anne i martina

- ja też cię przepraszam, za dzisiaj - powiedział, po czym pochylił się, by pocałować ją delikatnie w usta. piekły go wyrzuty sumienia, to było takie uczucie, jakby ktoś pogrzebaczem przejechał po jego zmysłach, doprowadzając je do szaleństwa. zdawał sobie sprawę własnie, że to, co robi, nie wzmocni ich przyjaźni, ale kurwa! czy to można było nazwać przyjaźnią?
raczej nie.

no pewnie, że nie. z czego oboje podświadomie zdawali sobie sprawę, ale oczywiście udawali idiotów, wmawiając sobie, że to nic takiego,tak? tak. a to nie było nic. to było coś.
-martin, w porządku-lubiła jego imię. lubiła język obijający się o podniebienie przy 'r', opadający do zębów przy 'i' i końcówę 'n', którą zawsze, przez swój francuski akcent, automatycznie zjadała-przecież nic sie nie stało.
pewnie, że nic. szczególnie, że myślała o nim przez całą swoją cholerną nieobecność, zastanawiając się, czy po tej wanaturze w klubie jeszcze w ogóle będzie chciał na nią patrzeć. jak widać chciał.
i zdecydowanie nie patrzył na nią jak patrzy się na przyjaciela.

niechętnie odsunął się od niej, ale przecież nie będą stać w korytarzu. nie chciał zamarznąć na śmierć, choć to może byłoby romatyczne, gdyby umierał w jej ramionach, spoczkoł.
- napijesz się czegoś? - zapytał, siląc się na kontrolowanie swojego drugiego 'umysłu', który to kazał jej się na nią rzucić, przyprzeć do tych drzwi... ale okej, byli przyjaciółmi, tak czy nie? fakt, że się za sobą stęsknili i się przytulali wcale nie musiał niczego oznaczać, prawda? prawda?!

nieprawda!!!
-masz czekoladę?-na tyle przywykła do roli sieroty, że teraz wchodziła w nią bez problemu, nawet tego nie kontrolując. poza tym od herbaty już rzygała, szczególnie zielonej, bo jej matka poiła ją tym świństwem przez dobre parę dni, a jeśli chodzi o kawę, bała się, że nie zaśnie. powlokła się do salonu, jakoś tak na wyczucie, bo u martina była chyba dopiero drugi raz w życiu-jak nie, to napiłabym się kawy, tylko słabej...
najchętniej pociągnęłaby go na siebie i kochałaby się z nim długo, wyjątkowo długo, topiąc się w cieple jego ciała. odgoniła od siebie te, wyjęte żywcem z taniego harlequina marzenia i usiadła skromnie na kanapie, mierząc go wzrokiem.

- okej, niech będzie czekolada - zgodził się. - ale czekaj jeszcze, muszę się ubrać, bo za chwilę zamarznę na śmierć - powiedział, a potem poszedł do łazienki, bo tam zostawił swoje ciuchy, porozrzucane po całym pomieszczeniu. szybkimi ruchami wciągnął na siebie bluzkę, a potem wlazł w spodnie i poszedł do kuchni, zapinając rozporek. hm, to pewnie musiało wyglądać ciekawie w jej oczach, no wiesz, martin, zapinający rozporek. channing tatum zapinajacy rozporek. uu.

mi się bardziej podoba channing tatum ROZpinający rozporek.....<3.
-co u ciebie?-starała się brzmieć tak,jakby mówiła do swojego przyjaciela, chociaż podstawowy w tym wszystkjim problem stanowił fakt, że nie miała pojęcia JAK mówi się do przyjaciela. do przyjaciółki to może jeszcze, zawsze miała ver. ale nie do przyjaciela, za którego nie mogła uważać nawet ljama, który, no cóż, ją pieprzył.
ulala, fuck friends.

gdy już skończył zapinać rozporek, mógł się teraz skoncentrować na wyjmowaniu torebki gorącej czekolady z półki, w związku z czym musiał nawet stanąć na palcach, bo to była najwyższa półka w całej kuchni.
- u mnie, hm, w porzo - powiedział, teraz otwierając szafkę, żeby wyjąc z niej dwa wielgachne kubki. a potem wlał do nich mleko i wstawił do mikrofelki . - chyba nawet byłem umówiony na randkę godzinę temu... - stwierdził, zerkając na zegarek. teraz będzie miał rołsi na sumieniu.

-o cholera-jęknęła. nie, żeby ją to ubodło czy coś. no dobra, trochę ubodło, ale chyba nawet nie była tego do końca świadoma. zwaliła to nieprzyjemne ukłucie w sercu na ciśnienie i zmierzyła go wzrokiem-to idź, nie wiem, przeproś ją i kup kwiatki i coś tam, a ja będę udawała, że o niczym nie wiem-zerwała się, szukając wzrokiem swojej, rzuconej na jakieś oparcie krzesła, ciemnej skórzanej kurtki-a ja zniknę.

stała przed lustrem, robiąc ze sobą ogólny porządek, czyli, że umyła zęby, żeby nie było czuć, że przed chwilą wypaliła chyba ze dwa papierosy, umyła twarz, nawet się pomalowała, podkreślając swoje oczęta. i co najważniejsze, zrobiła porządek ze swoimi włosami, całkowicie je wręcz ujarzmiła, także teraz wyglądała jak człowiek. opiszę jeszcze jej ubranie! więc miała na sobie ciemne dżinsy i zielony golf. czyli, że chyba wyglądała w miarę atrakcyjnie. czeeekała.

przyszedł, miał nawet jakiegoś kwiatka żółtego, to na pewno tulipan dla anne, bo jakaś pani przed uczelnią sprzedawała i mu wepchnęła. był trochę znudzony, pod pachą miał słownik norwesko-francuski, za wszelką cenę chciał umieć wszystkie języki skandynawii :c. zapukał!

szybko znalazła się przy drzwiach, na wszelki wypadek zaglądnęła jeszcze przez judasza czy to breth, czy może nie breth, bo jeśli nie, to pewnie udawałaby, że nie ma nikogo w domu. ale, że to był on, otworzyła z rozmachem, drzwi zarypały w szafę na buty, ale ona zbytnio się tym nie przejęła, bo aktualnie stanęła na palcach i pocałowała go krótko w usta, jeszcze w progu.

- ładnie wyglądasz - powiedział, uśmiechając się ponad jej głową. bo właśnie obadał teren, czy aby na pewno nie ma martina, miał go poznać przecież! - proszę, to dla ciebie - podał jej kwiatka, był ładny, serio serio. wszedł dalej, zamykając za sobą drzwi i pizgając słownik na tę właśnie szafkę na buty.

- dzięki - powiedziała, wąchając przez chwilę kwiatka, a potem szybko wstawiła go do wazonu, akurat miała pod ręką. - przyniosłeś słownik? - zdziwiła się, podchodząc do niego, bardzo bardzo blisko i zarzucając mu ręce na szyję, by spleść dłonie na jego ciepłym karku i przy okazji smyrać go tam kciukiem, miała nie za długie paznokcie, więc na pewno nie zdrapie mu stamtąd skóry.

- kupiłem dzisiaj w drodze na uczelnię, to słownik idiomów, a to najpotrzebniejsze, póki co. chciałbym miec już drugi rok i zacząć się uczyć tego norweskiego - wyznał jej i również splótł ręce, tyle że na jej talii - na którą dzisiaj ta impreza? będziemy tak stać w przedpokoju?

ona tam mogłaby stać w przedpokoju, w kuchni, w salonie, w łazience, właściwie wszędzie, byleby z nim.
- norweski jest ponoć trudny, z tego co słyszałam od kilku osób - powiedziała, przeczesując jego włosy, miał takie miękkie i przyjemne w dotyku, aktualnie cały był przyjemny w dotyku, nawet się ogolił i miał jeszcze w miarę gładkie policzki, co anne zdążyła już sprawdzić, bo właśnie lewą dłonią pogłaskała go po prawym. - nie mam pojęcia, na którą ta impreza, póki co mam już plany na najbliższe kilka minut - mówiąc to, zsunęła obie ręce na jego klatkę piersiową i zaczęła się bawić górnym guziczkiem od jego yyy bluzki. co on miał na sobie?

zaraz sprawdzę pogodę to ci powiem. okej, to miał polo i rurki. no i bokserki. bo buty już zdazył zdjąć. w każdym razie, był całkiem niedomyślny, chyba serio mnie denerwuje, bo on jest jakiś zajebiście nie czuły.
- tak, jakie? - zapytał, z uśmiechem i przeszedł do salonu, by usiąśc teraz na kanapie. zaczął sobie gwizdać, bo on jest debilem, sori.

- bynajmniej niepruderyjne - stwierdziła, idąc za nim. nawet zbytnio jej nie zniechęcił, chociaż oczywiście zauważyła, że breth zaczyna zachowywać się jak ostatnio, ale co ona biedna mogła na to poradzić. usadowiła mu się na kolanach, okrakiem. no bo hej, w tej chwili jakoś nie potrafiła sie na niego obrazić, uważała, że to chyba nie jego wina, że jest niedomyślny. postanowiła sobie nawet, że musi coś zrobić, żeby sie w takim razie domyślił, więc w związku z tym rozpięła guziczki jego polo i zaczęła kontemplować ustami jego szyję, pachnącą perfumami, to pewnie były lacoste, jeśli dobrze pamiętam, chyba, że breth zmienił perfumy czy coś.

ej ja już nim nie gram, wyjadę go na tydzien, bo nie umiem nim pisac musze odpocząc. poszedł bo musiał spieprzać na lotnisko, koniec.

/xd

aha, super ekstra kul.

otóż brethan, ze swoją ciężką walizką, stanął przed drzwiami anne, chwiejąc się w przód i tył. zapukał, ziewając. biedny, biedny zmęczony breth :c.

a anne, całkowicie niewyspana, ale pewnie i tak wyspana bardziej niż breth, zerwała się z krzesła kuchennego, właśnie wpylała śniadanie, może nawet zostanie coś dla niego, jeśli ładnie poprosi. podeszła do drzwi szybkim krokiem, by je otworzyć i jak zwykle walnąć nimi w szafkę od butów.
- czeeeść - powiedziała, powstrzymując ziewnięcie i lustrując go wzrokiem. wyglądał na niewyspanego plus zmęczonego. - jak lot? - zapytała, odsuwając się, by wpuścić go do środka, przecież nie rzuci się na niego, kiedy dźwiga walizkę.

wszedł i postawił walizkę gdzieś w zasięgu wzroku, zamykając za sobą drzwi. zakluczył je też, przecież nie chcemy żeby ich ukradli i z zamkniętymi już oczami schylił się, by objąc anne w talii i przytulić się do jej policzka, a właściwie to włosów.
- fatalnie, nie mogłem nawet spać, co chwilę kazali nam zapinać pasy, przez turbulencje, po dwóch godzinach już w ogóle przestałem je rozpinać. wyspałaś się? okej, wiem, że nie, przepraszam - było mu trochę głupio, że przez niego musiała wstać o tak wczesnej porze, ale no cóż, tęsknił, serio tęsknił i chciał ją koniecznie zobaczyć. t e r a z.

objęła go w pasie, wsuwając ciepłe dłonie pod jego koszulkę, więc to musiało być dość przyjemne uczucie i dla niego i dla niej, kiedy to mogła sobie badać jego plecki. tak cholernie jej tego brakowało, a teraz, kiedy był tutaj, przy niej, odpływała normalnie.
- ty jesteś ważniejszy - powiedziała gdzieś właśnie do jego policzka, by zaraz odchylić głowę trochę w tył i musnąć jego usta. - strasznie mi ciebie brakowało, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo, chyba bym nie wytrzymała w łóżku, wiedząc, że jesteś w paryżu - stwierdziła.

uśmiechnął się do niej łagodnie, miała zupełnie przyjemne dłonie, dla jego pleców, które go swoją drogą bolały, ale nie chciał już narzekać jak jakiś osiemdziesięciolatek. pogłaskał za to anne po policzku, uwielbiał jej gładką skórę.
- kochanie, ja wiem, że mieliśmy robić coś innego i tak dalej, ale chyba napiłbym się kawy, bo zaraz umrę, tudzież zasnę. ta w samolocie to no kofeina, sto procent woda, hm - ale nie ruszał się z miejsca, było mu tak cholernie dobrze, kiedy tak mógł stać ze swoją dziewczyną w jej przedpokoju, że aż przymknął oczy, z ustami na jej czole.

- w porządku, skarbie - powiedziała, również nie mając ochoty wypuszczać go z objęć. raczej nie liczyła teraz na to, że będą robić coś innego, bo widziała, że breth jest strasznie zmęczony i ledwo stoi na nogach, a tu jeszcze miałby ją przelcieć i to porządnie, o nie, to nie wchodziło teraz w grę. - właśnie jadłam śniadanie i mam chyba wodę zagotowaną nawet, chyba, że chcesz z ekspresu? - zapytała, odsuwając się od niego niechętnie, by złapać go za rękę i pociągnąć do kuchni, w międzyczasie pisząc sms.

- z kim piszesz? - zapytał, ale nie zaglądał jej przez ramię, bo właśnie za jej prawym ramieniem trzymał głowę, ale to nieładnie. poruszał się w sposób nieskładny, jeśli mam być szczera, ale przytulał nos do jej pachnących włosów, chcąc się napoić zapachem :c. obejmował ją też od tyłu w talii, by zaraz usiąść na jednym ze stołków - wszystko jedno, może być normalna. jezu, anne - zaczął dyplomatycznie bardzo, nawet jak na niego, otwierając oczy, bo w międzyczasie zdążył zamknąć - tęskniłem. :cx2!

- ja też i chyba dalej jeszcze tęsknię - powiedziała, rzucając komórkę na stół kuchenny. nachyliła się nad nim i pocałowała go w kącik ust, ale zaraz uciekła do czajnika, żeby zrobić mu tą kawę. - piszę z twoją siostrą - mówiąc to, postawiła kawę przed nim, gorącą, świeżą, mocną, czarną kawę. - wiesz co, mam taki pomysł, że, jeśli jesteś zmęczony, to mogę zafundować ci kąpiel z myciem plecków, co ty na to? - władowała mu się na kolana i objęła go za szyję, by po chwili przeciągnąć po niej nosem, napawając się jego zapachem. nie mogła się nim nacieszyć aż.

chyba średnio mógł się skupić na mówieniu, a co dopiero na utrzymaniu w ręce kubka i wypiciu, kiedy anne była obok, ale mimo wszystko złapał go ze stołu i upił duży łyk gorącej cieczy, głośno wzdychając. z siostrą, hm, jaką siostrą? TULUZĄ?
- co ona od ciebie chce? - zapytał, drapiąc się za uchem, kiedy już odstawił kubek na stół. prawa dłoń, nie ta, którą trzymał kubek, powędrowała w okolice jej kręgosłupa, by teraz przenieść się na prawy pośladek - okej, chyba się na to piszę. że na tę kąpiel.

- tajeeeemnica! - wymruczała mu do ucha, którego płatek zaraz przygryzła delikatnie, a potem pocałowała go gdzieś za uszkiem, by na koniec przejechać ustami na jego szyję. - to pij tą kawę, a ja pójdę nalać wody, hm? - uniosła pytająco jedną brew go góry. prawą rękę wplotła gdzieś w jego włosy, delektując się ich miękkością i w ogóle, a wierzchem lewej gładziła go po policzku tylko, niestety, nie po czymś innym. jakoś nie mogła się od niego odsunąć, no po prostu nie potrafiła, w ogóle nie wiedziała, jak ona to zrobi, że znajdzie się w innym pomieszczeniu. chciała, żeby był blisko, w zasięgu jej wzroku, no po prostu zwariowała na jego punkcie.

- hej, mam nadzieję, że jest dla ciebie miła co? chyba się boję wracać do domu, pewnie cały weekend się szlajała, kurwiła i tak dalej..... - pokręcił głową, patrz jakby zgadł, ale nie do końca, bo przecież siedziała tylko w domu. odgarnął włosy anne z czoła, by na chwilę przytulić policzek do jej dekoltu w milczeniu. powiedział też tylko coś o tym, że okej, co do tej wody i że ona pójdzie nalać, nie.

- przestaaaań, tuluza jest w porządku - stwierdziła, pokonując własne pragnienia i odsuwając się od niego, by bardzo szybkim krokiem zawędrować do łazienki. spłukała wannę lanserską słuchawką od prysznica, wstawiła korek, nalała dużo fajnego płynu do kąpieli i puściła gorącą wodę, potem pewnie doleje zimną, żeby b się nie poparzył we wrzątku. wróciła do kuchni i stanęła gdzieś za nim, ułożyła ręce na jego ramionach i zaczęła je masować, bo czuła, że jest spięty i że potrzebuje relaksu. - okej, woda już się leje, potem włączymy jacuzzi i będzie fajnie. wypiłeś już? - miała nadzieję, że tak.

nie wypił, ale hej, jak miał się skupiać na piciu kawy, kiedy jego dziewczyna stała za nim, masowała mu plecki, była dla niego fajna, a jej dotyk sprawiał, że jeszcze bardziej brakowało mu seksu? nic jednak nie mówił tylko przymknął na chwilę oczy.
- mhm, tak wypiłem - odpowiedział po chwili niekłopotliwego milczenia, wstając. poprawił spodnie, a raczej pasek od nich, ziewając, po raz kolejny.

- no to chodź, bo koniecznie muszę pozbawić cię ciuchów - powiedziała, łapiąc go za rękę. stwierdziła właśnie, że kocha jego dłonie, bo są jakie są, czyli brethanowe, tak więc czym prędzej udali się do łazienki. załóżmy, że woda lała się mocnym strumieniem, tak więc 3/4 wanny były zapełnione i anne teraz pochyliła się, wypinając przy tym tyłek, by dolać zimnej wody i jeszcze włączyć bąbelki. przysiadła zaraz na skraju wanny, uważając, żeby do niej nie wpaść, bo byłaby skifa, jakby wpadła w ciuchach, prawda.

uśmiechnął się z nad ekranu komórki do tyłka anne, okej breth nie breth, to w koncu tyłek anne, w dodatku tyłek jego dziewczyny, to prawie jakby był jego samego, tyle, że podniecał go z 84375833 razy bardziej niż jego własny. w każdym razie, kiedy już usiadła, on dokończył tego smsa, zsunął z siebie błękitne polo, pachnące jeszcze stiułardeso i samolotem i pewnie trochę perfumami.
- jutro muszę iść na uczeeeeeeelnie - powiedział, jakby to była prognoza pogody, bo chyba trochę była.

na początku nie dosłyszała, jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego klatkę piersiową, która została właśnie pozbawiona koszulki. nic więc dziwnego, że otworzyła usta, potem je zamknęła, a potem jeszcze raz je otworzyła, by wykrzutusić jakieś "uhm", czyli niekoniecznie inteligentnie. podniosła się z tej wanny, no bo co, czemu on miał się sam rozebrać, kiedy to ona mogła mu pomóc i nie tylko, tak więc podeszła do niego blisko i bez słowa zaczęła się siłować z jego paskiem, by go wreszcie odpiąć, a potem rozpiąc mu guzik od spodni razem z rozporkiem i zsunąć owe spodnie razem z bokserkami.
- o chryste, wyobrażałam sobie ciebie takiego przez cały weekend - mruknęła, bezczelnie wpatrując się w jego krocze.

zaśmiał się, nie wstydził się swojej nagości, bo nie oszukujmy się, ale mathias nie ma się czego wstydzić. przygarnął anne za to do siebie, by teraz ją całując, pozbawić też jakichkolwiek ubrań. po krótkim pocałunku w prawego sutka, sam wsadził ją do wanny by potem też do niej wejść.
- cieeeeeee ee e e e e e epła - stwierdził na głos, aż wzdychając, bo to było przyjemne- on plus anne plus ciepła woda, mru.

okej, co tu dużo mówić, wykombinowała to tak, żeby usiąść między jego nogami, przodem do niego, ułożyć ręce na jego ramionach i zacząć go całować po szyi, bładząc rękoma gdzieś po jego mile umięśnionym brzuchu.
- aha, no jasne, że ciepła - stwierdziła, odrywając usta od jego skóry, potem uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego. - boże, mam teraz raj na ziemi w wannie - zachichotała, biorąc trochę piany na rękę i dmuchając mu nią prosto w twarz, mru.

- jezu, ty jesteś moi rajem, anne - stwierdził, zupełnie poważnie i przyciągnął ją do siebie, by pocałować zupełnie namiętnie. tęsknił za jej językiem, podniebieniem, zębami, ustami, nawet nikłymi piegami na nosie! i co jak co, ale już zapomniał o spaniu, jak mógł o tym myśleć w ogóle, kiedy ona była obok niego, pachnąca, urocza, żądna seksu ;d. przesunął dłonią wzdłuż kręgosłupa anne, by dotrzeć do karku.

przeczesała mokrą ręką jego włosy, także teraz i one zrobiły się trochę mokre. oddała pocałunek conajmniej chętnie, drugą ręką schodząc po jego brzuchu w dół i w dół, by po chwili zrobić mu, och, dobrze, a może i nawet bardzo dobrze.
- a ty moim - szepnęła do jego ust, do których z powrotem się przyssała, zamykając przy tym oczy. ej, jeśli mam być szczera, to ona już prawie doszła bez seksu. - kocham cię - mruknęła, a potem zrobiła mu malinkę na szyi, będzie się mógł pochwalić nią kolegom xd.

mi mateusz jak jeszcze z nim byłam wymalinkował całą szyję z boku, a ja potem przez tydzien w londynie musiałam pudrować, przed tatą. ;d.
ale on się nie przejmował tatą, mamą, babcią, ciocią, siostrą, bratem, niczym i nikim się nie przejmował, bo hej, dlaczego miałby się przejmować, kiedy było mu teraz zupełnie doo-o-oobrze, z nią, a właściwie to z jej ręką, więc nie chcąc jej się na nią spuścić, przetegował anne do innego sektoru wanny, by silnie w nią wejść! mocno, nie silnie.

miała nadzieję, że się nie potopią, kiedy to oplotła jego biodra nogami i gładziła go delikatnie po plecach, oddychając nierówno i płytko, pojękując też cicho jakieś "o-oooch bree ee e e th". dostała orgazmu naprawdę natychmiast i to takiego, że jeeeej, mogła zaliczyć ten seks do jednego z najlepszych, a właściwie najlepszego. no bo sory, jak ja bym miała takiego mathiasa w wannie i jeszcze bym to z nim robiła, to też bym chyba od razu doszła, chociaż nie wiem ;x. całowała go gdzieś po brodzie, niespecjalnie już kontaktując z otoczeniem, z czymkolwiek, nawet ze sobą samą już nie kontaktowała. i pomyśleć, że marzyła o tym przez cały weekend i że było tak idealnie, nic nie mogło im zepsuć tej chwili.

zasłabł.















i zemdlał.


















żartuję ;d. doszedł też bardzo przyjemnie, w sumie dopiero kiedy opadł z powrotem na swoim miejscu, z zamkniętymi oczami i głową odchyloną w tył, odczuł dopiero zmęczenie. przyyyyyyyyyyyjdź martina.

nie ma go, jest u szopi, gdzie od trzech i pół miesiąca razem z natali robimy dramkę ;c.
- będę teraz miała wyrzuty sumienia, że cię wykorzystałam seksualnie, kiedy jesteś taki niewyspany i w ogóle - powiedziała, zabierając się do namydlania jego klatki piersiowej i ramion. ej, i naprawdę teraz miała wyrzuty, chociaż seks był taki przyjemny, tak serio przyjemny, że aż nie mogła wyjść z podziwu. - nie wiem, skąd wziąłeś siły na seks i to jeszcze taki porządny - dodała, po czym pocałowała go przelotnie w usta, wilgotnie i miękkie, czyli takie, jakie uwielbiała.

to oni nigdy się nie spotkają i jezu, mam pomysł na laskę. ;x to wtedy wieczorem moze bo bede na troche przed impreza, a n i s ida na kawe.
- daj spokój, nie miej wyrzutów sumienia, w zasadzie trochę się ożywiłem - i sięgnął komórkę, z pralki powiedzmy, bo perla pisała, kiedy on był zajęty czymś innym, a teraz mógł jej odpisać.

a kto to n i s bo już wariuję i nie wiem o co łaziiii.
- kurwa, jak upuścisz tą komórkę, to nas zabijesz - powiedziała, nie, żeby się tym specjalnie przejmowała, ale uważała, że to trochę głupi pomysł z pisaniem sms w wannie, no ale okej, śmierć w wannie to całkiem romantyczna rzecz. odsunęła się trochę od niego, na drugi koniec wanny, żeby umyć mu nogi, o ja, dzisiaj anne miała jakiś dzień dobroci dla zwierząt albo co. pocałowała go właśnie w duży palec u nogi, licząc na to, że breth nie ma grzybicy, że się myje codziennie i w ogóle.

okej, już wiem kto, spoko xddd.

noah i sophie.
to, że umyła mu nogi brzmi okropnie, to znaczy breth się mył i w ogóle, ale ja nienawidzę czyichś stóp, nawet stóp kuby. ;d
- nie upuszcżę, spoooko. wyjdźmy już i chodxmy spac, albo przynajmniej leeeżeć - i ziewnął, bo jego zmęczenie wróciło. no sori, przez siedemdziesiąt dwie godziny, przespał tylko cztery, a to raczej niedużo.

- okej, chodźmy więc! - powiedziała, wychodząc z wanny. sięgnęła po swój ręcznik, którym to się zaraz owinęła, a potem poszukała czegoś dla niego, bo przecież nie będą się wycierać tym samym ręcznikiem, bo zero z tego frajdy. rzuciła jakiś na pralkę, okazał się żółty i z kubusiem puchatkiem, jak fajnie, też taki miałam kiedyś. anne było trochę zimno, kiedy to wyszła z wody, takiej doprawdy ciepłej na te łazienkowe płytki, ochlapując wszystko dokoła. - ja będę leżeć, ty możesz spać, zrobię ci jakiś miły masaż pleców, bo cały czas jesteś okropnie spięty.

pokiwał głową i wyszedł również na te kafelki. wytarł się i poszedł do przedpokoju, by tam ukucnąc nad walizką i zacząć wertować ciuchy w poszukiwaniu czystych bokserek.
- najchętniej to bym zasnął i sie nigdy nie obudził, nigdy więcej nie pomagam ojcu, o nie - pokręcił stanowczo głową - poza tym, ktoś musi powiedzieć tuluzie, że ojciec ma nową kobietę, to znaczy po raz pierwszy od kilku lat i pewnie znów będzie dramatyzować.