anne i martina

- hm, też tak sądzę - wychrypiała, a jej ramiona pokryły się gęsią skórką spowodowanym i bliskością bretha i tym, że mamy październik, a okno było uchylone. przylgnęła więc do niego, gdy już zupełnie rozpięła jego koszulkę, delektując się teraz nagością torsu bretha. postarała się ściągnąć tą koszulę z jego ramion, które musiał sobie opalić przez wakacje, wskutek czego koszula spadła na podłogę i pewnie się pobrudziła.

brethowi natomiast, chłód z zewnątrz wcale nie przeszkadzał, kiedy czuł przy sobie anne. miała tak ciepłą i gładką skórę, że mógłby ją dotykać do końca życia. przesunął opuszkami palców, od jej szyi, poprzed rowek międzypiersiowy, aż do płaskiego brzucha i pocałował, zupełnie namiętnie, ale nie jakoś szczególnie łapczywie. powiem też, że całkiowicie przyjemnie przygryzał jej wargi, nadal lekko smyrając, teraz w okolicach prawej piersi.

jako, że w anne drzemała mała domina, wdrapała się na niego i usiadła na nim okrakiem, dokładniej na jego biodrach, także czuła pod sobą jego, hm, człoooonka, twaaaardego. oparła dłonie na jego ramionach i zaczęła go całować gdzieś właśnie po tym torsie, schodząc w dół, mru.

w związku z tym, że anne miała na sobie spodnie, breth na oślep, bo przecież go całowała, zajął się rozpinaniem jej rozporka, by na koniec przewrócić samą anne na plecy. nie to, że ją wyjebał na podłogę, ale właśnie na kanapę, w miarę delikatnie, bo przecież nie chciał jej zrobić krzywdy. i kiedy już nad nią wisiał, na rękach i kolanach, jedną z dłoni, zsunął jej spodnie, a to nie było ciężkie, mimo tego, iż dużo jadła, na pewno dużo nie wazyła. xd

ej, a anne naprawdę chciała być na górze ;c. w związku tym westchnęła ciężko i cmoknęła go w brodę, mówiąc coś o tym, że jest jej niewygodnie. bo może jeśli przeniosą się do sypialni, uda jej się być w końcu na tej przeklętej górze i wtedy zrobi mu naprawdę dobrze, bo tylko o to jej chodziło, ale skąd mógł wiedzieć, skoro mu nie powiedziała ;x.

no własnie. breth mimo wszystko jest tylko niedomyślnym facetem, w związku z tym, wstał z niej i ułożywszy ładnie na swoich rękach, co było może nawet trochę wyczerpujące, bo sori, ale to nie jakiś tam pudzian, zaniósł ją do sypialni, pytajac wcześniej gdzie to.

- ostatnie drzwi w tym korytarzu - mruknęła, obejmując go za szyję i mając przy tym nadzieję, że martin nie wpadnie w tym momencie do mieszkania z trzema dziewczynami pod pachą. ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi i przymknęła oczy. było jej zdecydowanie tak dobrze, bezpiecznie, chciała, żeby nigdy nie wypuścił jej z ramion... wybacz, to przez te piosenki.

udało mu się nawet dostarczyć ją na łóżko, sam stanął jakoś nad nią tak bezradnie, drapiąc się po karczku. i to tyle, na chwilę sori zaraz się naprawię.

okej, napraw się xd. usiadła na łóżku, chwyciła go za szlufki rurek i pociągnęła na łóżko, ale nie na siebie, bo jak wcześniej wspominałam, miała ochotę dominować. przynajmniej tym razem. tak więc znów udało jej się usiąść na nim, gdzieś w okolicach jego kolan. zajęła się właśnie rozpinaniem paska od jego spodni, ale jakoś nie mogła sobie poradzić z zapięciem, biedna i nieporadna anne ;c.

obserwował, z zadowoleniem jej cholerny zapał, w sumie to bardzo mu się podobała dominująca anne. złapał jej małe dłonie w swoje większy, by odstawić je na chwilę na bok i rozpiąc sobie pasek. zaraz go też rzucił na bok, martin pewnie by się nie ucieszył, gdyby teraz wszedł, ale breth nie chciał myśleć o martinie, miał dużo ważniejszych spraw, na przykład podniecanie się biustem a.

przygryzła dolną wargę, by trochę trzęsącymi się z ekscytacji rękoma rozpiąć jego spodnie i zsunąć je z niego kilkoma bardzo stanowczymi ruchami. szczeliła mu gumką od bokserek, uśmiechając się całkiem łobuzerko i pocałowała go w brzuch, tuż nad gumką od owych bokserek. to były te z myszką miki, które widziała na zdjęciu xd.

pomyślał, że ale siara ma bokserki w myszkę miki, ale nie przejmował się już tym, był bardzo i jeszcze bardziej podniecony faktem iż ręce anne wciąż nie odstępowały jego męskości na zbyt dużą odległość i z tej okazji uniósł się na łokcie, by pocałować ją tez w brzuch.

/ugryzłam się w zęby przez tą myszkę miki xddd.

nie wiem co to była za pozycja, w której się znajdowali, ale okej, anne postanowiła trochę się z nim podrażnić i przesunęła się do góry bardziej, czyli w stronę jego głowy, by znów pocałować go w usta. a prawym udem wpakowała mu się między nogi, żeby było fajniej.

dobrze, że mu nic nie zmiażdzyła i tak dalej, generalnie biedny breth, spragniony już teraz przez nią seksu, po prostu z głośnym westchnieniem odwzajemnił pocałunek, ściskając ją za pośladki. naprawdę było mu wstyd za to bokserki, chyba nawet je wyrzuci, albo bedzie trzymał w szafie, żeby tuluzie nie było przykro.

- faaajne bokserki - mruknęła mu do ust, po czym z powrotem zeszła niżej, przesuwając ustami od jego klatki piersiowej do brzucha. stwierdziła, że uwielbia mięśnie brzucha bretha, które były naprawdę fajnie zarysowane. a przy tym jej włosy ślizgały się tak superosko ekstrasowsko po jego ciele i w ogóle. a anne tymczasem, hm, ściągnęła mu bokserki i zrobiła mu dobrze za pomocą swoich ust, języka i zębów, mru.

jesli mam być szczera za bretha, to on wcale się tego nie spodziewał, więc wielce zaskoczony sapnął, łapiąc ją za głowę, bo pamiętam, że daren kiedyś łapał klodi za głowę. zaznaczę też, że breth nie jęczał, ani nie krzyczał, ale było mu zupełnie dobrze, w związku z tym, zaraz przeciągnął anne trochę na siebie i na bok, by znów nad nią zawisnąć i kiedy udało mu się pozbyć jej majtek, wszedł w nią, na tyle mocno, by doznać wali jeszcze lepszych uczuć, ale starał się jednak nie zrobić jej krzywdy :c

okej, ale na tyle mocno, że anne autentycznie napłynęły do oczu łzy, jednak wcale nie żywiła do niego żadnej tam urazy, raczej wtuliła się w jego idealne ciało i jęknęła. powiem, że anne była wąska! tak więc jęczała sobie z rozkoszy, wcale nie rozdrapując mu pleców. raczej zagryzła zęby.

żeby sobie ich nie wyłamała i tak dalej, choć on w tej chwili sie o to nie martwił, bo poruszając się w niej raczej wolno, przechodził wzniesienie, zupełnie przyjemne i chyba bardzo mu się podobała wąskość? xd anne. kiedy w końcu doszedł, opadł obok niej, bo przecież nie na niej, saopiąc.

stwierdziła w myślach, że breth miał największy sprzęt, jaki zdarzyło jej się widzieć! to pewnie dlatego ją tak bolało, kiedy w nią wszedł, ej, ale kiedy wychodził też. i teraz również. przymknęła więc tylko oczy, starając się nie koncentrować na bólu. ale, żeby była drama, to policzki miała mokre od łez, hihi.

breth w ogóle się wystraszył, bo nie wiedział o co chodzi i tak dalej, sięgnął po swoje bokserki i założył, bo było mu zimno & głupio, choć nadal był zmęczony nic nie mówił.

- przyyytul mnie - poprosiła, kuląc się na łóżku. potrzebowała jego ciepła, a ten se bokserki zakładał, więc uznała, że to chyba najgorszy ruch, jaki mógł zrobić. nie mówiąc już o tym, że mimo tego wszystkiego, miała ochotę na więcej. czuła, jak gdzieś tam po głowie spływa jej kropelka potu.

on czuł się naprawdę, naprawdę głupio, nie wiedział co ma powiedzieć, bo było mu też głupio, pewnie był cały czerwony. i spocony. mimo wszystko, przyciągnął ją do siebie i przytulił troskliwie, jak troskliwe misię, tuliiiimy! <3
- co się stało? - zapytał, to czas na trudne rozmowy.

wtuliła się mocno w jego tors, czując, że teraz właśnie tego potrzebowała.
- nic, naprawdę nic - mruknęła w jego szyję. miał takie fajne jabłko adama. - to nie twoja wina, było mi naprawdę dobrze - powiedziała, bo co miała powiedzieć, że bolało? nienienie.

chciał powiedzieć, że przeprasza, ale to byłoby jego najgłupsze posunięcie, jeśli chodzi o ten dzień, w związku z tym odgarnął włosy anne z czoła i musnął je delikatnie wargami.
- już dobrze - powiedział szeptem głaskając ją po mokrym od łez policzku, wierzchem dłoni.

- postaraj się być tylko delikatniejszy następnym razem, okej? - wymamrotała nieśmiało. nie była pewna, czy go nie urazi tymi słowami i tak dalej, ale anne ostatnio potrzebowała jedynie delikatności, a nie jakiegoś ostrego rżnięcia! najwyraźniej breth potrzebował tego drugiego xd.

tak, bo on był cholernie zadowolony i tak dalej, choć teraz czuł się, jakby ktoś mu wyjebał porządnie w ryj. coś mu się przewróciło w żołądku i to na pewno nie było spagetti. może trochę go tym uraziła, ale przecież w życiu by tego nie powiedział, nie jej. za to powiedział, że może on już pójdzie. drama! <3 bo czuł się naprawdę fatalnie i głupio, skoro jej się nie podobało :c

- nie idź, breth - powiedziała błagalnym tonem, zacieśniając uścisk swoich drobnych i wątłych ramion na jego szyi i przylegając do niego całym ciałem. - przepraszam - dodała też, czując się chyba równie fatalnie co on. nie chciała, żeby poszedł, nie teraz.

on też nie chciał iść, ale co ja mu na to poradzę, że się głupio czuł, ja pewnie tez bym się głupio czuła, ale oczywiście nie mógł pozwolić by anne go przepraszała, bo w gruncie rzeczy nie miała za co.
- nie, to ja przepraszam - powiedział w końcu, słabym nawet głosem, zamykając oczy. nadal ją do siebie przytulał i głaskał delikatnie po plecach, żadnych gwałtownych ruchów. teraz będzie się bał cokolwiek z nią zrobić.

ojej.
w każdym razie anne zdążyła się już uspokoić i wróciła tak jakby do siebie, pocałowała go więc w dolną wargę. wyczuwała, że cały zesztywniał znowu i że pewnie się na nią wkurza, zrobiło się jej przykro. bo to wszystko było jej winą, powinna była po prostu zacisnąć oczy i nie pozwolić łzom płynąć, tyle. tak jej się wydawało, co nie.

breth westchnął, bo coś przeczuwał, że będzie teraz chujowo; nieudany seks, prowadzi do kłótni i tak dalej, a on coś o tym wiedział. carine, jego pierwsza dziewczyna była zachwycona ich pierwszym razem, wiec naprawdę nie wiedział o co chodzi, ale starał się o tym nie myśleć. nie wyszło. westchnął po raz kolejny. nie dotykał jej ani nic, bo się bał, nie mówił też.

przyszli, a raczej przyjechali, już ubrani i w ogóle. anne wcale nie była w sosie w związku z tym całym zajściem, czyli, że była wściekła, ale wcale nie na bretha, bo to nie jego wina. otworzyła drzwi, podejrzewając, że martina znów nie ma i nie myliła się, bo jego ulubione kapcie stały pod ścianą, a kurtki nie było, więc pewnie znowu grzebał po śmietnikach ;x.
- duszno tu! - stwierdziła, a może to jej było gorąco, nie miała pojęcia, w każdym razie zaraz otworzyła okno, wpuszczając do środka trochę zimna.

- mhm, to fakt. muszę napisać do tej idiotki żeby otworzyła okno w moim pokoju, bo jutro tam nie wejdę, zapomniałem o świeczkach - on też nie był w najlepszym nastroju, poza tym pisał też z perlą. chyba potrzebował z nią rozmowy, choć mniej niż poprzedniego dnia - co robimy? jaka pojebana pogoda, prawie tak jak tuluza.
ale żałował swoich słów, przecież tak naprawdę kochał siostrę, bo była najbliższą dla niego osobą, wiec nie powinien tak mówić.

- przestań, breth - powiedziała stanowczo, zdejmując buty z nóg i wędrując z nimi do szafy, by je położyć gdzieś na półce. anne miała dużo butów, tyle, że połowy z nich nie nosiła ani w ogóle nie miała na nogach. - to się przecież zdarza - dodała w obronie tuluzy, bo niekoniecznie spodobał jej się ten słodzio epitet. usiadła na brzegu kanapy, atmosfera kompletnie porwała się na strzępy.

własnie dlatego był zły na siostrę, zły na pogodę, zły na to, że nie wziął sobie szczoteczki, zły na to, że chciało mu się pić, zły na to, że ktoś krzyczał za oknem, zły na to, że anne broniła tuluzę.
- mhm. mówiłem, że ma nie wracać, to nie ona znikąd się pojawia. jeszcze z tym idiotą, widziałaś jak on wyglądał? - okej, według mnie wyglądał całkiem seksy, ale breth jest hetero zazdrosnym bratem - ja chyba się przejdę do jej szkoły i powiem żeby zadzwonili do ojca, bo tak być nie może. nie dość, że już jest głupia, to będzie jeszcze głupsza.
okej, teraz trochę się wyżył i czuł potrzebę pójścia do szkoły siostry, ale chyba nie teraz.

- hejhej, przystopuj - mruknęła, podnosząc na niego wzrok, bo naprawdę teraz już jej się w ogóle nic nie podobało w jego wypowiedzi. - tuluza ma prawo spotykać się z kim tylko chce, poza tym, sid wyglądał w porządku - jak dla niej i dla mnie też całkiem seksy, ale wolała użyć słowa w porządku, żeby nie było! - to tak, jakby martin nagle miał przyjść do szkoły i napomknąć coś o tym, że spotykam się nie z tym facetem, co trzeba, a w dodatku uprawiam z nim seks - przewróciła oczami, łapiąc za kubek kawy, którą pewnie zostawiła kilka godzin temu w pospiechu. kawa już wystygła, więc anne wstała w zamierzeniu takim a nie innym, by wylać ją do zlewu.

teraz był zły już też na nią, więc siedział w milczeniu, ruszając nerwowo nogą. miał ochotę pójść spać, albo chociaż coś zjeść, bo wcześniej jakoś nie było czasu. poza tym nadal nienawidził wszystkiego i wszystkich, ale nie chciał się z nią kłócić, bo wiedział, że ma rację.

okej, jednak odstawiła kubek na ławę, może zbyt głośno, bo z głośnym hukiem dość, na szczęście niczego nie zbiła i wdrapała się na kanapę obok niego, żeby objąć go ramieniem.
- nooo breth, nie obrażaj się - poprosiła, naprawdę się już bojąc, że się obrazi. a zamierzała go przecież przenocować, nie chciała więc obrażonego bretha.

wstał. był jedynie w swoich bokserkach, a okno było otwarte. czyli, że było mu zimno. starając się nie obudzić anne poszedł do kuchni. miał nadzieję, że nie będzie tam martina. nie było. poza tym anne miała dziś iść do szkoły. usiadł przy stole.

miała iść do szkoły na ósmą, jak widać nie poszła, zapomniała (a może i nie zapomniała...) natawić sobie budzika, cieszyła się, że zaspała i ma teraz z głowy! obudziła się, ale nie przez niego, raczej jakoś tak sama z siebie, więc teraz leżała na łóżku z otwartymi oczyma, wgapiając się w sufit. zastanawiała się, czy breth sobie poszedł i ją zostawił! bo takie miała chwilowo wrażenie.

skąd miał wiedzieć, że anne już wstała, siedział sobie, kiwając się na taborecie i przyglądał się okurszkom na stole. poza tym śpiewał angels, bo było mu conajmniej dziwnie.

okej, a anne właśnie prawie spadła z łóżka, ale jakoś sobie dała radę, więc ubrała swoje kapciuszki, narzuciła na piżamkę jakiś szlafrok, bo było jej zimno i powędrowała do kuchni, a tam breth, więc odetchnęła z uglą. podeszła do niego z cichacza, siedział tyłem do drzwi, dajmy na to, by ułożyć ciepłe dłonie na jego ramionach, które pokryły się gęstą skórką i przejechać ustami po jego karku.
- jak się spało? - zapytała, naprawdę uszczęśliwiona faktem, że sobie nie poszedł ani że ona nie poszła do szkoły.

przestraszyła go trochę, ale nie dał po sobie tego poznać. uśmiechnął się za to do cukierniczki, bo właśnie na nią patrzył, by zaraz odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. choć dotyk dłoni anne, ust anne i samej anne, był miły, chciał ją mieć, bliżej? w związku z tym, posadził ją sobie na prawym kolanie, rozszerzając nogi.
- cześć śpiochu. dobrze, zastanawiam się tylko, czy tuluza zgasiła świeczki wczoraj - powiedział, bo właściwie to o tym zapomniał, taki był zdenerwowany. a co jeśli siostrę spalił. uuu - powinnaś iść do szkoły, anne.

- pójdę w poniedziałek, obiecuję - powiedziała, oplatając prawą ręką jego szyję, żeby nie spaść z jego kolanka. wyczuła, że był cały lodowaty. - zimno ci? - zapytała, chociaż wiedziała, że tak, bo raczej dziwnym by było, żeby było mu ciepło, kiedy siedział w samych bokserkach w kuchni wyłożonej kafelkami. anne pomyślała, że chyba powinna włączyć centralne czy coś albo zawołać kogoś do rozpalenia w kominku, jednak jakoś jej się nie chciało. od tych spraw był przecież nie kto inny, jak martin.

głaskał ją delikatnie po plecach, pod koszulką, opuszkami dwóch palców. wskazującego i środkowego. pachniała. ale to był jej indywidualny zapach, do którego już zdążył się przyzwyczaić. gdyby nie to, że było mu z nią cholernie dobrze, pewnie wróciłby do lille. dla nikogo innego nie czuł się potrzebny.
- jakoś przeżyję - powiedział apropos tego, że mu zimno i przejechał nosem wzdłuż kości policzkowej anne - jeśli nie będziesz chodziła do szkoły, będę cię tam codziennie rano zaprowadzał, jak małe dziecko, więc uważaj - zagroził jej, z rozbawieniem w głosie.

- a będziesz mi robił kanapkiiii? - spojrzała na niego spod rzęs, którymi zaraz szybko zatrzepotała. pytanie było oczywiście bezsensowne, bo w szkole mieli lunch, ale anne zazwyczaj i tak nic z lunchu nie brała, bo serwowali niesmaczne jedzenie. smyrała go właśnie palcami po karczku i wdychała jego perfumki, bo nie brali wczoraj prysznika, więc trochę zostało mu na szyi z tego zapachu.

- jasne. tuluza mówi, że robię dobre kanapki. zawsze robię nam śniadanie - powiedział. w sumie to dla niego anne mogła zamieszkać z nimi, ale pomyślał, że tuluza wpadnie w szał, jak się dowie, więc wolał nie ryzykować. poza tym anne jeszcze chodziła do szkoły, to byłoby dziwne gdyby mieszkała ze swoim chłopakiem. chło..... właśnie, przecież nawet nie było żadnych ustaleń i tak dalej. zastanawiał się jak ma się na to zebrać. okej - hm, anne - powiedział, do jej ucha, szeptem - zastanawiam się czy chciałabyś żebyśmy byli parą, no wiesz o fi cjal nie.

tego się nie spodziewała, ale zaznaczę, że było to dla niej całkiem miłe zaskoczenie! oparła lewą dłoń na jego klatce piersiowej, teraz mogła czuć, jak uderza jego serce.
- nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciała - odszepnęła, a cisza była tak cicha(, a masło tak maślane), że jej głos odbił się po kafalkach.

na pewno szybko uderzało mu serce, bo się denerwował. ale chyba już było po wszystkim, toteż uśmiechnął się do jej włosów, które były teraz w pobliżu i ugryzł ją w ucho. albo może trochę musnął po prostu wargami. spierzchniętymi.
- huh, to świetnie, anne - powiedział, otwarcie i pocałował ją, już nie jako anne, tylko jak swoją oficjalną dziewczynę, głaskając teraz jej udo.

nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się do jego ust w trakcie pocałunku, a zaraz przygryzła jego dolną wargę, bo tak jej seksy, a potem przeszła do wersji francuskiej, bo tak jest jeszcze bardziej seksy.
- fan ta sty cznie! - przytaknęła, ześlizgując się z jego kolana, bo niewygodnie jej się siedziało. - co chcesz na śniadanie?