o tym, że w obu uszach miała słuchawki i słuchała soundtracku z killbilla i gwizdała twisted nerve, to koniec.

a tommy, z uczelni nie wracał, bo miał już sesję za sobą, więc może po prostu spacerował, z papierosem w ustach, ale nie jak jakiś amerykański kierowca ciężarówki, ajemdrajwer i te sprawy, tylko zupełnie luźno. miał na sobie polo błękitne nawet i obserwował zoe, a raczej jej długie włosy, bo właśnie za nią stanął.

wyczuwała go macicznie, ale się nie odwróciła się, nie wiem dlaczego, może gruby pan był ciekawszy, poza tym nawet nie wiedziała, jak ten ktoś za nią wygląda, jezu nieważne, w każdym razie dodam, że gruby pan wreszcie poszedł, a zołi wyciągnęła słuchaweczki koloru pale blu i się wreszcie odwróciła, tak serio to ja też czuję jak ktoś za mną stoi, nie uderzyła go włosami po twarzy. może niech się znająąą, bo ona jest kuzynką majkela a powiedzmy, że majkel i tomi to bff. xd a ty możesz pospamować ze mną w czego słuchamy. albo mogą się nie znać jednak, ale potem się okaże że ona jest jego kuzynką i wogle takie crejzi powiązania.
-przegoniłeś mi go!

okejko, niech będzie. więc tommy uśmiechnął się, już do jej twarzy, nie włosów. poprawił też swoje rurki i zaraz podszedł bliżej, przyglądając się uważnie, coby upewnić się, że to zoe. ale to była zoe, z krwi i kości, nawet.
- cześć zoe - powiedział, bo zoe generalnie była fajna i była kuzynką majkela, a wszyscy wiedzą jak wygląda majkel. to znaczy tomi nie był do niego ciepły, nic z tych rzeczy.

-cześć tomi-skrzyżowała ręce na piersiach, bo przecież nie na klacie i przyjrzała się mu, miał nieco rozwianą grzywkę i krzywo zapięte guziki polo, hm, pomyślała nawet, że może przed chwilą uprawiał seks, ale oczywiście nie powiedziała tego na głos, w końcu nie wypada, zamiast tego do kompletu ze skrzyżowanymi rękoma przygryzła dolną wargę, wcale nie wyglądała jak kretynka, przynajmniej miała taką nadzieję-jest gorąco-stwierdziła, tak że niby o pogodę chodzi. noo i chodziło o pogodę, poważnie.

pomyyyślał sobie o latiszji i o tym, że kiedyś też mu to mówiła, ale latiszja się do niego nie odzywała, czyli się obraził, więc teraz stanął zupełnie blisko zoe i przyglądając jej nosowi, tak z góry, bo był wyższy, powiedziaaaał:
- choodź, zabiorę cię na kolę - uśmiechnął się nawet do tego, ej szkoda mi nate'a w plo, swoją drogą z tymi rodzicami, ale lubię b & c - albo co tam sobie chcesz, nesti też może być.
był dziś średnio kreatywny, więc musimy mu wybaczyć to, co jej zaoferował. uuu u, jutro dostanę laka z historii bo mam pierwszą, a nie wzięłam ćwiczeń do domu </3

ej czekaj, zw! xd

noooo oooo o.

aha, to ten z którym latisza mnie zdradza. żartujęęę. zawsze żartuję.
pokiwała głową, właściwie to miała ochote na coś alkoholowego, albo budyń, ale nie chciała wyjść na jakąś zdesperowaną alkoholiczkę. zamiast tego wyciągnęła rękę i złapała jego ramię, tomi zupełnie przyjemnie pachniał, ale jednakże udało jej się powstrzymać od wtulenia twarzy w jego szyję. naprawdę była niezdesperowana na wszystkich frontach, serio.
-hm, kola brzmi świetnie-oblizała wargi, znowu się jej wysuszały, kiedyś nie umiałam wymówić tego słowa-chociaż to zależy od miejsca, więc gdzie idziemy?

- to zależy co wolisz, no wiesz, mamy do wyboru jakiś pub, klub czy cokolwiek innego, albo albo mój dom, mam fajne mieszkanie i mówię serio - uśmiechnął się unosząc lekko prawą brew w górę - wybór nalezy do ciebie.
przyjrzał jej się dokładniej. zauważył, że miała ciekawe oczy, którym przypatrywał się chwilę.

-sama nie wiem..-okej, jasne, że wiedziała, że nie ma ochotę iść do żadnego klubu, ani nic, ale okej, do niego chyba też nie miała iść ochoty, nie wiem dlaczego, może dlatego, że dwa lata temu na imprezie u tomiego jej kuzyn pieprzył się tam z jakąś dziewczyną i nie miała ochoty tam teraz wchodzić, tutaj następuje emota zwana małe iks i małe de-chodźmy do jakiegoś klubu, dawno nie byłam, w ogóle mają kolę w klubach?
pewnie że mają, hehs, uniosła twarz w górę, czekając na odpowiedź, był wyższy. to dobrze.

- maaają, jasne, że mają zoe - przewrócił ciężko oczami, chyba musiała być ostatnio w klubie, jakoś w średniowieczu, jeśli nie wiedziała, że sprzedają kolę. objął ją ramieniem i dmuchnął we włosy - to idziemy ;x
i zaczniesz, bo lubisz : *

siedziała na chodniku przed wieżą i pisała esemesa do Radwana

przyszedł i nawet zauważył hilary.
- cześć - uśmiechnął się do niej ładniaście.

podniosła się z chodnika. i uśmiechnęła się zalotnie - heej !

pocałował ją w policzek. uśmiechnął sie również ładnie.
- ładnie wyglądasz - powiedział, chociaż przy fontannie jeszcze fajniej :C.

-dziękuję - odparła zupełnie bezmyślnie, myślała tylko o jego ustach które zostawiła po południu przy fontannie. przysunęła się do niego i przytuliła go

i on ją objął, tuląc ją, żeby jej było cieplo.
- nie zimno co? - spytał spoglądając na swój płaszcz. mógł jej dać.

-tylko trochę - mruknęła cicho. bo właściwie o tym nie myślała. podniosła głowę popatrzyła mu w oczy uśmiechnęła się i znowu opuściła głowę

- to masz - zdjął płaszcz, ten ukochany, tak i jej dał.

a ona się w niego owinęła. bo dla niej był dużo za duży. nie to żeby Radwan był gruby czy coś. po prostu hilary była bardzo malutka - dzięki - uśmiechnęła się do ramienia Radwana.

majki kręcił się pod wieżą, konkretnie to po zielonej trawce kilkaset metrów, prawie napisałam kilometrów, przed nią, nie miał kocyka, a to szkoda, więc skończyło się na siedzeniu na trawie od razu, bez niczego, i paleniu hm, skręta. skręt + duzo słońca = upojenie, skręt + dużo słońca = ból głowy następnego dnia. żałował, że nie ma patyczka, coś by popisał. po trawie. nieważne.

a ona przechodziła przechodziła obok niego i szpilka wbiła jej się w ziemię przez co buta zgubiła . zaklęła cicho i usiadła na trawie czyszcząc obcas

-dlatego nie noszę szpilek-wyszczerzył się do niej, wprawdzie to nie był jedyny powod, ale cóż, skąd miała wiedzie, może był transwestytą. tymczasem zgasił niedopałek o podeszwę buta. źle?

- z resztą nie wyobrażam sobie Ciebie w szpilkach - zaśmiała się i przysunęła do niego

-czekaj, to dobrze, skoro się śmiejesz, taak?-hm, mial ochotę na kolejnego skręta, ale dobra, nie upajamy się w towarzystwie pięknych pań-tak w ogóle to majkel[b]

-hilary - odparła . a w sumie nie przeszkadzało by jej gdyby zapalił skręta bo ona też czasem podpalała o ! xD - co robisz w tak ładny dzień na tak nudnej trawie? - zapytała

-palę trawę, spójrz-to takie podwójne znaczenie, wyciągnął zapalniczkę, zippo w hello kitty i podpalał pojedyńcze źdźbła trawy, tej zielonej!

uśmiechnęła się - biedna trawa - powiedziała z naciskiem na trawa

-rzeczywiście, kurwa ała-poparzyl się w palec, który od razu wepchał do usta, jezu biedactwo! zestresowął się i pocałował ją w policzek, wysoko, hej i uciekł, bo mam skrzypce dzisiaj paa

a ona zaśmiała się nerwowo i poszła z trawy. oczywiście ubrała buta którego zgubiła

jednak po chwili wróciła bo czekała na Radwana z jego płaszczem

i podszedł do nieeej xd.

a ona uśmiechnęła się tym swoim hilarowatym, szerokim uśmiechem - hej potworku - mrauknęła ;P

I ona przyszła też, ale się bała trochę wejść,więc zatrzymała się na schodach.

a ona przybiegła i popchnęła ją tak. tak na żarty nie
-bu! - krzyknęła i zaczęła się śmiać


/ps. uznajmy że znają się od dawna bo mi się nie chce zapoznawać

Hajdn zaczęła wrzeszczeć i odwróciła się spanikowana w stronę Lee.
-TY GłUPIA KROWO!Chcesz,żebym dostała zawału i wylewu i spadła z wieży?!




; ok rzal haha

-luuz kontroluję sytuację - wymamrotała. wcale nie kontrolowała bo była z deka upalona zachichotała tylko - haajdę co ty tu robisz?! - krzyknęła na cały paryż

leżał na trawie, nieopodal ukochanej naszej wieży z przymkniętymi oczami, co jakiś czas mierzył wzrokiem platany wzrastające ponad jego głową. zgiął nogi i pomacał trawę obok w poszukiwaniu swojej książki, musiał ją tam zostawić, zrezygnował po chwili i tylko leżał dalej, oddychając miarowo, czego mu narastający nałóg nie ułatwiał wcale.

spacerzył tutaj sobie, ze słuchawkami w uszach, nucąc jakiś tam chopinowski konzert i rozkoszując się piękną pogodą, roślinkami i wciąż zielonymi liśćmi drzew, chrzęszczącymi z każdym powiewem wiatru.

znali się, musieli się znać, może z przedszkola, a lepiej z podwórka, w każdym razie ujrzał swego starego kolegę, martina i pomachał mu nogą, bo nie chciało mu się ruszać ręką, wiemy wszyscy o co chodzi.
-heeeeeeeej,martin.

taaak, znali się, z wakacji, z takiej jednej imprezy, na której o mało co się nie pobili o wolne krzesło, tacy byli na niej upaleni.
- cześć! - powiedział, kiedy już go zauważył, pozwolił sobie nawet usiąść gdzieś obok na trawce. - co tu robisz, opalasz sie czy jak?

-czekam na moją jedyną, największą miłość, nie licz na to, nie na ciebie w tej roli, która przybędzie do mnie w zielonej sukience-on nie był, jak 70% mężczyzn, daltonistą, w sensie, że 70% jest, a on nie, nieważne-a słońce to tylko skutek uboczny.

- aha, to spoko - powiedział, bo co innego miał rzec, nigdy nie czekał na swoją miłość w zielonej sukience, prędzej na panienki w czarnych, obcisłych kieckach czy coś. wyciszył muzykę w słuchawkach, żeby lepiej go słyszeć. - ja akurat nie potrzebuję miłości!

-potrzebujesz seksu, wiem, zgadłem-nawet nie było to pytanie, żadne tam 'zgadłem?' albo 'no nie?'. broń boże, on był pewien, ta samcza zaborność+mózg ich męskości bezpiecznie ukrytej z lewej bądź prawej nogawce.

- może i, ale nie jest ze mną aż tak źle, żebym zaraz miał zaliczać dziuplę w tym drzewie - roześmiał się aż, rozbawiony swoją kreatywną wyobraźnią i zmrużył oczy, słońce go raziło, zaraz też wyjął skądś swoje okulary, jakiż to on zaradny.