apartament butterfly.

-ugh-obrzydziła ją wizja penisa obrzydliwego dominika i poszła pod prysznic, a potem poszły spać,cze

obudziła się i poszła na wykłady :d!

a del do siebie :d!

:d! przyszli, bo czemu niby nie mieliby przyjść do niej, skoro nawet zrobiła ładny porządek z rana. znaczy, nie z rana, tylko raczej tak później niż wcześniej. zapaliła światło, odstawiając pusty kubek po koli na szafkę, zastanawiając się, czy może nie zacząc jakiejś wielkiej kolekcji kubków.

knock ziewnąl, wchodząc za nią-muszę zainstalować u ciebie swoją szczoteczkę i wodę kolońską i tak dalej-poinformował ją, ziewając znowu i usiadł, a raczej położył się na kanapie.

- i podusię, lubię tę twoją - zamachała ręką, ściągając kurtkę i buty również, by zaraz wpakować się na kanapę, nie zgniatając przy okazji knocka jakoś specjalnie.

zdjął kapelusz bo nie był żydem i ułożył głowę na jej kolanach, rękawiczek nie ściągał, bo chciał ją udusić, przyciągnąl ją do siebie i pocałował w głowę-śpimy na kanapie, w ubraniach, bo jutro zrywam się o szóstej-poinformował ją i jebnął głową o poduszkę, ale nie spał.

- będzie niewygodnie, czemu o szóstej? - spytała, gramoląc się, przy okazji starając się nie wybić knockowi połowy zębów swoimi rękoma, które same się tak machały, serio. w końcu jakoś jej się udało i nawet nie miała pod nosem jego stópek, które i tak nie śmierdziały!

rozpiął kurtkę i zdjął też i przykrył ich ją-poczuj się jak w lesie, pod szałasem, nieważne, nigdy ci nie powiem, że jutro o szóstej jadę ze znajomym na grzyby za paryż-pocałował ją w czoło i położył dłoń na jej talii, w zasadzie miał ochotę na.......s..........e..............x.............

a ty nie miałaś zaraz iść.........? bo ja tu wszystkich kieruje do spania tylko dlatego.......
- szczerze mówiąc, to nie lubię grzybów, a ty lubisz? - spytała,mrużąc oczki, chciałaby mieć takie klapklap światło, co się zgasza jak się zaklaszcze. albo chociaż takie na mówienie. bo nie chciało jej się dzisiaj już zgramalać z kanapy, a z zapalonym spać nie potrafiła. będzie musiała włożyć koszulkę na głowę.

mama milczy na ten temat to wiesz. - lubię tylko pieczarki. ty lubisz cokolwiek?- unius brwi i podciągnąl jej koszulkę, bawiąć się jej pępkiem, ale nie naciskał, żeby się nie zesikała.

xd.
- ciebie lubię, knock. i truskawki, poziomki, pomidory i dużo innych rzeczy - mogła wyliczać naprawdę długo, jeśliby jej się chciało. zamiast tego odpięła mu dwa guziczki od koszuli, by się nie udusił. nie urwała żadnego.

-ach, fuj, pomidory-westchnął, patrząc na jej dlonie-a kwiaty, jakie kwiaty?

- nie znam się na kwiatach. ale lubię konwalie. i niezapominajki. i tulipany! - ale nie te wymęczone! przytuliła policzek do jego policzka, wzdychając.

-nie wiesz, że od konwalii się zasypia? albo jeżeli masz dużo i idziesz spać, to naewt możesz wpaść w śpiączkę!-zaszpanował wiedzą hehe i pomacał ją po cycuszku.

- nie wiedziałam! - zacmokała, zaskoczona jego wiedzą, pewnie wyczytał w jakimś 'moim ogrodzie' albo 'werandzie', co ukradł od mojej mamy.... - a ty jakie lubisz kwiatki, co? - mogłaby mu kupić w doniczce. kaktusa, na przykład.

nie, dowiedzial się na przyrodzie w szóstej klasie, bo to jest generalnie podstawowa wiedza :d-nie przepadam generalnie za kwiatkami, ale jedliśmy z kolegami kiedyś maki i byly zajebiste, tylko miałem potem płukanie żoładka-wyszczerzył się-mojej mamie się nie podobało, a szkoda. moja mama jest totalnie miła, musicie się poznać.

- taaak, musimy - pokiwała głową i zasnęła, bo oczy mi się same zamykają.

on te ; )

obudziła się o -37434793, by sprawdzić, czy knock się rzeczywiście zerwał o szóstej na grzyby, ale z tego co widziała, to nie, więc poszła dalej spać,z głową przytuloną do jego klatki piersiowej. jego serce biło równomiernie, nie jak moje.

ssiedziała na kanapie czytając "najpiękniejsza parę piersi na świecie" topora, stwierdzając, że naprawdę nie zrobiła dzisiaj nic konstruktywnego i że ma ochotę na jakiegoś drinka w kolorze różowym, najlepiej z parasolką, czy innym fiubździuchem.
EDIT: aha, i słuchała piosenek świątecznych mejd in juesej.

a delilah przyszla stukając po korytarzu BLOKU obcasami i czuła się z tym czadersko, chociaż ogólnie to nie czuła się zbyt fajnie, pozdro elliot i zapukałą, wzdychająć ciężko.

samer rozpierdolili internet.

a wtedy knock się zerwał o szóśtej !1!!!!!!!!!!!111

ojej!
odstawiła do lodówki karton soku pomarańczowo-ananasowego, czytała skład, ale niespecjalnie mogła się skupić, wszystko przez sąsiadów, którzy wpadli na genialny pomysł rozpierdolenia ściany pomiedzy salonem a korytarzem. ale bf już się prawie do tego przyzwyczaiła! poszła otworzyć, miała to samo co wczoraj, bo wczoraj praktycznie nic nie robiła, więc nikt nie zauważy, xd. otworzyła... - cześc, del.

-cześć, ja pierdolę, jakie to wszystko jest popierdolone-pozdro del, rzuciła torebkę na ziemię, bo telefon i tak trzymala w dłoni, notabene uzależniłą się do telefonu, fajnie, serio mogłam jej nie kupować-jezu, co tu się dzieje?

- gdzie? del, nie rzucaj się tak, czego chcesz pić? wyglądasz jak czarownica i to wcale nie komplement. - kazała jej ściągnąć buty, bo steph była dzisiaj sprzątać... i pociągnęła del do salonu.

-nic, masz syf-nie kłam, steph była dzisiaj u jas i sebka, wlazła na kanapę, zdjęła buty i szalik też jebnęła na podłogę-tulus nie odpisuje, to nie wiem, co z nią, boję się dzwonić. kawy? albo nie, soku.

- jezu, i co z tego? - jej bałagan nie przeszkadzał... - może umarła? sid ją zabił? miłośc zabija, xd - przypomniała del i poszła po sok, wróciła z kartonem i dwiema szklankami, siadła na kanapie.

hahahahahaha xd. wzięła szklankę i podstawiła jej pod nos, a raczej pod rękę-jeżeli mówimy o sidzie jako o miłości to chyba rzeczywiście zabija. a miałam jej powiezdieć o sobocie, zapomniałam, jezuuuuuu, jak to nei wyjdzie to popelnie samobójstwo. pokłóciłam się z elliotem, co u ciebie.

- nie zdziwiłabym się, gdyby się na ciebie obraziła, wiesz, wyjdzie na to, że informujesz ją w ostatniej chwili - zauważyła, odgarniając włosy za ucho, by nie powpadały do szklanki, zastanawiała się, po co del macha jej tę szklanką pod nosem, ale skapnęła się, że ma jej nalać... - jezu, o co się pokłóciliście? bił cię? chujowo, knock znowu coś odpierdala a ja nawet nie wiem o co mu chodzi, miał przyjść po uczelni, ale nie wiem, może się obraził. - nie zdziwiłaby się. było jej z tego powodu przykro. :<

-zimno dzisiaj, nie sądzę, żeby się obraziła-upiłą łyk soku, machając stopą, która umiejscowiona była na niskim stołku stole u bf przed kanapą, ale to tylko del-dlaczego ostatnio w naszych kręgach synonimem kłótni jest bicie, to przerażające, nie bił, chyba niefajnie się zachowałam, ale on jeszcze gorzej, nie wiem, nei chce mi się o tym gadać. o co poszło wam?

napiła się z kartonu, miała nadzieję, ze del to nie przeszkadza, poza tym pewnie były już uodpornione na te wszystkie mononukleozy... - nie wiem, to ogólnie jest głupie, bo widzimy się raz na ruski rok, więc wiesz. i trochę mi głupio, że jeszcze jedziemy do tego nowego jorku, kto wie, co on będzie na ten czas robił w mieście? wrr. odzywał się do ciebie, przepraszał? jezu, faceci są jacyś nienormalni - zauważyła wzdychając i oparła głowę o ramie del.

-nie odzywał, ale to niby ja miałam się odezwać pierwsza. oczywiscie że się nie odezwę! jezu, bijef, nienawidzę cię, sama-wiesz-czemu-już jej mówiła kiedyś, więc pokręciła oczyma i oparła w lewo, nei rozlewając, do pozycji leżącej!

- super, nienawidźcie mnie wszyscy, może ja po prostu pojadę do kambodży i będę robiła pranie murzynom, co? - wzięła sobie to wszystko do siebie, skrzyżowała ręce na piersi i dmuchnęła w swoje włosy.

-nie, po prostu nie wmuszaj we mnie jakichś wyrzutów sumienia, że knock ci robi afery, czy ty mu, nie wiem-przewróciła oczyma i się rozpłakałą. żartuję, nie rozpłakała. dziko się pisze na tej klawie.

- wcale tak nie robię - burknęła, podciągając kolana pod brodę, zaraz zerknęła kątem oka na del, wzdychając. - okej, przepraszam, już nie będę. porozmawiajmy o pogodzie, mam nadzieję, że jutro będzie ładniejsza. i pojutrze.

-nie mam ochoty na głupie rozmowy. nie robię żadnych urodzin, mam to gdzieś-złapała szklankę z ponurą miną i patrzyła do środka, nic nie znalazła. możę to i dobrze.

- nie pierdol, del - szturchnęła ją w ramię lekko, bo to były drogie szklanki i gdyby jakaś się stłukła to nie byłoby już tak fajnie. - robisz urodziny i będziemy się na nich bawić jak nigdy dotąd.

-jasne! z jęczącą bijef, którą wiecznie coś boli-wyliczała na palcach xd-z zapłakaną del, której nic nie odpowiada i z pobitą tulus, mmm, wyśmienicie! już nie mogę się doczekać.

- del, rozumiem że nie masz humoru, ale nie musisz go psuć wszystkim dookoła, zjedzmy czekolady, to będzie weselej. - uwaga, bo. bf miała nadzieję, że nie dostanie butem w twarz.

-jezu, najlepiej będę jak sobie pójdę. sobota odwołana-mruknęła i wyszła, anwet zdążyla założyć buty. bo muszę iść jedziemy do bra!!!!!!!!!!!!1111111 będę o osiemnastej lowe.

- świetnie - mruknęła i stwierdziła, że może iść już spać.

nawet jeśli zdecydowałaby się w końcu dzwonić i tak dalej, to chyba niewiele by z tego wyszło, bo telefon jej się rozładował, pewnie rozjebała baterię, poszła spać, więc.

siedziała na łóżku, potem trochę pod łóżkiem, aż w końcu wylazła, by ulokować swój tyłek na kanapie z niezapalonym papierosem w prawym kąciku ust - mama mówiła, by nie palić w mieszkaniu.

zamiast okej tym razem plek, nie trafiam w klawisze, przyszedl wiec i zapukal i to tyle, xd

ona w takim razie poszła i otworzyła, mówiąc przy okazji cześć i wpuszczając go do środka, zrobiła porządek, znaczy nie ona, tylko gosposia.

w zasadzie mial scisniety zoladek i spocone dlonie, bo strasznie sie tym wszystkim denerwowal, a najbardziej sie denerwowal na nia, wiec stal teraz sztywno z dlonmi wbitymi w kieszenie-eehe.

- będziesz tak stał, czy chcesz usiąść, knock? - spytała, mrużąc oczy, może sądziła, że to pomoże jej zajrzeć w głąb jego umysłu, czy czegokolwiek innego, jednak niespecjalnie pomogło, potarła lewą dłonią o prawe ramię.

brzydki ten avatar, sory xd-co? aha, usiade, jasne-usmiechnal sie niezbyt milo, raczej zajebiscie sztucznie i usiadl na samym skrawku kanapy, jakby chciala go pogryzc-w zasadzie chcialem porozmawiac o tobie-nie o 'nas', wybacz mu :c

to zmienie kiedyś tam...... - o mnie? jak to o mnie? - może dostała jakiś spadek, a nie wiadomo czemu knock był jej adwokatem. harold to świetne imię dla prawnika. usiadła również, na drugim końcu kanapy, tak na wszelki wypadek, nie sądziła, żeby z tego wszystkiego miało wyjść coś dobrego :<.