wieża eiffla

jezu, płaczę.
-no dobra, nie jest tragicznie, pozostaje pytanie, czy dziś jest jakaś impreza i czy my na nią idziemy-rzekł bardzo poważnie-bo jeśli nie, to chyba się, kurwa, pochlastam-nie potrafił nie przeklinać w tym dramatycznym momencie-naprawdę, muszę się napić i kogoś pocałować. nie patrz tak łapczywie, nie ciebie.

- tak się składa, że jest! - powiedział wspaniałomyślnie po krótkiej chwili zastanowienia. - u żorżi, ma urodziny czy co - a on wcale jej nie znał, po prostu gdzieś o tym przeczytał, nie pamiętał nawet gdzie. - chodźmy tam wieczorem, pewnie będzie dużo miłych pań, które chętnie cię przelecą.

-nie mógłbym zostać księdzem, naprawdę, chociaż, jak zapewne wiesz, mój drogi przyjacielu, moje wnętrze kocha pana jak może!-przeciągnął się leniwie-wiesz, czy żorżi ma jakieś miłe kolezanki, czy też wcale jej nie znasz, ale myślimy o tym samym?

- nie znam! - uśmiechnął się do swoich kolan, wprawdzie jej nie znał, ale ją widział z jeden raz. - na pewno ma koleżnaki, jeśli nie są zajęte, to już są w moich ramionach! - mruknął, jak to facet, samce się prężą,uhu.

uwielbiam tą dwójką<3
-jak ma faceta,hm, to pewnie też, znaczy sam rozumiesz. ty podrywasz na pośladki jak u giorbaczowa a ja na poezję, nie?
wygrzebał z plecaka piersiówkę, z trudem znajdując ją wśród książek.

- nie - zaprzeczył natychmiast. - ty podrywaj na poezję, ja podrywam na chopina i mozarta, one to czasem lubią - stwierdził odkrywczo. - chociaż czasem zachowują się dziwnie, jak wspominam o muzyce klasycznej, nie wiem, dlaczego. przecież seks z klasyką w tle jest fajowy.

-no pewnie. najlepiej, jak jest klasyka+czytanie poezji, wiem co mówię. jezu, martin, jesteśmy straszni, naprawdę.
jakoś niespecjalnie miał wyrzuty sumienia.

- nie straszni, tylko napaleni - poprawił go rzeczowo, całkowicie pewny tego, co mówił. - och i nie tylko my, dziewczyny gadają o wiele gorsze rzeczy.
a ja nie wiedziałam, że już przyszłaś i dlatego tak późno.

a spoko, ja tak znikam i w ogóle.
-to racja, przyjacielu frodo-rzekł z pełną powagą i wyciagnął gu martinowi rękę, w której dumnie dzierżył piersiówkę obitą ciemną skórą, która miała chyba ze dwieście lat i którą odziedziczył po ojcu, chociaż ojca nienawidził, ojciec zaś odziedziczył ją po swym rodzicielu i tak w kółko przez kilka pokoleń.

przyszły, z ann.
- martiiiin, cześć - zaświergotała wesoło i cmoknęła go w policzek - nie przedstawisz nas koledze?
bo martin i ann, naturalnie się znali, skoro byli rodzeństwem.

ujął więc piersiówkę i wypił z niej porządnego dość łyka, nie do końca zdjaąc sobie sprawę z jej wartości moralnej i w ogóle, ale mniejsza z tym.
- i w ogóle to wkurza mnie to, że wciąż gadają tylko o tym, jacy to MY jesteśmy zboczeni, skoro to ONE są. - i tutaj przyszła jego siostra razem z esti, więc urwał szybko. - och, cześć wam. więc tak, nicolas estelle, estelle nicolas, to jest anne - i tu zamilkł, bo nie będę grać sama ze sobą.

- czeeeść nicolas, miło cię poznać - uśmiechnęła się, nawet zupełnie promiennie, odgarniając jasne kosmyki z czoła i wystawiła dłoń w jego rękę.

a anne usiadła gdzieś z boczku, podkulając nogi pod siebie, bo całkiem zapomniała o tym, że miała spódnicę.
- znałam kiedyś jednego nicolasa, ale zaginął w górach - pochwaliła się, jakież to smutne.

jezu, odpisałam a tu dupa;c
-estelle,hm,estelle-powtórzył pod nosem, znał ją z widzenia, a może ze słyszenia, któż to wie, może słyszał jej imię w piosence, albo w wierszu, a może czytał w nekrologu, któż to wie-estelle-rzekł już głośno-mi też jest miło-anne, cześć-anne znał na pewno, z tej imprezy na której poznał i martina. w każdym razie uśmiechnął się do niej przeserdecznie.-drogie panie, potowarzyszycie nam przy tym cudownym trunku?
spojrzał wymownie na swą piersiówkę, taa.

- a zostało tam coś jeszcze? - rzoeśmiała się, pamiętaj właśnie z tej imprezy aż za dobrze, jak nicolas z martinem się upili i pobili o krzesło, na którym tak właściwie siedziała ona. sięgnęła zaraz po piersiówkę, by wychylić łyka i odetchnąć głęboko. - dawno nie piłam - stwierdziła z satysfakcją wymalowaną gdzieś na twarzy.

- ja wczoraj nie piłam. dziś też nie. za to cały poprzedni tydzień to tylko balety. to jest niezdrowe, moja głowa umierała każdego ranka - powiedziała, biorąc jednak piersiówkę od ann.

-umrzemy młodo, wszyscy. czy ta świadomość nie jest straszna?-ponownie położył się na trawie i obserwował uważnie swoje nowe dwie towarzyszki. zmrużył oczy, jak zawsze zapomniał o okularach.

- wiem coś o tym, est - powiedział, uśmiechając się do niej znacząco, wolał jednak nie wspominać o tarzaniu się po tej mokrej trawie. - pijaczka! - prychnął złośliwie, klepiąc ją po plecach. - dlatego to właśnie ona umrze pierwsza.

a ona oparła się na łokciach, podnosząc nogę. miała szczupłe łydki, generalnie była zupełnie szczupła, więc zdmuchnęła z nogi trawę i przygładziła fałdy sukienki.
- nie umrę, złośliwcu - pacnęła martina mocno w prawe udo, marszcząc czoło - ty też umrzesz. za bycie wrednym.

-miłości moje-rzekł, podnosząc się-znikam. widzimy się na imprezie u żanet. żorżi. żii. nieważne, do zobaczenia-machnął dłonią i zniknął,amen.

- ale ja nie piję średnio 300 dni rocznie! no, może 250 - mruknął, kładąc głowę na jej kolanach i zdejmując okulary z nosa. - w ogóle to nie mam skłonności samobójczych ani nic - wyznał, przekręcając się dziwnie w stronę nikolasa. - widzimy sięęę lejter.

zwaliła go z kolan, śmiejąc się perliście.
- ja teeeeż uciekam, obowiązki bycia dziewczyną pana ef wzywają. cześć głuptaki - cmoknęła ann i martina w poliki i poszła też.

anne również uznała, że pójdzie, nie lubiła swojego brata! cmoknęła estelle w policzek i martina też, niechętnie wprawdzie, po czym zabrała dupę i poszła w pole.

i on też poszedłłłł.

szanonek siedział pod wieżą eiffla na trawce, kocyka nie mial, co moim zdaniem było wyjątkowo smutne i przykre na swój sposób też, coby dodać trochę kolorów temu postowi dodam łaskawie, że miał na sobie miłe, zielone polo z rozpiętymi dwoma guzikami i rurki, bo bylo już prawie zimno, w końcu to wrzesień. podobno. zmierzwił włosy i pomyślał, że cholernie chce mu się palić.

a ona sobie siedziała nieopodal. również bez kocyka w swoich bermudach i pradowej kurteczce . gapiła się w chmury i paliła coś nieprzepisowego xD

i teraz zonk, bo szanon jest nieśmiałym chłopcem i wcale nie miał zamiaru zagadywać, bo niby czemu wszyscy moi zawsze mają zaczynać rozmowęę.

położyła się na brzuchu i gapiąc się z niewielkiej odległości na owego szanona uśmiechnęła się szeroko wiedziała, że on nie podejdzie .. zna takich chłopaków .


Ja też zawsze muszę zaczynać ;C

phiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
przyjrzał się więc i jej, dzieńdobry, akurat ją miał na widoku i tak dalej więc z takiej okazji odwzajemnił uśmiech. i tyle?xd

wstała więc i ze swoją typową gracją podeszła do niego na niewiarygodnie niskich trampkach conwersa i kucnęła przed nim
-hej - odparła mrużąc oczy i podała mu rękę

-cześć, nie, nie jestem ułomnym żebrakiem z rumunii - uścisnął jej dłoń, ani za mocno, ani za lekko, chciałoby się aż rzec że normalnie i wyszczerzył się też. - nawet nie z katowic.
he-he.

popatrzyła na niego całkiem rozbawiona tym co powiedział i klapła na ziemię dokładnie w tym miejscu w którym kucała.
-więc skąd jesteś nieułomny żebraku nie z Rumunii? - zapytała i wywaliła gdzieś za siebie skręta . nie żeby marnowała ale po prostu się jej skończył

-zgadnij, piekna nieznajoma - okej, wcale nie wszystkim mówił komplementy od razu, ale hilary wydawała sie całkiem miła.

uśmiechnęła się tak uroczo o . - na pewno nie jesteś z Europy - odparła i poskubała trawę

-niu jork! - zawołał i poszedł, bo mnie wyganiają, he.

zaśmiała się i uciekła też o!

nuciła pod nosem 'ciemno już zgasły wszystkie światła', poza tym bezproduktywnie siedziała po turecku na trawie wymienionej wyżej, paru niedobitków znajdowało się w dalszym niż bliższym pobliżu. znudziło jej się śpiewanie i podrapała się po łydce. koniec posta! niech się znają.

niech się.
nate szedł i szedł i szedł, ciesząc się, że jest ładna pogoda. niedaleko słyszał jakieś krzyki rozpaczy polaków, nie wiem co oni tam robili, ale byli i wyskakiwali z balkonów, przez okna, lufciki, sceneria prawie jak ze strasznego filmu, ale on tego nawet nie zauważył, bo stwierdził, iż te rozczochrane włosy przed nim to otylia, nie ta na jot.
- ottille! - dosiadł się perfidnie, ale to nie tylko jej trawa.

ta na jot czyli samer?
uwaga, a ottille mrużąc oczy przyjrzała się mu, a usiadł niefortunnie i obracając głowę o mało nie skręciła karku! czemuż, och, czemuż nie usiadł naprzeciw?
zreflektowała się jednakże, po chwilowej tak zwanej zawieszce i odchrząknęła, wcale nie mógł od tego ogłuchnąć.
-n e j t. ty żyjesz!
czyli powitanie jak potwora z loch ness.

nie pamiętam już ;d
przygryzł policzek, od środka, zastanawiając się. zmierzwił swoje włosy, bo miał ładnie pachnące i gęste, trzeba korzystać, póki mu nie wypadają.
- i ty też żyjesz - stwierdził spokojnie zupełnie i nachylił się do niej, żeby pocałować ją w oba policzki. miał miłe i ciepłe usta, wciąż jeszcze pachniał kawą.

poprosiła ines do mikrofonu, który miała w kołnierzu sukienki kolorowej własnej, żeby śledziła natalię i uśmiechnęła się do nejta, bo wydawał jej się zupełnie sympatyczny przy gasnącym/zachodzącym już powoli słońcu.
przynajmniej milej niż rok temu, gdy wpadl na nią w bibliotecę i rozsypał jej książki i potem zbierali i tak się poznali, hej!
-dokładnie - obciągnęła sukienkę na kolanach, udach, uda to brzydkie słowo - nawet mam się całkiem nieźle, uprzedzając pytanie pod tytułem co słychać, neeejt, wyrosłeś!
okej, wcale nie.

- wcale nie. i nie mam takich ładnych sukienek jak ty, fiu fiu - stwierdził i podrapał się po brodzie, przyglądając się chwilę jej nogom, niekoniecznie sukience. - to znaczy, pomijając fakt, że nie mam sukienek wcale. - wbrew pozorom. - u mnie też wszystko w porządku, jakbyś pytała. widzisz, widzisz, nawet się opaliłem! :c

-dawno cię nie widziałam i nie potrafię porównać. masz jakieś ślady od hm, bikini? - zainteresowała się jakże żywo, wcale nie wiedziała, że nejt ma już starą żonę xd
ona jak się opalała to co pięć minut sprawdzała ślady od bikini, żeby porównać, poza tym nie wyznawała solarium i miała nieco odbite ślady bikini właśnie. nie znam synonimu. dżodżo mówi na bikini ;opalacz;

ej a co z nią przyjechała czy nie xd?
- od opalacza? nie, opalam się topless.. - wyznał jej, zalotnie trzepocząc rzęsami. - pofarbowałaś wlosy? - spytał, ujmując kosmyk jej włosów w dwa palce, przysuwając ów do swojej twarzy, a raczej oczu, żeby się popatrzeć. wydawało mu się, że poprzednio ottille miała zielone, ale pewnie po prostu był daltonistą, czy coś.

przyjechała tylko na chwilę ale może jutro przyjedzieee booo dzisiaj nie wzieła tabletek xd
zielone miała, bo tak naprawdę jest anią z zielonego wzgórza. a on jest tym grubym chłopakiem co ciągał ją za warkoczyki. znaczy nie był gruby ale zawsze wydawał mi się tłusty.
-topless to powinieneś mieć ślady od stringów, ej, jak się wstydzisz to mów, nejti - zaśmiała się trochę, pomyślała, że nejt ma imię jak ten z gosipgerl i pewnie to od niego wzięli imię i w ogóóóóle - ee, nie, a co?
może jest ruda i nie wie? albo czarna? wzięła aż jedno pasmo i podsunęła sobie pod oczyyy.

omg co za tabletki, xd? gilbert był fajny zawsze się w nim kochałam i jak był chory to płakałam ale mama mi powiedziała, że nie umrze to już nie. ania to była moja ulubiona książka.
nejta też, ale nikomu o tym nie mówił.
- nie wiem, wydawało mi się, że miałaś ciemniejsze, ale to może od słońca.. - chociaż nie był pewien, czy od słońca włosy robią się jaśniejsze, czy ciemniejsze, ale bardziej prawdopodobna wydawała mu się pierwsza wersja. a kwestię śladów po stringach pominął :3

ale był gruby!!!!!! na epilepsję, co wieczór musi braaać. kiedyś poszła ze mną nad stawek i nie wzięła i miałyśmy sekret przed jej mamą!!!!!
-powiedzmy, że rozumiem - usiadła po turecku, nie przejmując się bielizną, bo akurat miała fioletowe rajstopy więc wiesz, a jak nie wiesz to mogę ci wyszeptać na uszko - tęskniłeś, nejti? - nachyliła się też i samodzielnie zmierzwiła mu włosy.

jesteście u pani!!!!!!!!!!!!!
- wyjątkowo - przytaknął, jednak nie mógł powstrzymać ziewnięcia, miał nadzieję, że się teraz nie obrazi ta na o.. - a na pewno bardziej niż ty, bo nawet nie wysłałaś mi kartki urodzinowej - zauważył. on też jej nie wysłał, ale on podał jej swój adres i numer telefonu i numer buta a ona mu nie.

-wysłałam! na pewno poczta szwankowała! - jasne, że nie wysłała, zarumieniła się aż i zamrugała okiem środkowym, strzeliła z palców też zupełnie dramatycznie - rany, nejti, a jeżeli teraz mi powiesz, że cały czas byłeś w paryżu to chyba umrę.

- a czy jeżeli powiem ci teraz, że cały czas byłem w paryżu, to wyjdzie na to, że chciałem cię zabić? - spytał, drapiąc się po kolanie. - ale hm, jeśli się zastanowić, to w zasadzie trochę wyjeżdżałem, więęęęęc nie cały czas..