anne i martina

- brawo, że zauważyłeś - powiedziała, przytulając się do niego, jako, że została do niego przytulona, co nie. ej, stwierdziła, że do życia nie jest jej już nic więcej potrzebne prócz jego mięskości, ale to nie wchodziło w grę z powodów wyżej wspomnianych, więc tylko jeździła dłonią po jego plecach w tę i z powrotem, usiłując się przy okazji doliczyć kręgów, ale jakoś nie mogła się skoncentorwać. - a ty też jesteś mokry. a przynajmniej masz mokre plecy.

nie wiem jakim cudem, skoro leżał tutaj dobre pół godziny, ale ten fakt pominiemy, on tez pominął. za to nie pominął francuskiej wersji pocałunku, stwierdzając, że cholera uwielbia język, podniebienie, zęby, usta, nos, oczy, głowę, wszystko uwielbia w niej i że to niemożliwe, żeby ktoś tak mu zawrócił w głowie.
- jezu, anne to niemożliwe, że ktoś tak jak ty zawrócił mi w głowie - powiedział, kiedy już się od niej odessał, choć to brzydkie słowo.

- wydaje ci się! - powiedziała tak jak uważała, bo tak własnie myślała. w ogóle to jeszcze myślała też o tym, że pewnie próbuje ją zaciągnąć do łóżka, się znaczy, w łóżku już byli, ale wiesz, o co mi cho. ziewnęła więc dla pokazówy, niby, że była zmęczona. ale jeśli mam być szczera, to serio była. - albo może to jakaś początkowa faza związku czy coś, jeszcze będziesz miał mnie dość, zobaczysz - powiedziała, muskając ustami jego brodę, chociaż miał strasznie kujący zarost.

- to się jeszcze okaże - powiedział, bo dlaczego miał jej słodzić, skoro był zły, poza tym jutro ten wyjazd, a rano musiał jeszcze wziąć jakieś rzeczy.

- aha, okaże się - powtórzyła za nim sennsie, niezupełnie już kontaktując i zasnęła, zanim zdążyłaby machnąć na ten okres i dała się mu przelecieć, bo tak ładnie pachniał.

więc tak, anne razem z brethem wrócili z lille, gdzie wcale się ze sobą nawet nie pieprzyli, bo anne miała dalej ten okres, który non stop przeklinała, ale wcale nie powiedziała o nim brethowi! to znaczy, dzisiaj jej się już skończył, żeby nie było, bo ile ten okres może trwać. i teraz anne otworzyła im drzwi, wniosła swoją lekką, miłą, podróżną torbę i postawiła ją przy ścianie, by zacząć ściągać buty z obolałych stóp. potrzebowała masażu, dokładniej to stóp i miala cichą nadzieję, że uda jej się wykorzystać brethana, ale narazie milczała, a właściwie to nie, nuciła swoją ulubioną, fhrancuską piosenkę, jakąkolwiek chcesz, bo żadnych nie znam!
- huh, nie ma to jak w domu! - powiedziała, świadoma tego, że breth nie był u siebie i na pewno nie czuł się jak w domu.

breth był nadal zaspany po nocnym chlańsku, że to tak brzydko nazwę, więc teraz ziewnął potężnie, siadając na swojej walizce. chętnie jeszcze na trochę zostałby w cannes, poza tym chciało mu się seksu, ale skoro anne od kilku dni go odpychała, to cóż na to poradzić. bo skąd on mógł biedny wiedzieć, że anne ma okres, hę.
- mhm - przytaknął tylko niemrawo, zastanawiajac się jak rozmowa ojca z tuluzą i miał trochę wyrzuty sumienia, że na nią doniósł, no ale sori, martwił sie.

spojrzała na niego mrużąc oczy, bo w mieszkaniu było tak dziwnie jasno, kiedy zaświeciła światło i jeszcze w dodatku podwinęła żaluzje, odsłoniła zasłony i inne takie. zauważyła, że wygląda na nie w pełni kontaktującego ze światem. cieszyła się, że tak się nienapierdzieliła jak on i że teraz nie ma takiego potężnego kaca, bo przeszło jej już rano, breth miał miłe koleżnaki, z którymi się dogadywała!'
- wyglądasz, jakbyś miał zasnąć tu i teraz - powiedziała, podchodząc do niego i czochrając mu włosy, ma takie fajne na tym avatarcze. mimo wszystko nadal miała nadzieję na masaż stópek!!

pokiwał głową, zdejmując buty, bo chyba nie będzie stał w przedpokoju, a przynajmniej miał nadzieję, że anne go nie wypierdzieli. sam sobie jeszcze bardziej poczochrał włosy, by przejść do salonu i rzucić się na kanapę. przodem. bo przeciez normalnie, to już by ją głaskał po cyckach, czy coś, ale znudziło mu się to, ze on próbuje, a ona na to ma wyjebane, cnie.
- bo chętnie bym zaaasnął - poinformował ją, słabym głosem. a jutro jeszcze trzeba iść na uczelnię!

poszła za nim i stanęła za kanapą, opierając się o jej oparcie, także teraz patrzyła na niego z góry i nie mogła się oprzeć, by się nie uśmiechnąć, bo wyglądał tak całkiem niewinnie, chociaż ostatnio ciągle próbował zaciągnąć ją biedną do łóżka, co mu się niestety nie udawało, hihi, dobrze mu tak!
- mam cię jakoś ożywić? - uniosła jedną brew do góry w pytającym geście, po czym odgarnęła lewą ręką włosy na plecki, bo ciągle jej do przodu leciały.

- a co mi zrobisz? kawę? czy nie wiem co .. ... .... .... .. - bo przecież nawet nie myślał o seksie, już się przyzwyczaił do tego, że bedzie musiał chodzić na kurwy ;d jak mu sie bedzie chciało ruchać, pozdro dla niego. nie odwracał sie tylko wachał poduszke.

boże, anne wprost nie posiadała się z radości, że wreszcie skończył jej się okres i że ubrała te fajne, koronkowe stringi, które dostała od swojego byłego byłego byłego, czyli nie sama ani nie żeroma!
- phi! kawę! - prychnęła, obchodząc kanapę i siadając na jej brzegu, dokładniej gdzieś w okolicach kolan bretha. zastanawiała się czy rzucić się na niego i rozebrać go w trzy sekundy, czy może lepiej z nim się najpierw podroczyć. biedny on, bo wybrała to drugie.

- okej, kawę w zasadzie możesz zrobić - stwierdził sucho, przekręcając się na plecy. założył rękę na oczy, wiesz w jaki sposób ja tak zawsze śpie. okej, dziś nie spałam. noale, założył, zginając nogi w kolanach, było mu zimno, powinna zaproponowac kocyk.

- breth - westchnęła, trochę zrezygnowanym głosem, bo zaczynała się już na niego wkurwiać. miała ciepłe dłonie i skorzystała z tego faktu, wkładając mu jedną z nich, może prawą, pod koszulkę, by go posmyrać, bo faceci lubią jak ich się po plecach smyra i ja też lubię, chociaż nie jestem facetem. nachyliła się też trochę i pocałowała go w karczek.

- no? - zapytał, nie załapał westchnienia i tak dalej. poza tym, on też się na nią przez te dni nerwował, więc niech już nie będzie taka zła, mogła mu powiedzieć przecież, że ma okres. nie mówił nic więcej, ani też nie robił, ale ręka anne pod jego bluzką była zupełnie miła. :c

- zrób mi trochę miejsca - powiedziała tak raczej prosząco, bo chciała się położyć obok niego i się przytulić, a przy okazji pomacać go trochę po tyłku i sama też dać się mu pomacać. a jej dłoń w skupieniu zataczała teraz fajne koła na jego lewym żebrze. a poza tym, zmieniając temat, to anne również było zimno i nagle poczuła się bardzo odepchnięta, jakby to była jej wina, że nie mogła mu dać się przeruchać, chociaż naprawdę bardzo by chciała. uznała, że chyba powinna mu była powiedzieć o tym okresie, ale było już po ptakach.

no właśnie, powinna była, a tak to on czuł się odrzucony, a przecież by zrozumiał. przesunął się za to bliżej oparcia, w końcu zdobywając się na jakieś słowa.
- jezu, anne powiedz mi co jest nie tak, że przez cały weekend masz mnie gdzieś, hm? - zapytał, w końcu, podnosząc się aż do pozycji siedzącej.

teraz zrobiło jej się naprawdę przykro, że tak to odczuł. anne nie miała pojęcia, że breth potraktuje cała sytuację w ten sposób. karciła siebie w duchu za to, że nie powiedziała mu o okresie, wtedy nie byłoby tego całego gówna i ponurej atmosfery.
- wcale nie mam cię gdzieś! - zaprzeczyła szybko, chociaż dosłownie to bardzo chciałaby mieć go gdzieś ;q. przysunęła się do niego bliżej i oparła głowę na jego ramieniu, wdychając perfumki. - dlaczego tak sądzisz? - zapytała, bo może wcale nie chodziło mu o seks, może o coś innego.

- okej, nie rozumiesz? za każdym razem, kiedy się do ciebie zbliżałeś, to ty mnie odpychałaś, hm? - nie licząc tego razu wczoraj, kiedy śpiewał jej aaaaaleeeeluuuuuja, ze szreka jak wrócili do domu, po imprezie i wsadził jej rękę, w krocze. to było cholernie zastanawiające, przecież kiedy tylko jego ręka powędrowała tam ona od razu cała sztywniała.

- och - westchnęła i aż się roześmiała, że chodziło mu tylko o to, a nie o wtedy, jak po pijanemu flirtowała z jego kolegą przy basenie, ale pewnie na szczęście tego nie widział. fart! - breth, miałam okres - wyjaśniła. poczuła ulgę, że tak łatwo może to wytłumaczyć, chociaż czuła wyrzuty sumienia z powodu tego a nie innego, że breth czuł się przez nią odrzucony. - ale dzisiaj już nie mam i jestem pewna, że jeślibyś się chciał do mnie zbliżyć, to raczej bym cię nie odepchnęła - dodała, żeby dać mu do zrozumienia, że ma na niego ochotę!

okej, teraz było mu trochę głupio, jasne, okres, czemu wcześniej na to nie wpadł, breth idiota, przecież anne była kobietą, a w zasadzie to jeszcze dziewczyną, a to się u nich zdarza, czy tego chcemy, czy nie.
- aha. przepraszam, ale skąd mogłem wiedzieć? mogłaś mi powiedzieć, na pewno dałbym ci spokój - okej i widział to nad basenem, ale teraz kiedy wszystko było już jasne, objął ją ramieniem, wsuwając dłoń pod jej koszulkę. głaskał delikatnie opuszkami palców jej skórę, którą tak uwielbiał. poza tym, on nie był już jakimś głupim, zazdrosnym o wszystko małolatem, sori.

teraz wcale nie było już jej zimno, przeciwnie, zrobiło jej się cholernie gorąco, tak gorąco, że chciała z siebie i przy okazji z niego zrzucić wszystkie ciuchy, ale zamiast tego tylko, a może aż, położyła mu dłoń na kroczu.
- nastęnym razem ci powiem - powiedziała, a właściwie wychrypiała mu do ucha, poruszając teraz miarowo ową dłonią w górę i w dół, na lewo i na prawo! - ale póki co, mamy przed sobą miesiąc gorących nocy - dodała, po czym pocałowała go przelotnie w usta.

- okej miesiąc, jakoś to wykorzystamy - a to jakoś, znaczyło nie mniej nie więcej tyle, że teraz coś w nim się poruszyło, a drugie coś raczej zesztywniało, zobacz jak ona na niego działa. momentalnie polubił ją całą, bo to było miłe uczucie, kiedy robiła w górę i w dół, na lewo i na prawo! . nie mógł się tylko troszkę skupić, ale wsunął dłoń, tę którą wcześniej trzymał na jej plecach, pod stanik by krążyć palcem wokół sutka. to była pierś lewa!

ej, właśnie zeszytwniał jej przez to lewy sutek, prawy zresztą też, w gatkach dostała chyba kisielu, co sprawiło dodatkowo, że serce zaczęło bić jej tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z żeber i wylądować na klatce schodowej, uprzednio robiąc dziurę w drzwiach.
- mhmhm - udało jej się wymruczeć, przymknęła oczy, delektując się jego dotykiem, który przyprawiał ją o zawrót głowy. postanowiła się jednak za wszelką cenę skoncentrować, żeby odpowiedzieć jakoś sensownie. - mam nadzieję - mruknęła tylko, mimo swoich starań nad skleceniem dłuższego zdania. jej lewa dłoń wykonywała coraz to bardziej zaawansowane ruchy, aż w końcu, anne, całkiem zdeterminowana, zręcznie rozpięła mu guzik od spodni i rozporek, by wsunąć mu ją do bokserek i zrobić dokładnie to samo, co przedtem, tylko, że teraz było fajniej, żywe ciało dużo dało.

jasne, że dużo dało, ale breth nie chciał jej się spuścić w rękę, to mogło być nieprzyjemne, jak na ich stadium związku, bo hermjona na przykład łykała spermę drako, w opkach. ale anne nie była hermjoną, tak więc, kiedy już całkiem mu stanął, nie zegarek tylko prącie, ale to stanęło nie stanął okej, z łatwością przewrócił anne na plecy, by umiejętnie zdjąć z niej koszulkę, razem ze stanikiem i teraz strasznie fajnie i hot wylizać jej sutki.

jęknęła, bo jego język doprowadzał ją do szaleństwa. zresztą, nie tylko język, on cały razem ze swoim sprzętem! ściągnęła mu spodnie razem z bokserkami, jako, że wcześniej już rozpięła mu to wszystko co tam trzeba było rozpinać. a teraz, trzęsącymi się z podniecenia rękami rozpinała guziczki od jego polo, by przyciągnąć go za chwilę do siebie za kołnierzyk gwałtownym ruchem i przyssać mu się do ust, a potem wpakować mu język do buzi.

mru. polizał ją po podniebieniu, z tego wszystkiego, by teraz i ją pozbawić majtek, ale sori nie mógł już dalej, bo był cholernie podniecony i nie zważając na to, że miał na sobie skarpetki, wmanewrował w anne, pamiętając o tym by być raczej delikatnym.

problem w tym, że ona wcale nie miała ochotę na żadną tam delikatność, pragnęła go tak bardzo, że całą sobą chciała, żeby ją po prostu. hm, przerżnął, hihi! tak więc rozkraczyła się najbardziej jak mogła, chcąc więcej, o wiele więęęcej i z tego wszystkiego zapomniała się, także przygryzła mu dolną wargę do krwi, będzie miał blizny pewnie i się na nią obrazi! aha, dodam jeszcze, że napierała na niego całym ciałem i wypinała bioderka do przodu!

a on był tak kurewsko spragniony seksu, że widząc jej ojej chcenie też, po prostu rżnął ją ostro, ale nie aż tak boleśnie, sapiąc ciężko w jej prawego sutka, a z drugiej strony, pewnie by go wylizał, gdyby nie to, że musiał wylizać swoją krew, pozdro anne.

ej, i tak ją posuwał, że aż kanapę przesunął!!!!! a anne jęczała głośno, bardzo głośno i miała orgazm nad orgazmami, chociaż czuła, że coś jej kapało na sutka i pomyślała sobie brzydkie rzeczy, ale nie miała zbyt wiele miejsca w swoim mózgu teraz na myślenie. wspominałam już, że przymknęła oczy? jeśli nie, to właśnie je przymknęła, a właściwie to wręcz zacisnęła powieki, wykrzykując jego imię. sąsiedzi dwa piętra wyżej pewnie to słyszeli ;q.

ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy. breth, całkiem spełniony opadł na kanapę, to znaczy pewnie by opadł, gdyby było trochę miejsca, a tak to spierdolił się na podłogę, mówiąc nic mi nie jest. jasne, był zdyszany, to co mu mogło jeszcze być. i miał przegryzioną wargę.

żeby być miła, to też spadła na podłogę, prawie że lądując na nim, ale na szczęście nie uszkodziła go jeszcze bardziej.
- jezu, przepraszam za to - mruknęła, cała zasapana, bo się serio zmęczyła, kapując już teraz, co to było to mokre, co jej po sutach kapało. cmoknęła go w kącik ust, bała się w tą wargę, pewnie go bolała.

zdążył już się uspokoić, toteż teraz uśmiechnął się luźno.
- w porządku, masz plaster, czy coś takiego? - bo krew mu nadal leciała, bolało, ale nie czuł potrzeby publicznego opowiadania o tym. zmacał ją za to po tyłku.

- gdzieś powinny jakieś być - mruknęła, chociaż niezupełnie wiedziała, gdzie i jakie, ale ten fakt pomińmy, pewnie leżały u martina pod łóżkiem razem z paczką prezerwatyw zakupionych hurtowo w makro. - zaraz poszukam - powiedziała, mimo swoich słów wcale nie ruszając się z miejsca, zamiast tego raczej przekładając mu nogę przez biodro, wiesz, o co cho i wtulając twarz w zagłębienie przy jego szyi. czuła się tak dobrzeee! kciukiem otarła mu tą krew, czuła się serio winna tej wardze, teraz nie będą się mogli całować!

no jasne, bo będzie go bolało, biedny breth. ale on nie czuł się tak pokrzywdzony, raczej spełniony, bo kiedy była blisko, wszystko stawało się jakieś weselsze? okej, przyjemniejsze, zajebistsze i w ogóle. mało brakowało, a by się jej oświadczył, ale tylko pocałował ją w głowę.

- chodźmy spać, jestem serio zmęczona, a jutro muszę wstać na ósmą do szkoły - powiedziała, kierując się bardziej rozsądkiem niż własnymi uczuciami, które kazały jej zrobić mu jeszcze loda, ale jakoś niespecjalnie teraz miała na to wenkę. wypełniało ją szczęście, kiedy tak mogła beztrosko wąchać jego szyję, wdychać jego zapach i bóg wie co jeszcze.

- okej, odprowadzę cię i może po ciebie przyjdę, jeśli nie będę miał żadnych zajęć - a on nie lubił opuszczać uczelni, był pilnym studentem, toteż schylił się po bokserki, ale nie zrzucił jej z siebie.

siedziała na kanapie z kubkiem parującej kawy, przerzucając bezmyślnie kanały w telewizji. trafiła na jakiś dziwny film dokumentalny o indianach czy też indianinach? i się w niego wczuła. zerkała w międzyczasie nerwowo na zegarek wiszący gdzieś na ścianie, breth się spóźniał.

okej, załóżmy, że anne zagrzebała się gdzieś u siebie w pokoju, będąc w dość ponurym nastroju, także martin miał spokój. sterczał właśnie w swojej garderobie, wybierając sobie polo, miał duży wybór, więc chwilę mu to zajęło. czekał na szopi, oczywiście.

no to się doczekał, tylko dwa dni później. w zasadzie było jej strasznie głupio, że wtedy nie przyszła i spodziewała się, że będzie musiała tysiąc lat mu tłumaczyć, że pociąg jej się spóźnił, zanim przestanie się na nią fochać i tak dalej. toteż zapukała, owinięta szalikiem aż do nosa i z beretem zjeżdżającym jej nieco na tył głowy.

kompletnie się jej nie spodziewał, własciwie otworzył jej w bokserkach, bo własnie zamierzał wziąć prysznic, gorący i relaksujący, a tu zobaczył shopie i nici z jego planów.
- hm, cześć - mruknął chłodno, równie chłodno właśnie, jak mu się właśnie zrobiło, bo zimno do mieszkania wpuszczał przez otwarte drzwi.

zawsze mógł wziąć prysznic z nią, co nie byłoby takim złym powietrzem gdyby zwrócić uwagę na cholerny wiatr, przez który zmarzła do szpiku kości i wredny mały deszczyk też.
-maaartin-wyczuła tą wstrętną obojętność już w pierwszej chwili, w zasadzie sam sms ją zmartwił. mógł przecież żartować i wolała to sprawdzić. sprawdziła więc, żeby dojść właśnie do wniosku, że nie żartował-,-.-przepraszam! to znaczy-odwinęła szalik-że wtedy nie przyszłam, ale spóźnił mi się pociąg i dotarłam dopiero po 23.

- aha, jasne - powiedział, zamykając za nią drzwi. zmierzyl ją spojrzeniem od góry w dół, hej, tęsknił za nią, właśnie zdał sobie z tego sprawę i aż mu się niedobrze zrobiło na myśl, że mógłby tęsknić za jakąś dziewczyną. nie wstydził się tego, że jest w bokserkach, nie takiego już go widziała. - zamierzałem wziąć prysznic - czyli, że chciał pokazać, że mu przeszkadza w najważniejszej czynności w jego zyciu.

-to może pójdę?-spojrzała na niego z ukosa, z takim uroczym i niepewnym przy tym wyrazem twarzy. w sumie mogłaby się po nim różnych dziwnych rzeczy spodziewać. na przykład, że wywali ją z mieszkania, bo się obraził, albo, że ją zaraz przeleci. osobiście wolałaby tą drugą opcję, ale na razie nie wspominała o tym fakcie, nie chcąc go dodatkowo rozdrażnić albo rozwścieczyć albo coś tam-bo wiesz-splotła dłonie-jak ci przeszkadzam, to powiedz...

- hm, może to dobry pomysł - zgodził się, wbrew sobie, swojej męskości, swojemu pragnieniu, swojemu myśleniu, swojemu wszystkiemu, prócz honoru, bo honor akurat krzyczał razem z jego dumą, żeby ją własnie wywalić za drzwi. ale po chwili, wbrew już serio wszystkiemu, a zgodnie z potrzebami, podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy, delektując się jej perfumami, w ogóle nią. czyli, że czuł się rozdarty ;c.

-oh, jezu,martin-jęknęła, prosto w jego szyję, czy cokolwiek, na poziomie czego akurat znajdowała się jej twarz i go objęła, będąc rozdartą niemniej, mniej więcej pomiędzy niego a liama, którego uwielbiała jednakowo,ale nie była juz pewna co do swojej do niego, że tak powiem, miłości. w zasadzie nie była pewna niczego oprócz tego, że była idiotką, głupią skończoną idiotką, rozchwianą emocjonalnie naiwną kretynką nieświadomą własnych potrzeb, a nawet jeśli, to zupełnie nie mającą pojęcia o idących za nimi obowiązkach! wow, przerażam samą siebie-martin, tęskniłam.
w zasadzie sama nie wiedziała po co to mówi. przecież wiedział.musiał wiedzieć!

- ja też tęskniłem - szepnął i poczuł, jak po plecach przechodzą go miłe dreszcze, takie cieplutkie, że od razu i jemu zrobiło się cieplej. tłumaczył sobie, że tęsknił, bo szopi jest jego przyjaciółką, no ale dobra, czy przyjaciół przytula się w ten sposób, będąc jedynie w bokserkach? pocałował ją w skroń, chociaż nie wiem, czy pocałunkiem można nazwać przejechanie po tej skórze wilgotnymi wargami.

-przepraszam!-starała się nie rozkleić i nawet nieźle jej szło,jeśli wziąć pod uwagę to, że zaciskała oczy najmocniej jak mogła. nie wiedziała nawet do końca za co przeprasza. czy za to, że nie przyszła, czy za to, że w ogóle chciała przyjść, czy za to, że się o niego martwiła chociaż przecież nie powinna, bo to tylko przyjaciel, czy za to,że nie umiała mu jednoznacznie powiedzieć co do niego czuje czy jeszcze za tysiąc innych rzeczy. w kazdym razie wtuliła się w niego mocnomocno i nie chciała go puszczać. nigdynigdy;c

gładził ją lewą ręką po plecach, a prawą odgarnął jej włosy ze swojej twarzy, żeby nie było za romantczynie, bo wchodziły mu do nosa xdxd.
- niby za co, hm? - zapytał, bo był ciekawy czy będzie potrafiła mu udzielić odpowiedzi czy tylko tak sobie gadała. on, na przykład, nie miał pojęcia za co go przepraszała. tą ręką, którą trzymal na jej pleckach, zjechał na tyłek.

pociągnęła nosem, ale go nie osmarkała xd!
-nie wiem, chyba za wszystko-pokiwała głową, odsuwając się od niego na te pięć centymetrów, bo zaczynało jej już trochę brakować powietrza, biedna znerwicowana i podduszona sophie. nie mniej jednak jego ręka na jej tyłku śmiesznie wpłynęła na sofjowe hormony, które zaraz zaczęły buzować ; d