apartament butterfly.

-tak. i o mnie. o tym, dlaczego sie do ciebie nie odzywalem-straszna chwila is coming, odchrzaknal coby dodac napiecia-otoz nie podoba mi sie twoj stosunek do innych ludzi, a przeraza twoja slepa milosc do toulouse.

- ja nie wiem o czym ty mówisz, jaka ślepa miłość, jaki stosunek - mimo wszystko, mimo, że nie wiedziała o czym on mówi, a przynajmniej tak utrzymywała, zakłopotana spuściła wzrok na swoje kolana.

-powinienem dodac otepienie? uch, niewazne, musze isc, jest pozno-wzruszyl ramionami i wstal, skoro nie wykazywala sklonnosci do checi zrozumienia go. naplatalam,xd.

- och, jezu, knock, mógłbyś mi najpierw wytłumaczyć o co ci chodzi, mam się nie spotykać z przyjaciółkami? i rozdać pieniądze biednym? zlikwidować efekt cieplarniany? nie rozumiem o co ci, do cholery, chodzi, uuuch - aż wstała, obijając się kolanem o stoliczek, będzie siniak.

i aż kazała mu spierdalać z tego wszystkiego, xd.

okej, noah z czekoladą dla butterfly, zapukał, opierając teraz ramię o pobliską ścianę. w zasadzie to chyba lubił pomagać ludziom :c.

kochany noaś! bf już ubrana, patrz podpis, poszła otworzyć, zdążyła nawet wypić kawę i uczesać włosy, które nie sterczały już ta paskudnie na wszystkie strony. anyway, otworzyła i uśmiechnęła się, wciągając n do środka. - czeeeeeeeeść!

- cześć bf. to dla ciebie, ponoć poprawia humor - dał jej czekoladę, ściągając buty i bluzę może, więc teraz został w przeuroczym polo, w paski powiedzmy, którego kołnierzyk zaraz poprawił.

- jeju, jesteś kochany. śliczne polo, czego się napijesz? usiądź, wieki nie jadłam czekolady, co słychać? - pociągnęła go za rękę do salonu, lubiła ciągać ludzi, zwłaszcza noasia, pamiętała jak kiedyś poszli do zoo w nowym jorku kiedy odwiedzał ich z rodzicami w ameryce, bo ona przecież ze stanów!!!!, to go prowadziła za łapkę wszędzie i wszyscy się rozczulali, jedno wielkie LOVLY.

- czegokolwiek. kawe już piłem, wiec może, soku, wody - usiadł na kanapie, przyglądając się kuzynce. on ją strasznie lubił chyba najbardziej z całej rodziny i zawsze traktował ją bardziej jak siostrę, a nie kuzynkę - u mnie w porządku mniej więcej. więc mówisz, że brooklyn to siostra chłopaka twojej przyjaciółki, więc chodzi o toulouse, tak? ale mów co się dzieje, bf.

- o toulouse właśnie. może być jabłkowy? - spytała, chwilowo ignorując jego pytanie, głównie dlatego, że poszła do kuchni, po karton soku i dwie szklanki, które zaraz postawiła na stoliku przy kanapie, na której sama usiadła, drapiąc się po ramieniu. - jezu, nie wiem, wczoraj był u mnie mój chłopak, chociaż w zasadzie nie wiem, czy on wciąż jest moim chłopakiem, i powiedział, że nie podoba mu się mój stosunek do innych ludzi. i rzekoma ślepa miłość o toulouse! - westchnęła, łapiąc szklankę. - na dodatek, nie dałam jeszcze prezentu del na urodziny i tak dalej. a jak tam z tobą i brooklyn? chodzicie ze sobą, xd?

- hm, wiesz nawet nie wiem. nie wiem jak ona to bierze i chyba boję się o to spytać, przeciez lata za nią połowa paryża i chyba trochę mi głupio. stosunek do innych ludzi? wiesz o co mu chodziło? to znaczy, czy miał powody ku powiedzeniu tego? - przyglądał się badawczo butterfly, ale nie jak jakiś psycholog, upijając łyk soczku.

- skoro lata za nią połowa paryża, to może powinieneś sobie dać z nią spokój. to znaczy, słyszałam różne plotki na jej temat, o których pewnie wolałbyś nie wiedzieć... - miała tu na myśli między innymi to, że sypia ze swoim bratem. uśmiechnęła się pokrzepiająco do noasia. - hm, nie mam pojęcia co miał na myśli, bo sobie poszedł, pewnie znów będę musiała się z nim umówić na 'poważną rozmowę', czy coś w ten deseń. - i chyba się trochę denerwowała, uu.

a to wszystko przez tuluze! xdxd
- butterfly, nie da się tak z dnia na dzień wymazać jej z pamięci. okej, pewnie nie tylko jej, ale po prostu dużo dla mnie znaczy - i nie chciał już mówić tego, jak uwielbia brooklyn :c - no moim zdaniem twój stosunek do ludzi jest całkiem w porządku, a co z tą miłością? okej, toulouse i jej chłopak pewnie nie są zbyt przykładni, ale to chyba twoja przyjaciółka i nie do niego należy wyznaczanie ci z kim masz się zadawać, a z kim nie.

- też mi się tak zdaje, zwłaszcza, że on sam szlaja się po paryżu z jakimiś rudymi małolatami, psia krew! brooke zawróciła ci w głowie? patrz, niedługo wszyscy będziemy jedną wielką rodziną. ty i brooklyn, toulouse i sidney, ohm, to zupełnie śmieszne. - aż zachichotała, odstawiając szklankę na stolik, o który oparła swoje stopy, czyste i pachnęce!@@!! a i tak nie miała się czego wstydzić, wszystko zostaje w rodzinie i tak dalej.

suzi zaprowadź mnie siusiu :c
- coś mi się obiło o uszy, ahaaa czytałem plotki, ta strona jest totalnie popieprzona. zastanawiam się skąd do cholery oni o tym wszystkim wiedzą? butterfly, porozmawiaj z nim o tym wszystkim, nie pozwól żeby rozpadło się coś na czym ci zależy - a powiedzmy taki noaś raz spieprzył sprawę z pewną dziewczyną, więc miał doświadczenie! połaskotał ją po stopie, xd

okej :<
- nie mam pojęcia skąd wiedzą, ale nie wszystko jest takie do końca wyssane z palca! - kopnęła go w łydkę, rewanżyk. - ty głuptaku, kopnę cię w twoją śliczną buźkę i już żadna brooklyn cię chciała nie będzie! - tak, była do tego zdolna, i know kung fu i tak dalej. - noah, i myślę, że ty powinieneś być jakimś pieprzonym psychologiem, czy kimś takim.... serio.

zasnął xd

ukardła mu natenczas portfel!!!!!!!! albo nie.

toulouse, nieco zmoknięta przyszła i zapukała, uprzednio zdejmując mokry płaszczyk, sori jadłam kolację!

spoczko! bf wygramoliła się z łazienki, gdzie grzebała sobie palcem w oku, sprawdzając, czy mucha jej wpadła, czy to tylko jakieś jej urojenia. hm, chyba raczej to drugie,bo pozamykała wszystkie okna, by nie naleciało jakichś paskudnych ciem! otworzyła toulouse, przeczesując palcami włosy, uśmiechnęła się lekko, wpuszczając ją do środka. - wyglądasz jak kurczak. cześć!

- och, to miłe, bf, cześć - powiedziała mimo wszystko się uśmiechając, piekł ją język, od popołudniowej kawy, poza tym była trochę pijana i miała czkawkę, ale faza jej przeszła, to znaczy, że trzeźwiała. bez zaproszenia poszła do salonu, by rzucić się na kanapę, z ręką przy czole - co za kurewski dzień, o matkooo. jak się masz? co z knockiem?

- to co chcesz pić? serio wyglądasz jak kurczak, znaczy taki mokły. chociaż to chyba inaczej się mówiło. zmokła kura? nigdy nie wiem. - zamknęła drzwi na klucz, nie chcemy żadnych włamań, kradziejów i bandytów, poszła też do salonu, gdzie przykucnęła przy barku. - co chcesz pić, w takim razie? z knockiem? trochę chujowo, delikatnie mówiąc, ale poza tym jest w porządku, w zasadzie boli mnie brzuch. więc mów, co się stało i tak dalej? - spytała, wciąż z okolic barku.

- mój ojciec i jego laska będą mieli dziecko, matka oznajmiła mi, że rodzina rozpadła sie przeze mnie, a sidney ma córkę, uroczo, co? - lovly! - a nalej mi jakiegoś soku, zaraz bede miała kaca, o kurwa. dlaczego z knockiem chujowo, co znów zrobiłaś? - zamrugała oczami w sufit, bo rozjebała się teraz na kanapie.

- ahaha, o kurwa - stwierdziła, biorąc jednak kampari, nawet jeśli ona nie chce, to przecież bf może się napić, a potem poszła do kuchni, by wziąć sok pomarańczowy i dwie szklaneczki. - będziesz miała kolejne rodzeństwo, taa? i sid ma dziecko, hm? skąd? xd - spytała, siadając obok niej, stawiając ten cały sprzęt na stoliczku. - a matką się nie przejmuj, to jakaś wariatka. chujowo, bo tak jakoś, czemu to ja zawsze mam coś zrobić źle? w kazdym razie, chyba sądzi, że masz na mnie zły wpływ.

- no tak, na pewnoooo, możemy się nie spotykać jeśli to ma być dobre dla waszego związku - uniosła obie brwi do góry i złapała soczek - taaaaa kolejne rodzeństwo. a sida dziecko nie wiem skąd pewnie jeszcze ze stanów, no cóż.

- jezu, jak mu się coś nie podoba, to najpierw niech mi powie, o co mu dokładniej chodzi, przecież nie zamknę się w mieszkaniu, tylko dlatego, że nie podobają się mu moje przyjaciółki. to śmieszne, sid nic ci nie mówił? może to taka ściema, może to nie jego dziecko, tylko tak mówi, by sprawdzić, czy od niego uciekniesz? - wątpliwe raczej bardzo bardzo, nalała dla t soku, dla siebie soku z kampari i błyskawicznie wypiła.

- wierzysz w cuda? bo ja juz przestalam, on mnie traktuje jak smiecia, nie chce tak dalej, bf - zwierzyla jej sie bardzo powaznie i ukryla twarz w poduszce, bo znow chcialo jej sie plakac. jedynym pozytywnym akcentem tego dnia bylo spotkanie z elvisem.

pewnie, bo elvis w ogóle jest pozytywną postacią! xd. w każdym razie przytuliła się do jej pleców. - to powiedz mu, żeby spierdalał, albo niech się chociaż trochę postara. po co masz żyć w toksycznym związku! - niech zrobi jak samer dla nejta z punktami!!!!!! xd idę się kąpać, zw.

jasne pewnie przyjdziesz za godzine xd no lowe ,3
- ale ja chyba nie umiem bez niego zyc, z drugiej strony chwilami go nienawidze - zamrugala oczami, myslac sobie, że t nie rozplaczesz sie i podniosla wzrok na komórke by odpisac f na eskę.

i t zasnęła! ;d. a bf została sama z butelką kampari.

więc, podjechali taksówką, bo przecież nie szli na piechotę, a sebastien nie był w stanie prowadzić. - zaprosiłabym cię na herbatę, ale jest zajebiście późno, a ja marzę o łóżku, znaczy, położeniu się do łóżka, poza tym mam burdel w mieszkaniu i tak dalej, ale mam nadzieję, ze jeszcze się kiedyś spotkamy, to znaczy, na bardziej trzeźwo, dalabym ci mój numer, ale to trochę bezsensowne, biorąc pod uwagę to, że bys pewnie zgubił, a poza tym nie pamiętam go, a telefon chyba został w domu, jezu.

- okej, jestem na tyle wyjebany, że nie rozumiem co do mnie mówisz, jak będę chciał to znajdę twój numer, nie bój żaby - pogłaskał ją po włosach i nachylił się, by musnąc jej wargi swoimi, ale tak po kumpelsku, uśmiechnąć się jeszcze łobuzersko, taksa czekała na dole, dlatego pokiwał głową - dobranoc, mam nadzieję, że przezyjesz jutrzejszy dzień - puścił jej jeszcze oczko, a sam ruszył schodami w dół, z rękami wbitymi w kieszenie bluzy, czy czegoś tam, jezu.

pomachała za nim, bo lubiła machać, i poszła do mieszkania, gdzie zaraz legła na łóżko, wcześniej ściągając płaszcz i sukienkę, wraz z rajstopami i całą resztą......

Wygrzebała się spod kołdry i stwierdziła, że potrzebuje świeżego powietrze, umyła się i ubrała, by zaraz wyjść na dwór!

Była już w końcowej fazie robienia spaghetti, czyli było fajnie, miała rozsypany na blacie ser tarty (może parmezan<3) i pomazała się po policzku sosem pomidorowym, czego nie zauważyła. Ale dzielnie sobie radziła, nie poparzyła się prawie wcale.

No to BF siedziała na kanapie, przyglądając się swoim kolanom, bo miała spódniczkę, i stwierdziła, że są chyba zbyt kościste. Co teraz!

nic, przyszedł, zapukał w drzwi nawet, starając się zapanować nad kołnierzykiem polo, bo miał rozpiętą bluzę, ciepło było. jak dla niego. chociaż był mokry, deszcz.

Poszła i otworzyła, wpuszczając go do środka z jakimś 'heeeej', pani Natasza dzisiaj posprzątała, gdy BF była na uczelni, więc wszystko się prawie że świeciło.

robisz postaciąga na ranłeju nowym? aha, wszedł więc, mrucząc, że ładnie wygląda i całując ją w kość policzkową, prawą, ale że miał alfreda to na razie nic więcej, bo musi się ogarnąć. zrzucił buty i odczepił mu smycz. - co tam?

Nie wiem, czy teraz mi się opłaca, wjesz. - W porządku, chcesz herbaty? Dać coś dla niego, wody, czy coś? - Kiwnęła na Alfreda, tutaj przecznicę dalej jest sklep co się Adolf nazywa,xd, zamknęła drzwi, drapiąc się stopą bosą prawą o łydkę lewą. - A u ciebie, hm? - Wypadało się spytać, poprowadziła go do salonu.

i tak zaraz upadnie xd
- nie taaam, nie trzeba. on i tak zaraz pęknie, tyle ostatnio je. i pije. - wszedł na kanapę, pociągnął ją za sobą, na kolana swoje nawet. - hm, a jak u ciebie? u mnie okej, skoro już pytasz. - złapał ją za podbródek, no ale delikatnie raczej.

Wsunęła dłonie na jego brzuszek pod koszulke, bo miał fajny, i uniosła nieco prawy kącik ust, przesuwając językiem po swojej dolnej wardze. Albo górnej. Albo najpierw górnej, potem dolnej. - Świetnie! W końcu nauczyłam się układać pasjansa, hmm. A ty co ostatnio robisz? Też jesz i pijesz?

jej włosy smyrały go po policzkach, ale to miłe, pies poszedł spać na fotelu, co było całkiem niezlym zajęciem, jak na tę chwilę.
- i palę lulki. - dodał, co mi się kojarzy z lulą i się chichram, ale tylko trochę. - więęccc... co mówiłaś o uprawianiu seksu?

Lula lowe. Przekrzywiła głowę, przymykając prawe oko, co łączyło się ze zmarszczeniem nosa. - Hmm, że ten raz na miesiąc niespecjalnie mi wystarcza, wieeesz.. - Bo sory, ale trzeba korzystać, póki jeszcze mogą i są piękni i młodzi. I bogaci.

- nie moja wina, że nieczęsto mam czas ostatnio - no właśnie, wyprężył się i wyprostował, a potem ugryzł ją w dolną wargę, z uniesioną figlarnie brwią. prawą.

- Aach, no dobra, tylko czasami mi smutno z tego powodu, wiesz.. - Westchnęła, by zaraz już nie wzdychać, tylko pocalować Harolda w usta najpierw niby delikatnie, potem już mniej.

przytrzymywał ją w talii, chociaż to nie było potrzebne, może chciał stworzyć przynajmniej pozory panowania nad sytułacją. i całował ja też.

I poszli spać, czy cokolwiek, bo Alfred zaczął szczekać :<

A rano czy kiedyś obudziła się & so on.